Lonely Hearts Club

By HelenaPisze

164K 26.5K 6.3K

Gabrielle lubi uwieczniać chwile, ale nie lubi uciekać przed wspomnieniami, co i tak robi cały czas. Lara lub... More

0. Autor nieznany [prolog]
1. Niespodzianka, wracam do twojego życia!
2. Tymczasem w ostatniej ławce
3. Pierwszy dzień wiosny
4. Nigdy nie ufaj dziewczynie, która zamawia hawajską
5. Moja codzienność nie jest szara, tylko ruda
6. Spojrzenie z drzewa
7. Kiedy nawet Layton Montgomery lepiej radzi sobie z miłością niż ty
8. Pewien wyjątkowo ciekawy segregator
9. Uczulona na świat
10. Przesadne akcentowanie liczby mnogiej
11. Ach, te ciemne oczy
12. Słowa uciekają mi z klatki
13. Nie sądziłam, że niektóre okna tak ciężko otworzyć
14. Nawet najodważniejsi mają koszmary
15. Wampiry boją się światła
16. Nie masz może na stanie wehikułu czasu?
17. Urządzam najlepsze imprezy, zwłaszcza dla siebie i swojego laptopa
18. Zdmuchnięta świeczka
19. Sentymentalna podróż w dół ulicy
20. Najserdeczniejsze pozdrowienia
21. Trudno zastrzelić kogoś z tak bliska
22. Pozdrowień ciąg dalszy
23. Przypomnę ci, kim jesteś
24. Przejażdżka autobusem może być bardziej emocjonująca niż rollercoaster
25. Wyrzucanie balastu
26. Porwania i inne atrakcje na obiedzie
27. Podrywam prawie tak dobrze jak ty
28. Tego nie mogę przegrać
29. Jestem imprezowiczką, zaufaj mi
30. Kopciuszek ucieka, by tańczyć fokstrota i wywoływać skandale
31. Nie wyrzuć za wiele balastu
32. Uwielbiam rozmowy przy porannej kawie
33. Nie tylko ty masz dzisiaj zły dzień, Lara
34. Tylko ona chciałaby być na miejscu Atlasa
35. Widowisko miesiąca
36. Dumnie i majestatycznie niczym chmury przysłaniające szarość nieba o świcie
37. "You're ripped on every edge, but you are masterpiece"
38. Mistrzyni olimpijska w przewracaniu oczami
39. Lara w krainie jednorożców + ogłoszenie
40. Nikt was nie usłyszy, nikt mnie nie ukarze
41. Urokliwe chwile z rodzeństwem w obliczu apokalipsy
42. Zawsze chciałam być ninja, albo przynajmniej Odlotową Agentką
43. Jednak to były materiały wybuchowe
44. Cóż, jak widać chłopak nie zawsze wybiera burżujkę
45. Tygrysek miał bardzo fajne życie
46. Gwiazdy są fałszem
47. Wy nie jesteście pudełkiem na pamiątki, uwierz
48. Ośrodek stalkerskich półkolonii w May River
49. Patrząc na dom swojej siostry
50. Piękni, młodzi i fałszujący
51. Eksperymentalna zabawa w burżuazję i inne atrakcje
52. Listy do wolności
53. Dosłownie wstrząsające atrakcje
54. Kanarkowa żółć!
55. Urodzona aktorka
56. Twarde lądowanie w rzeczywistości
57. Prawie całkiem zupełnie idealnie
58. Papier i skóra
59. Momenty z edycji limitowanej
60. Cukierek albo thriller
ankieta z okazji połowy
61. Moje serce jest jak obraz Picassa, moja głowa jak obraz Dalego
62. Mokre, zimne rzęsy i psychotyczne uśmiechy
63. Lara zostaje psychologiem, a Anselm fryzjerem
64. Nikt nie spodziewał się burżujskiej inkwizycji!
65. Czy superbohaterki zawsze wygrywają?
66. (nie do końca) Lonely Hearts Club cz. 1
66. (nie do końca) Lonely Hearts Club cz. 2
67. Niecodziennie piękna codzienność
68. Przedświąteczna euforia w May River
69. Randki, kąpiele w jeziorze i surrealiści
70. Marzenia ratują życie wędrowcy
71. Cuda bożonarodzeniowe
72. Sztuczne ognie i prawdziwe słowa
73. Pierwszy dzień zawsze przynosi same pytania
74. Szara codzienność ma kolor twoich oczu
cotusięzadziało, czyli Wattys2016 i inne
75. Niebieskie oczy i złe przeczucia
76. Po to się urodziła
77. Obawiam się
78. Wszystko zaczyna znikać
79. Nadciągający sztorm
80. Nic nie będzie już takie samo
82. Migawki z deszczowych dni
83. Luty to miesiąc problemów
84. Gdzie wszystko zgubiłaś, Łucjo?
85. Najcieplejsza zima jej życia
86. Witamy z powrotem, Gabrielle!
87. Pograjmy w "prawda czy przyjaźń"!
88. Cisza po burzy
89. Wiosenny bukiet twarzy
p l a y l i s t a
90. Początkujący podróżnicy w czasie
91. Szkielety i domy płomyków
92. Zakamuflowana powaga w Prima Aprilis
93. Urodzinowe przejaśnienia
94. Łapiąc wiązki światła
95. Nawet oni bywają szczerzy
96. Zaskakujące konsekwencje mówienia za dużo
97. Burze piaskowe to zawsze zły znak
98. Najwyższy czas na prawdę [ale wciąż nie najlepszy]
99. "L" jak paradoksy
100. Potknięcie w otchłań
101. Dowody na cienkim papierze
102. Huragan szuka spokoju
103. Światła we mgle
104. Nie patrz w dół, dachowcu
105. Dni życiowych refleksji
106. Na prawdę bywa za późno
107. Lara Bonaparte i denne muzea
108. Dzieci z półmroku
109. Koniec tajemnic
110. Końce świata zawsze są w czerwcu
111: Okruchy mojej głowy
112. Testament z prawdy
informacyjka [to zniknie]
113. Budowanie mostów
114. Za słabe słowa
115. Zawilce
116. Ostatnie piosenki
117. Wiosna
118. Czymś znacznie, znacznie większym
Epilog
Podziękowania

81. Dryfowanie

1K 178 80
By HelenaPisze

[soundtrack zawdzięczacie neverquite_ i myloon, które przekonały mnie do Panic! At The Disco jakoś niedawno.]

LARA

― Gabrielle Ethans. Człowiek, który zadzwonił do swojego crusha o trzeciej w nocy tylko po to, by powiedzieć, że nie chce go dłużej męczyć ― zapowiedziała Lara na widok nadchodzącej przyjaciółki.

Briel skruszona pokiwała głową, Esme zachichotała cicho, a ruda przewróciła oczami.

― A to mnie nazywają nielogiczną.

― Ech, przestań mi to ciągle wypominać, to było już pięć dni temu. Trudno uwierzyć, że jest już piątek ― zmieniła temat Gabrielle. ― Ten tydzień minął strasznie szybko.

― O, co to to nie ― zaprzeczyła stanowczo Lara. ― Nie zgadzam się. To był jeden z najgorszych tygodni mojego życia.

― No, to tak ― przyznała. ― Dla mnie to się tak zlało w jedno, każdy dzień był taki sam.

― Tak samo straszny i ciężki do przeżycia ― przytaknęła ruda.

Tutaj Lara wyjątkowo nie przesadzała, choć był to jeden z jej głównych nawyków. Widok Laytona sprawiał jej niemal fizyczny ból, na każdej lekcji wbijała wzrok w ławkę, ale jego głos i tak niszczył jej cały mechanizm obronny. Przyłapywała się na tym, że mimowolnie obserwowała jego włosy, tak znajomo niepoukładane, jego szczupłe dłonie, zarys jego twarzy, myśląc – „to wszystko, wszystkie jego najmniejsze cechy, jeszcze kilka dni temu była moja". Każde słowo wypowiedziane przez niego, każdy jego gest, każde wspomnienie jego imienia... to tak bardzo bolało, jak patrzenie na najukochańszy przedmiot leżący na dnie przepaści, bez szans na odzyskanie.

Jednak chociaż w ciągu dnia modliła się o jak najszybszy koniec lekcji, by wreszcie go nie widzieć ani nie słyszeć, by móc udawać, że on nie istnieje i nigdy nie istniał, najgorsze były noce. Leżała bezsennie na swoim skrzypiącym łóżku z ramą z pozdrapywaną różową farbą plakatową, wpatrując się przekrwionymi oczami w ciemność, wciąż na nowo c z u j ą c te wszystkie stracone chwile, te wszystkie zniszczone plany, a nade wszystkie – tysiące innych, lepszych rozwiązań tamtego problemu.

Prawdę mówiąc, każda opcja była lepsza niż zerwanie.

Mieli spędzić razem ferie zimowe. Obiecał, że będzie zabierał ją codziennie na łyżwy, a potem razem usiądą w parku, patrząc na bawiące się dzieciaki i pijąc przesłodzoną kawę. Chcieli wybrać się wiosną do pobliskiego miasteczka, gdzie mieścił się tandetny park rozrywki z całkiem niezłymi rollercoasterami. Chcieli napisać razem opowiadanie – razem wymyślaliby fabułę, ona by pisała. Chcieli wyprawić kolejne przyjęcie. Chcieli razem obejrzeć inne filmy Hitchcocka. Chciała pójść kiedyś do sklepu z książkami i kupić tyle, ile będą w stanie wynieść. Chciała mu podarować na urodziny ręcznie robiony prezent. Chciała uszyć przytulankę dla Rylana. Chciał uczyć ją w każdy weekend matematyki, chociaż oboje wiedzieli, że przebywając w jednym pomieszczeniu, żadne z nich nie jest w stanie skoncentrować się na nauce.

A teraz, wszystkie te plany, wszystkie te okruchy marzeń, które utrzymywały ich oboje przy życiu, które napędzały ich do działania – wszystko to pękło. Rozpadło się, spaliło się, zniknęło. I nigdy nie wróci.

Łzy napłynęły jej do oczy na samą myśl, chociaż myślała, że w nocy wypłakała wszystkie.

Miała wrażenie, jakby od dłuższego czasu powoli traciła kontrolę nad swoim życiem. Wszystko pomału wyślizgiwało jej się z rąk, nie mogła nic w nich utrzymać, nie miała najmniejszego wpływu na falę destrukcji, która nadpłynęła z daleka. Jednak fala uderzyła w nią bezpośrednio dopiero w niedzielę w nocy, zabierając jej to, co kochała najbardziej. Od tego momentu dryfowała, nadal oszołomiona, w całkowitej ciszy.

Pozwalała Gwardii, Esme i Briel się sobą opiekować. Pozwala im poprawiać sobie humor kiepskimi żartami, filmami oraz małymi gestami, małymi, lecz o tak wielkim znaczeniu. Robili wszystko, żeby jej pomóc, a ona, choć było to kompletnie nie w jej stylu, zezwalała na traktowanie się jak bombę zegarową, jak nieporadne dziecko. Poddała się prądowi, płynęła wraz z nim bezwładnie, po raz pierwszy od dawna nie stawiając niczemu ani nikomu oporu. To było tak dziwne uczucie, po prostu b y ć. Nie być Larą Lockwood, nie być t ą dziewczyną, nie być przywódczynią, nie być s o b ą. Po prostu b y ł a, i nic ponadto. Wykonywała wszystkie czynności niezbędne do życia, uczyła się, odrabiała stosy zadań domowych, chodziła do szkoły. Jednak czasami, kiedy siedziała w swoim pokoju, przy biurku, czuła, jak ogarnia ją ta straszna bezsilność, taka szarość, stan podobny do snu, ale jednak zupełnie inny, przerażający. Wtedy nie potrafiła zrobić nic poza bezwładnym leżeniem. Nie spała – wpatrywała się tylko w przestrzeń, jej głowy nie nękały żadne myśli. Po prostu... i s t n i a ł a.

Każdy dzień wydawał się coraz bardziej pozbawiony sensu.

Nie miała już siły, na nic. Nawet najmniejsza czynność wydawała się tak wyczerpująca, a co dopiero prawdziwe życie. Straciła z oczu cel, prawie nic już nie czuła, oprócz tej bezsilności. Jedyną emocję stanowił ból, który odczuwała na widok Laytona.

Jednak istniała jedna motywacja, coś, co sprawiało, że próbowała odzyskać przynajmniej pozory swojej osobowości. Strach w oczach jej przyjaciół, kiedy patrzyli na nią – tylko to sprawiało, że podnosiła się z tej podłogi, że wymuszała uśmiech, że szła dalej mimo tego ogromnego, obezwładniającego zmęczenia. Chociaż stanowiło to dla niej gigantyczny wysiłek, żartowała swoim normalnym tonem, pomagała im, rozmawiała z nimi o nich, nie o sobie, oglądała filmy wieczorami, pisała na Messengerze – robiła to wszystko, co robiłaby normalna Lara.

Upadała, ale oni nie pozwalali jej upaść do końca. Chociaż jej serce, dusza i ciało wydawało się tak zmęczone, nie marzyła o niczym poza zwinięciem się na podłodze, zapadnięciem w sen, to jednak nie miała na tyle siły, by wyrwać się z ich objęć, by zbuntować się przeciwko ich opiekuńczości.

― Lara, znowu odpłynęłaś ― zwróciła jej delikatnie uwagę Gabrielle. Ruda potrząsnęła głową.

― Masz rację, wybacz. O czym to mówiłyśmy? ― zadała pytanie, po czym sama na nie odpowiedziała: ― Ach tak, o tobie i Cadzie. Nie rozmawiałaś z nim dzisiaj, prawda?

Czuła się, jakby grała rolę, rolę samej siebie. Jakby udawała dziewczynę, którą kiedyś była, dziewczynę, którą p o w i n n a być.

― Nie ― potwierdziła Briel. ― Ale zwykle mówi mi „cześć" i wymieniamy parę zdań. To spora ulga po tym nieodzywaniu się do siebie.

― Myślę, że jednak dobrze zrobiłaś ― oceniła Lara. ― To znaczy, naprawdę, m o g ł a ś odpuścić sobie budzenie go o trzeciej rano...

― Tak, wiem, to było bez sensu...

― Ale poza tym dobrze zrobiłaś. Przekazałaś mu kontrolę nad całą sytuację, a tego było trzeba. Tak, ostatecznie jakoś udało ci się względnie wyplątać.

Gabrielle uśmiechnęła się słabo.

― Wiesz, z tobą jest ten problem, że jesteś tak strasznie uparta. Właściwie, to nieważne, co powiem ja, co powie Es, Haider, Elly, rodzice, ktokolwiek – jeśli czujesz, że coś powinnaś zrobić, to zawsze to zrobisz. Po prostu nie da się ciebie powstrzymać.

― Myślę, że to dobrze ― odezwała się Esme. ― Żadne z nas nie przeżyje tego za nią. Nawet jeśli popełnia błędy, to przynajmniej popełnia je sama.

― Masz rację ― zgodziła się Lara. ― Celna uwaga.

― Zazdroszczę ci tego ― ciągnęła Turczynka. ― Na ciebie, Briel, nic nie ma wpływu, zawsze robisz swoje. Jakbyś szła przez zamieć kompletnie niewzruszona. Mną za to steruje najmniejszy powiew wiatru i tego nienawidzę.

― Mogę dać ci korepetycje z bycia upartym ― zaproponowała żartobliwie Gabrielle.

― Przydałyby się ― odrzekła z uśmiechem najdrobniejsza z przyjaciółek.

Jeśli istniały chwile, w których czuła, że to wszystkie, cały ten wysiłek jest czegoś wart – to właśnie były te chwile. Momenty, gdy patrzyła na swoich przyjaciół siedzących razem ze świadomością, że gdyby nie ona, prawdopodobnie nigdy by się nie zaprzyjaźnili.

― Jeszcze tylko godzina ― wymruczała Lara. ― Tylko godzina i koniec.

― Dokładnie ― przytaknęła Briel. ― Dasz radę, zobaczysz. Przetrwałaś cały tydzień, przetrwasz i tę ostatnią godzinkę.

― Tylko że to spotkanie redakcji ― jęknęła Lockwood z rozpaczą. ― A to ostatnie, na co mam ochotę.

― Jak ci to powiedzieć – ja też ― westchnęła Gabrielle. ― Jeju, to najgorsze zakończenie tygodnia, jakie można wymyślić.

― Podbijam.

Jednak, niestety, ciche modły Lonely Hearts Clubu na nic się nie zdały i kilka minut później musiały opuścić szkolną kafeterię. Lara spojrzała na ich stolik z ciężkim sercem.

― Tylko godzina, tylko jedna godzina ― wyszeptała, bardziej do samej siebie niż kogokolwiek innego.

_______________________________________

W sali panny Carman panowała cisza. Sama anglistka sprawdzała coś na komputerze, a redakcja trwała w milczeniu. Lara wyglądała przez okno, każdą komórką ciała świadoma obecności Laytona. Wiedziała, że siedzi tam, w tej samej ławce pod ścianą, jak zawsze, wiedziała, że zaciska wargi z uporem, wiedziała, że też odwraca wzrok, że delikatny promień słońca maluje jego włosy na złoto, że też desperacko marzy o wydostaniu się z pomieszczenia – wiedziała to wszystko, nawet na niego nie spoglądając.

„Czemu to wszystko jest takie jak zwykle?", miała ochotę wykrzyczeć. „Czemu siedzisz tam tak spokojnie, jakby nic się nie działo, jakbyśmy właśnie nie rozdzierali swoich osobowości, jakbyśmy wcale nie umierali, nie płonęli?"

W końcu świata moment zniszczenia nie jest najgorszy. Cokolwiek to jest, czy trzęsienie ziemi, czy wybuch wulkanu, czy powódź – to nie jest najboleśniejsze. Znacznie gorsza jest w i e c z n o ś ć, która następuje potem, bezkres czasu, kiedy wciąż na nowo cierpisz, na nowo się rozpadasz, na nowo umierasz, a wszyscy inni żyją zwyczajnym życiem.

Ile by dała, żeby być teraz bohaterką dramatu! Sztuka zakończyłaby się w niedzielę w nocy, a ona mogłaby wreszcie zejść ze sceny, kurtyna wreszcie by opadła. Tymczasem to przedstawienie uparcie nie chciało dobiec końca, trwało w nieskończoność. Była jak Ofelia, która już umarła, ale wciąż musiała stać na środku teatru, w blasku reflektorów, bo nikt nie pozwalał jej zejść i zniknąć w spokoju.

„Pozwólcie mi odejść!", krzyczało całe ciało i umysł Lary. „To już koniec, ja na nic więcej się przydam, więc pozwólcie mi wreszcie odejść!"

Czemu świat materialny musiał być tak ciężki, czemu skóra tak mocno przygważdżała do ziemi? Czemu grawitacja więziła ją tutaj nadal?

― No dobrze ― odezwała się panna Carman, nadal w skupieniu nie odrywając wzroku od monitora. ― Jak wam idzie lutowy numer? Coral, masz już wyniki ankiety?

Jeśli istniała rzecz, która mogła jeszcze pogorszyć nastrój Lary Lockwood w tej chwili, były to Walentynki.

Czemu, cholera, czemu musieli zerwać na niecały tydzień przed tym przeklętym świętem? Czemu akurat t e r a z wszędzie były serduszka, tandetne napisy i obściskujące się pary? To wszystko przyprawiało ją o mdłości, przywoływało kolejne fale bezbrzeżnego gniewu.

Nigdy nie przepadała za tym świętem, ale teraz go wręcz nienawidziła.

― T-tak ― odrzekła niepewnie Coral. ― Ankieta już zakończona. Wyniki będą w jednym z artykułów.

― A mogłabyś nam je przybliżyć? A przynajmniej pierwsze miejsce? ― zapytała panna Carman z ciekawością.

Coral wypowiedziała bezgłośnie dwa słowa, lekko drżąc.

― Możesz powtórzyć?

― Lara i Layton ― odpowiedziała urywanym szeptem, jakby pełnym lęku. ― Wygrali Lara i Layton.

Dwa krótkie słowa rozbrzmiały w sali głucho, zatruwając powietrze niczym dwie krople atramentu barwiące wodę na czarno. Lara zagryzła wargę, czując, jakby się zapadała, głęboko w sobie, głęboko w ziemię. Przymknęła oczy, z całych sił próbując powstrzymać odruch ucieczki. W końcu znów zwróciła się w stronę okna, udając, że pozostali członkowie redakcji nie istnieją.

Coral wbiła wzrok w ziemię. Lockwood zdała sobie sprawę, że dziewczyna się boi – boi się reakcji jej i Laytona. Prawdę mówiąc, wydawało jej się, jakby wszyscy czekali z lękiem na odpowiedzieć chłopaka. Nigdy wcześniej nie chciała tak bardzo zniknąć, wiedziała, że cokolwiek teraz usłyszy, sprawi jej to ból.

― Usuń to ― oznajmił matematyk zimno. ― Nie publikuj tego w wynikach.

― A-ale, Layton ― Coral wyraźnie się wahała, samotna na środku klasy. ― Takie są wyniki, nie możemy oszukiwać.

― To n i e a k t u a l n e ― syknął.

― Nie musi być aktualne ― protestowała tancerka słabym głosem.

― Ja się na to nie zgadzam ― oznajmił gniewnie.

― Layton, takie są wyniki...

― O mój Boże, Coral, czego ty nie rozumiesz? ― uniósł się. ― Głupia jesteś czy co? Nie obchodzi mnie, że takie są wyniki, masz to usunąć, bo ja―się―na―to―nie―zgadzam!

― Layton, zostaw ją ― przerwała mu Lara, widząc, że tancerka lada chwilę się rozpłacze. Umiał terroryzować ludzi, to trzeba było mu przyznać. ― W niczym nie zawiniła.

― A ty co, chcesz, żeby to było w gazecie? ― parsknął drwiąco.

― Uwierz mi, że nie ― odrzekła, jednocześnie starając się zachować spokój. ― Jednak przesadzasz w atakowaniu Coral. Można to rozwiązać inaczej.

― Przykro mi, Lara, ale to już nie jest ten moment, w którym możesz mi mówić, czy przesadzam czy nie.

― Po prostu nie chcę, żebyś znęcał się nad Bogu ducha winną Coral. ― Z każdym kolejnym zdaniem podnosili głos.

― Och, ty akurat nie powinnaś mówić o znęcaniu się, co?

― Kiedy wreszcie przyjmiesz do wiadomości, że to ty znęcasz się psychicznie nade mną od momentu, w którym cię poznałam?

― Ach, racja, przecież tylko t w o j e uczucia są ważne! Nie obchodzi cię, jak ja się czuję, jak ty mnie traktujesz – o wiele ważniejsze jest przecież to, że ktoś skrzywdził biedną małą Larcię w podstawówce i na początku gimnazjum! ― mówił jadowitym tonem, drwiąc sobie z niej prosto w oczy. Patrzyli na siebie, ich policzki były rozpłomienione wściekłością, a spojrzenia przepełnione gniewem. Layton pochylił się w jej stronę, zmieniając ton głosu na cichszy, jeszcze bardziej przepełniony jadem, piskliwie imitując jej głos: ― Ojeju jeju, taka jesteś biedna i skrzywdzona, całe życie układa się nie po twojej myśli, tyle nieszczęśliwych zbiegów okoliczności! Oczywiście, nigdy nie przyszło ci do głowy, że to tylko i wyłącznie wina tego, jak ty traktujesz ludzi, że to ty mnie, nas i wszystko inne zniszczyłaś, nie, to cały świat znęca się nad biedną Larą!

― Zamknij się ― przerwała mu roztrzęsiona, łamiącym się głosem, w którym czuć było, że jest na granicy płaczu. ― Zamknij się, cholera, po prostu się ZAMKNIJ!

W sali zapadła cisza. Wszystkie osoby z redakcji patrzyły na nią oszołomione. Słyszeli jej głos setki razy, jednak nikt poza Gabrielle i Esme nie widział jej płaczącej czy nawet wyraźnie powstrzymującej się od płaczu.

Wszyscy patrzyli na nich dwoje, a w głowie każdego z nich odbijało się echo tych słów.

― Lara, Layton, proszę wyjść z sali ― odezwała się lodowatym tonem panna Carman. ― Zapomnieliście, że jesteście w szkole, może nie na stricte lekcji, ale jednak. Jakakolwiek kultura zobowiązuje.

― P-przepraszam ― wyrzuciła z siebie rudowłosa, jąkając się kompletnie jak nie ona.

― Nie, Lara, przykro mi, tym razem „przepraszam" niewiele załatwi. I tak już dzisiaj nic nie zdziałasz, tak samo pan Montgomery. Proszę, natychmiast wyjdź z sali. Przyjaciółki przekażą ci, co ustaliliśmy na zebraniu. Layton wyjdzie chwilę później.

Zgarnęła swoje rzeczy do jaskrawożółtej torby, zarzuciła ją na kościste ramię, po czym wstała z ławki. Esme patrzyła na nią tymi ogromnymi oczami, przepełnionymi troską i znakami zapytania. Chciałaby móc jej odpowiedzieć „nic mi nie będzie", ale wiedziała, że jej przyjaciółka nienawidzi oczywistych kłamstw.

Potrzebowała całej swojej siły i odwagi, żeby dotrzeć do wyjścia. Wiedziała, że wszyscy na nią patrzą, ale w tej chwili niezbyt ją to obchodziło. Chciała po prostu dotrwać do momentu, w którym opuści salę. Dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi oraz odeszła kilka kroków dalej, więzi puściły, a ona wybuchnęła płaczem.

__________________________________________________________

Kiedy pół godziny później, ledwie żywa wchodziła do rezydencji Lockwoodów, spodziewała się tam wszystkich ludzi na świecie, nieomal włącznie z Rihanną czy Malquartem Maynardem, ulubionym artystą babci – naprawdę, wszystkich. Oprócz swojej matki.

Jasmine Lockwood siedziała w jednym z dwóch masywnych foteli, na których bliźniaki uwielbiały się bawić. Miała na sobie rozciągnięty, szary sweter, rude włosy z siwymi prześwitami związała w luźny kucyk, a w ręce trzymała książkę. Pochylała się nad jakimś opasłym tomiszczem, jej okulary do czytania zjeżdżały jej lekko z nosa. „Czuję się w nich taka stara", narzekała zwykle, od momentu, gdy parę lat temu okulista odkrył u niej niewielką wadę wzroku na plusie.

― Mamo, co ty tu robisz? Nie powinnaś być w pracy? ― Lara zmarszczyła brwi.

― Nie poszłam, źle się czułam ― wytłumaczyła, odrywając wzrok znad kartki. ― A ty nie powinnaś być w szkole?

Córka wzruszyła ramionami.

― Jakoś tak wyszło.

