Rozdział 16

5.7K 514 137
                                    

- Może być? - Głos Ślizgona wyrwał mnie z zamyślenia.

- To było genialne - powiedziałem szczerze. - Kiedy nauczyłeś się tak grać?

- Jak miałem dziewięć lat, matka zapisała mnie na lekcje. Ojciec nie był z tego zbytnio zadowolony, bo uważał, że to się mi do niczego w życiu nie przyda. Z faktu, że kochałem grać, chodziłem na to bez jego wiedzy. Gdy się o tym dowiedział, nie było zbyt miło. Był zły, że go nie posłuchałem. Kategorycznie zakazał mi gry na pianinie, przy czym sprzedał instrument, który stał u nas w salonie, do sklepu muzycznego Florentina Terence'a. Do teraz to pamiętam, tak jakby to było wczoraj. Wtedy zabrał mi jedną z ważniejszych rzeczy w moim krótkim życiu. Przez większy czas byłem cichy. Musieli mnie zmuszać do spożywania posiłków i pilnować żebym zasnął. Czego i tak nie robiłem. Jak już to udawałem, zamykając powieki. Wtedy stałem się dziwnie pusty. Aż dziwne, że martwa rzecz może tyle dla kogoś znaczyć. - Nie odzywałem się, słuchałem go uważnie. Gdybym to usłyszał jeszcze tydzień temu, ode mnie z przyszłości, pomyślałbym, że zwariowałem i od razu poszedłbym do psychiatry, ale teraz z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że pod jego maską chłodnego i wrednego człowieka, krył się zwykły, wrażliwy chłopak. - Nie powinienem ci tego mówić, pewnie nie chce ci się tego słuchać.

- Naprawdę nie ma sprawy, jak chcesz możesz powiedzieć swój cały życiorys - zażartowałem.

- Wiesz, jesteś pierwszą osobą, której powiedziałem o mnie coś więcej, niż imię, nazwisko czy wiek. To jest tak bardzo nienormalne, że tobie akurat zaufałem. Tobie, czyli sławnemu złotemu chłopcowi. Harry'emu Potterowi, jeszcze kilka dni temu, uznawanemu za największego wroga - mówił.

- A teraz kim dla ciebie jestem? - spytałem.

- Po pierwsze, jesteś najlepszą przytulanką jaką miałem. - Zaśmialiśmy się razem na tę wzmiankę.

- Taką fretkę jak ty, muszę przyznać, też niczego sobie się przytula - dodałem złośliwie.

- Za to co teraz powiedziałeś, jakbym siedział ciągle koło ciebie, już dawno spadłbyś z tej kanapy.

- Swojej przytulance byś to zrobił? Pobrudziłaby się - powiedziałem żalącym się tonem.

- Jakoś bym to przeżył - odparł obojętnie.

- No dzięki... - Prychnąłem.

- Nie ma za co. - Uśmiechnął się beztrosko.

- A co z twoim ojcem? - Zmieniłem temat. - Widujecie się? - Spuścił głowę. Momentalnie zmienił się nastrój.

- Nie, nie chcę go widywać.

- Dlaczego? - Lepsze byłoby pytanie: ,,Dlaczego jestem taki głupi i się o to pytam?"

- Sam nie wiem. Kocham go jako moją najbliższą rodzinę, choć wątpie by on czuł to samo. Z drugiej strony zrobił mi z życia piekło. To przez niego jestem tam, gdzie mnie nie powinno być. Przez niego muszę zrobić coś, czego nawet najodważniejsi Gryfonowie by się bali. - Wyczytał jakby z moich myśli, chęć dowiedzenia się o co chodzi. Wstał i podwinął lewy rękaw swojej koszuli. Wyjął różdżkę i wskazując na rękę mruknął: ,,Finite Incantatem". Na ramieniu zaczął się pojawiać czarny tatuaż. Mroczny znak, wąż wychodzący z czaszki. Na chwilę serce mi się zatrzymało. Jestem w jednym pokoju ze Śmierciożercą. Co więcej spędziłem z nim ostatnie dni i mieszkałem z tydzień. Przez ostatnią dobę, modliłem się by to nie była prawda. Po upływie około pół minuty paraliżu, uciekłem jak zwykły tchórz. Ostatnim co widziałem w jego oczach, były napływające łzy, smutek, żal i cierpienie.

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz