Rozdział dwudziesty dziewiąty

2.8K 178 14
                                    


Wiał zimny wiatr, który poruszał gałęziami drzew Zakazanego Lasu. Jedynym źródłem światła była latarenka, którą trzymał w ręce przerośnięty, sympatyczny facet. Niezbyt przyjemne myśli przelatywały mi po głowie tym bardziej, że było ciemno jak w piwnicy bez oświetlenia, a z każdej strony mógł wyskoczyć jakiś stwór i mnie pożreć. Do tego obok mnie szedł już prawie dorosły facet na trzęsących się nogach. Wszystko wskazywało, na to że to ja będę musiała wszystkich bronić w razie potrzeby.

- No więc za co wpadliście? - zapytał wesoło Hagrid i zarzucił kuszę przez ramię.

- Ten tępak napisał do mnie liścik na lekcji TRANSMUTACJI - podkreśliłam ostatnie słowo i spojrzałam na blondyna z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy.

- U McGonagall? Oszalałeś chłopie?! - zagrzmiał mężczyzna i pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Z ust Malfoy'a wyszedł tylko pomruk niezadowolenia, następnie spojrzał w stronę drzew.

- Czego tak właściwie szukamy, Hagridzie? - odezwałam się po dłuższej chwili milczenia.

- Włosów jednorożca - odparł.

- Znowu coś z jednorożcami? - westchnął Draco i przewrócił oczami.

- Nie marudź, Malfoy, musisz zebrać przynajmniej trzy pasma, w innym wypadku nie skończysz szlabanu! - warknął podenerwowany gajowy. - No dobra dzieciaki, rozdzielamy się.

- Ro-ro-zdzielamy..? - ślizgon zaczął się jąkać.

- Chyba nie tchórzysz, co? - podniosłam lewą brew do góry. Prawda jednak była taka, że sama się bałam i wolałam trzymać się razem.

- Oczywiście, że nie - burknął.

- Malfoy, ty idziesz z Kłem - zarządził olbrzym.

- Co?! Niby dlaczego akurat ja mam iść sam, i to z psem?! - oburzył się chłopak.

- Jesteś już prawie dorosłym facetem - Hagrid uderzył w najczulszy punkt arystokraty. Widziałam jak na jego twarzy maluje się wściekłość. Zawołał tylko psinę i poszedł drugą ścieżką.

Droga wraz z pogawędką mijała mi w przyjaznej atmosferze. Rozmawialiśmy tak jak przy herbatce w jego chatce gdy szłam tam z Harry'm, Ronem i Hermioną, tylko że bez herbatki. Znalazłam wyznaczoną ilość włosów, więc wróciliśmy do rozwidlenia, na którym rozstaliśmy się z Malfoy'em i czekaliśmy na sygnał.

Zaczynałam się martwić o blondyna. Nie było go od dłuższego czasu, nie dawał żadnego znaku po przez wystrzelone iskry.

Gdy tak siedziałam na jednym z korzeni i wypatrywałam jakiegokolwiek powiadomienia od chłopaka, a Hagrid nucił sobie jakąś piosenkę usłyszałam jakby ktoś biegł. Podniosłam się i zaczęłam wyglądać ślizgona, zauważyłam jedynie Kła.

- Hagrid, coś się chyba stało - wyjęłam różdżkę przed siebie.

- Meghan, kieruj się tamtą ścieżką! - wskazał na drogę. - Ja idę po Malfoy'a! - krzyknął i ruszył w stronę, z której przybiegł Kieł.

Biegłam w wyznaczoną stronę przez mężczyznę, kiedy coś przyszło mi do głowy. Spojrzałam w niebo.

- O nie, nie, nie nie... - spanikowałam. Pełnia. Przecież on jest wilkołakiem...

Zamiast uciekać ruszyłam za Hagridem. Musiałam coś zrobić. Przecież obiecywałem mu, że go nie opuszczę przez to kim jest. Biegłam ile sił w nogach, nie wiedziałam co zrobię gdy go znajdę, nie myślałam o tym, męczyło mnie sumienie.

Po kilkunastu minutach zwolniłam, brakło mi tchu, oparłam się o drzewo i zaczęłam powoli łapać oddech. Usłyszałam szelest. Wychyliłam się powoli lekko za drzewo, o które się opierałam. Modliłam się w duchu by to nie był on, choć przed chwilą tak bardzo chciałam go znaleźć. Nie było go tam. Wypuściłam powietrze z ulgą, odwróciłam się i zamarłam. Przede mną stał wilkołak. Przełknęłam głośno ślinę. Zrobiłam krok do tyłu. Drzewo. Jego pysk niebezpiecznie się do mnie zbliżał. Co miałam robić? Nie mogłam przecież rzucić na niego zaklęcia i go skrzywdzić, ale on mógł mnie zabić...

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang