GABRIELLE
― To jak, Briel, dla kogo chciałabyś w tym roku kupić prezent?
Gabrielle i jej mama właśnie zaparkowały pod galerią handlową, do której przybyły w celu nabycia prezentów świątecznych. Co prawda dziewczynę dziwił ten pośpiech ― był przecież dopiero 9 grudnia ― ale jeśli Juliet Ethans miała jakiś zamiar, nic nie mogło jej od niego odwieść.
― Nie wiem, nie zastanawiałam się jeszcze ― przyznała szczerze. ― No, na pewno dla wszystkich z rodziny, a oprócz nich...
Juliet spojrzała na córkę wyczekująco, ale też z pewną dozą obawy. Doskonale wiedziała, że Gabrielle zawsze kupowała prezent Kendrze, a teraz to kompletnie nieaktualne.
Ostatnio relacja między matką a córką znacznie się pogłębiła. Briel znowu zaczęła jej opowiadać o swoim życiu, wyjaśniła historię z Cade'em i Kendrą, opowiedziała o świeżej, ale już zaskakująco mocnej przyjaźni z Larą oraz Esme, ponarzekała na Coral, przytoczyła kilka najsłynniejszych historii z barwnego żywota Haidera. Juliet słuchała z uwagą, śmiała się w odpowiednich momentach, psioczyła na Coral i oburzała się zachowaniem najmłodszego Hambledona. Chociaż jakiś czas temu nawet by nie pomyślała, że będzie spędzała tak dużo czasu z mamą, cieszyła się z takiego obrotu spraw, bo w ten sposób zyskała w niej prawdziwą przyjaciółkę.
― Pewnie Larze i Esme? ― zaproponowała Juliet delikatnie. Ostatnio Briel coraz częściej odpływała myślami w środku zdania.
― Och, tak ― zgodziła się dziewczyna. ― Może jeszcze Haiderowi.
― A reszcie przyjaciół Lary?
― Nie wiem ― westchnęła. ― Bardzo ich lubię, ale oni ciągle są przyjaciółmi Lary. Mam trochę poczucie winy, że zabieram im ją, lecz są naprawdę bardzo cierpliwi i traktują mnie wspaniale. Trochę mnie wciągają do swojego grona, ale dają mi czas.
Juliet uśmiechnęła się.
― Lara naprawdę potrafi zgromadzić wokół siebie cudownych ludzi.
Briel nie pozostało nic innego, niż się zgodzić.
Weszły do środka, a ona znowu pogrążyła się w myślach. Ostatnie tygodnie minęły dość spokojnie. Powoli zaczęła przyzwyczajać się do wszystkich zmian w jej świecie, które nastąpiły po Balu Listopadowym. Co prawda nie spotykała się za wiele z Larą i Esme, głównie przez brak czasu rudowłosej, ale nawet ich codzienne rozmowy, to, że jadły obiad przy jednym stoliku, szły razem na przystanek ― to wszystko sprawiało jej radość. To było zupełnie niesamowite ― po czterech latach w Castle, spędzonych u boku Kendry, znalazła wspaniałe przyjaciółki praktycznie z dnia na dzień. Wiedziała, że nić porozumienia, która natychmiast złączyła je trzy, była czymś naprawdę wyjątkowym.
Dawniej lubiła Larę, ale nie na tyle, by podejść i z nią porozmawiać. Przede wszystkim przeszkadzało jej w tym to, że nie lubiła się wychylać, a rudowłosa zawsze stała w blasku szkolnych jupiterów, nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy. Teraz nie zwracała uwagi na to, że część uwagi spadała także na nią. Lockwood okazała się jeszcze ciekawszą osobą, niż myślała, w dodatku wyszło na jaw, że ona i Gabrielle miały wiele wspólnych cech. Słuchały podobnej muzyki, czytały te same książki, żywiły bardzo zbliżone do siebie poglądy. Rudą Coral irytowała tak samo jak Briel, obie uwielbiały narzekać na szkolne zupy, obie przepadały za filmami, których akcja dzieje się we Francji.
Na razie Lara niewiele im opowiedziała o swojej rodzinie czy podstawówce, co sprawiało, że Gabrielle czuła się nieco niezręcznie, mówiąc o sobie. Esme niemal w ogóle nie mówiła, ale to było do przewidzenia.
Naprawdę polubiła tę drobną Turczynkę. Była jeszcze dziwniejsza, niż wydawało się to wcześniej, ale okazała się zdecydowanie najbardziej oryginalną osobą, jaką kiedykolwiek poznała. Zupełnie zakochała się w jej rysunkach. Patrzyła na świat zupełnie inaczej niż reszta społeczeństwa, a takie spojrzenie z kompletnie innej strony bywało naprawdę pocieszające. Zarówno ona, jak i Lara niewiele wiedziały o Esme, lecz jedno było pewne ― nie miała łatwego życia. Mogły uznać, że jej głównym problemem jest dręczenie w szkole przez Kierę, ale obie przyjaciółki instynktownie czuły, że istnieją inne sprawy w życiu najdrobniejszej z nich, sprawy, o których nie mają pojęcia. Ostatnio, gdy ruda zadzwoniła do Briel wieczorem, rozmawiały właśnie o Turczynce. Lara, korzystając ze swoich rozlicznych kontaktów oraz uroku osobistego próbowała z początku szukać informacji o rodzinie Esme lub jej przeszłości, ale zrezygnowała. Wspólnie uznały, że jeśli ich przyjaciółka będzie chciała, by coś wiedziały, sama im to powie.
Turczynka naprawdę się zmieniała. Nie była już tą przerażoną dziewczynką, którą Gabrielle poznała we wrześniu, dziewczynką skuloną w ostatniej ławce, obserwującą wszystkich ogromnymi oczami. Nie, Esme była kimś innym. Żadna z nich nie wiedziała jeszcze, kim. Briel nie miała pojęcia, co dokładnie dzieje się z jej nową przyjaciółką, dlaczego czasami cała radość w jej oczach gasła bez powodu, co sprawiło, że nienawidziła mówić ― ale rozumiała dwie rzeczy. Po pierwsze, Turczynka sama im to powie, kiedy przyjdzie odpowiedni moment, a po drugie ― trzeba było dać jej czas. Tak, czas to kluczowe słowo, jeśli chodziło o Esme.
A Cade...? O Cadzie wolała nie myśleć.
Skierowały się do pierwszego sklepu, księgarni. Podeszła do półki z notatnikami, przeglądając je pobieżnie. Chciała kupić książkę dla Lary, zestaw do malowania dla Esme, a dla obu ładnie oprawione notatniki. Uniosła brwi, gdy dojrzała serię inspirowaną malarzami. Wysoka uwielbiała historię sztuki, pasją do tego zaraziła ją Gala, właścicielka kawiarni, o której dziewczyna sporo opowiadała. Znalazła notes w twardej oprawie z rudowłosą dziewczyną namalowaną przez Klimta, a także coś z Gwieździstą nocą dla Esme. Kiedy spojrzała na hipnotyzujące, tajemnicze gwiazdy van Gogha, coś w nich przypomniało jej o Turczynce.
Coś takiego była w tej drobnej dziewczynce, coś, co sprawiało, że jej oczy wyglądały jak oczy kogoś o wiele starszego, a jednocześnie wciąż jak oczy dziecka. Coś takiego w niej było ― gdyby oni byli statkami kosmicznymi, ona byłaby gwiazdą, pierwotną, starszą, piękną, lśniącą, ale nadal zagubioną na niebieskim firmamencie.
Jej poetyckie rozmyślania przerwała mama.
― I co, znalazłaś coś dla Lary i Esme?
― Chyba tak ― przyznała z roztargnieniem. ― Teraz tylko książka i zestaw do malowania. Zestaw kupię w plastycznym, a książkę tutaj.
Ostatecznie zdecydowała się także kupić po paczce ładnie opakowanych słodyczy dla każdego z Gwardii. Kiedy ― z prezentami dla przyjaciółek w torbie ― razem z mamą szukały czegoś dla Alix w sklepie z zabawkami, Gabrielle usłyszała znajomy głos.
― To co, może to kupimy Patricii, co powiesz? Powinno jej się spodobać. Kiedy gadałam z nią przez telefon, powiedziała, że bardzo lubi lalki Barbie i marzy jej się jedna z tej najnowszej serii.
― Może być ― odpowiedział zimno i nieczule głos dziewczęcy głos, niejasno znajomy.
Za to pierwszy głos Gabrielle rozpoznała natychmiast.
Spojrzała na mamę, bezgłośnie wymawiając „Coral". Juliet otworzyła szeroko oczy. Historia konfliktu Ethansów i Jarvisów sięgała czasów Marvy, obie rodziny od zawsze żywiły do siebie antypatię, a teraz, kiedy tancerka zaczęła chodzić z Cade'em, całe to napięcie wzrosło jeszcze bardziej.
― Na pewno? ― zapytała Coral, zaskakująco łagodnie.
― Nie wiem, może ta byłaby lepsza? ― warknął drugi głos.
― Jak uważasz. ― Gabrielle uniosła brwi. Jej koleżanka rzadko stosowała się do rad innych z taką uległością. ― No dobrze, to prezent dla Patricii mamy załatwiony. Co teraz?
― Nie wiem ― odpowiedziała starsza dziewczyna. Jej ton głosu był oschły i wredny, Briel nie miała pojęcia, dlaczego Coral mówi do niej wciąż ciepło, cierpliwie.
― No dobrze, może prezent dla mamy...?
Wtedy Gabrielle i Juliet popatrzyły na siebie, postanawiając w milczeniu, że teraz wyjdą zza półki się przywitać. Ujrzały, tak jak domyśliła się Briel, Coral z jej starszą siostrą, Abigail.
Młodsza dziewczyna była ewidentnie zirytowana, ale zmuszała się do uśmiechu. Kiedy zobaczyła Briel, szeroko otworzyła oczy i zaczerwieniła się nieco, jakby została przyłapana na jakiejś wstydliwej czynności. Jej siostra nawet nie zaszczyciła Gabrielle spojrzeniem ― wbiła wzrok gdzieś daleko. Ładna twarz Abigail była zachmurzona, jakby się obraziła albo wściekła się na kogoś, ale Briel zauważyła coś innego, coś trudnego do zdefiniowania. Wreszcie znalazła ten niepokojący szczegół ― jej oczy były jakby przymglone, źrenice nienaturalnie powiększone. Poczuła niezrozumiały dreszcz na plecach.
― Och, dzień dobry, pani Ethans. Cześć, Gabrielle ― przywitała się z nimi niezręcznie młodsza.
― Dzień dobry, Coral ― odpowiedziała Juliet, niespokojnie obserwując Abigail.
― Hej ― przywitała się Briel od niechcenia. Teraz wzrok wszystkich był skierowany na starszą siostrę tancerki, jednak rówieśniczka Marvy nie drgnęła, nie wypowiedziała ani jednego słowa.
Po dziwnej, krótkiej chwili wahania Gabrielle i jej mama ruszyły do kasy, zostawiając siostry Jarvis. Zanim jednak zdążyły tam dotrzeć, usłyszały wołanie Coral:
― Proszę pani! Pani Ethans, proszę poczekać! Briel!
Zatrzymały się. Tancerka biegła w ich kierunku, a jej włosy wyglądały zaskakująco nieperfekcyjnie jak na nią.
― Ja... przepraszam za nią ― rzuciła na wydechu, zatrzymując się obok nich. ― Pani chyba... pani chyba wie, dlaczego tak jest.
― Wiem ― szepnęła Juliet. ― Rozumiem, Coral. Nie musisz się tłumaczyć.
― D―dziękuję ― wyjąkała dziewczyna, zwracając wzrok na Briel. Przez chwilę dwie dziewczyny patrzyły na siebie, szkolne koleżanki, rywalki, postawione w zupełnie innej, niezrozumiałej sytuacji. W końcu Coral wyrzuciła z siebie: ― Do zobaczenia w szkole, Gabrielle.
Odbiegła znowu w stronę siostry, w dalszym ciągu trwającej w bezruchu.
Nieco zmieszana Briel podeszła do kasy. Jej mama była zamyślona, odwróciła się dwa razy w stronę sióstr, przygryzając dolną wargę.
― O co chodziło? ― zapytała wreszcie Gabrielle, kiedy wychodziły ze sklepu.
― To... sprawa rodziny Jarvisów, nie powinnyśmy się w to mieszać ― odparła z wahaniem Juliet. Wreszcie spojrzała prosto na córkę i powiedziała wyraźniej: ― Wiem, że nie lubisz Coral i ja także za nią przepadam, za to, co zrobiła tobie, ale szanuję ją jako osobę. Musisz wiedzieć, że wcale nie ma w życiu tak łatwo, jak myślisz.
