Rozdział 38

1.9K 130 60
                                    

Harry powoli przetwarzał informacje, jak to on miał w zwyczaju. To był wielki natłok informacji, jak i spora ilość nagłych nieprzewidzianych wydarzeń. Zbiegał razem z Draco po schodach wysokiej wieży i mimo wszystko, czuł te specyficzne ciepło gdzieś na dnie serca. Dzisiejszej nocy uratował choć jedną osobę. Poczuł pewien ucisk w gardle. Trudno było mu czuć radość, mając świadomość jak wszystko gwałtownie się zmienia. Dodatkowo niemalże niemożliwym jest zmienić przebieg wydarzeń. Tak naprawdę nie mieli pojęcia, jak szybko ich świat straci swoje kolory. W Draconie mimo wszystko tliła się iskierka nadziei. Jednak niektóre rzeczy są nieodwracalne. Severus Snape złożył wieczystą przysięgę.

- To nie ma sensu - powiedział chłopak, przywierając do ściany, gdy już byli na jednym z wielkich korytarzy. Przymknął oczy, a jego lśniące włosy spadały niesfornie na jego czoło. Uderzyła w niego ponownie bezsilność.

- Co nie ma sensu? - spytał niecierpliwie Harry, choć sam również nie czuł się najlepiej. - Draco, jesteś tutaj, ze mną. To jest już coś niesamowitego. Musimy jak najszybciej udać się do nauczycieli - powiedział, próbując mu dodać otuchy.

Draco spojrzał na bruneta smutno, jednak jego kąciki ust nieznacznie się podniosły. Nie dałby rady zaprzeczyć, że Potter mu niewyobrażalnie pomógł. W tak mrocznym momencie jego życia, udało mu się go z tego wyciągnąć. Niemal niewidocznie zaszkliły mu się oczy. Przytulił się do Harry'ego, oddając w tym całą tęsknotę, jaką czuł.

- Jesteś najgłupszym Gryfonem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Jak można tak rzucać się w miejsca, gdzie tak bardzo mógłbyś zginąć? - spytał, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Harry prychnął, kręcąc głową na tyle, ile dał radę, samemu mocno obejmując drugiego chłopaka.

- Wystarczyłoby dziękuję, naprawdę - odparł. Odsunął się, aby delikatnie musnąć jego usta. - Nie mamy teraz na to czasu, Draco. Choćbym jak najbardziej tego chciał - powiedział. Chwycił jego dłoń, splątując ich palce ze sobą.

Pobiegli do gabinetu McGonagall, aby przekazać jej wszystko, co wiedzieli. Zastali ją wciąż siedzącą przy biurku i wypełniającą papiery. Na ich widok przeszedł ją dziwny dreszcz. Spróbowali powiedzieć informacje w bardzo treściwy i opanowany sposób.  Jedynie z samego początku jej twarz wprost zamarła i przez następne sekundy dało się zauważyć u niej przerażenie oraz rozpacz. Jednak miała świadomość, że to właśnie ona powinna wszystko opanować i zachować zimną krew. Nagle drzwi ponownie się otworzyły, a w nich stanął Argus Filch. Nawet nie zwrócił uwagi na stojących w środku gabinetu dwóch uczniów.

- Pani profesor, w zamku są śmierciożercy. Biegną z wieży astronomicznej. Coś musiało się stać - mówił szybko bez tchu. Nawet nie towarzyszył mu zwykły dla niego nieznośny ton głosu.

- Panie Filch, proszę obudzić resztę nauczycieli. Wszyscy uczniowie mają się zgromadzić na placu niezwłocznie - oznajmiła, ledwo przełykając ślinę. Następnie wyszła z pomieszczenia, zostawiając ich dwojga w bardzo gęstej ciszy.

Harry i Draco nie mieli zamiaru wychodzić poza Hogwart. Obawiali się tego oboje. Zbyt dobrze wiedzieli, co tam zastaną. Nie wiadomo kiedy mijały kolejne minuty, a oni po prostu stali na środku gabinetu, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić.

- Draco, powinniśmy się przenieść do naszych pokojów - powiedział Harry, przerywając tę ciężką ciszę.

- Co będzie z moją matką? - spytał, ignorując w ten sposób słowa nastolatka. Cały czas patrzał się jedynie w pojedynczy punkt na ścianie, będąc zamyślonym.

- Jestem pewien, że będzie wiedziała, co aktualnie zrobić. McGonagall na pewno zrobi wszystko, aby zapewnić jej bezpieczeństwo jak najszybciej - odparł pewnie.

- Dlaczego mieliby to robić? To wszystko stało się przeze mnie! To ja sprowadziłem do zamku śmierciożerców, obezwładniłem dyrektora, nie przerwałem tego wszystkiego... Byłem cholernym tchórzem, który ponownie uciekł. Nie rozumiesz, jaką szują jestem? Miałem zabić człowieka i sobie wyjść. Tak po prostu - mówił, zaczynając niespokojnie gestykulować, a jego oddech stawał się coraz to mniej równy. - Nie rozumiem, co ty w ogóle tu robisz? Czemu nadal tak do mnie i do tego lgnąłeś?

- To naprawdę do ciebie nie dociera? - spytał Harry. - Przecież to oczywiste. Ponieważ cię kocham, Draco. Naprawdę nigdy nie przestałem i raczej nie przestanę. Bałem się o ciebie każdą sekundę, każdego dnia, każdego miesiąca - oznajmił, stając przed nim. Złapał go za ręce, które nadal niespokojnie drgały. Spojrzał Malfoyowi prosto w oczy, posyłając mu kolejny smutny uśmiech. - Widzisz, ja akurat też nie miałem zbytniego wyboru. Ja po prostu musiałem przy tobie być. Nie było nawet innej opcji.

Po policzkach Draco poleciały łzy. Potrzebował w końcu wypuścić z siebie cały stres i emocje. Niesamowicie trudno mu to wszystko skrywać w środku, za jak zawsze kamienną maską, której prawie nigdy nie zdejmował. Jednak Harry wpływał na niego kojąco. Mógł się uspokoić i choć przez krótką chwilę zapomnieć.

- Dziękuję. Dziękuję za wszystko. Nie masz nawet pojęcia, jak mocno mnie bolała nasza rozłąka. Kocham cię, Harry - powiedział cicho.

- Czy ty właśnie, powiedziałeś moje imię? Czy ja się przesłyszałem? - pytał z lekkim śmiechem.

- Zamknij się - prychnął Draco, przewracając oczami. - Tylko się zbytnio nie przyzwyczajaj, Potter - odparł. Zdecydowanie poczuł się lepiej. Zapewnienie uczuć, ciepła oraz te małe dogryzanie, pozwoliły mu odetchnąć z pewną ulgą. Na tamtą chwilę, było to wszystko czego potrzebował.

Powoli wyszli z gabinetu. Na korytarzu dostrzegli zaspanych uczniów, idących przez korytarze szkoły. Oni nie mieli jeszcze o niczym pojęcia. Ich błoga niewiedza nie mała trwać zbyt długo. Z pewnością chcieli wtedy iść z powrotem spać. Zdecydowanie nie byli przygotowani na to, co miało ich spotkać na dziecińcu. Zupełnie na odwrót było z Harrym i Draco. Malfoy bardzo bronił się od pójścia tam. Nie czuł się na siłach, aby patrzeć na coś tak okrutnego. To on był tego przyczyną. Wahał się. W pewnym momencie, po prostu oznajmił Harry'emu, iż idzie do dormitorium. Wiedział, że drugi chłopak nie będzie chciał ani umiał odejść.

Potter posłał mu spojrzenie, które wyrażało zrozumienie. Następnie poszedł za już wychodzącą grupą uczniów. Na dworze dało się już dostrzec pojedyncze białe światełka. Można również było usłyszeć coraz to głośniejsze krzyki czy przeraźliwie bolesny płacz. Harry zacisnął mocno zęby, próbując nie zemdleć. Był tak niesamowicie przytłoczony. Jedynym, na co w tamtym momencie miał siły, było ciche mruknięcie zaklęcia "lumos". 

/* /* /*

udało mi się

Szczerze to jestem ciekawa ile ta dobra passa rozdziałów potrwa

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz