Rozdział pierwszy

8.9K 438 342
                                    



Po wizycie Dumbledore udałam się z rodzicami na ulicę Pokątną, aby zakupić potrzebne mi rzeczy do szkoły. Przemierzałam ulice podziwiając wszystkie te niesamowite rzeczy, o których istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia.Podziwiałam sklepy z latającymi miotłami, nietypowymi zwięrzetami, księgarnie i tym podobne. Po zakupieniu książek, kociołka i szat udaliśmy się z rodzicami po sowę.

Dyrektor wytłumaczył nam, że sowy są odpowiednikami naszych gołębi pocztowych, więc jeśli komuś chcemy coś powiedzieć, piszemy list, który następnie dajemy sowie, a ona leci dostarczyć go odbiorcy. Wybór był naprawdę ogromny, ale moją uwagę przykuła śnieżnobiała sowa. Stwierdziłam, że to ją właśnie chcę. Rodzice zapłacili za moje nowe zwierzątko, które nazwałam Shinga. Nie wiem dlaczego, ale podobało mi się to imię.

Skierowaliśmy się do Olivandera po różdżkę. Sprzedawca był bardzo miły i nie krzyczał, kiedy różdżki rozwalały sterty książek czy lampy. Po długich poszukiwaniach zmalazłam ją, a raczej to ona odnalazła mnie - giętka, osiem i pół cala, wierzba, włos z głowy Wili.

Po powrocie z zakupów pozostałe dni spędzałam na lekturze próbując jak najwięcej dowiedzieć się o magicznym świecie, do którego miałam zaraz wkroczyć. Próbowałam również rzucić kilka podstawowych zaklęć, bardzo się cieszyłam kiedy mi wyszły.

~*~

Obudziłam się bardzo wcześnie. Z przejęciem wykonywałam wszystkie poranne czynności, które dzisiejszego ranka sprawiały mi problem. Stojąc przed lustrem powtarzałam sobie: "Meghan dziś zaczynasz nowe życie, postaraj się wkroczyć w nie jak najlepiej."

Cudem wcisnęłam w siebie kilka kęsów kanapki z pomidorem i sałatą, nie mogłam nic wcisnąć z powodu stresu dzisiejszym dniem. Kiedy wyjechaliśmy z domu zegar wskazywał dwadzieścia siedem minut po dziewiątej. Jazda samochodem jeszcze nigdy nie była dla mnie tak krótka jak dziś, nim się obejrzałam stałam między peronem dziewiątym i dziesiątym.

- Pamiętaj, że bardzo cię kochamy skarbie - powiedziała moja mam całując mnie w czoło.

- Pisz jak najczęściej, co u ciebie słychać i w ogóle - dodał tata i przytulił mnie mocno. Pomachałam im biorąc głęboki wdech wbiegłam w ścianę.

Moim oczom ukazał się peron, zwykły peron, tylko że dziewięć i trzy-czwarte. Ruszyłam w stronę pociągu, musiałam się jakoś do niego załadować. Cofnęłam się odrobinę do tyłu przed jakimś mężczyzną, który nie miał zamiaru zmieniać kierunku swojej drogi i wpadłam na kogoś. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się piegowata twarz z czekoladowymi oczami i ruda czupryną.

- Przepraszam, nie chciałam - wyjąkałam.

- Spokojnie - powiedział chłopak, a zaraz obok niego pojawił się taki sam. Obaj uśmiechali się od ucha do ucha.

- Gdzie twoi rodzice?

- Chyba nie zatachasz tych bagaży sama? - mówili jeden po drugim kończąc swoje myśli.

- Zostali po tamtej stronie - odparłam.

- Pomożemy ci - powiedział jeden i chwycił mój kufer, a drugi resztę, mi została klatka z sową.

- Jak ci na imię? - zapytał ten, na którego wpadłam.

- Meghan - przedstawiłam się.

- Fred! George! Gdzie wyście się podziewali?! - krzyknęła jakaś kobieta.

- Pomagaliśmy Meghan - powiedzieli równocześnie.

- Dzień dobry - przedstawiłam się.

- Witaj kochaniutka - kobieta posłała mi ciepły uśmiech. - Pomóżcie jej wnieść te ciężkie walizy do pociągu i wróćcie tu jeszcze, mam wam kilka zasad do przedstawienia na ten rok szkolny.

- Dobrze, mamo - odparli. Tak jak powiedzieli pomogli mi wnieść bagaże do pociągu. Kiedy zobaczyłam na pierwszy rzut oka pusty przedział odezwałam się:

- Tutaj będzie dobrze, dalej dam sobie radę - chłopcy postawili bagaże przed wejściem.

- Do zobaczenia, Meg - powiedzieli posyłając mi szerokie uśmiechy, a jeden poczochrał mi moje brązowe włosy.

Otworzyłam drzwi przedziału i dopiero wtedy zobaczyłam siedzącego tam chłopaka.

- Hej, mogę tutaj usiąść? - zapytałam.

- Jasne - odparł i pomógł mi umieścić bagaże na odpowiednim miejscu.

- Jestem Meghan - przedstawiłam się.

- Harry - usadowił się na siedzeniu.

Podróż mijała spokojnie, od czasu do czasu zamienialiśmy z Harry'm kilka słów, bardziej byliśmy jednak skupieni na podziwianiu widoków za oknem, lecz wtem drzwi naszego przedziału się otworzyły.

- Hej! Ktoś tu u was jeszcze siedzi? Wszędzie jest wielki tłok - w drzwiach stał rudowłosy chłopak, miałam wrażenie, ze widziałam go już wcześniej, prawdopodobnie był to brat bliźniaków.

- Siadaj z nami - powiedział Harry, a chłopiec klapnął obok mnie.

- Jestem Ron, Ron Weasley - przedstawił się.

- Meghan Roger - uśmiechnęłam się.

- To tobie pomagali Fred i George! - zaczął się śmiać. - Lepiej na nich uważaj, są strasznymi żartownisiami - ostrzegł mnie, a potem spojrzał na Harry'ego. - A ty?

- Harry Potter.

~*~


Kiedy Ron przypomniał sobie, że ma w kieszeni swojego szczura położył go obok mnie, na co pisnęłam z przerażenia. Bałam się gryzoni. Chłopak jednak zapewnił mnie, że Parszywek nic mi nie zrobi, bo jest leniwa klucha, która by tylko spała i jadła.

Drzwi naszego przedziału otworzyły się ponownie i stanęła w nich dziewczyna o brązowych, puszystych włosach.

- Widzieliście ropuchę? Nevaille zgubił swoją - przeleciała po nas wzrokiem dokładnie się przyglądając.

- Nie widzieliśmy jej - odparłam.

- Co czarujecie? - utkwiła wzrok w różdżce Rona.

- Zmieniam kolor szczura - odparł rudzielec i wypowiedział długa formułkę, któta jedynie sprawiła, że wypłynęło kilka iskier. - Fred i George mówili, że to działa - żachnął się i oparł o siedzenie.

- To chyba nie jest prawdziwe zaklęcie - podniosła lewa brew do góry. - Jestem Hermiona.

Dziewczyna porozmawiała z nami jeszcze chwilę, a potem znowu poszła szukać zaginionej Teodory.

- Ale z niej bufon - mruknął Ron.

Podróż minęła nam na jedzeniu przekąsek z wózka, zrobiło mi się szkoda uczniów, którzy nie zdążyli nic kupić nim Harry wykupił wszystkie przekąski i kazał nam się częstować, bo sam nie zje tych wszystkich przysmaków. Ron opowiadał nam o Hogwarcie, to co opowiadali mu bracia, a głównie Fred i George, a my z Harry'm słuchaliśmy wszystkiego uważnie. 

- Załóżcie szaty, zaraz wysiadamy - Hermiona wpadła i wypadła do naszego przedziału tak szybko, że nawet nie zdążyłam powiedzieć "jasne".

Gdy pociąg zatrzymał się na stacji zostawiliśmy wszystkie bagaże i wyszliśmy na peron. Wysoki mężczyna wołał nas krzycząc "Pierwszoroczni do mnie!" Wzięłam więc kilka głębokich wdechów i ruszyłam na przód ku przygodzie.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now