Rozdział dwudziesty

3.4K 196 10
                                    


Każdy lubi Święta Bożego Narodzenia. Rodzina zbiera się w jednym miejsce i świętuje. Szkoda, że ja tej rodziny nie mam. Został mi tylko i wyłącznie Robert, który miał przybyć na Grimmauld Place 12 jakieś dwie godziny temu. Siedziałam sama przy stole w kuchni czekając na kuzyna. Jakaś sylwetka pojawiła się w drzwiach. Odwróciłam szybko głową z nadzieją, że to on. Niestety stał tam tylko Moody. Spojrzałam na niego z zawiedziona miną.

- Na kogo czekasz? - usiadł na przeciwko mnie i wziął łyka ze swojej piersiówki.

- Na Roberta - upiłam łyk piwa kremowego.

- Roberta - powtórzył uśmiechając się mężczyzna. Pokiwałam głową. - Muszę ci się do czegoś przyznać, Meghan - spojrzał na mnie poważnie, a na mojej twarzy zagościło zdziwienie.

- Tak? - wyprostowałam się.

- Miałem Ci to powiedzieć w wakacje, ale... Ale nie wyszło - zaczęłam bawić się włosami. - Robert jest moim synem - zastygłam. - Czyli można powiedzieć, że jesteśmy rodziną.

- Cześć wszystkim! - w drzwiach pojawił się kuzyn.

- Mucha ci wleci jak nie zamkniesz buzi - powiedział Moody, a ja dopiero zdałam sobie sprawę, że moja szczęka prawie dotyka ziemi.

~*~

- Skąd wiesz, że on naprawdę jest twoim ojcem? - razem z kuzynem wyszliśmy na spacer. Moody zgodził się na to po długim czasie namów.

- Poszliśmy do Munga, a oni dali nam jakieś eliksiry i potwierdzili, że jesteśmy spokrewnieni - odparł szatyn i zgarnął trochę śniegu z maski jakiegoś samochodu. Bez wahania zrobiłam to samo i zaczęłam formować kulkę. Rodzinny tik. Musimy czymś zająć ręce.

Moje włosy po chwili były mokre. Oberwałam śnieżka w głowę. Nie mogąc zostać dłużna oddalam mu tym samym, los chciał, że oberwał prosto w nos i wyglądał jak klaun z białym nosem zamiast czerwonym.

- Dzięki - mruknął chłopak pozbywając się śniegu z twarzy. Nie czekając na chłopaka znowu zaczęłam formować śnieżkę i rzuciłam w niego trafiając w brzuch. - O nie! Nie wywiniesz się! - krzyczał. Zaczęłam uciekać, ale po chwili wielka sterta śniegu spadła na mnie.

- Ej to nie fair! Używasz czarów! - oburzyłam się, mordowałam wzrokiem chłopaka z różdżką w ręce.

- Kto powiedział, że nie wolno? - uśmiechnął się złowieszczo.

- Ja nie mogę, ty też nie możesz!

- Oj nie przesadzaj - powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją i z całej siły pociągnęłam. Robert wylądował twarzą w śniegu. Wstałam. - Nie żyjesz - podniósł się szybko i zaczęliśmy się śmiać.

~*~

Święta minęły w spokojnej atmosferze. Nim się obejrzałam ponownie byłam w Hogwarcie. Szłam korytarzem wracając z łazienki.

- Meghan! - odwróciłam się. Stanęłam jak wryta. Malfoy biegł w moją stronę. - Jak ci minęły Święta? - uśmiechnął się przyjaźnie.

- Eee.. Dobrze..? - powiedziałam niepewnie. - A tobie?

- Nawet dobrze. Idziemy się przejść?

- Jasne - ruszyłam za chłopakiem.

- Nie ufasz mi? - zmarszczył brwi. Nie wyglądał groźnie, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż coś mi mówiło, ze mam mu nie ufać.

- Nie do końca.

- Dlaczego? - na jego twarzy pojawił się prawie niezauważalny smutek.

- Trudno zaufać komuś kto od momentu poznania cię nienawidził, wyzywał...

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now