Rozdział 30

4.5K 430 241
                                    

RON

Jak on mógł to zrobić? Czemu połączył się z wrogiem? Do tego tym cholernym Malfoy'em! Z frustracji kopnąłem pobliski śmietnik. Miał się tylko z nim na niby zaprzyjaźnić. No właśnie... Na niby.

DRACO

Siedziałem na parapecie okna na korytarzu. Rozmawiałem z Blaisem, lecz zbytnio się w tę rozmowę nie angażowałem. Rozmyślałem, nawet w sumie nie wiem nad czym. W pewnym momencie usłuszałem podniesiony głos. Niestety domyśliłem się kogo może być.

- Ej, Malfoy!

- Czego chcesz Weasley? - powiedziałem dość obojętnym tonem.

- Może tego byś zostawił Harry'ego w spokoju? - Kiedy dotarły do mnie te słowa, od razu skojarzyłem fakty. Musiał mu powiedzieć.

- Może byś się nie wtrącał w nie swoje sprawy?

- To mój przyjaciel tleniona fretko! - wykrzyczał i zacisnął szczękę.

- No widzisz, a mój chłopak. - Posłałem mu przepełniony sarkazmem uśmiech.

- Jesteś go taki pewien?

- W stu procentach.

- Jakby tak było, to by chyba nie kręciłby na boku... - Przez chwilę zapomniałem jak się oddycha. Nie chciałem tego usłyszeć. Przez chwilę otwierałem i zamykałem usta, nie wiedząc co powiedzieć.

- Kłamiesz - odparłem z dość słyszalną niepewnością w głosie.

- W sumie... nie dziwię mu się. Kto by chciał być z śmierciożercą?

- Odszczekaj to, Weasley -
powiedziałem, wyciągając przed siebie różdżkę, którą skierowałem w jego stronę.

W tamtym momencie nie myślałem. Byłem w jakby kompletnym amoku emojonalnym.

- I co mi zrobisz, Malfoy? Zabijesz? Pójdziesz do azkabanu i już nikt nie będzie miał z tobą problemów. Szczególnie Harry. Jedyne co to mu współczuję, że McGonagall kazała się z tobą zadawać dla informacji.

Czułem na ramieniu rękę Zabiniego. Ból i niepokój mieszały się ze sobą w jedność. Do tego dochodziło głębokie, silnie kłujące niedowierzanie i smutek.

- Spokojnie Draco, on nie jest tego wart... - Usłyszałem tuż przy uchu głos Blaise'a.

Jednak nie wytrzymałem. Rzuciłem różdżkę na ziemię i w kilku sekundach znalazłem się przy rudej łasicy, by popchnąć go na ścianę.

HARRY

Kiedy szedłem z Hermioną nie umiałem oderwać się od dziwnego przeczucia. Bałem się. Niestety natężyło się to, gdy usłyszałem odgłosy, które nie kojarzyły się zbyt dobrze. Spojrzałem znacząco na Hermionę, która również zdawała się już domyślać pewnych rzeczy. 

Szybko przeszliśmy korytarz wzdłuż, niespokojnie myśląc. Kiedy skręciliśmy, za rogiem od razu dostrzegliśmy dość duży tłum, obtaczający jedno miejsce i co chwilę przekrzykujący się. Podbiegłem tam, nie myśląc już o uspokajającej mnie Hermionie. Zacząłem przepychać się przez ludzi, ciągle słysząc dopingi i zdania typu "Czemu się biją?", "Kto wygrywa?", ale jedno przebiło się do mnie ze wzmożoną siłą. "To przez Harry'ego". Przeklinałem się w myślach.

W końcu udało mi się wyjść na przód. Zamurowało mnie, choć spodziewałem się tego widoku. Oboje szarpali się oraz okładali pięściami i widać było po dłuższej chwili, że to Ron wygrywał. Nie wiedziałem co zrobić. Wpatrywałem się w to po prostu jak głupi, lecz z upływem kilku sekund wbiegłem pomiędzy nich. 

- Przestańcie! - krzyknąłem zdesperowany. Oboje zaczęli na mnie patrzeć z nieukrywaną nienawiścią i obrzydzeniem, lecz resztkami swojej woli spróbowali się uspokoić. - Co tu się stało?

- Twojego chłoptasia zabolała prawda - powiedział rudowłosy.

- Co? Jaka prawda? - spytałem. Niedowierzałem, że Ron naprawdę mógłby wszystko powiedzieć.

- Żadna. Tak bardzo pogłębiłeś się w swoich kłamstwach, że pewnie już nie rozpoznajesz tego słowa - odparł blondyn chłodnym tonem.

- Ja... Draco... To nie tak!

- To i tak już nieważne - oznajmił i szybko przeszedł przez rozstępujących się ludzi i zniknął za rogiem.

- Zadowolony jesteś, Ron? Masz czego chciałeś? - zapytałem, a w moich oczach nie mogłem powstrzymać łez.

- Powiedziałem jedynie prawdę. - Nie mogłem w ani jednym stopniu mu zaprzeczyć i to najbardziej bolało. Wszystkim w moich możliwościach było zmuszenie nóg do posłuszeństwa i pobiegnięcie do dormitorium.

************************************

Z niecierpliwością w głosie podałem hasło i wszedłem do pomieszczenia. W salonie nie było ani śladu Ślizgona, więc szybko pobiegłem do jego drzwi. Były zamknięte.

- Draco, otwórz, błagam! - krzyczałem rozpaczliwie i waliłem ręką w drewnianą powieszchnie. Stałem tak z dziesięć minut, nie zwracając uwagi na już powoli piękące dłonie od uderzania, aż klamka nie odpuściła.

Wtargnąłem do cichego pokoju, gdzie jedynym źródłem dźwięku był tykający zegar i drgający chłopak, który siedział na łóżku.

- Czego chcesz? - wychrypiał.

- Proszę cię, wysłuchaj mnie.

- Wystarczająco się nasłuchałem. Czy cokolwiek co on mówił nie było prawdą?

- Ja... nie wiem co on mówił.

- Między innymi o tym, że masz inną. Aż tak szybko ci się znudziłem?

- To jest fatalne nieporozumienie! Nigdy bym nawet tak nie pomyślał...

- A no tak... Nigdy się mną nie interesowałeś. Zbliżenie się do mnie było tylko ułatwionym środkiem informacji, czyż nie?

- To zupełnie nie tak...

- To jak do cholery?! - krzyknął. - Okłamywałeś mnie nieustannie. A wiesz co najbardziej boli? Że naprawdę coś do ciebie poczułem - mówił coraz ciszej między szlochem.

- Ale ja... Ja też cię kocham...

- Nie kłam dalej! Jestem dla ciebie nikim! I wiesz co? Ty już dla mnie nic nie znaczysz. Wyjdź, nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego...

- Ale Draco... - Nie zważałem na to jak mocno płakałem. Nie mogłem tak po prostu...

- Wyjdź! Nie rozumiesz?! Nie chcę cię znać. Żałuję, że ci zaufałem...

- Proszę, nie mów tak... - mówiłem, lecz byłem w pełni świadomy, że na nic więcej nie zasługiwałem. Przymknąłem oczy i przełknąłem ślinę. - Wszystko jest nieważne. Zapewniam cię, że w jednym nie kłamałem. Kocham cię, Draco - powiedziałem i szybko wyszedłem z pomieszczenia.

Po chwili znajdowałem się już w moim pokoju. Bezsilnie trzasnąłem drzwiami i osunąłem się po nich jakbym stracił resztki życia. Straciłem. I to najważniejszą tego część.

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz