Mówienie do siebie nabrało zupełnie nowego znaczenia. Umówiłem się z drugim mną, że wyjdzie odrobinę później, bym miał czas samemu pójść z Ślizgonem.
Kiedy otworzyłem drzwi do sypialni Dracona, zostałem go tam do połowy nagiego. Wybierał właśnie koszulę.
- Tę czarną - doradziłem.
- Też tak sądzę. Co Ty tutaj robisz?
- Stoję tu i czekam aż szanowna lalka Barbie się ubierze.
- Co to w ogóle jest?
- Ehh, taka mugolska zabawka dla siedmiolatek.
- Jak możesz mnie do takiego czegoś porównywać? - spytał oburzony.
- Nie wiem. - odparłem obojętnie
- Idziemy?
- Tak - odparł, narzucając na siebie bluzkę.
- Gdzie zamierzasz iść?
- Zobaczysz - odpowiedział tajemniczo.
HARRY 2
Chyba już poszli. Czas się zbierać. Wziąłem do ręki bluzę i wyszedłem z dormitorium.
Dziewczynę, z którą się umówiłem, zastałem w wcześniej wspomnianym miejscu. Powitaliśmy się i weszliśmy do trzech mioteł. Usiadliśmy koło stolika na końcu pomieszczenia.
- Czego się napijesz? - spytałem.
- Cokolwiek.
- To ja zamówię - powiedziałem i podszedłem do baru, gdzie poprosiłem o dwa dyniowe soki. - Co tam u ciebie? - Powrocilem na miejsce.
- Nic ciekawego. Masa zadań domowych i brak jakiegokolwiek czasu.
- Wiem coś o tym. Ja w ogóle nie rozumiem o co chodzi w tych przedmiotach. Szczególnie na eliksirach z nietoperzem. - Zaśmialiśmy się razem na tę wzmiankę.
- Masz jakieś hobby? - Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie mam żadnych zajęć, oprócz wpakowywania się w kłopoty i utrudniania sobie życia. Ależ jestem interesującym człowiekiem.
- Nie mam niczego takiego. No chyba, że liczyć Quiditcha. A ty?
- Interesuję się trochę zielarstwem i czasem rysuję - odpowiedziała.
- Będziesz mi musiała kiedyś pokazać swoje rysunki.
- Jeśli chcesz, ale nie są jakieś szczególne. Choć czekaj, mam chyba swój zeszyt przy sobie - powiedziała i zaczęła szukać go w swojej torbie. Kiedy go znalazła, przewinęła na wybraną stronę i starannie wyrwała jedną kartkę i schowała z powrotem do torebki. - Ten jeden mi nie wyszedł - odparła, podając mi notes. Przeglądnąłem rysunki i jak na moje oko zupełnie nic nie wiedzącego o rysowaniu, były w miarę dobre.
- Fajne, ale wiesz... Ja tam się nie znam. - Posłałem jej przepraszający uśmiech, oddając zeszyt.
HARRY 1
Kiedy byliśmy już w Hogsmade, Draco zaprowadził nas w ciemną uliczkę na skraju miasteczka.
- Złap mnie za rękę - powiedział. Zmrużyłem oczy, nie wiedząc o co mu chodzi. - Po prostu to zrób. - Chwyciłem trochę niepewny jego dłoń, po czym poczułem znane szarpnięcie w okolicach pępka. Pojawiliśmy się nagle na tłocznej ulicy między wysokimi, szklanymi wieżowcami i otaczającymi wszędzie restauracjami.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałem zdezorientowany.
- Londyn - odparł.
- Ty umiesz już się teleportować?
- No tak. - Już miałem zamiar coś powiedzieć, ale on mi przerwał. - Nieważne. To gdzie chcesz iść? - Obróciłem się wokół własnej osi i moją największą uwagę zabrał wielki, diabelski młyn.
- Ja chcę tam - oznajmiłem trochę dziecinnie, wskazując mu ręką miejsce.
- No to chodź. - Złapał mnie za rękę i pociągnął w tamtą stronę.
- Co z ludźmi?
- Tutaj nikt na nas nie będzie zwracał szczególnej uwagi, a szczególnie nas nie pozna. Czyli, mogę nawet zrobić to - mówiąc to, pocałował mnie delikatnie w usta.
- Kto powiedział, że możesz? A co jeśli ja ci nie pozwolę?
- Za bardzo się tym nie przejmę.
- A jak na przykład ucieknę?
- Spróbuj tylko, to zobaczysz jak to się skończy. - Nie czekając dłużej, zacząłem od niego odbiegać. - Poważnie Potter? Wiesz, że i tak cię złapię.
- No to mnie dogoń! - zawołałem. I właśnie tak biegaliśmy po całej ulicy jak nie z pełna rozumu ludzie albo po prostu pięcio-letnie dzieci. W końcu zagonił mnie w drogę bez wyjścia. Ślepy zaułek, świetnie.
- I co teraz zrobisz? - zapytał powoli się do mnie przybliżając, a ja robiłem kroki w tył. Jeden, drugi, trzeci, nagle poczułem jakiś próg, o który się przewróciłem. Wylądowałem w fontannie. Skąd ona się tu wzięła? Ślizgon zaczął się ze mnie śmiać, a mnie wcale do śmiechu nie było.
- No dzięki. Ale jesteś miły.
- Sam chciałeś.
- Nie - zaoponowałem. - Ani trochę nie chciałem wylądować w lodowatej wodzie. A teraz pomóż mi stąd wyjść. - Podszedł do mnie bliżej i wyciągnął mnie całego mokrego. Zdjął z siebie kurtkę i na mnie nałożył.
- Masz.
- Dzięki. - Przydała się. Było mi strasznie zimno. - To idziemy na te kółko?
- Nie ma to jak nazwać London Eye, kółkiem. Nie, nie idziemy. Przewieje cię. - Prychnąłem. - To tylko i wyłącznie twoja wina.
- Prowokowałeś mnie.
- Tak, na pewno. Co powiesz na obiad?
- Nie ma sprawy.
******************
- Czy przypadkiem nie jest to jedna z najdroższych restauracji tutaj? - spytałem.
- Tak.
- Skąd masz mugolskie pieniądze?
- Przygotowałem się. - Podszedł do kelnera i powiedział coś o jakiejś rezerwacji. Ten, zaprowadził nas do pięknie ustrojonego stolika.
- Wyglądam jak zmokły pies, a ty nas wziąłeś do strasznej elegancji?
- Potwierdzam, masz coś do tego?
- Nie. Po prostu myślę, że masz coś z głową.
- Mówi to Potter.
- A żebyś wiedział.