Rozdział 32

4.1K 422 104
                                    

Większość teraz czasu spędzałem z Mariką. Obydwoje się nawzajem poznawaliśmy. Była naprawdę cudowną dziewczyną. Nawet w niektórych momentach przy niej zdołałem nie myśleć o nim, lecz to powracało ze zdwojoną siłą, gdy napotykałem jej oczy. Z tych czy też innych powodów próbowałem ich unikać. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale z uporem starałem się nie zawracać tematu na niego. Tylko jedyne czego się bałem to tego, że ona chciała więcej.

Kiedy to nadeszło, nie było odwrotu. Zaczęła patrzeć mi w oczy. Uciekanie wzrokiem na nic się nie zdawało. Jej spojrzenie mnie rozwalało od środka na kawałki. Przez to, że tak bardzo przypominały inne. Za bardzo. Chciałem, lecz nie umiałem być w tamtej sytuacji silny. Obaliła mnie, a ja się poddałem. Przybliżyła się jeszcze odrobinę i już nie było wyjścia. Nie miałem siły jej odepchnąć. Postradałem wszystkie zmysły. Patrząc w te oczy, wydawało mi się, że jest tak jak dawniej. Jestem przy... nim. Miałem niepokorną nadzieję, że za chwilę pocałuję Draco. Wszystko zniknęło, gdy nasze usta się zetknęły. Te ciepło mnie niemalże poraziło. Jej wargi były ciepłe. Nie takie jakie znałem. Chłodne i delikatne. To wystarczyło, by mnie otrzeźwić.
Odsunąłem ją lekko od się siebie.

- Nie, Marika. To nie miało prawa się stać - mówiłem nieprzytomnie, jakby osłupiony.

Przez chwilę jej twarz pokrywało zażenowanie i gniew, lecz po chwili wzięła oddech i złagodniała.

- Nie przesadzaj, minęło już tyle czasu, a ty nadal rozpamiętujesz.

Albo mi się wydawało, albo ona po prostu nigdy nie była prawdziwie zakochana.

- Ja przesadzam? - Te słowa zadziałały na mnie jak kujący impuls. - Weź może chwilę pomyśl nad tym co mówisz. Nie wiesz jak to jest, gdy najważniejsza dla ciebie osoba już ci nie ufa. Wyobrażasz sobie, że cały twój świat nagle znika? Nie sądzę. U ciebie wszystko jest świetnie! Więc nie mów mi, że przesadzam i już nigdy więcej nie próbuj przekraczać mojej przestrzeni osobistej, bo nic z tego i tak nie będzie.

Jak zwykle mówiłem po prostu wprost to co myślałem, nie widziałem sensu, by zważać na słowa. To ona przegięła granicę. Nawet już mi się nie chciało jej słuchać. Miałem tego wszystkiego dość. Bez zbędnych pożegnań szybko od niej odszedłem w tylko sobie znanym kierunku. Jasne - chciała coś powiedzieć, ale dla mnie to było tak nieme, że równie dobrze mógłbym być głuchy.

Niestety, problemy lubią się ze sobą łączyć, niemalże w siebie nawzajem wtapiać.

Po tym jak błądziłem nieświadomie po korytarzach, by ochłonąć nadszedł ten moment aby wrócić do dormitorium. Nadchodził już wieczór.

Jeden krok, drugi. Nie wiadomo czemu - tak sobie wmawiałem - niewyobrażalnie się dłużyły. Przez te wszystkie dni nie miałem żadnej styczności z Draco. Kompletnie zero konfrontacji. Merlin wie jak to się udało zrobić. Zawsze mieliśmy zręczne wymówki lub usilną upartość.

Dziecinne, czyż nie?

Dlaczego zawsze, gdy w drogę wkracza silne uczucie muszę zachowywać się tchórz?

Bałem się.

Oczywistym również było, że Ślizgon za wszelką cenę również próbował nie myśleć.

Przez ten względnie krótki czas bycia razem, jednak na tyle go poznałem, że mogłem go prześwietlić. To nie sprawiało mi żadnej trudności. Jedyną rzeczą, której nie mogłem znieść jest świadomość o tym, że jakbym tylko spróbował to od razu natknąłbym się na kłębiący się w nim żal i smutek.

Rama obrazu powoli odkrywała przede mną głąb pomieszczenia. Najgorsze uczucie jakie kiedykolwiek ktokolwiek może poczuć mieszało się ze zdziwieniem. Dlaczego on tu siedział? Po co on tu jest? W ostatnim miesiącu żadne z nas nawet na chwilę nie pozostawało w salonie. Był on tylko punktem przejściowym.

Chciałem szybko przejść do mojego pokoju, lecz oczywiście musiało to nie wyjść.

- Jak długo to trwa? - Usłyszałem zbyt dobrze mi znany głos. Cały się spiąłem i cicho wypuściłem powietrze z ust.

- Ale co?

- Ile z nią jesteś? - blondyn wypowiadał jakby słowa w przestrzeń. W jednej chwili wszystko w głowie mi się poukładało.

- Ja... My nie jesteśmy i nie byliśmy razem. Naprawdę próbowałem ci to wytłumaczyć...

- Mógłbyś chociaż teraz przestać kłamać, nie dam się nabrać drugi raz - uciął mi.

- Ile razy mam powtarzać, że nic do niej nie czuję, ona nic dla mnie nie znaczyła i nie znaczyć będzie?

- Najwyraźniej tak dużo tego mówisz, iż aż sam w to uwierzyłeś. Nie kompromituj się, Potter. Ja zadałem najprostsze z możliwych pytań, lecz oczywiście nigdy nie doczekam się na szczerość - mówił to tak chłodnym tonem, że poczułem się jak rzeźba lodowa, którą w każdej chwili można stłuc.

Każde słowo wypowiedziane w tej rozmowie boli coraz bardziej. Niszczy podstawę złudnej niedawno wybudowanej normalności. Najgorsze jest to, że ja nigdy nie miałem zamiaru zrobić rzeczy, o które mnie wini. Niestety jeszcze gorszy jednak jest fakt, że na to wszystko miałem wpływ.

- Wiesz... Na przykład... - zacząłem - Czemu nie zostawiłem cię samego w opuszczonej łazience? A może... Z jakiej przyczyny tak źle mi było, gdy płakałeś? Ciekawe... Dlaczego tak gorzko wspominam twoje wszystkie załamania? Trudne pytanie... Z jakiego powodu cię złapałem podczas ostatniego meczu Quidittcha? I ostatnie, raczej najistotniejsze. Z jakiej racji byłeś i jesteś nadal moim całym życiem? - zadawałem pytania po kolei, bez żadnej przerwy, a w tym czasie do moich oczu zaczęły napływać mi łzy.

- Wiesz? - zapytałem ostatni raz.

Odpowiedziała mi cisza. Blondyn tylko ślepo wpatrywał się przed siebie.

Stanie tam trwało wieczność, a przerwało się w ciągu jednej setnej sekundy, gdy postanowiłem w końcu ukryć się w swoim pokoju i się uspokoić.

Spróbować zapomnieć.

Prychnąłem tylko, mając na myśli tę żenującą rzecz. Zapomnienie. Nierealne.



Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz