Rozdział trzynasty

4.8K 241 53
                                    


Harry właśnie wyczołgał się z labiryntu ciągnąc za sobą nieżywego Cedrika. Wybuchło zamieszanie, wszyscy zaczęli biegać i krzyczeć. Moody odciągnął Pottera od ciała puchona. To wszystko wyglądało okropnie. Mimo iż Cedrik nie był jakimś super gościem i miałam z nim trochę problemów, zrobiło mi się naprawdę smutno.

Voldemort wrócił do żywych, odrodził się. Szkołę pogrążył smutek, niewielu jednak twierdziło, że Czarny Pan powrócił. Harry leżał w szpitalu, a my wszyscy siedzieliśmy wokół niego. Do skrzydła szpitalnego wszedł Dumbledore.

- Mam złą wiadomość - przeleciał wzrokiem po wszystkich i zatrzymał się na mnie. - Meghan, twoi rodzice i siostra nie żyją. Nad waszym domem znajduje się Mroczny Znak. Przykro mi - powiedział staruszek.

- Meg - Fred podszedł do mnie i chwycił moja trzęsąca się dłoń. Ja jednak ją wyrwałam. Wybiegłam z pomieszczenia o mało nie wywracając się przy tym.

Po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy rozpaczy. Nie widząc praktycznie nic dotarłam na wieżę astronomiczną. Usiadłam na parapecie i podkuliłam nogi. Co się ze mną teraz stanie? Gdzie zamieszkam? Trafię do domu dziecka? Sierocińca? A może zostanę w Hogwarcie? Te myśli krążyły mi po głowie.

- Meghan - usłyszałam cichy, tak dobrze znany mi szept. Fred zaczął powoli do mnie podchodzić. Kiedy stanął obok mnie, zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Chłopak posadził mnie u siebie na kolanach. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a on gładził moje plecy. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Myślę, że dość długo, bo po jakimś czasie zasnęłam w jego ramionach.

~*~

Obudziłam się. Obok mnie drzemał mój chłopak. Wstałam po cichu z łóżka nie chcąc obudzić Freda. Przeciągnęłam się i usiadłam na parapecie. Słońce mocno świeciło, wiał lekki wiaterek poruszający liśćmi drzew Zakazanego Lasu. Jednym słowem pogoda była piękna. Niestety moje wnętrze było całkowitym przeciwieństwem. Voldemort zabił moją rodzinę. Jaki miał w tym cel? Rozumiem, że nienawidzi mugoli i mugolaków, ale dlaczego akurat oni? Nie mógł obrać sobie za cel jakiejś rodziny na drugim końcu Anglii? Świata? Widocznie nie. Od dnia kiedy dowiedziałam się, że nie żyją minęły trzy dni. Fred nie odstępował mnie na krok. W sumie nie miał daleko, bo siedziałam w jednym miejscu. Dumbledore przydzielił mi osobne dormitorium do końca roku. Poprosiłam go o to. George codziennie przynosił nam jedzenie z Wielkiej Sali, którego i tak nie jadłam. Czasami odwiedzali mnie Harry, Ron i Hermiona.

Nagle mój spokój został przerwany. Ktoś pukał do drzwi. Znając życie George przyniósł jakieś smakołyki. Powlekłam się niechętnie do drzwi. Odchyliłam je leciutko, a moim oczom ukazał się dyrektor wraz z państwem Weasley.

- Dzień dobry panno Roger - przywitał się dziarsko Dumbledore.

- Dobry - mruknęłam i zaprosiłam ich do środka.

- Fred wstawaj w tej chwili! - pani Molly podbiegła od razu do rudzielca kiedy go zobaczyła i zaczęła nim potrząsać.

- Nie śpię, nie śpię - marudził i po chwili wstał przeciągając się. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, kiedy zobaczył dyrektora i swoich rodziców. - Hej - powiedział nieswojo.

- Skoro wszyscy są już przytomni przejdźmy do sprawy, która sprowadza tu naszą trójkę - staruszek machnął różdżką. Na podłodze pojawiły się trzy fotele, na których usiedli przybyli. Ja natomiast z Fredem usadowiliśmy się na łóżku. - Meghan od dzisiaj w wakacje opiekę nad tobą będzie miała rodzina Weasley'ów. Próbowałem się skontaktować z twoimi krewnymi lecz nikt nie chciał wziąć cię pod swój dach... Państwo Wesley - wskazał na dorosłych obok siebie siedzących. - zgodzili się przyjąć cię do siebie - skończył monolog i uśmiechnął się.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOnde as histórias ganham vida. Descobre agora