Rozdział 20

5.4K 427 136
                                    

Szykując się na dzisiejsze wyjście,  przypomniałem sobie pewną sprawę. Umówiłem się przecież z Mariką. Cholera! Wybiegłem szybko z pokoju, więcej nie myśląc. Zbiegłem szybko po schodach i wyszedłem  przez obraz, nie zważając na zdziwione spojrzenie Ślizgona. W Wielkiej Sali była moja ostatnia nadzieja. Gdy dotarłem na miejsce, szybko wyszukałem wzrokiem mój cel. Żwawym krokiem ruszyłem do Gryfonki.

- Hermiona, mogłabyś mi w czymś pomóc? - spytałem.

- Jasne, o co chodzi?

- Na osobności. - Dodałem, widząc zainteresowanie wśród innych osób trzecich. Ta, słysząc to, wstała od stołu i udała się ze mną na korytarz. - Czy jest jakieś zaklęcie na podwojenie swojej osoby? - zapytałem nie owijając w bawełnę.

- Do czego jest ci to potrzebne? - Zmrużyła oczy, przeczuwając, że coś się stało.

- Nieważne - odparłem.

- Ważne. Jeśli mi nie powiesz, to nie zdradzę ci tej informacji - zaszantażowała chytrze.

- Można by tak powiedzieć, że dość bardzo namieszałem.

- Błagam, niech to nie chodzi o dziewczynę.

- W połowie. - Hermiona przyłożyła sobie dłoń do skroni.

- No dobrze. Jest takie zaklęcie. Nazywa się Clomentis*. Działa ono tak, że możesz stworzyć drugiego siebie. Ma też ograniczenie czasowe, które liczy  pięć godzin. Po tego upływie, zaczyna się znikać. Klon jak za równo osoba, która go wyczarowała, więc trzeba wtedy jak najszybciej spotkać się ze swoją podobizną i złączyć najzwyczajniej w siebie wchodząc - mówiła jak chodząca encyklopedia. Czyli jednak przeżyję.

- Dzięki wielkie - powiedziałem, przytulając ją mocno.

- Tylko uważaj z tym zaklęciem. No i nigdy więcej go nie używaj, nie jestem pewna czy nie ma żadnych skutków ubocznych.

- Oczywiście. To będzie pierwszy i ostatni raz. Obiecuję. - Przyżekłem.

- Życzę ci powodzenia, choć i tak pewnie postąpiłeś jak ostatni głupek.

- Potwierdzam tę tezę. To cześć! - Rzuciłem na pożegnanie i odszedłem, kierując się ponownie do swojego dormitorium. Kiedy byłem już w salonie, od razu chciałem iść na górę, lecz zatrzymało mnie pytanie blondyna.

- Gdzie byłeś?

- Na śniadaniu.

- Po co?

- By zjeść? - Odpowiedziałem, na co on prychnął, po czym sam poszedł do swojego pokoju. Kiedy już byłem w danym pomieszczeniu, zauważyłem na parapecie czarną sowę z przywiązaną karteczką do nogi. Podeszłem do okna i je uchyliłem. Odwiązałem ostrożnie wiadomość, zaczynając ją czytać.

Spotkajmy się o 13:00 koło trzech mioteł.
                                  M. W.

Czyli została mi godzina. Będę musiał wziąć zegarek, bo trochę słabo będzie, gdy nagle zacznie znikać mi ręka na randce. Czekaj co? Ja się z nią umówiłem na r a n d k ę. Przynajmniej ona tak myśli. O Boże. Jest źle, wręcz okropnie. A co jeśli będzie chciała czegoś więcej. Nawet wolę o tym nie myśleć.

Poczekałem aż będzie wpół do pierwszej, by łatwiej odliczyć dany czas jaki mi został. Wyjąłem różdkę z szuflady i wstałem z łóżka.

- Clomentis! - powiedziałem wyraźnie. Nagle zaczęła się przede mną wyjawiać postać. Można by nazwać to tworzeniem w powietrzu. Po kilku sekundach, stał przede mną mój sobowtór. Czułem się tak, jakbym stanął przed trojwymiarowym lustrem.

- Cześć! - Powitał mnie nowy ja. Dziwnie to brzmi.

- Hej - odpowiedziałem nieswojo. Tak. To była najdziwniejsza rzecz jaką mogłem zrobić. Sam jestem ciekawy co z tego wyjdzie. Z pewnością, będzie ciekawie. Wolę nie wiedzieć,  jakby wyszło gdyby cokolwiek poszło nie tak.

* Wymyślone przeze mnie zaklęcie

Hehe klooon :P

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz