Transcripts

By letsflytotokyo

27.3K 1.3K 1.4K

Pierwsza część trylogii Melancholy. (ZAKOŃCZONE) Emmett Harris nienawidzi wszystkiego i wszystkich. A w szcze... More

ZWIASTUN I INFO
prolog
pierwszy
drugi
trzeci
czwarty
piąty
szósty
siódmy
ósmy
dziewiąty
dziesiąty
jedenasty
dwunasty
trzynasty
czternasty
piętnasty
szesnasty
siedemnasty
osiemnasty
dziewiętnasty
dwudziesty
dwudziesty pierwszy
dwudziesty drugi
dwudziesty trzeci
dwudziesty czwarty
dwudziesty piąty
dwudziesty szósty
dwudziesty siódmy
dwudziesty ósmy
dwudziesty dziewiąty
trzydziesty
trzydziesty pierwszy
trzydziesty drugi
epilog
podziękowania
zapowiedź części II

trzydziesty trzeci

402 24 34
By letsflytotokyo

Pasy zapięte? ;)

***

Emmett

Cisza wokół nas jest tak głucha, że zaczynam słyszeć bicie własnego serca. Każda osoba zebrana przy miejscu gry przybiera kamienną twarz. Każda oprócz jednej.

Cierpliwie wytrzymuję spojrzenie Julii, podczas kiedy wyraz jej twarzy ze zszokowanego stopniowo zamienia się we wściekły. Usta, które jeszcze przed chwilą miała lekko rozchylone nagle zaciska w cienką linię, jednocześnie marszcząc brwi. Z jej oczu biją pioruny. Mimo tego pozostaję nieugięty. Powolnym ruchem zdejmuję palce ze szkła, po czym krzyżuję ręce w ramionach w pewnym geście i unoszę podbródek ku górze. Rzucam jej wyczekujące spojrzenie.

— To jak będzie? — pytam w skupieniu.

Mam wrażenie, że gdyby tylko mogła, to bez zawahania by mnie tym wzrokiem spaliła.

W końcu bez słowa łapie mnie za nadgarstek i zaczyna ciągnąć z dala od tłumu. Jej długie paznokcie wbijają się w moją skórę z taką siłą, że mam wrażenie, że lada chwila ją przebiją. Idzie przodem i nie odwraca wzroku w moją stronę, ale jej kroki są szybkie i stanowcze. Idziemy przez ścieżkę prowadzącą w stronę plaży. Puszcza mnie dopiero wtedy, kiedy znikamy z pola ich widoku i znajdujemy się za wysoką wydmą.

— Ty pieprzony dupku! — wykrzykuje, gwałtownie opuszczając ręce wzdłuż ciała. Zaciska ręce w pięściach i staje bardzo blisko mnie.

— Już gdzieś to słyszałem — wzdycham.

— Co to było?! — pyta wzburzona, całkowicie ignorując moje wtrącenie. Wskazuje palcem na miejsce, z którego właśnie tu przyszliśmy. — Chciałeś mnie ośmieszyć? Boże, kiedy już jestem pewna, że nie da się niżej upaść, ty udowadniasz mi, że się przeliczyłam!

— Nie chciałem cię ośmieszyć, tylko pocałować — tłumaczę ze spokojem. Te słowa sprawiają, że Julia zaczyna histerycznie się śmiać. Unosi ręce w górę i w niedowierzającym geście kiwa przecząco głową. Odwraca się do mnie tyłem, tylko po to, żeby chwilę później znowu zwrócić się w moją stronę. 

— Jesteś chory — wycedza. — Jeśli chcesz kogoś całować, idź do Chloe. Swoją drogą, świetne zagranie, Emmett. Wiesz, jacy ludzie zabierają się za ledwo kontaktujące dziewczyny?

Przez chwilę mrugam kilkukrotnie oczami, próbując wydobyć sens z wypowiedzianych przez nią słów. I nagle mnie to uderza. Rzucam jej spojrzenie pełne niedowierzania.

— Naprawdę myślisz, że się z nią przespałem?! — Tym razem sam unoszę głos, bo jej oskarżenia sprawiają, że puszczają mi nerwy. — Kurwa, ja tylko zbierałem jej wymioty ze swoich ubrań!

Pod koniec krzyczę już tak głośno, że jestem pewien, że grupa przy obozowisku musiała nas usłyszeć. Ale nic sobie z tego nie robię. Jestem zbyt wściekły. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale już po sekundzie je zamyka. Przez chwilę wygląda na nieco zdezorientowaną. Przecieram oczy i powoli wydycham powietrze, próbując doprowadzić się do porządku. Uspokojenie się zajmuje mi dłuższą chwilę.

— W każdym razie — odchrząkuje lekko, poprawiając swoją grzywkę. — Masz zamiar mi powiedzieć, czego tak właściwie ode mnie chcesz?

— Chcę porozmawiać — mówię zmęczonym głosem.

— Nie — odpowiada stanowczo.

Wzdycham zrezygnowany i opuszczam wzrok. Jestem już tym wszystkim tak cholernie zmęczony. Z tej całej bezsilności mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Przecieram twarz rękoma, a ona w tym czasie mnie wymija i zaczyna kierować się w stronę ścieżki. Siadam na piasku i chowam głowę w ramionach. To wszystko jest zbyt trudne.

— Dam ci pięć minut — słyszę nagle. — W zamian za to masz mi obiecać, że po tym dasz mi spokój.

Nawet nie zauważyłem, kiedy się do mnie przysiadła. Odsuwam dłonie od twarzy i na nią patrzę. Siedzi jakieś pół metra ode mnie. Przysunęła zgięte nogi w stronę ciała i obejmuje je rękoma. Jej włosy rozwiewają się w każdą stronę przez morską bryzę, a wzrok ma wbity w horyzont. Jej poliki w dalszym ciągu są charakterystycznie czerwone ze złości. I pomimo tego, że jest całkowicie ciemno, ona błyszczy jak najjaśniejsza gwiazda.

Biorę głęboki wdech, starając się zebrać myśli. W ogóle nie spodziewałem się tego, że będzie skora do rozmowy, a więc nie przemyślałem dokładnie co jej powiedzieć. W końcu decyduję się więc zacząć od samego początku.

— Nigdy nie powiedziałem nikomu, że go kocham — wypalam, wbijając wzrok w taflę wody. — Nikomu. Nawet swojej mamie. Byłaś pierwsza. — Fale uderzają delikatnie o brzeg, a w oddali słychać radosne krzyki pijanych nastolatków. — Dopóki cię nie poznałem byłem pewien, że nie jestem zdolny do miłości. Żyłem w przekonaniu, że mój ojciec za bardzo mnie zniszczył, żebym mógł kochać.

Na chwilę przerywam. Spoglądam na nią ukradkiem i nagle zdaję sobie sprawę z tego, że patrzy prosto na mnie. Mam wrażenie, że wyraz jej twarzy jest o ułamek mniej wściekły, a zamiast tego pojawia się na nim cień ciekawości.

Nigdy nie rozmawiałem z Julią o moim ojcu. Cóż, prawdę powiedziawszy nie rozmawiałem o nim z nikim. Sam jego pogrzeb pamiętam jak przez mgłę. Nie pojawiło się na nim wiele ludzi, a jedyną osobą, która płakała, była moja mama. Trzymała się za ciążowy brzuch i cicho łkała. Nie mogłem jednak wyzbyć się dziwnego wrażenia, że były to łzy ulgi. Pamiętam, jak położyłem czerwoną różę na chłodnym, ciemnoszarym marmurze. Ryan nie przyszedł. Od czasu pogrzebu nie mówiliśmy o nim nigdy. Nie świętowaliśmy rocznicy jego śmierci czy urodzin, a jego osoba stała się w naszej rodzinie tematem tabu. Zaczęliśmy żyć tak, jakby nigdy go z nami nie było, chociaż za życia zdołał całkowicie i bezpowrotnie przejąć nasze ciała i umysły. Za to nienawidziłem go całym sercem i nienawidzę nadal.

— Mój ojciec był tyranem — wyjaśniam. — Bił mamę odkąd tylko pamiętam. Mnie i Ryana też, chociaż on akurat bardzo szybko nauczył się mu oddawać. Ale mama była słabsza i mniejsza. W ciągu dnia ją bił, a nocami gwałcił. Wiesz, tak w akcie zgody — prycham. — Straciła przez niego dwukrotnie ciążę.

Zaciskam oczy, żeby nie wypuścić z nich łez. Do tej pory byłem przekonany, że te myśli, które dusiłem w sobie przez całe dzieciństwo, nigdy nie przejdą mi przez gardło. I faktycznie, jest cholernie ciężko, ale daję radę, czym sam siebie zadziwiam. Z każdym wypowiadanym słowem wydaje się, jakby w jakiś niewytłumaczalny sposób ogromny kamień spadał z mojego serca.

— Ryan bronił mnie i mamy, jak tylko mógł. Ja za to nigdy nie zdobyłem się na to, żeby się mu postawić. Miałem tylko dziesięć lat, ale czułem się jak śmieć, bo przyzwalałem na to wszystko, co działo się u nas w domu. Z dnia na dzień jej siniaki robiły się coraz bardziej rozległe. Regularnie trafiała do szpitala, ale odmawiała pomocy oferowanej przez lekarzy. Chyba bała się, że jeżeli to zgłosi, to będzie jeszcze gorzej. Był naprawdę nieobliczalnym człowiekiem, wiesz? — Drżącymi rękoma wyciągam z paczki papierosa. — A ja w pewnym momencie zrozumiałem, że prędzej czy później on ją zabije.

Spoglądam na Julię. Pojedyncza łza spływa po jej policzku. Wzrok ma wbity w morze, a usta zaciśnięte. Znam ją już zbyt dobrze i wiem, że jest bliska rozklejenia się.

— Nie mówię ci o tym wszystkim, żeby wywołać w tobie litość — tłumaczę pospiesznie. — Po prostu... To wszystko jest powiązane z tym, co powiem ci zaraz. Ale potrzebuję chwili, okej? — Unoszę papierosa ku górze, pokazując jej tym samym, że najpierw muszę zapalić.

— Mogę też? — pyta drżącym głosem.

Kiwam głową i podaję jej paczkę. Odpalam swojego papierosa, po czym nachylam się, żeby zrobić to samo z jej. Dłuższą chwilę spędzamy w ciszy, zaciągając się tytoniem. Morze wydaje się być jeszcze spokojniejsze, niż kilka minut temu, a krzyki ze strony obozowiska ustały. Teraz słychać już tylko delikatny szum fal i cykanie świerszczy. Siwe chmury dymu unoszą się nad naszymi głowami.

— Pamiętam, jak kiedyś obiecaliśmy sobie, że po raz pierwszy zobaczymy zachodnie wybrzeże razem — wspominam, zanim zdążę ugryźć się w język. Nie odpowiada, ale mam wrażenie, że przez jej twarz przelatuje ledwo zauważalny cień uśmiechu.



Julia

Trzy lata wcześniej

— Może uciekniemy razem? — wypalił nagle, tym samym całkowicie wybijając mnie z tropu.

— Co?

— Ty i ja. Gdzieś na zachodnie wybrzeże. Jak tylko skończymy to zasrane liceum. — Odwrócił się w moją stronę, i pomimo tego, że było ciemno widziałam, że delikatnie się uśmiecha. — Co ty na to?

— Brzmi świetnie — odparłam, ogarnięta nagłym natłokiem różnego rodzaju emocji.

— I wtedy ci się oświadczę — kontynuował.

Zamarłam.

— Co? — wykaszlnęłam, ledwo łapiąc oddech. Odpowiedział mi łobuzerskim uśmiechem.

— Weźmiemy ślub — wyjaśnił spokojnie, jakby mówił o czymś tak błahym, jak pogoda.

— A skąd pewność, że w ogóle się zgodzę? — zapytałam w końcu, kiedy już udało mi się uspokoić kołatanie mojego serca. Z całej siły starałam się brzmieć na wyluzowaną, ale podejrzewałam, że przy tym wszystkim wyglądałam bardziej niż żałośnie.

— Cóż, jesteśmy dla siebie stworzeni — odparł. — No i nie będziemy musieli zeznawać przeciw sobie. Same plusy!

Parsknęłam śmiechem. Wiedziałam, że był pijany i nie mówił poważnie, ale mimo wszystko jego słowa sprawiły, że moje serce zabiło mocniej. Skupiłam wzrok na jego szczupłych palcach, które właśnie zrywały papier przylepiony do szkła. W osłupieniu przyglądałam się, jak najpierw zrolował go w podłużny pasek, a następnie zagiął w taki sposób, że utworzył z niego niewielkie kółko. Złapał swoje dzieło pomiędzy kciuk a palec wskazujący i podsunął mi pod nos swój prowizoryczny pierścionek.

— To jak będzie?

Pokiwałam głową z szerokim uśmiechem i odsunęłam jego rękę od swojej twarzy.

— Zachowaj to — rzuciłam rozbawiona. — I zapytaj mnie jak będziemy dorośli.

Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale tamtej nocy runęłam na ziemię z ogromnej wysokości . Bo właśnie wtedy w końcu zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele znaczył dla mnie ten chudy, dziwaczny piętnastolatek o burzy ciemnych loków.


Teraz

Dopalam papierosa i gaszę go o piasek pod moimi nogami.

Co się ze mną dzieje? Już dawno powinnam była sobie pójść. Sam fakt, że teraz tutaj siedzę, jest cholernie niemądry. Racjonalna część mnie ma ochotę przywalić sobie w twarz z otwartej dłoni. Byłam bardzo bliska odejścia, ale wtedy odwróciłam się po raz ostatni, a widok jego w kompletnej rozsypce sprawił, że poczułam, że nie mogę tak po prostu odejść. Więc zostałam. To chyba był ten mały, bardzo denerwujący głosik, który podpowiedział mi, że mimo wszystko powinnam go wysłuchać.

I wtedy zaczął opowiadać o swoim ojcu, a ja z każdą sekundą czułam, jak coraz bardziej łamie mi się serce. Nie zasługiwał na to. Jest bezdusznym, zadufanym w sobie dupkiem i największą idiotą pod słońcem, ale nawet on na to nie zasługiwał. I z każdym wypowiadanym przez niego słowem jeszcze głębiej wbijałam się w grunt. Teraz już wiem, że chcę zostać. Muszę wysłuchać tego, co ma mi do powiedzenia. Muszę w końcu poznać jego historię.

Emmett wyrzuca swój niedopałek chwilę później. Jego ręce nie przestały ani trochę się trząść. Czuję dziwny przypływ empatii, który nakazuje mi złapać go za dłonie, ale w ostatniej chwili się przed tym powstrzymuję.

— Zrobiłem coś bardzo złego, Julia — jego głos łamie się bardziej z każdym wypowiedzianym słowem. Nie jest w stanie patrzeć mi w oczy, więc wbija wzrok w piasek, a jego oczy są już mocno przeszklone. — Oprócz mnie wie o tym tylko Ryan. Wtedy... Nad Fremont, chciałem ci o tym powiedzieć, ale cholernie się bałem. Bałem się, że już nigdy na mnie nie spojrzysz, i jestem pewien, że teraz tak będzie. Ale zasługujesz na prawdę.

— Zaczynam się bać — wyszeptuję zdezorientowana.

Przez głowę przelatują mi wszystkie możliwe opcje. Wiem już o tym, co robił w Nowym Jorku i z kim się zadawał. Może jakaś większa kradzież? Poważna bójka? Moje myśli krążą w prędkości stu mil na minutę i boleśnie odbijają się od wnętrza mojej czaszki.

— Zabiłem mojego ojca.

Przez pierwsze kilka sekund jestem pewna, że musiałam się przesłyszeć. Mrugam kilkukrotnie oczami. Skupiam wzrok na fali, która z dużą mocą odbija się od brzegu, rozbryzgując przy tym pianę. Następnie wstrzymuję oddech. W uszach słyszę dziwny, piskliwy dźwięk. Chwilę później mam ochotę wybuchnąć śmiechem, bo wydaje mi się, że słowa, które padły z jego ust to bardzo specyficznej natury żart.

Ale nagle to do mnie dociera. Nagle przenoszę na niego sparaliżowany strachem wzrok i widzę, jak ciężko oddycha. Jego ramiona rytmicznie poruszają się ku górze i dole, a dolna warga drży. Płacze. Zachłannie wdycha powietrze tak, jakby miało się zaraz skończyć.

— Twój ojciec zmarł osiem lat temu — wypalam w końcu, bardziej sama do siebie, niż do niego. Staram się jakoś połączyć fakty.

— Zabiłem go, kiedy miałem dziesięć lat. To nie był wypadek. Nie działałem w obronie własnej. — Jego głos jest dziwnie suchy. — Zaplanowałem to o wiele wcześniej.

— Nie...

— Zrobiłem to, kiedy wracał z pracy. Znałem jego trasę do mieszkania. Wcześniej wyciągnąłem pistolet z sejfu. Mój ojciec trzymał broń w domu, bo miał wielu wrogów. — Słowa wypadają z jego ust niczym z automatu. — Schowałem się w jednej z uliczek i czekałem. Kiedy przechodził obok, nacisnąłem na spust, chociaż nie miałem pojęcia, czy broń w ogóle wypali. Trafiłem go w głowę. Ostatnie, co pamiętam, to jego zdezorientowana twarz. Potem runął na ziemię, a ja zacząłem uciekać.

— Twoja mama...

— O niczym nie wie — wtrąca. — Po wszystkim przez jakąś godzinę pałętałem się po okolicy, aż w końcu nie wytrzymałem i zadzwoniłem do Ryana z budki telefonicznej. Bardzo głośno płakałem. Powiedziałem mu o wszystkim, a on zjawił się przy mnie w jakieś dziesięć minut.

Emmett

Osiem lat wcześniej

— Tutaj jesteś! — Mój brat podbiegł do mnie i od razu złapał mnie za ramiona. Pierwszym, co zrobił, było dokładne obejrzenie mnie z każdej strony. Kurwa, co ty zrobiłeś?! wykrzyczał, a w jego głosie słyszałem tylko jedno. Bezsilność.

Ryan, pójdę do więzienia? zapytałem drżącym głosem.

Siedziałem na brzegu piaskownicy pod naszym blokiem ze skulonymi nogami. Wbiłem wzrok w swoje czerwone tenisówki z podobizną Formuły 1 i pociągnąłem nosem. Nie do końca docierało do mnie to, co wydarzyło się przed kilkudziesięcioma minutami. Miałem wrażenie, że lada chwila się obudzę, a wszystko okaże się być tylko szczególnie złym koszmarem.

Gdzie on jest? rzucił nerwowo, ignorując moje poprzednie pytanie.

Mój starszy brat zaczął chodzić w tę i we w tę. Podniósł ręce, splótł palce na swoim karku i powoli wypuszczał powietrze z płuc, najwyraźniej analizując w głowie całą sytuację. Pomyślałem sobie wtedy, że pierwszy raz widziałem go aż tak zdenerwowanego i bezradnego. Był biały jak ściana.

Ryan zawsze wiedział, jak się zachować. Znajdywał rozwiązanie w każdej, nawet na pozór beznadziejnej sytuacji. To on opanował do perfekcji podrabianie podpisu mojej mamy, dzięki czemu unikałem kłopotów związanych z wielokrotnymi wagarami. To on też zorganizował nam jedzenie, kiedy nie mieliśmy przy sobie ani grosza, a mama leżała przez tydzień w szpitalu. Od zawsze podziwiałem go za jego zaradność i w każdej trudnej sytuacji czułem, że mogę się do niego zwrócić. Może to właśnie dlatego do niego zadzwoniłem?

Przy banku w South Tabor wyszeptałem.

Ktoś cię widział? — kontynuował.

— Nie. To znaczy... Było zupełnie pusto.

— Jesteś pewny, że nie żyje?

W ciszy pokiwałem głową.

— Gdzie masz broń?

— Wypadła mi z rąk od razu po strzale — wyjaśniłem. — Leży obok niego.

— Kurwa, niedobrze — wycedził. W końcu przeniósł na mnie wzrok, jakby dopiero zdając sobie sprawę z mojego opłakanego stanu. Westchnął głęboko i ukucnął naprzeciw mnie, kładąc swoje duże dłonie na moich chudych ramionach. — Posłuchaj mnie uważnie. Wszystko będzie dobrze, okej? — Pogładził mnie po plecach. — Ale żeby tak było, musimy coś razem ustalić. Po pierwsze, to wszystko pozostaje między nami. Nikt nie może się dowiedzieć, nawet mama. Rozumiesz?


Teraz

Tamtej nocy obiecaliśmy sobie z Ryanem, że razem będziemy strzec tego sekretu bez względu na wszystko. Kolejne lata spędziłem więc w przeogromnym stresie. Nie zliczę, ile razy budziłem się oblany zimnym potem po koszmarach, w których widziałem jego nieruchome ciało całe we krwi. Mimowolnie wzdrygam się na to wspomnienie. Ale mijał czas, a pomimo śledztwa policja nigdy nie trafiła na żaden trop. Nie wpadli na to, żeby zbierać odciski palców od dziesięciolatka. Przełykam ślinę.

Emmett...

Zmierzam już do końca, obiecuję. Wzdycham głęboko, mając z tyłu głowy, że najgorsze już za mną. Osiem lat żyłem w przekonaniu, że nikt oprócz mnie i Ryana nie wie o tym, co tak naprawdę zaszło tamtej nocy. I faktycznie, policja w dalszym ciągu nie ma o tym pojęcia. Ale mój ojciec zamieszany był w kręte towarzystwo. To ci sami ludzie, z którymi parę lat później Ryan wkręcił się w interesy. Najbardziej wpływowi ludzie w Portland.

Mówisz o tych dilerach? To oni zabili Bruna?

Kiwam twierdząco głową.

Na początku nie mieliśmy z Ryanem pojęcia, dlaczego aż tak się na nas uwzięli. Szantażowali go od pierwszego dnia po powrocie z więzienia. Ryan zrozumiał to dopiero jakiś tydzień temu. Mój ojciec miał u nich ogromne długi, więc postanowili, że przeniosą je na jego synów. Zaciskam szczękę. Oni wiedzą o wszystkim, Julia. Wiedzą, że to ja go zabiłem. Wiedzą, co działo się w Nowym Jorku, a na to wszystko mają dowody. Jeżeli nie uciekniemy z Portland, będą nas szantażować tak długo, jak będziemy żywi.

Przez dłuższą chwilę zapada pomiędzy nami cisza.

— Miałeś dziesięć lat — powtarza w końcu. — Po takim czasie na pewno nie trafiłbyś za to za kratki.

— Tak, masz rację — wzdycham. — Ale nie mogę pozwolić na to, żeby mama się o tym dowiedziała. To ją zabije. A kiedy kradłem w Nowym Jorku, miałem już siedemnaście lat, więc tak czy tak trafiłbym do zakładu poprawczego.

— A więc to jest powodem — mówi po chwili milczenia.

Zbieram w sobie całą odwagę na to, żeby w końcu móc spojrzeć jej w oczy. Spod przymrużonych powiek bije od nich spokój. Spodziewałem się, że napotkam w jej tęczówkach odrazę albo nienawiść, a ona po prostu na mnie patrzy. Po prostu i aż. To z kolei sprawia, że mam ochotę popłakać się ze szczęścia.

— Byłeś tylko dzieckiem — zaczyna, nie odrywając ode mnie łagodnego wzroku. — Uratowałeś swoją mamę i Ryana. Gdyby nie ty, Charlie prawdopodobnie by się nie urodził.

Te słowa z jej strony sprawiają, że pękam. Zaczynam się trząść, a już po chwili wybucham płaczem. Czuję jej zimne dłonie na moich ramionach, kiedy przysuwa się do mnie i przyciska moją głowę do swojej klatki piersiowej. Obejmuje mnie, ale nic nie mówi. Jestem jej za to tak cholernie wdzięczny. Czuję bijące od niej ciepło i zrozumienie. Moje wyznanie nie sprawiło, że zaczęła mnie nienawidzić. W dalszym ciągu w to nie wierzę, i nie uwierzę chyba jeszcze bardzo długo.

— Tak strasznie mi przykro, Emmett — powtarza, podczas gdy ja staram się ustabilizować swój oddech. W końcu udaje mi się uspokoić, prostuję się więc i biorę głęboki wdech przez nos, wycierając ciepłe łzy z policzków.

A podobno faceci nie płaczą.

— Julia... — Kierowany impulsem łapię ją za obie dłonie. Nie wyrywa ich z mojego uścisku. — Nie masz pojęcia, ile dla mnie znaczysz. I kiedy nad Multomah mówiłem ci, że chcę, żebyś była tylko moja, naprawdę miałem to na myśli.

Puszczam jej dłonie, żeby sięgnąć ręką do tylnej kieszeni spodni. Wyciągam z niej portfel, czując na sobie jej pytające spojrzenie. Odsuwam jedną z kieszonek i wyjmuję z niej papierowy pierścionek.

— Nie wierzę, że zatrzymałeś go przez te wszystkie lata — mówi przez łzy, a na jej ustach w końcu pojawia się uśmiech.

— Miałaś rację wypominając mi, że jestem cholernie sentymentalny — przyznaję, unosząc ku górze jeden kącik ust. — Nie jesteśmy dorośli, być może nigdy nie będziemy. Ale wiem jedno. — Patrzę jej prosto w oczy. — Bez ciebie nie ma mnie.

Julia

— To wszystko jest tak cholernie skomplikowane — wyszeptuję przez łzy.

— Wiem — wzdycha. — Dlatego nie oczekuję od ciebie odpowiedzi już teraz. Ale w zamian mogę ci coś obiecać. — Niepewnym ruchem kładzie dłoń na moim policzku. — Jeżeli tylko się zgodzisz, to kiedy to całe gówno w końcu się ustatkuje, zamienię ten pierścionek na brylantowy.

Wstrzymuję oddech.

*

Kiedy się budzę, Emmetta już nie ma. Wczoraj wytłumaczył mi, że przyjechał tutaj tylko w jednym celu — żeby ze mną porozmawiać. Wrócił do Portland, żeby pozałatwiać ostatnie sprawy związane z wyjazdem. Ryan przyjechał po niego w środku nocy i właśnie wtedy się z nim pożegnałam.

Spoglądam na śpiącą obok mnie Peggy. Po brodę okryta jest jasnoróżowym śpiworem, a ognistorude loki zakrywają jej twarz. Uśmiecham się na ten widok. Delikatnie poprawiam poduszkę, która nieco zsunęła się z jej głowy, po czym po cichu wychodzę z namiotu.

Uderza mnie chłodny powiew porannego powietrza. Wszyscy jeszcze śpią, a wokół panuje głucha cisza. Słońce leniwie wspina się po horyzoncie.

Siadam na jednym z wysokich pni i biorę głęboki wdech przez nos.

Życie to nie dwugwiazdkowa komedia romantyczna. Nieważne, jak bardzo tego chcemy i jakie podejmujemy starania, nie zawsze kończy się happy endem.

Emmett Harris.

Jest najbardziej wyjątkową osobą, jaką kiedykolwiek miałam szansę poznać. Jest empatyczny. Jest cholernie sentymentalny, chociaż bardzo stara się to ukrywać. Pomimo całego gówna, przez które musiał przejść w życiu, wciąż jest troskliwy i opiekuńczy. Zawsze stawia dobro innych ponad swoim. Jest skomplikowany; z trudem mówi o uczuciach i zdarza mu się schrzaniać wszystko, kiedy czuje, że zaczyna mu zależeć. Emmett Harris nie jest idealny i nigdy idealny nie będzie. Jest porywczy i okazjonalnie przejawia problemy z agresją. Jest też zakochany w swoim samochodzie, redbullach w wersji bez cukru i w jednej niewyjątkowej, nie wyróżniającej się niczym szczególnym blondynce.

A, i jeszcze jedno. Prawie bym zapomniała.

Jest moją pieprzoną bratnią duszą.

Continue Reading

You'll Also Like

31.8K 836 20
Pamiętnik Miony będzie on dodawany najszybciej raz w tygodniu ;)
1.1K 117 19
Wczoraj wrogowie, dziś przyjaciele, jutro para. Czy to ma szansę przetrwać? A może rozpadnie się przy pierwszej lepszej okazji? Zapraszam na historię...
275K 10.5K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
The Storm By Red Gun

Teen Fiction

70.9K 3.9K 48
Każdy w życiu popełnię błędy. Są one nieuniknione, gdyż nikt z nas nie jest nieomylny. Niestety niektórzy popełniają błędy tak wielkie i znaczące, że...