Rozdział 5

7.6K 553 136
                                    

HARRY

Gdy już znaleźliśmy obraz z portretem Merlina, powiedzieliśmy hasło. Pokój, który zastaliśmy był o wiele większy, niż salon wspólny bynajmniej Gryfonów. Mimo, że spodziewałem się potworności, jakiejś już bezużytecznej, starej sali, byłem miło zaskoczony. Wnętrze było idealne. Barwy panowały tam stonowane. Ciemna, drewniana podłoga, a ściany posiadały kolor wiśni. Okna były duże, pokazujące już teraz, oświetlające tylko przez gwiazdy błonia. Nad nimi wisiały jedwabne, srebrne zasłony. Na podłodze leżał duży, prostokątny, puszysty i czerwony dywan. Na nim była ciemna i skórzana sofa. Przed nią stał szklany stolik. W ścianie wbudowany był szarny marmurowy kominek. W rogu stał czarno-biały fortepian. Na końcu pokoju wiodły schody do dwóch drzwi. Nad prawą stroną wisiał wizerunek lwa, a nad lewą węża. Od razu było wiadomo gdzie jest kogo pokój.

- Postarali się - mruknąłem pod nosem.

- Jak widać - powiedział, wpatrując się w instument.

- Umiesz grać? - spytałem, zupełnie nie wiedząc dlaczego.

- Co cię to obchodzi, Potter? - Już chciałem powiedzieć wymijającą odpowiedź, lecz Ślizgon najwidoczniej jej nie potrzebował. - Trochę
- powiedział obojętnie i poszedł schodami w górę, po czym zniknął za drzwiami pod godłem Slytherinu. Nie mając nic innego do roboty, sam ruszyłem do mojego pokoju.

Gdy wszedłem, od razu rzuciło mi się w oczy wielkie łóżko z baldachimem. Wszystko, nie licząc podłogi, ścian i mebli zachowywało barwy czerwone i złote. W lewej części pokoju stała duża szafa, a w kącie stał barek. Z prawej strony leżała średniej wielkości biblioteczka i drzwi, za pewne prowadzące do prywatnej łazienki. Coś tu nie gra. To wszystko miałoby być karą? Pod tym musi się coś kryć. Jutro porozmawiam o tym z McGonagall. Ona musi mi to wszystko wyjaśnić. Nawet jakby po mnie tego nie było widać, byłem strasznie zmęczony. Nagle usłyszałem jakieś niewytłumaczalny, głośny trzask. Tak jakby szafa się przewróciła. Uznałem, że się przesłyszałem i więcej o tym nie myślałem. Przebrałem się w ciut jeszcze za dużą piżamę i położyłem się w łóżku, które było nieziemsko wygodne. Nawet nie wiedząc kiedy, odpłynąłem w objęcia Morfeusza.

**********************

Rano obudziłem się wyjątkowo wypoczęty. Jednak dobry materac robi swoje. Nagle zaświtało mi w głowię, że przecież Ron i Hermiona nie mieli własnych dormitoriów. Dlaczego ja dostałem? Kolejny powód do zazdrości i myślenia wszystkich, że traktują mnie lepiej od innych. Ale ja nawet tego nie chciałem! O co tu chodzi? Przecież nie zmieniają prefektów od tak. Patrząc na zegarek na ścianie, zobaczyłem, że wstałem idealnie by się przygotować i zdążyć na śniadanie. Już widzę, że będę musiał się tłumaczyć z tego, czego nawet nie rozumiem. Z tą myślą, smętnie ruszyłem się z łóżka. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem szkolne szaty. Włosów nie układałem, bo one i tak żyją własnym życiem. Potem, jak zawsze poszedłem do wielkiej sali.

Gdy już byłem przy stołach, spostrzegłem moich przyjaciół. Na początku zauważyła mnie tylko Hermiona, więc szturchnęła w ramię rudzielca i wskazała, że tu jestem.

- Harry! - wykrzyczał nagle Ron.

- Martwiliśmy się. Czekaliśmy na ciebie do północy. Dlaczego nie wróciłeś na noc? Snape cię przetrzymał? - pytała po kolei. Skrycie się cieszyłem, że gadała tak jak kiedyś, ale wiedziałem niestety, iż jest to chwilowe.

- I dlaczego masz zawieszkę prefekta? - Właśnie zauważyłem, że do mojego ubrania była przyczepiona broszka z literką "P". To utrudniało sprawę. Musiałem od razu się tłumaczyć.

- Zaraz wam powiem, ale dajcie mi w spokoju zjeść śniadanie. - Próbowałem odciąć się chwilowo od tematu.

- Wiesz, że od gadania się nie wywiniesz? -Potwierdziłem Ronowi skinięciem głowy.

*************

Na moje szczęście, w spokoju zjadłem posiłek i byłem na kilku lekcjach, lecz teraz dopiero będzie źle. Szedłem właśnie przez błonia na zielarstwo z przyjaciółmi.

- To o co chodzi? - spytał w końcu Ron. Wytłumaczyłem im wszystko po kolei, nie pomijając bardzo dziwnego zachowania Ślizgona.

- To chyba jasne, że się wściekł, przecież ty też byłeś zły. - Hermiona próbowała go tłumaczyć.

- Ale nie aż tak! Nigdy nie widziałem go w takim stanie... Wyglądał na kogoś, któremu całe życie się zawaliło. To naprawdę nienormalne - oznajmiłem.

- Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? - odezwał się młody Weasley.

- Nie - odparłem krótko. Dalej już nie było tematu. Niestety to nie był koniec rozmów. Nagle podszedł do nas Neville.

- Ej, czy my przypadkiem nie mamy teraz lekcji z Krukonami? - spytał.

- Mamy, a co? - odpowiedział rudzielec pytaniem na pytanie.

- To dlaczego są tu Ślizgoni? - Pytaniom nie było końca, a ja siedziałem cicho aż do czasu, gdy nie zapytano mnie, czy ja czegoś o tym nie wiem.

- No... Możliwe, że wiem. - Zacząłem niepewnie. - Bo tak trochę teraz wszystkie zajęcia mamy ze Slytherinem. - Przypomniałem sobie, że o tym zapomniałem im powiedzieć.

- Że co słucham? - powiedzieli równocześnie.

- To co słyszycie. Snape powiedział, że to dla polepszenia relacji między domami - oznajmiłem.

- I ty dopiero teraz o tym mówisz... Nie no, super, normalnie fantastycznie! - Wybuchnęła Gryfonka.

- Nie jest aż tak źle... - Próbowałem ją uspokoić, ale to jeszcze pogorszyło sprawę.

- Nie jest aż tak źle? Czy ty siebie słyszysz? - Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Ron siedział cicho. Kto, jak kto, ale jego to najmniej podejrzewałem o spokój. W tym roku wszyscy są inni. Od zeszłych wakacji bardzo dużo się zmieniło, a w szczególności my. Gdy już doszliśmy do szklarni, zobaczyliśmy, że Ślizgoni też nie są w humorze. Postanowiliśmy nic nie mówić i udaliśmy się spokojnie na nasze miejsca. Kiedy weszła pani Sprout, tylko nieliczni pozwalali sobie na rozmowy szeptem. Zadała nam zadanie i powiedziała, że pary mają być Ślizgońsko-Gryfońskie. Oczywiście. Pewnie teraz tak będzie na każdych zajęciach. Jak za pewne można było się domyślać, byłem znowu z Malfoy'em. Wszyscy byli niezadowoleni ze swoich par, ale był wyjątek. Hermiona i Teodor Nott. Tutaj akurat widać było, że przypadli sobie do gustu. Ciągle rozmawiali i co rusz się śmiali. Kasztanowłosa rzeczywiście się zmieniła. Co dziwniejsze, nie spostrzegłem na niej zazdrosnego spojrzenia Rona. Zauważyłem, że on też nie jest zbyt rozczarowany. Siedział z dość ładną szatynką o niebieskich oczach. Czy tylko ja mam takiego pecha, że siedzę z Fretką? A nie. Neville ma gorzej, jest z Goylem. Nic nie mówiąc zaczeliśmy pracować. W ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Nawet, zaoszczędziliśmy sobie złośliwych uwag. Po około godzinie, dostaliśmy całkiem dobre oceny. Nadal będąc cicho, chcąc, nie chcąc szedłem z Malfoyem w tym samym kierunku. Na szczęście, miałem pewną sprawę do załatwienia, więc w połowię drogi poszedłem w swoją stronę.

Jak wam się podoba nowy rozdział? :) Gwiazdka i ocena w komentarzu bardzo motywuje ♡♡♡ Pozdro!

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz