Rozdział 27

5.1K 479 191
                                    

Podszedłem spokojnie  do bruneta, u którego widać było nadal leekie zamyślenie o sytuacji sekundę wcześniej.

- Hey.

- Cześć. - Zielonooki otrząsnął się w jednej chwili.

- Idziemy?

- Ale gdzie? Bo w końcu mi nie powiedziałeś - mówił, gdy już szliśmy w stronę Hogsmeade.

- Do mojego domu. - Gryfon zatrzymał się gwałtownie, więc ja też przystanąłem.

- Jak to do twojego domu?

- Normalnie. Chodź, bo nie mamy całego dnia. - Nie zważając na miliony wyraźnych słów, iż się nie zgadza, szedłem ciągle przed siebie, bo i tak wiedziałem, że on za mną pójdzie. Jak myślałem, tak robił. Po kilkunastu minutach spaceru, przekroczyliśmy teren gdzie nie można się teleportować. Chłopak złapał mnie za rękę i po chwili oboje przeczuliśmy  skręt w okolicy pępka. Wylądowaliśmy przed bramą do mojej posesji. Kiedy popatrzyłem na bruneta, nietrudno było zauważyć rozszerzone oczy i zdziwienie.

- Tu mieszkasz? - spytał, jakby niedowierzając.

- No tak jakoś wyszło, że tu. - Poszedłem przed siebie i popchnąłem kraty, zapraszając Gryfona gestem do środka. Ten nadal niepewny, przeszedł i znalazł się w dużej przestrzeni. Wszedłem za nim. Znajdowałem się w moim ogrodzie. Był sporych rozmiarów, a w związku z początkiem wiosny wszystkie rośliny zaczynały kwitnąć i powoli stawało się zielono. Kiedy szliśmy do wejścia, zielonooki ciągle się rozglądał. Jak doszliśmy do drzwi, wyjąłem klucze i zacząłem przekręcać zamek. Dom był wielką willą, z wyglądu przypominającą zamek. Zbudowany z ciemnego muru z romboidalnymi oknami, zasłonionymi kratami. Nic szczególnego, lecz najwyraźniej chłopak był zaskoczony. Otworzyłem drzwi na oścież, uprzednio przepuszczając Gryfona. W środku rozciągał się długi korytarz, a w nim panujący lekki półmrok. Na ciemnych ścianach wisiały obrazy przodków i krajobrazów.

- Twoich rodziców nie ma, tak?

- Są. Właśnie szykują dla nas wspólny obiad.

- Kpisz sobie ze mnie.

- Nie. Chcę cię im przedstawić jako mojego przyszłego męża. - Nigdy nie widziałem chłopaka tak bardzo zdziwionego i przestraszonego. - Strach obleciał Potter? Nie martw się, żartuję tylko. Przecież oni cię nienawidzą, nie wziąłbym cię wprost w szpony smoka.

- Wziąłeś mnie do swojego domu!

- No tak, ale nikogo nie ma. Ile razy mam ci jeszcze to powtórzyć?

- Nie wiem, mam złe przeczucia.

- Nie ma powodu by się martwić. Oni wyszli... gdzieś. -  Szybko zamknąłem temat. - Pierwszy raz jesteśmy gdzieś razem, odizolowani od innych, a ty jeszcze marudzisz. - Powoli zacząłem się denerwować. - Jakbyś nie wiedział, wiem, że ryzykuję sprowadzając tutaj ciebie. Zdaję sobie sprawę, że z niewiadomych przyczyn mogą w każdej chwili wrócić. Ale jednak nie zmienię wyboru zostania tutaj. Chcę skorzystać z okazji zapomnienia o szkolę z tobą. - Zauważając fakt, że przesadzam, ucichłem. To normalne, że ma obawy, ja też mam. Ale nie chcę ich mieć. Dalszą, krótką drogę przebyliśmy w ciszy. Kiedy dotarliśmy do salonu, od razu odrobinę nas oślepiło mocne światło, padające z okien. Pomieszczenie było duże, tak jak wszystko w tym domu. Kanapa, fotele, stolik do kawy, a przed tym kominek z nieustannie palącym się ogniem. Wszystko było eleganckie i dystyngowane, idealnie pasujące do arystokracji. Najwyraźniej brunet nigdy nie był w takim czymś. - Wiesz co? Trochę mnie bawisz tym swoim zaskoczeniem co do tutejszych rzeczy.

- Pierwszy raz jestem w tak wielkiej willi. W ogóle, willi. A ty jeszcze tu mieszkasz.  

- Bywa. Usiądziemy? Mogę zaproponować jakiś alkohol. - Zielonooki usiadł na skurzanej sofie, a ja podszedłem do szafki, wyjmując najdroższe i najlepsze wino jakie tam znalazłem razem z kieliszkami. Dosiadłem się do niego i uprzednio otwierając butelkę, zacząłem nalewać trunek. Wypiło się jeden, drugi, trzeci, czwarty, a za siódmym przestałem liczyć. Rozmowa płynęła tak łatwo jak rzeka. Niewiadomo kiedy, brunet wylądował na moich kolanach i nasze usta się momentalnie złączyły, po chwili pogłębiając się w pocałunku. Ręce chłopaka powędrowały do moich włosów i lekko je ciągnęły, na co odpowiedziałem mruknięciem. Kiedy zabrakło nam oddechu, na chwilę się od siebie oddaliliśmy.

- Kochasz mnie? - spytał Gryfon, patrząc mi w oczy.

- Tak - odpowiedziałem prosto.

- To powiedz mi to po imieniu, proszę.

- Kocham cię Harry.

- Też cię kocham Draco - powiedział i wtulił się w moją klatkę piersiową.

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz