Rozdział dwudziesty piąty

2.9K 177 16
                                    


Równo o dwunastej stanęłam przed drzwiami głównymi do gabinetu dyrektora. Zapukałam trzy razy w mosiężne drzwi, po czym weszłam do środka. Gabinet był pusty. Na biurku jak zwykle znajdowały się różne srebrne instrumenty i jakieś papiery. Obok mebla siedział Faweks. Nie wyglądał najlepiej, pióra odstawały mu w rożne strony. Niby nic wielkiego, ale jednak.

- Witaj Meghan! - usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Dumbledore.

- Dzień dobry, psorze - uśmiechnęłam się do staruszka.

- Myślę, że pierwsze zdanie z mojego listu choć trochę wytłumaczyło ci nasze spotkanie - dyrektor usiadł za swoim biurkiem, a mi wskazał fotel naprzeciw.

- Nie do końca - przyznałam i zaczęłam bawić się rękami.

- Twoje bolące ataki karku, kontakt z Voldemortem - wytłumaczył.

- No tak - szepnęłam cicho.

- Siedziałem nad tym dość długo wraz z profesorem Snapem, ale wreszcie znalazłem sposób zapobiegnięcia temu. Okumulencja nie pomoże, to jest... - skrzywił się odrobinę mężczyzna. - inna sprawa... Pogrzebałem trochę w magi zapomnianej, jak ja to nazywam i znalazłem. Dokładniej zaklęcie, które złagodzi twój ból.

- Zaklęcie? Istnieje zaklęcie na coś takiego? - podniosłam lewą brew do góry.

- Zaklęcie to zostało... Zostało zapomniane - dyrektor zaczął bawić się włosami swojej brody, co wyglądało komicznie.

- Skoro TO zaklęcie uśmierza ból to dlaczego nie stosują go uzdrowiciele w szpitalach i takich innych typu sprawach? - założyłam nogę na nogę, a Dumbledore podstawił mi pod nos ciasteczka.

- Zaklęcie ma skutek uboczny.

- W jakim sensie? - zapytałam przegryzając ciastko owsiane, które swoją drogą było pyszne.

- Z każdym użyciem organizm jest coraz bardziej osłabiony, co nie wróży dobrze. Jesteś wyczerpana, jak po ataku, ale bez bólu - Dumbledore wstał i zaczął się przechadzać po gabinecie.

- Jak brzmi to zaklęcie? - wymamrotałam po dłuższej chwili ciszy.

- Exitus.

- Exitus - powtórzyłam. - A jaki..

- Ruch różdżką? Do tego zaklęcia nie potrzeba różdżki. Tu liczy się siła umysłu - powiedział tajemniczo profesor.

- Jak to siła umysłu? - zdziwiłam się.

- Musisz skupić się tylko i wyłącznie na tym jednym, jedynym słowie. Exitus. A ból odejdzie. Jednakże będziesz zmęczona bardziej, niż kiedykolwiek, możliwe też są inne skutki uboczne, lecz nie są mi one znane. Wtedy od razu musisz położyć się do łóżka i czekać, aż zmęczenie minie. Inaczej może się to dla ciebie źle skończyć...

~*~

Czas leciał nieubłaganie. Zanim się obejrzałam minęły dwa tygodnie, podczas których uczyłam się, pomagałam Harry'emu, chodziłam na spotkania do Starego Ślimaka i treningi Quidditcha. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze spotkania z Malfoy'em, który za każdym następnym był... Był coraz bardziej podenerwowany. Jego zachowanie zmieniało się cały czas, co nie było normalne.

- Hej Meg! - chłopak podszedł do mnie i objął w tali, szybkim ruchem jednak pozbyłam się jego dłoni.

- Cześć Blondi! - uśmiechnęłam się do roztrzepanego Dracona. Jego marynarka była w dość dziwnym ułożeniu. Jedna z nogawek spodni jakimś cudem znajdowała się wyżej niż druga, a do tego dwie różne skarpetki. - Tornado po tobie przeszło? - zapytałam próbując powstrzymać się od śmiechu i jeszcze raz przyjrzałam się jego strojowi.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now