Gabrielle zmarszczyła brwi, zastanawiając się, jakie to problemy może mieć Coral Jarvis i jaki ma to związek z jej mamą, ale Juliet szybko zmieniła temat. Mimo tego wyłącznie ta sprawa zajmowała jej myśli podczas powrotu do domu.
_______________________________
― Dzisiaj widziałyśmy Abigail Jarvis.
Gabrielle, słysząc cichy głos mamy, natychmiast podeszła bliżej drzwi do kuchni. Był wieczór, jakieś pół godziny temu zjedli kolację. Reid siedział w swoim pokoju, tata pojechał do sklepu, a Alix spała na poddaszu. Marvy i mama rozmawiały szeptem w kuchni o dzisiejszych zdarzeniach.
― Tak? I co?
― Ma kryzys, tak jak mówiła Victoria. ― Westchnięcie. ― Normalnie chodzi z Sylvestrem, ale zrobili sobie przerwę w spotykaniu się, bo ona ma... właśnie, kryzys.
― Czyli znowu zaczęła źle tolerować leki?
Gabrielle myślała, że się przesłyszała. Jakie leki?
― Chyba tak ― przyznała Juliet. ― Zadzwoniłam do Harper Dennel i dyskretnie podpytałam, czy nic nie słyszała. Niewiele wie, ale słyszała, że jej przypadek się pogarsza. Muszą jej sprowadzać specjalne leki z Ameryki, bo nasze już kompletnie przestały na nią działaś.
Tym razem westchnęła Marvy.
― Nie wiem, czy chcę to wiedzieć ― przyznała szczerze siostra Briel. ― Muszę przyznać, że wtedy życzyłam jej najgorszego, nawet wtedy, kiedy spotykałam się z Trevem, nie mogłam jej ścierpieć, bo cały czas przypominałam sobie, co zrobiła. Życzyłam jej... ― Marvy zawahała się. ― No dobrze, życzyłam jej, żeby też się kiedyś tak poczuła, osaczona i niezrozumiana. Kiedy teraz docierają do mnie wieści, co się z nią dzieje, czuję się winna.
― Kochanie, to absolutnie nie jest twoja wina. ― Kilka kroków, najwyraźniej mama podeszła i objęła Marvy. ― Ta sytuacja jest ciężka dla wszystkich, ale jesteś ostatnią osobą, która tutaj zawiniła. Można by powiedzieć, że tylko ty tutaj jesteś zupełnie bez winy.
Gabrielle usłyszała urywany oddech siostry i już wiedziała, że Marvy zbiera się na płacz. Zdecydowanie za często słyszała ten dźwięk.
― W dodatku... jeszcze Cantrellowie byli niedawno w mieście ― wyszeptała najstarsza z dzieci Ethansów. ― To wszystko jest dla mnie po prostu... ciężkie.
― Wiem, kochanie. Wiem.
Gabrielle odeszła na palcach od drzwi. Usłyszała już wystarczająco. W głowie miała gonitwę myśli, zastanawiała się, z kim mogłaby się podzielić tymi dziwnymi obserwacjami. Reid odpadał, podobnie jak tata czy Sherylin, Lara była zbyt zabiegana, zwłaszcza w święta, ale... tak, została jeszcze jedna osoba. Prawdopodobnie najlepsza do powierzania sekretów. Esme.
Wspięła się po schodach na piętro i zamknęła w pokoju. Podeszła do okna, by zasłonić roletę, mimowolnie patrząc w okno Cade'a. Biurko chłopaka było jak zawsze zabałaganione, ale on przy nim nie siedział. Krążył po pokoju, rozmawiając z kimś przez telefon. Rozmowa najwyraźniej nie należała do spokojnych, bo intensywnie gestykulował, a jego twarz zdradzała wyraźnie podenerwowanie oraz niepokój. Zasłoniła roletę szybko, zanim zdążył ją zauważyć.
Cóż, najwyraźniej dla większości osób z jej otoczenia przedświąteczny czas przynosił jak na razie same kłopoty.
_______________________
Patrzcie i podziwiajcie te piękne pauzy!
Jestem z siebie całkiem zadowolona, jeśli o to chodzi. Co prawda uległam wattpadowym trendom, ale to faktycznie a] ładniej wygląda b] jest poprawne.
Co myślicie o Coral? Jakieś propozycje co do tego, co jest nie tak z jej siostrą? Ależ intrygę obmyśliłam, zobaczycie, jakie to pokomplikowane, jestem cała dumna z tego.
Miłego dnia!