Rozdział 31

4.2K 417 78
                                    

Miesiąc później...

Nie mogło nic pójść gorzej. To jest przerażające. Przez jego brak nie mogę normalnie funkcjonować. Czy można to nazwać normalnym, że aż tak od kogolowiek da się uzależnić? Od dotyku, głosu, widoku, uczucia bliskości. Analiza tego nie pozwalała mi spać. To wszystko jest bezsensowne. Po co to wszystko? Łatwiej byłoby nie żyć, lecz samobójstwo nie wchodzi w grę. Jak ja umrę to zacznie umierać drugi i na odwrót, choć to co się stało strasznie zraniło, niestety uczucie pozostało.

Chodzenie na lekcje, po korytarzach, na posiłki jak trup nie zostawało odebrane przez resztę jako coś zwyczajnego. Od razu wkoło pojawił się wianuszek osób, które za wszelką cenę chciały pomóc.

Przez ten cały czas działała izolacja myśli od wszystkiego, lecz na dłuższą metę nie będzie to w jakikolwiek sposób możliwe. Jedynym prawdziwym wyjściem było niemożliwe do zrobienia zapomnienie. Czyli jak? Jest to wyjście?

To boli, że niektóre rzeczy są tak ciężkie do naprawienia, aż nas przerastają. Miłość jest jedną, wielką dawką zjebania życia, które może się pojawić w każdej chwili.

Niech to wszystko pójdzie w cholerę. Te niezliczone rzeczy, które spieprzyłem.

Niewinne spotkanie na boku?

Chciałoby się. Jak wielkim idiotą trzeba być, by popełnić taki błąd?

A do tego nie wyjść z tego potwornego układu z McGonagall. Jakim kosztem miałem dowiedzieć się informacji? Jakim musiałbym być człowiekiem, by po tym wszystkim na niego donieść?

Najgorsze jest to, że na początku się zgodziłem. Równie dobrze mógłbym to nazwać największym błędem mojego życia.

Ale co mam zrobić? Draco już mi nie wybaczy, nigdy więcej nie obdarzy mnie jakimkolwiek zaufaniem, choć najmniejszą czułością. Na nic z tych rzeczy nie zasłużyłem.

W pewnym momencie, przy siedzeniu w bibliotece nad zadaniem domowym z transmutacji, podeszła do mnie niebieskooka brunetka.

- Ou, Marika, hej... - mówiłem, próbując ukryć ponury ton, lecz zbytnio mi nie wyszło.

Nie mogłem mieć jej nic za złe. Ona o niczym nie wiedziała. Nawet niedługo po zaszłej sytuacji zaczęła mnie przepraszać. Choć to jej należały się przeprosiny, nie było mnie na nie stać Nie umiałem.

- Tak na ciebie przez chwilę zerkałam i już trochę czasu nie ruszyłeś pióra, więc pomyślałam czy nie potrzebowałbyś pomocy.

Nie byłem słaby, lecz nie byłem też ostatnio najlepszy. W związku z ostatnimi wydarzeniami pogorszyłem się w nauce.

Zazwyczaj pomagał mi Draco.

- Em... Naprawdę nie trzeba. Jakoś sobie poradzę... - Sam nie wierzyłem w swoje słowa, lecz zawsze mogłem poprosić o pomoc Hermionę. Czułem się bardzo nieswojo w towarzystwie krukonki.

- Dobra tam, widzę przecież. Pokaż mi tylko to... - Nachyliła się nad moją pracą i szybko przeleciała ją wzrokiem. - Chodzi tu też o inkantację, a nie o sam ruch różdżką, więc jeśli tylko to dopiszesz to będziesz miał na spokojnie powyżej oczekiwań - posłała mi szczery uśmiech. Spróbowałem odwdzięczyć się tym samym, lecz wyszło to bardziej jak grymas. Miałem wtedy okazję się jej bardziej przyjrzeć. Znowu uderzyły we mnie jej oczy, przerażająco podobne do tych, w które tak kochałem się wpatrywać.

Niemal nieustannie uwielbiałem patrzeć w oczy Draco.

Spiąłem się delikatnie i niekontrolowanym ruchem dość głośno zamknąłem sporej wielkości podręcznik.

- Wybacz, ale muszę już iść.

Jej twarz przybrała barwe dociekłości zrozumienia.

- No dobrze... Do zobaczenia, Harry.

Ścisnąłem usta w wąską linię i już się więcej nie odzywałem. Wziąłem książkę i referat do ręki i żwawym krokiem ruszyłem do wyjścia z biblioteki. Jeszcze gorzej się poczułem. Zbrzydło mi moje imię.

Jedynym wyjątkiem był zawsze Draco.

Tylko on umiał powiedzieć je tak, że czułem coś bardziej lepszego, niż cokolwiek.

Czułem miłość ze strony tego Ślizgona.

Niestety, to nie mogło trwać tak długo jak byśmy sobie zażyczyli.

Niestety, nie zawsze uczucie przetrwa wszystko.

Niestety, uczucie potrafi niszczyć.

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz