Rozdział 4

8.5K 578 587
                                    

HARRY, ŚRODA

Rano, coś nagle wybudziło mnie ze snu. Poczułem rzucane w moją stronę, niepozornie twarde kulki papieru. Zakryłem się bardziej kołdrą, by zapobiec przeszkadzaniu przez niechciane obiekty.

- Dobra sam tego chciałeś - Usłyszałem stłumiony przez tkaninę głos. Niespodziewanie, pokrycie zniknęło. -Aquamenti. - Uchwyciłem uchem mruknięcie zaklęcia. Poczułem jak powoli moknie mi góra piżamy, włosy i twarz.

- Co ty robisz kretynie? - spytałem rozdrażniony. Okryłem się prześcieradłem, lecz po chwili one też przemokło.

- Budzę cię leniu - odpowiedział rudzielec, ale nadal nie przestawał mnie moczyć.

- Możesz w końcu skończyć mnie topić? - zapytałem.

- Jak wstaniesz - odparł. Nie mając wyboru, powolnie ruszyłem się z łóżka. Woda przestała lecieć. - Jakbyś nie wiedział, od pół godziny trwa śniadanie - oznajmił.

- Naprawdę? - Niedowierzałem.

- Nie, na niby - powiedział sarkastycznie. Ubrałem się szybko i wykonałem prędko podstwawowe czynności higieniczne. Po tym, udałem się z Ronem do wielkiej sali.

- Co robiłeś do późna, że ledwo wydostałem cię z łóżka? - spytał robawiony.

- Uczyłem się. Mam potwornie wielkie braki - powiedziałem.

- To słabą masz sytuację... Może chciałbyś się rozerwać. Idę dziś razem z Hermioną do Trzech Mioteł. Pójdziesz z nami? - Zaproponował.

- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał. W tym rzecz, że pan nietoperz wlepił mi na dzisiaj szlaban. Co najlepsze, z Malfoyem. - Sztucznie się uśmiechnąłem.

- Oh, no to będziesz miał ciekawy wieczór - powidział i szturchnął mnie ramieniem.

- Ty jesteś chory? - spytałem.

- Nie wiem. Jak narazie nic u mnie nie stwierdzili. A tak na poważnie, to ci serdecznie współczuję - oznajmił. Gdy doszliśmy do celu, przywitaliśmy się z innymi i zaczeliśmy jeść śniadanie. Byłem strasznie głodny. W końcu, od doby nic nie jadłem. Pożerałem łapczywie wszystko po kolei.

Przez dwie godziny prawie nic się nie działo. Byłem tylko na nudnej lekcji zielarstwa z puchonami. Kierowałem się na transmutacje, gdy znienacka wpadłem na najbardziej znienawidzoną przeze mnię osobę na tym świecie. Tym kimś był nie kto inny jak Malfoy.

- Jesteś aż tak ślepy, że nie widzisz jak chodzisz? Może czas zmienić okulary? - spytał z ironicznym uśmieszkiem. Zauważyłem, że coś trzyma. Z czystej ciekawości zerknąłem na przedmiot, który okazał się książką. Spostrzegając, że próbuję odczytać tytuł, Malfoy, szybko schował księgę za siebie. - Nie wtykaj nosa tam gdzie nie trzeba, Potter - powiedział i ominął mnie prędko, szerokim łukiem. Ahh, ta gryfońska ciekawość. Co on tam ma? Dlaczego tak nerwowo zareagował? Uznałem, że nie powiem o tym Ronowi i Hermionie. Powiedzieliby, że jestem przewrażliwiony. Rozmyślając, poszedłem na lekcję z Krukonami. Na szczęście, w tym roku szkolnym zajęciami ze Ślizgonami są tylko eliksiry.

Siedziałem spokojnie w salonie Gryffindoru do tej pory, aż popatrzyłem na zegar. Było za pięć szósta! Szybko zerwałem się z fotela i wybiegłem z pomieszczenia przez obraz, zmierzając do gabinetu Snape'a, który znajdował się w lochach.

Gdy zastałem odpowiednie drzwi, lekko zapukałem i wszedłem do pokoju. Ściany posiadały kolor ciemnego brązu i były zniszczone. Pod nimi znajdowały się szafy zapełnione przeróżnymi składnikami i eliksirami. W prawym rogu leżały zniszczone kociołki, a w lewym stanowsiko do wyrabiania mikstur. Po środku pomieszczenia stało biórko. Były na nim jakieś wyrzucone z użytku akcesoria i przestarzałe pióra. Stał też tam mały obrazek. Przedstawiał młodą, rudowłosą dziewczynę wyczarywującą w dłoni kwiatka. Bardzo mi kogoś przypominała. Nagle, czyjaś ręka odwróciła ramką tak, że już nie mogłem dostrzec zdjęcia. Zwróciłem wzrok w górę i zobaczyłem Profesora od eliksirów. Później podchodząc do krzeseł przed meblem, spostrzegłem znudzonego, siedzącego Malfoya. Wiedząc, że i tak długo nie posiedzę, postanowiłem stać.

- Spóźniłeś się dziesięć minut -powiedział oschle. - Mogę wiedzieć czemu się spóźniłeś? - zapytał, lecz nie czekał na odpowiedź. - Nieważne, i tak nie chcę wiedzieć. Mam wam coś do powiedzenia. Nie będziecie mieć szlabanu - oznajmił. Już czułem, że to nie wróży nic dobrego. - Mam lepszy pomysł. Będziecie od dziś, prefektami naczelnymi. Będziecie mieszkać w jednym dormitorium i patrolować wspólnie korytarze. Tym sposobem, nauczycie się współpracy, która jest wam obu obca - powiedział szyderczo się uśmiechając. Nic nie mówiłem, zaniemówił też Ślizgon. Że my... mieszkać razem? Nie. To niemożliwe. On żartuje, tak? Snape żartujący... To jest dopiero śmieszny żart. Tylko dlaczego ja się nie śmieję? Ah, tak... Ponieważ będę mieszkać z wredną, arogancką i egoistyczną fretką. - Zapomniałbym... Teraz, dla polepszenia relacji ślizgońsko-gryfońskich, wszystkie lekcje macie wspólne. - Nie wytrzymałem.

- Że co słucham? - Byłem wkurzony.

- To, co szanowny Pan Potter słyszy - odpowiedział poszerzając fałszywy uśmiech. - Jeszcze jakieś bezsensowne pytania? - Zamilkłem. - Nie? Jaka szkoda - oznajmił sarkastycznie. - Wasze dormitorium jest na trzecim piętrze w głównym korytarzu. Wejściem jest obraz Merlina. Hasło to Wąż i Lew. Więcej szczegółów macie w listach na komodzie koło waszych łóżek. Jakieś pytania? - Nic nie powiedzieliśmy. - To dobrze, a teraz wynocha zanim zmienię zdanie o wycofaniu waszego szlabanu - odparł i czym prędzej wyszliśmy. Postanowiłem lekceważyć to, że Ślizgon idzie koło mnie, bo w końcu trzeba się przyzwyczaić do jego obecności. Nie tyle co byłem zły, ale bardziej miałem obawy co do reakcji innych Gryfonów, a szczególnie moich najbliższych przyjaciół. Przecież to przeze mnie Gryffindor teraz ma same lekcje z Slytherinem. Brawo ja. Już wolałbym mieć ten cholerny szlaban. Niby chciałem być prefektem, ale żeby mieszkać z Malfoyem? Tak trochę przesada. O nie. Czy ja właśnie zabrałem posadę Ronowi i Hermionie? To na pewno nie jest moja wina. Miałem mieć karę. Hermiona zrozumie, ale Ron? Raczej nie będzie zadowolony. Zdziwiło mnie to, że Malfoy nic nie mówił. Spodziewałem się zwalania na mnie winy i wrednych dogryzek, a tu nic. Uznałem, że byłoby to głupie przerwać ciszę, lecz nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił. Gdy zwróciłem się w jego stronę, zobaczyłem, że jest niewyobrażalnie wkurzony. No dobra. Ja też byłem, ale żeby aż tak?

- Szanownej fretce humorek nie dopisuje? - Postanowiłem, że go trochę podręczę.

- Nie, kurwa. Tryskam radością - odparł.

- Oj... Coś mi się widzi, że ktoś tu ma okres -powiedziałem i ledwo powstrzymywałem śmiech.

- Jesteś naprawdę taki tępy, Potter? - zapytał.

- Nie naprawdę, na niby - odpowiedziałem, a na twarz wszedł mi złośliwy uśmieszek.

- I ja mam z tobą mieszkać, tak? - spytał.

- Na to wychodzi - odparłem. W odpowiedzi, szczelił sobie tylko ręką w czoło. Nie mogłem wytrzymać. Zacząłem się śmiać jak opętany, a Ślizgon patrzył na mnie jakbym był upośledzony.

- Salazarze... zabierz mnie stąd - mruknął pod nosem, lecz na tyle głośno, że usłyszałem.

Hello everybady ^^  Mam nadzieję, że się podoba i zostawicie po sobie ślad. Pozdro! :D

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz