An accident that changed our...

By allalove

348K 18.9K 6.3K

Loius Tomlinson przeciętny Brytyjczyk przyjeżdża z Doncaster do Londynu po długoletnim związku zakończonym fi... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Epilog
Dodatek 1.
Dodatek 2

Dodatek 3.

5.4K 294 183
By allalove

  @AlicjaZakrzewska3 ten dodatek mnie zabił! Dawno tak nie płakałam. Sama ze swojej historii, ale nasz klient nasz pan. :*

***

- Tatusiu proszę. Są moje urodziny, mieliśmy spędzić je razem.- powiedziała zasmucona Melanie wskazując na wszystkich obecnych w salonie. Tak nasza mała Melanie obchodziła dziś swoje dwudzieste piąte urodziny. Nawet nie przypuszczałem, że ten czas tak szybko zleci.

Spojrzałem jeszcze raz na wszystkich obecnych w naszym domu. Niall z Zaynem znaleźli czas żeby pojawić się na urodzinach naszej dziewczynki, Freddie z Zoe wrócili na ten dzień z Birmingham a bliźniaki oderwały się od swoich codziennych „obowiązków" poza domowych. Harry patrzył na mnie błagalnym wzrokiem tak samo jak Mel. Jednak wiedziałem, że muszę jechać do pracy. Obiecałem im, że wezmę wolne i tak było, ale nagle zadzwoniła Kate( nasza sekretarka), że mamy niezapowiedzianą wizytę z Kuratorium. Po prostu muszę się tam pojawić.

- Mel muszę jechać. Obiecuję, że załatwię to szybko i wrócę zanim zaczniecie tort.- oznajmiłem całując córkę w czoło. Zaraz obok mnie pojawił się Harry.

- Strasznie leje.- powiedział patrząc przez okno w korytarzu.

- Będę ostrożny. Kocham Cię.- rzuciłem szybko i już chciałem wyjść, kiedy duża ręka loczka złapała za mój nadgarstek.

- Wracaj szybko.- powiedział między pocałunkami.

- Wrócę. Zasze wracam Hazz.- szepnąłem i ostatni raz złożyłem całusa na jego ustach.

Na mieście panował istny chaos. Z nieba lał taki deszcz, że drogi stawały się praktycznie nieprzejezdne a kiedy już znalazł się kawałek trasy bez korku nawierzchnia była strasznie śliska. Droga do przedszkola, która zajmuje mi zazwyczaj około trzydziestu minut dziś zajęła prawie godzinę. Delikatnie przemoczony wpadłem szybko do budynku mojej placówki.

- Są u maluszków.- powiedziała czekająca na mnie w szatki Kate.

- O co może im chodzić?- zdziwiłem się.

- Nie mam pojęcia, ale są bardzo mili.- zasugerowała a ja od razu udałem się do odpowiedniej sali.

Wizytacja zakończyła się niecałą godzinę później. Oczywiście kuratorzy nie mieli żadnych zastrzeżeń co do naszego funkcjonowania. Jak tylko wyszli ja również udałem się do auta, aby wrócić do mojej rodziny, która i tak zapewne jest na mnie wściekła i do końca życia będzie mi wypominać ten cały incydent.

Przemierzałem szybko kręte uliczki Londynu, aby po chwili znaleźć się na krótkim odcinku autostrady prowadzącej do naszego przedmieścia. Wiedziałem, że nie powinienem gnać na czas, ale tak bardzo śpieszyło mi się do rodziny. Wcisnąłem mocnej pedał gazu i odliczałem minuty do skrętu w naszą drogę. Jednak chwilę później auto z jadące z naprzeciwka niespodziewanie zjechało na moją stronę a ja nie wiedząc co zrobić szybko chciałem odbić, ale nadaremno. Ostatnie co pamiętam to moje auto upadające na dach.

Harry Pov.

- Będę wypominać mu to do końca życia.- oznajmiła oburzona Melanie, kiedy mijała już druga godzina nieobecności Lou.

- Melanie, tata ma taką pracę.- obroniłem męża.- Wiesz, że gdyby nie wizytacja z Kuratorium nie zostawiłby nas.

- Jasne, bo to takie ważne.

- Gdyby zobaczyli, że Lou całkiem olewa sprawę mogliby zamknąć przedszkole.- wtrącił Zayn.

- Dobra.- poddała się.

Swoją drogą sam już zacząłem się denerwować. Ostatnia wizyta z KO* trwała raptem godzinę a teraz ciągnie się to znacznie dłużej. Nawet próbowałem się do niego dodzwonić, ale jego telefon milczy.

Kiedy minęła kolejna godzina a Lou nadal nie pojawił się w domu postanowiłem zadzwonić do Kate.

- Prywatne Przedszkole Styles. Kate Clark przy telefonie.- odezwała się sekretarka mojego męża.

- Cześć Kate tu Harry jak tam? Długo jeszcze potrwa?

- Ale co?- zdziwiła się.

- Kuratorium?- upewniłem się. Bojąc się, że Lou okłamał nas tą całą wizytą i ma przede mną jakieś tajemnice.

- Aaa. Tak wszystko w jak najlepszym porządku byli zachwyceni prowadzeniem placówki, nie mieli żadnych zastrzeżeń.- zaświergotała szczęśliwa.

- Długo jeszcze zejdzie Louisowi w przedszkolu?- zapytałem nie uzyskując wcześniej odpowiedzi.

- Ale Louis już wyjechał Panie Styles. Zaraz po wizytacji. Już dobrą godzinę temu.- powiedziała cicho.- Jest brzydka pogoda w pierwszą stronę jechał też około godziny.- dodała.

- Tak może masz rację. Dziękuję Kate dowidzenia. – pożegnałem się i nie czekając na odpowiedź kobiety rozłączyłem się. Może nie było to uprzejme, ale w tej chwili byłem przerażony. Cały dzień miałem złe przeczucia a teraz mają one swoje epicentrum. Mam nadzieję, że szatyn zatrzymał się gdzieś przy okazji i chce zrobić Mel dodatkową niespodziankę.

Wróciłem do salonu gdzie wszyscy oglądali jakiś film w telewizji. Stanąłem przy wielkim oknie i wpatrywałem się w drogę prowadzącą do naszego domu z nadzieją, że zobaczę pomarańczowego Forda Rangera mojego męża. Lou uwielbiał duże jaskrawe samochody odkąd ponad dwadzieścia lat temu kupiłem mu pod choinkę niebieskie Volvo.

- Dzwoniłeś do niego?- zapytał cicho Zayn stając obok.

- Kilka razy. Nie odpowiada. Kate powiedziała, że wyjechał już ponad godzinę temu.

- Pada deszcz Lou na pewno ostrożnie jedzie. – zapewnił mnie a ja skinąłem głową. Wróciliśmy do wszystkich a ja wygodnie rozsiadłem się na kanapie wcześniej wyrywając Leo pilot.

- Ej!- zaprotestował nastolatek.

- Moja kolej.- oznajmiłem i przełączyłem na kanał informacyjny. Zbliżała się szesnasta, więc zaraz będą najnowsze wydarzenia.

Chwilę później pojawiła się czołówka programu.

- „ Z ostatniej chwili autostrada M1 w kierunku Watford jest obecnie zablokowana."

- Widzisz.- wtrącił Zayn- Zapewnie Lou stoi w korku.

- Cii..- uciszyłem go.

- „Dwa samochody osobowe zderzyły się ze sobą. Dwie osoby nie żyją a jedna w stanie krytycznym trafiła do szpitala."- kontynuowała prezenterka.

- Masakra.- westchnęła Darcy. Chwilę później jednak rozegrała się prawdziwa masakra. W ekranie telewizora zaprezentowane zostały zdjęcia z miejsca wypadku. Wszędzie poznałbym samochód mojego męża a raczej to co z niego zostało. W salonie rozległ się przerażający pisk Melanie, Darcy i Zoe. Zayn natychmiast zerwał się z kanapy a ja siedziałem jak zamurowany. Dopóki Malik mną nie potrząsnął.

- Harry.- wrzasnął a wtedy do mnie to wszystko dotarło. Mój Louis miał wypadek. Jego auto wyglądało na doszczętnie zniszczone i słowa dziennikarki: „. Dwie osoby nie żyją a jedna w stanie krytycznym trafiła do szpitala." W moich oczach natychmiast pojawiły się łzy, zerwałem się z kanapy i szybko udałem do korytarza, złapałem pierwsze lepsze buty i kurtkę. Jednak kiedy chciałem zabrać klucze od auta obok mnie pojawił się mulat.

- Jadę z tobą.- oznajmił stanowczo.- Będę kierował. Niall zajmij się nimi.- dodał i pociągnął mnie w stronę wyjścia.

Malik zmuszony był pojechać okrężną drogą i już po chwili byliśmy pod szpitalem, do którego przewieźli ofiary wypadku. Modliłem się przez całą drogę, aby nie usłyszeć, że mój mąż nie żyję.

Wpadłem do izby przyjęć i przepychając się w kolejkę wrzasnąłem na pielęgniarkę za kontuarem.

- Louis Styles. Miał wypadek. Żyję?- dopytywałem chaotycznie, zaraz obok mnie pojawił się Zayn, który również się trząsł.

- A Panowie to..?

- Harry Styles. Jestem jego mężem, proszę mi powiedzieć co z nim.

- Pan Styles przeżył.- oznajmiła a my z Malikiem wypuściliśmy oddech ulgi.- Jednak jego stan jest krytyczny. W sali 388 na trzecim piętrze znajduje się pokój lekarza prowadzącego dr Sam Mason. Tam zdobędą panowie więcej informacji.- dodała a my natychmiast skierowaliśmy się w stronę schodów.

W pokoju znajdował się tylko jeden mężczyzna w podeszłym wieku.

- Dzień dobry.- przywitałem się szybko.- Nazywam się Styles.- zacząłem, ale mężczyzna mi przerwał.

- Witam spodziewam się, że w sprawie męża. Proszę usiąść.- wskazał kanapę- A Pan?

- Zayn Malik, przyjaciel rodziny.- przedstawił się mulat

- Może zostać.- sprostowałem widząc niepewność lekarza.

- Zatem Pan Louis ma poważny uraz głowy. Podczas dachowania została uszkodzona podstawa czaski Pana męża i powstał znaczy obrzęk mózgu. Dodatkowo mąż ma jeszcze kilka złamań, ale to mniejsze zło w porównaniu z mózgiem.

- Co teraz?-

- Niestety nie będę pana oszukiwał. Jego stan jest krytyczny. Jeśli obrzęk nie ustąpi w ciągu kilku godzin istnieje możliwość wylewu a wtedy nie będziemy w stanie go uratować.- oznajmił a ja wstrzymałem oddech. Zayn natychmiast złapał mnie za rękę.

- Co jeśli ustąpi?- dopytał brunet.

- Jeśli ustąpi będziemy kontynuować leczenie zmniejszające obrzęk. Jednak musze po raz kolejny uprzedzić, że to bardzo poważny uraz. Nie wiem jak długo serce Pana męża wytrzyma takie obciążenie organizmu.

- Louis jest silny.- wtrącił ponownie Malik.

- Miejmy nadzieję. Nie jest już też najmłodszy.- odpowiedział niepewnie lekarz.

- Mogę go zobaczyć.- zapytałem a mężczyzna skinął głową.

- Uprzedzam, że nie będzie to przyjemny widok. Ciało Pana męża jest mocno poranione.- oznajmił i skierował się do sali Lou.- Proszę założyć fartuch. Pojedynczo i nie za długo.- powiedział i odszedł. Szybko założyłem szpitalne ubranie i nacisnąłem klamkę. Widok był przerażający. Twarz Lou była cała w zadrapaniach i ranach. Głowę miał owiniętą bandażem a na ręce i nodze znajdował się gips.

- Mój Lou.- westchnąłem i pocałowałem go w głowę. – Walcz skarbie. Nie zostawiaj mnie proszę.- łkałem w jego dłoń.

Nie wiem ile czasu minęło, ale w pokoju pojawił się doktor Mason i pielęgniarka informując mnie, abym wyszedł, bo oni muszą przeprowadzić badania. Pod salą siedział Zayn.

- Ile czasu minęło?- dopytałem.

- Kilka godzin. – oznajmił.- Wszyscy już wiedzą pozwoliłem sobie do nich zadzwonić.- sprostował szybko.

- Dziękuję.

- Dzwoniłem także do Grega. Uważam, że powinien wiedzieć. Powiedział, że zaraz po dyżurze się tu zjawi.- wytłumaczył a ja usiadłem na krzesełku obok niego i położyłem mu głowę na kolanach. Przyjaciel nic nie mówiąc od razu zaczął gładzić moje loki.

- Jesteś niezastąpiony.- westchnąłem i pozwoliłem sobie na przymknięcie powiek.

***

Całe szczęście kilka godzin później krwiak Lou zaczął się zmniejszać. Greg, który przyjechał kilka godzin po telefonie Zayna od razu przejrzał wszystkie wyniki i znalazł kilku specjalistów mogących pomóc mojemu mężowi. Nie żebym nie ufał lekarzom w publicznych szpitalach. Jednak już nie raz życie nauczyło mnie, że często lekceważą oni pacjentów. Wspólnie podjęli oni decyzję o natychmiastowym przeniesieniu Louisa do kliniki Grega. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem, kiedy nastąpił kolejny dzień. Malik cały czas był przy mnie. Reszta rodziny również za wszelką cenę chciała tu się zjawić, ale nie pozwoliłem im. Widok Lou nie był najprzyjemniejszy a nie chciałbym i on zapewne też żeby dzieci oglądały go w takim stanie.

***

Kolejne dni były zmorą. Stan Lou wcale się nie poprawiał. Niby krwiak zmniejszył się, ale nic to nie zmieniało. Potrafiłem całe dnie przesiedzieć w sali szatyna. Malik tylko pojawiał się raz dziennie i na siłę faszerował mnie jedzeniem. Gdyby nie on na pewno wyglądałbym o sto razy gorzej niż teraz. Nie pozwoliłem nikomu zjawiać się w szpitalu. W szczególności dzieciom. Bliźniakami zajmują się chłopaki a przedszkolem Melanie. Choć ja sam staram się nie zaniedbywać dzieci nie jestem w stanie opuścić Lou.

***

Po tygodniu okupowania szpitala zostałem siłą z niego wypchnięty przez Jay, która postanowiła przyjechać i mimo mojego zakazu wtargnęła do szpitala i wygnała mnie do domu. Spędziłem trochę czasu z Darcy i Leo, którzy mimo swoich nastu-lat byli przerażeni jak malutkie dzieci. Dziewczyna nie odstępowała mnie na krok nawet spała ze mną a Leo był milczący jednak pewnej nocy i on sam przyszedł do mojego łóżka i razem z siostrą wtulali się w moje ciało.

***

Kiedy minęło kilka tygodni pobytu Louisa w szpitalu jego rany na twarzy już prawie całkowicie się zagoiły. Teraz już nie miałem wymówki, aby zabraniać dzieciom odwiedzin u ojca. Melanie praktycznie nie wychodziła stąd tak jak ja. Wiedziałem, że dziewczyna obwinia się o wypadek ojca, ale nie chciała ze mną rozmawiać na ten temat. Freddie przyjeżdżał co kilka dni. On i Lou mieli swoją specyficzną więź, przez która chłopak wyglądał teraz jak siedem nieszczęść. Nie chce sobie nawet pomyśleć co by było gdyby Lou tego nie przeżył, który z nas prędzej podzieliłby jego los: ja czy Freddie.

***

- Harry.- powiedział spokojnym głosem Greg półtora miesiąca po wypadku szatyna.- Możemy porozmawiać?- zapytał a ja skinąłem głową nadal nie puszczając dłoni mojego męża.- Czy Louis podpisał kiedykolwiek kartę dawcy?

- Co?- spytałem zdezorientowany a w tej samej chwili w sali pojawił się Zayn.

- Kartę dawcy.- powtórzył.- Deklaracje o możliwości przeszczepu organów.

- O czym ty kurwa pieprzysz Greg.- wybuchł Zayn, który chyba jako pierwszy z nas zrozumiał do czego pije lekarz.

- Harry.- ponowił prośbę.- Louis jest w stanie wegetatywnym już ponad miesiąc. Jego stan się nie poprawia, żaden specjalista nie jest w stanie mu pomóc. Jak długo chcesz go sztucznie utrzymywać przy życiu? Zrozum jego mózg przestał pracować.- oznajmił pewnie a ja umarłem w środku. Za to Malik miał całkowicie inną reakcję. W mgnieniu oka znalazł się przy mężczyźnie i zacinał pięści na jego fartuchu.

- Powtarzam, co Ty pieprzysz Greg! Louis żyję! Znajdź w końcu porządnego lekarza a nie samych konowałów to obudzi się i będzie z nami!- wrzasnął popychając lekarza na ścianę. Co mnie otrzeźwiło.

- Zayn! Co ty wyprawiasz. Opanuj się.

- Ja? Ja mam się opanować? On chce zabić Lou!- wskazał na Grega

- Zayn.- westchnąłem.- Greg zostaw nas.- porosiłem a mężczyzna szybko ewakuował się z pomieszczenia.- Zayn, a co jeśli on ma rację?

- Co?

- Lou od ponad miesiąca nie dał żadnego znaku życia.

- Ty też byłeś w śpiączce pamiętasz i co obudziłeś się.

- Ale on nie jest w śpiączce. Wiem, że chciałby pomóc innym, że nie chciałby leżeć tu lata jak roślina, kiedy może pomóc umierającym ludziom.

- Co Ty pieprzysz?- powtórzył.

- Podjąłem decyzje już Zayn.- odpowiedziałem pewnie, spoglądając na ciało męża.

- Nie pozwolę ci na to. Nigdy.

- Tylko, że nie do ciebie należy decyzja a do mnie. Wybacz mi Zayn, ale jestem pewien, że tego właśnie pragnąłby Lou.

- Gówno wiesz!- krzyknął.- Nienawidzę cie.- dodał i szybko wyszedł z sali.

***

Oznajmienie dzieciom mojej decyzji było najgorszą rzeczą jaką musiałem w życiu zrobić a obawiam się, że jeszcze gorsza nadejdzie już raptem za kilka dni. Melanie razem z Darcy zanosiły się płaczem prosząc mnie o zmianę decyzji. Freddie wyszedł trzaskając drzwiami a Leo zamknął się w sowim pokoju. Jestem pewien, że kiedyś zrozumieją moją decyzję i poprą mnie.

***

Pozwoliłem się wszystkim pożegnać z Lou. Przez cały dzień w pokoju szatyna przewinął się tuzin ludzi. Moja mama, Gems, mama Lou, jego rodzeństwo, Zayn, Niall i ich dzieci. Jednak żaden z nich nie zamienił ze mną nawet słowa. Wiedziałem, że są na mnie wściekli i miałem nadzieje, że kiedyś mi to wybaczą. Jednak Louis to mój mąż i to ja poniosę największą stratę, to ja tracę miłość mojego życia, ale wiem, że szatyn właśnie tego by chciał. Dlatego spełniam jego prośbę, kosztem swoim i innych. Kiedy do sali Lou weszły nasze dzieci wiedziałem, że to będzie najgorsza część tego dnia. Melanie i Darcy wślizgnęły się na jego łóżko i położyły swoje głowy na jego klatce piersiowej.

- Jego serce nadal bije tato.- załkała młodsza.

- Wiem skarbie, ale tylko dzięki maszynom. – powiedziałem podchodząc do niej i zacząłem głaskać ją po plecach.

- Jest taki cieplutki.- wtrąciła Mel.- Nie chce żeby odchodził, nie chce.- płakała.- To moja wina. To przeze mnie tak się spieszył- wyrzuciła.

- Nie mów tak Mel. To nie prawda.- obronił ją pewnie Freddie. Cieszyłem się, że rodzeństwo nie obarcza Melanie tą sprawą.- To nie była taty wina. Przecież policja potwierdziła, że to wina tego samochodu z naprzeciwka. To oni jechali za szybko.- dodał a w sali pojawił się Greg.

- Musimy powoli zaczynać.- oznajmił i wyszedł. To spowodowało, że dziewczyny rozpłakały się jeszcze bardziej.

- Tatusiu błagam wróć. Przecież obiecałam ci, że cie nigdy nie opuszczę. Dlaczego ty opuszczasz mnie.- krzyczała młodsza córka w ramię Lou.

- Freddie zabierzesz je do domu? Wrócę za kilka godzin.- zapytałem syna.

- Tak tato.- powiedział chłodno i razem z Leo odciągnęli siostry od ojca. Młodszy z chłopaków tylko pogłaskał Lou po policzku i odwrócił się z Darcy w stronę drzwi. Freddie natomiast pochylił się i złożył na jego czole całusa.

- Kocham cię tato. Tak bardzo chciałbym żebyś się obudził.- oznajmił i jeszcze raz pocałował jego czoło, w jego oczach również pojawiły się łzy. Następnie posłał mi pokrzepiający uśmiech i razem z Melanie udali się do domu.

Ja natomiast szybko położyłem się na miejsce Mel i wtuliłem się w ciało męża.

- To najtrudniejsza decyzja jaką w życiu musiałem podjąć Lou. Dlaczego to Ty pierwszy mnie opuszczasz?- zapytałem z wyrzutem i ja również nie powstrzymywałem już łez.- Mieliśmy być razem na zawsze Lou! Na zawsze! A teraz mnie zostawiasz? Samego z dziećmi. Gdyby nie one też bym umarł. Nie chce żyć bez ciebie!- łkałem.- Proszę daj mi znać, że jeszcze są szanse, że Greg się myli.- poprosiłem i uderzyłem pięścią w jego klatkę piersiową.

Wtedy nagle jedna z maszyn zaczęła inaczej pikać. Przeraziłem się, że coś mu zrobiłem. Jednak po przyłożeniu głowy do jego mostka usłyszałem regularne bicie serca. Serca, które już dziś otrzyma ktoś kto go potrzebuje.

- Błagam Lou! Obudź się!- wyrzuciłem.- Zrobię wszystko, naprawdę wszystko tylko daj znak życia.

- Wszystko?- zapytał zachrypnięty głos a ja natychmiast zerwałem się z łóżka. Moim oczom ukazały się najpiękniejsze niebieskie oczy jakie kiedykolwiek widziałem. Przetarłem jeszcze oczy, aby upewnić się, że nie mam omamów.

- Lou?! Boże Lou.- padałem na kolana przy jego łóżku.

- Jestem tu Hazz. Jestem. Co się stało?- zapytał.

- Boże.- płakałem i nie mogąc się dłużej powstrzymać pocałowałem go.

- Harry?- ponaglił mnie kiedy się oderwałem od niego.

- Miałeś wypadek. Twój mózg nie pracował. Ja chciałem.... Boże.

- Spokojnie Hazz. Co chciałeś?

- Greg powiedział, że nie ma szans na twoją pobudkę i...i...

- I chciałeś żebym został dawcą?- dopytał

- Ja nie chciałem, nie chciałem. – broniłem się.- Ale wiedziałem, że.. że...- jąkałem się.

- Że ja bym tego chciał?

- Tak.- odparłem

- Boli mnie głowa.- oznajmił zmieniając zupełnie temat. Natychmiast nacisnąłem guzik wzywający lekarza. W pokoju w ciągu kilku sekund pojawił się Greg, który niedowierzał całej sytuacji. Jestem pewien, że w ciągu kilku minut usłyszałem słowo „cud" kilkanaście razy. Lekarze natychmiast zabrali się za badania, które okazały się wzorowe. Jakby Lou nie miał nigdy żadnego wypadku. Żadnego obrzęku, jedynym przypomnieniem o całej sytuacji była jeszcze noga w gipsie.

- Wszyscy mnie znienawidzili. – oznajmiłem Lou jak tylko wrócił z badań.

- Nie powinni.

- Ale tak jest. Sam siebie nienawidziłem.

- Muszę zawodzić do Zayna.- oznajmił a ja skinąłem głową. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mulata, ustawiając na głośnomówiący.

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać Styles.- oznajmił ostro na wstępie- Nigdy ci tego nie wybaczę i nie będę słuchał twoich tłumaczeń.- dodał.

- To dlaczego odebrałeś?- zapytał mój mąż.

- Co jest kurwa? Styles co Ty odpierdalasz? Żarty sobie ze mnie robisz?

- Nie Zayn. To ja.- powiedział szatyn.

- Lou? Lou to Ty?

- Ja Zayn, ja.

- Zaraz tam będę.- powiedział Malik i rozłączył się.

- Teraz do dzieci?- upewnił się Lou?

- Tak.-Wybrałem numer Freddiego.

- Tak tato?- zapytał spokojnie.

- Freddie.- powiedziałem.- Ktoś chcę z tobą rozmawiać.- oznajmiłem.

- Tato! Nie jestem w nastroju..- zaczął ale Louis nie wytrzymał i wyrwał mi telefon.

- Freddie synku.- zapiszczał do słuchawki.

- Tatuś?

- Przyjedźcie do szpitala proszę.

***

Kilkanaście minut później w pokoju Louisa pojawiły się te same osoby, które jeszcze kilka godzin temu pojawiły się, aby go pożegnać. Teraz zamiast łez smutku były łzy szczęścia. Nikt nie był w stanie uwierzyć jaki cud musiał się stać, ze szatyn się obudził. A ja wiedziałem. Louis w moim życiu zafundował mi tyle cudów, że wcale mnie jakoś nie zdziwił. Jednak nigdy nie wybaczę sobie, że o mały włos straciłbym go na zawsze, ale on upewnił mnie, że to było przeznaczenie. Coś go pchało do tej pobudki tak jak dwadzieścia siedem lat temu pchało go do pójścia do Starbucksa.

- Kocham cię.- oznajmiłem mu leżąc wieczorem na jego szpitalnym łóżku.

- Ja Ciebie też.

- Na zawsze?- dopytałem

- Wątpisz w to? – zaśmiał się a ja pokręciłem głową i pocałowałem go. Nigdy nie będę miał dość smaku tych ust.

*KO- Kuratorium Oświaty 

Continue Reading

You'll Also Like

188K 9.4K 29
[ZAKOŃCZONE] Chris i William przyjaźnili się bardzo długo. Jako najprzystojniejsi chłopcy w szkole, mieli dziewczyn na pęczki oraz byli uważani za b...
218K 24.4K 49
Jaki on był? Czy widząc francuskiego księcia choć raz się uśmiechnął? A może zachował obojętny wyraz twarzy? Czy wyglądał na złego z chwilą, gdy kró...
32.6K 3.1K 33
Filozofia. Niezobowiązujące spotkania. Pozerstwo. Sam lubi każdą z tych rzeczy bardziej, niż można przypuszczać. Nie lubi jednak brania od...
177K 15.9K 63
uwaga bo cringe w chuj (pisane w 2021..) [ZAKOŃCZONE] George Davidson stara się o przyjęcie do pracy u sławnego biznesmena Claya WasTakena. Na począt...