Rozdział 12

5.9K 506 178
                                    

- Wiem, że tam jesteś Potter -powiedział głosem pełnym pogardy. Serce zabiło mi szybciej z zdenerwowania.

Co teraz? Cholera! Co teraz? Szybko wykreowałem w głowie plan działania. Wyszedłem z za filaru starając być jak najbardziej rozluźnionym i spokojnym. Teraz nadzieja w moich umiejętnościach w wciskaniu komuś kłamstw.

- O co ci chodzi Malfoy? Nie mogę po prostu chodzić po korytarzach Hogwartu? - Jest dobrze. Zabrzmiało to w miarę normalnie.

- Kłamiesz. Śledziłeś mnie - bardziej oznajmił, niż zapytał.

- Po co niby miałbym ciebie śledzić? -spytałem jakby znudzonym tonem. Byłbym dobrym aktorem... Nie wierzę w siebie. W takiej chwili myślę o mugolskich wizjach przyszłości. Rzeczywiście sensownie.

- Znowu zgrywasz idiotę - warknął. - Niby odważny gryfon, a nie umie powiedzieć prawdy prosto w oczy. Gratuluję, Godryk byłby dumny - powiedział z ironią wyczuwalną w głosie.

- Nie wiem o czym ty mówisz. - Postanowiłem grać na zwłokę. Blondyn jedyne co zrobił, to prychnął przewracając oczami.
Potem minął mnie bez słowa i zniknął w nieoświetlonym korytarzu.

------------------------------------------------------

Nadal siedzieli pod ustalonym wcześniej drzewem. Gdy na mnie czekali zajmowali się swoimi sprawami. Hermiona siedziała po turecku, usiłując spłaszczyć denerwującą trawę, która zapewne łaskotała jej łydki. Jak to miała w zwyczaju, czytała w międzyczasie któryś z podręczników. Z drugiej strony Ron, opierając się o pień wysokiego dębu wpatrywał się znudzony w wyrwanego przed chwilą zielonego liścia. Rudzielec, który pierwszy mnie zauważył, szturchnął dziewczynę w ramię. Ta, wytrącona z danej czynności, początkowo była zła, lecz kiedy mnie juz zobaczyła, zdecydowała się nie walnąć książką w głowę przyjaciela za przerwanie jej czytania lektury.

- Harry, gdzie byłeś? - spytała bez zbędnych ceregieli. No i mam dylemat: mówić czy nie mówić o tej sytuacji?

- Byłem zarezerwować boisko na dzisiejsze treningi. - Skłamałem gładko. Nie jestem pewien dlaczego, ale nie ufałem już im tak jak kiedyś. Weasley powoli się wyprostował i wyrzucił gdzieś liścia. Początkowo chcąc coś powiedzieć, zająkał się przez chwilę.

- Em... Czy łączy cię coś z Malfoyem? - zwrócił się do mnie. Fantastycznie. Mój własny przyjaciel wierzy w niedorzeczne plotki na mój temat. Pewnie Hermiona już mu wszystko wygadała o tym, co widziała w sypialni.

- Tak. Bardzo się kochamy, planujemy wziąć ślub i adoptować trojaczki - odezwała się moja sarkastyczna dusza. Najwyraźniej ich szczątki inteligencji obudziły się z hibernacji i wyczuli wyraźną ironię. Widać było, że się częściowo uspokoili.

- A ta sytuacja? - dopytała niepewnie Gryfonka.

- Zwyczajna wredność Malfoya. Kiedy weszłaś, specjalnie uczepił się mnie jak rzep. - Wytłumaczyłem. - Idiota - dodałem ciszej. - Zresztą, jak w ogóle mogliście uwierzyć w te bzdury?

- Przepraszamy Harry. Po prostu się martwimy. W tym roku prawie w ogóle nie mamy ze sobą kontaktu. - Gołym okiem można było dostrzec, że bardzo to przeżywa. Szczególnie, że jej życie z dnia na dzień wywróciło się kompletnie do góry nogami i nie ma już nikogo oprócz nas.

- To i tak was nie usprawiedliwia do łączenia mnie w parę z tą fretką - odparłem już trochę weselej, na co po chwili w trójkę się zaśmialiśmy. Atmosfera po kilku minutach się całkowicie rozluźniła. Na szczęście nie poruszali już tematów o Ślizgonie.

------------------------------------------------------

Kiedy szedłem schodami do mojego pokoju, usłyszałem szloch. Cichy, jakby tłumiony, ale słyszalny. Dobiegał z pokoju Blondyna. Podszedłem do jego drzwi i przyłożyłem do nich ucho. Dosłyszałem to jeszcze bardziej.

Draco najwyraźniej płakał.

Malfoy płakał? On umie płakać? Głupie pytanie. Nie ma człowieka, który by nie umiał.

Po prostu zawsze wydawał mi się taki... bezduszny, jakby w ogóle niewrażliwy.

Jednak się myliłem.
Ale pytanie jest: dlaczego płakał? Odruchowo sięgnąłem klamki, lecz nagle wszystko ustało. Najwidoczniej użył zaklęcia wyciszającego. Pewnie nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał. A szczególnie ktoś taki jak ja, czyli dla niego zbyt ciekawski i wścibski Gryfon.

Przez tę noc nie zmrużyłem oka. Ciągły natłok myśli nie miał najmniejszego zamiaru dać mi spokoju. Myślałem co najdziwniejsze, a być może też najmniej dziwne o Ślizgonie. O chłopaku, który najpewniej teraz zalewa poduszkę swoimi łzami. O wrogu, któremu w jednej z milionów sekund chciałem pomóc, przez którego z niewiadomych przyczyn poczułem ból w sercu gdy sobie wyobraziłem jego zaszklone i zakrywające wściekłością smutne oczy. Błękitne oczy, którym musiałem przyznać, że były piękne. Najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widziałem.

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz