toxic //reZigiusz

By hejremi

75.7K 3.4K 1.3K

Toksyczna przyjaźń. Toksyczna miłość. Toksyczne życie. (Wszelkie podobieństwa do innych książek są przypadk... More

Chapter one
Chapter two
Chapter three
Chapter four
Chapter five
Chapter six
Chapter seven
Chapter eight
Chapter nine
Chapter ten
Chapter eleven
Chapter twelve
Chapter thirteen
Chapter fourteen
Chapter fifteen
Chapter sixteen
Chapter seventeen
Chapter eighteen
Chapter nineteen
Chapter twenty one
Chapter twenty two
Chapter twenty three
Chapter twenty four
Chapter twenty five
Chapter twenty six
Chapter twenty seven
Chapter twenty eight
Chapter twenty nine
Chapter thirty
Chapter thirty one
Chapter thirty two
Chapter thirty three
Chapter thirty four
Chapter thirty five
Chapter thirty six
Chapter thirty seven
Chapter thirty eight
Chapter thirty nine
Chapter forty
Chapter forty one
Chapter forty two
Chapter forty three
Chapter forty four
Chapter forty five
Chapter forty six
Chapter forty seven
Chapter forty eight
Chapter forty nine
Chapter fifty
Chapter fifty one
Chapter fifty two
Chapter fifty three
Chapter fifty four
Chapter fifty five
Chapter fifty six
Chapter fifty seven
Chapter fifty eight
Chapter fifty nine
Chapter sixty
Chapter sixty one
Chapter sixty two
Chapter sixty three
Chapter sixty four
Chapter sixty five
Chapter sixty six
Chapter sixty seven
Chapter sixty eight
Chapter sixty nine
Chapter seventy
Chapter seventy one
Chapter seventy two
Chapter seventy three
Chapter seventy four
Chapter seventy five
Chapter seventy six
Chapter seventy seven
Chapter seventy eight
Epilogue
kilka słów ode mnie

Chapter twenty

1.3K 59 39
By hejremi

- Czy ciebie do reszty pojebało?! - wydarłam się na Remka, zaraz jak wyszliśmy po lekcjach na zewnątrz. Nie odzywałam się do niego przez cały dzień, więc teraz musiałam dać upust swoim emocjom. - Zaraz cała szkoła będzie myślała, że jesteśmy parą, przemyślałeś to w ogóle?! - mówiłam podniesionym tonem, patrząc na niego cały czas wzrokiem pełnym wyrzutów, jednak on nadal nie odpowiadał. Spoglądał tylko gdzieś za mnie, co w końcu zaczęło mnie irytować, więc postanowiłam się obrócić i zorientowałam się, że Michał, Szumi i Stuart przysłuchiwali się temu co mówię, na co przywaliłam sobie otwartą dłonią w twarz. 

- Wy? I związek? No chyba nie - Michał spojrzał na nas obydwoje z rozbawieniem, a Stuart i Szumi już dawno umierali ze śmiechu. Głośno westchnęłam, przewracając oczami, po czym zostawiłam ich przed szkołą, ruszając w stronę domu. Słyszałam jeszcze jak mnie wołają, jednak nie zwracałam na to uwagi i szłam przed siebie. 

W połowie drogi jednak zawróciłam w stronę parku. Zmierzając tam, wyciągnęłam telefon z kieszeni i zrobiłam to, do czego próbowałam się przekonać od kilku dni. 

Napisałam do Dezego. 

      Marcelina:  "Za dziesięć minut w naszym miejscu" 

I nie czekając na nic, ruszyłam tam. 

Usiadłam na naszej ławce, na której spędzaliśmy kiedyś razem każdą wolną chwilę i delikatnie przejechałam palcami po małym serduszku, wyrytym na jej oparciu. 

- Myślałem, że już nigdy się do mnie nie odezwiesz - usłyszałam nagle jego głos za sobą i odwróciłam głowę w jego stronę, mierząc go wzrokiem. Wyglądał tak, jak gdy widziałam go ostatnim razem - oczy podkrążone ze zmęczenia, stale smutny wyraz twarzy, a do tego wychudzone ciało, tak jakby się głodził. Zmienił się. 

Razem usiedliśmy na ławce i odwróciłam się do niego przodem, aby spojrzeć mu w oczy. Co prawda, nie wiem co on znów robi w Polsce, nie wiem, dlaczego przekonałam się do tego, aby się z nim spotkać i nadal nie wiem, co nim kierowało wtedy.  Ale chyba jestem tu po to, aby się tego dowiedzieć. 

Gdy Dezy chciał już znów zacząć mnie przepraszać, położyłam mu palec na ustach, sugerując, aby na razie nic nie mówił.

-  Fajnie tak było wyjechać na drugi koniec świata, nikomu nic o tym nie mówiąc, zmieniając numer, nie dając nawet pieprzonego znaku życia i na dodatek zostawiając swojego, umierającego brata? - zaczęłam po chwili ciszy, dość spokojnym tonem, jak na mnie. Z drugiej jednak strony, miałam ochotę się na nim wyżyć, za ten okres, w którym użalałam się nad sobą, bo myślałam, że naprawdę mnie kochał, a tu dupa. Wyjechał sobie, tak po prostu. 

Tak po prostu. 

- Nie zostawiłem go umierającego - odezwał się nagle, po dłuższej ciszy, a ja spojrzałam na niego, jak na idiotę. Przecież wiem co się stało i nikt mi do cholery nie wmówi, że było inaczej. - Dzień przed moim wyjazdem do Stanów, zadzwonili ze szpitala, że wybudził się ze śpiączki i czuje się jak dziecko szczęścia. Codziennie gadałem z nim, dopóki tu nie wróciłem - opowiedział, cicho wzdychając na koniec, ale ja nadal miałam chęć zamordowania go. 

- Więc dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, trochę bardziej poddenerwowana. Miałam ochotę zacząć płakać i krzyczeć na niego w tym samym czasie.

- Zrobiłem to, bo nadal cię kocham, a nie chciałem, żeby coś ci się stało. Jestem świadom tego, że przeze mnie cierpiałaś, ale nie miałem innego wyboru - zaczął się tłumaczyć, ale przy "nadal cię kocham" przestałam go już słuchać. To co mówił, wydawało mi się po prostu śmieszne.

- Wiesz co? Mam tylko jedną prośbę - zaczęłam, spoglądając mu niepewnie w oczy i biorąc głęboki oddech. - Zostaw mnie już - mruknęłam, szybko unosząc ręce w górę, gdy chciał za nie złapać i wstając z ławki. Spojrzałam na niego ostatni raz, dostrzegając jego zrezygnowany wyraz twarzy i pośpiesznie ruszyłam w stronę wyjścia z parku. 

Czemu musiałam wpaść na tak zjebany pomysł, jak spotkanie z nim? 

Nie byłam nawet w połowie drogi, a z nieba zaczęły spadać małe kropelki wody. Myślałam, że trochę pokropi i znów wyjdzie słońce, więc szłam tak samo wolno, jak wcześniej, ale pomyliłam się. Po pewnym czasie zaczęło lać, a ja nie miałam nawet głupiego kaptura. Czułam, jak mój telefon, schowany w trochę przemoczonej już kieszeni spodni zaczyna wibrować. 

Byłam pewna, że to Karol, Remek, albo ktokolwiek inny, próbujący się do mnie dodzwonić i dowiedzieć, czy przypadkiem nie wracam w tym deszczu do domu, co właśnie robiłam, ale nie odbierałam od nich. Było już blisko, więc nie chciałam, żeby męczyli się z szukaniem mnie po ulicach. 

Zaczynało mi się już robić trochę zimno, gdy nagle auto przejeżdżające obok z dużą prędkością, chlapnęło na mnie wodą z kałuży i nie dość, że teraz byłam już cała mokra, to telefon jak na zawołanie nagle przestał wibrować. 

Zajebiście, jeszcze tylko tego brakowało.

Do domu wróciłam jakieś piętnaście minut później. Woda praktycznie spływała ze mnie strumieniami i cała trzęsłam się z zimna. 

Usłyszałam, jak z kanapy zrywa się Kerel, po czym biegnie szybko do szafy, po jakiś ręcznik i wraca, aby mnie nim okryć. 

- Idź się szybko przebierz w coś suchego, a ja zaraz zrobię wam herbaty - rzucił Kerel i powędrował do kuchni, a ja tylko zmarszczyłam brwi. 

Nam? 

Odwróciłam się za siebie, myśląc, że może ktoś wszedł do domu zaraz za mną, ale nikogo tu nie było. Lekko zdezorientowana powędrowałam do swojego pokoju, aby znaleźć jakieś ubrania, a gdy chciałam już otwierać szafę, kątem oka zorientowałam się, że na moim łóżku śpi Remek. Nie chciałam go na razie budzić, więc po cichu powędrowałam do łazienki, gdzie się przebrałam, a po chwili do mojego pokoju przyszedł Kerel, z dwoma kubkami herbaty. Poczochrał mnie po głowie, lekko się uśmiechając, a gdy chciał już się odwrócić nagle strasznie głośno zagrzmiało, na co Remek momentalnie się przebudził, a po jakimś czasie pojawiło się kilka błysków i magicznie w całym domu zgasły światła oraz wszystkie elektroniczne sprzęty. 

- No niee, a miałem taką ochotę na makaron.. Kurde, mogliśmy zainwestować w kuchenkę gazową - westchnął Karol, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - No nic, na kominku w salonie są świeczki i zapalniczka, gdybyście ich potrzebowali, a ja jadę na chwilę do Sylwii, bo czegoś potrzebowała - poinformował, zerkając na nas oboje, gdy na zewnątrz znowu pojawiło się parę błyskawic, po czym zniknął za drzwiami. 

Kiedy zostaliśmy sami w domu, postanowiłam razem ze swoją herbatą powędrować do salonu. Przez połowę drogi zabiłam się prawie pięć razy, jednak za każdym razem, jakimś cudem ratował mnie Remek. 

Nie wiem, jak on to robi, że cały czas jest obok. Serio. 

Zapaliłam obie świeczki, po czym razem z Remkiem usiadłam na kanapie. 

- Nadal jesteś zła? - spytał po dłuższej chwili Remek, przerywając ciszę, która była pomiędzy nami. 

- W zasadzie to przeszło mi już - stwierdziłam, wzruszając ramionami i dostrzegając, że na jego twarzy pojawia się ulga, co trochę mnie rozbawiło. 

Właściwie, to przez większość czasu siedzieliśmy w ciszy, tak jakby skończyły nam się totalnie tematy do rozmów.

A jednak jakiś się znalazł.

- Remek, chyba.. chyba musimy o czymś porozmawiać - zaczęłam niepewnie, opierając się o oparcie kanapy i spoglądając mu w oczy, które lekko się mieniły w blasku ognia. Remek nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, unosząc brwi, co trochę mnie zestresowało. - Bo.. głupio mi to mówić, ale ostatnio.. jakoś dzi.. - przerwałam, ponieważ nagle rozdzwonił się jego telefon, który po chwili namysłu odebrał. Trochę mi ulżyło, że nie muszę z nim o tym teraz rozmawiać. Dziwnie się z tym czuję. 

- ..Nie, przejdę się, nie mam daleko.. Kaptur mi wystarczy.. - słysząc to, spojrzałam za okno, orientując się, że nadal okropnie leje, a na dodatek jest ciemno jak w dupie. Nie ma mowy, nie pozwolę mu wracać w takich warunkach do domu. 

W momencie, gdy Remek chciał się już rozłączać, poderwałam się z kanapy, podchodząc do niego szybkim krokiem i wyrywając mu telefon z ręki. 

- Mogę go przenocować, nie ma problemu - rzuciłam szybko, mając nadzieję, że mama Remka jeszcze się nie rozłączyła. 

Kiedy do moich uszu dobiegł jej ciepły głos mimowolnie się uśmiechnęłam. 

- ..W takim razie bardzo się cieszę! - zawołała, cicho chichocząc. - A, właśnie. Macie jakieś prezerwatywy w domu, prawda? Bo wiesz, ja nie chcę być jeszcze bab.. 

- Co? Ale my się tylko przyjaźnimy.. - przerwałam jej, zerkając na Remka z lekkim zaniepokojeniem, na co ten tylko schował twarz w dłonie, wzdychając, a po chwili zabierając mi swój telefon. 

 - Mamo, nie musisz się o nic martwić, jestem dużym chłopcem, no cześć - na koniec usłyszałam tylko stłumiony chichot jego mamy i połączenie zostało przez niego zakończone. 

Nigdy bym się nie spodziewała sugerowania tego, między mną i Remkiem, po tej kobiecie. Naprawdę ją lubię i znam od dłuższego czasu, ale serio, to było dziwne. 

Po chwili Remek rzucił swój telefon gdzieś na kanapę, po czym spojrzał na mnie z lekko nerwowym uśmiechem. 

- Wszystko w porządku? - spytałam niepewnie, podchodząc bliżej niego, jednak w tym samym momencie jego telefon znów zaczął dawać o sobie znać. 

- ..Tak, to ja.. - zaczął niepewnie Remek, zaraz po odebraniu telefonu. - Zaraz, co? A nie może mi pani powiedzieć teraz, co się stało?.. Dobrze, niedługo będziemy - po tych słowach rozłączył się i schował szybko telefon do kieszeni, patrząc na mnie niepewnym wzrokiem. 

- Co jest? - spytałam lekko zaniepokojona. 

- Dezy jest w szpitalu.

[...]

Jezu, miałam okropny problem ze skończeniem tego rozdziału, a do tego byłam na wakacjach dlatego też pojawia się on dopiero teraz :') Jest mi aż przykro z tego powodu XD 

Mam jednak nadzieję, że następny uda mi się napisać szybciej i, że ten nie był taki zły XD

Do następnego <3 

Continue Reading

You'll Also Like

133K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
9.4K 582 17
Nagłe wezwanie do jednostki nie mogło oznaczać zwykłych ćwiczeń, szkoleń i testów. Powrót do Miramar wzbudza pozytywne i negatywne emocje. Wiele wspa...
26.1K 1.7K 53
Świat okazał się inny. Był trudny, zmieniony i przerażający. Nie tego się spodziewali. Demony wcale nie zniknęły. Wciąż ich prześladują, są za nimi...
31.1K 1.1K 15
Zbiór krótkich imaginów z najlepszymi piłkarzami. cover by clementinefilms ©2022 by -OBESOPHOBIA