Dopiero po chwili Jasmine zauważyła podpuchnięte oczy i ślady płaczu na twarzy Lary. Na jej twarzy odmalowało się zmartwienie.

― Kochanie, co się stało? ― zapytała z niepokojem, wstając z fotela. Podeszła do niej, obejmując jej twarz w dłonie i przypatrując jej się uważnie. ― Chcesz o czymś pogadać? ― dodała łagodnie.

W tym właśnie momencie Lara na chwilę zapomniała o swoim odwiecznym żalu do matki, o poczuciu zaniedbania przez nią, o tych wszystkich nocach, kiedy nikt nie przychodził do niej na górę, gdy krzyczała przez sen. Nagle to rozpłynęło się gdzieś w tyle jej umysłu, a ona skoncentrowała się tylko na łagodności głosy Jasmine, na czułości jej gestu, na matczynej trosce w jej oczach. Bezwiednie padła w jej ramiona, wtulając się w nie kurczowo jak dziecko, znów wstrząsana szlochem. Trzęsła się i dławiła własnym płaczem, wciąż na nowo słysząc słowa Laytona rozbrzmiewające w jej głowie.

― Cii, spokojnie, kochanie ― mruczała matka, głaszcząc jej rude włosy, takie same jak jej. ― Już wszystko dobrze, jesteś bezpieczna, już wszystko dobrze...

„Nie, nic nie jest dobrze, nie jestem bezpieczna, nigdy nie jestem bezpieczna, nie pamiętam, jakie to uczucie", miała ochotę powiedzieć, ale zamiast tego tylko przytuliła się mocniej do ciała matki, jak na wpół martwa ofiara, jak wyrwana przed chwilą z samego środka sztormu.

Po dłuższym czasie, gdy jej oddech trochę się uspokoił, Jasmine uniosła jej głowę i spojrzała jej w oczy.

― Chodzi o tego chłopca, tak? ― zapytała ostrożnie.

Lara przytaknęła, a matka westchnęła ciężko.

― Mamo, jak ty sobie z tym poradziłaś? ― wyrzuciła z siebie zdławionym szeptem.

_____________________________________

no hej nie zabijajcie pls ok

pracuję nad 86 i, hm, chyba to będzie ten moment w fabule, kiedy skończy się brazylijska opera mydlana, płacz, rozpacz i nędza w każdym rozdziale, chociaż właściwie sytuacja już nawet tutaj powoli się uspokaja, tak sądzę. 

zwyczajowo, kompletnie nie mam pojęcia, co z następnym rozdziałem. czeka mnie pisanie 87, które, hm, będzie jednym z istotniejszych w fabule [?].

no, naprawdę, moi drodzy, zbliżamy się już zdecydowanie do końca.

spontaniczna dedykacja dla Bazgrolem, bo jakoś tak mnie naszło. trzymaj się, moja cudowna czytelniczko.

ja i mój braciszek lat prawie trzy życzymy miłego wieczorku i pozdrawiamy. wstawiłabym zdjęcie, ale a] jest robione lodówką b] zobaczylibyście, że to cwane stworzenie jest ładniejsze niż ja, ech. smutne.


Continue Reading

You'll Also Like

568K 15.8K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...
100K 3.4K 22
UWAGA Rzeczy pojawiające się w tym (sama nie wiem jak to nazwać... sorki) są lekko przerysowane i przesądzone. Ale co najważniejsze, powstały w cela...
17.9K 1.9K 25
Nie tak miało wyglądać dzieciństwo Natalii Romanovej. Nie na tym miało polegać jej życie, ale nikt pytał, czy się na to godziła. Kiedy odebrana siłą...
12.3K 579 103
Preferencje, imagify i oneshoty Postacie: ◇Scott McCall◇ ◇Mieczysław Stilinski◇ ◇Derek Hale◇ ◇Theo Raeken◇ ◇Jackson Whittemore◇ ◇Jordan Parrish◇ ◇Lia...