Transcripts

By letsflytotokyo

27.3K 1.3K 1.4K

Pierwsza część trylogii Melancholy. (ZAKOŃCZONE) Emmett Harris nienawidzi wszystkiego i wszystkich. A w szcze... More

ZWIASTUN I INFO
prolog
pierwszy
drugi
trzeci
czwarty
piąty
szósty
siódmy
ósmy
dziewiąty
dziesiąty
jedenasty
dwunasty
trzynasty
czternasty
piętnasty
szesnasty
siedemnasty
osiemnasty
dziewiętnasty
dwudziesty
dwudziesty pierwszy
dwudziesty drugi
dwudziesty trzeci
dwudziesty czwarty
dwudziesty piąty
dwudziesty szósty
dwudziesty siódmy
dwudziesty dziewiąty
trzydziesty
trzydziesty pierwszy
trzydziesty drugi
trzydziesty trzeci
epilog
podziękowania
zapowiedź części II

dwudziesty ósmy

478 24 15
By letsflytotokyo




Julia

— To co? Na którym odcinku skończyliśmy?

Na te słowa odwracam się w jego stronę i posyłam mu niedowierzające spojrzenie.

— Chcesz mi powiedzieć, że po wyjeździe nie oglądałeś tego beze mnie? — pytam powątpiewająco.

— Nie — odpowiada stanowczo, również zwracając się przodem do mnie. Kiedy napotyka moje spojrzenie momentalnie się obrusza. — I nie patrz tak na mnie. Byłaś przerażająca, kiedy zmusiłaś mnie do tamtej obietnicy. — Patrzy na mnie ze śmiertelną powagą. — Czasami się ciebie boję, Wal—

Nie pozwalam mu dokończyć, tylko przysuwam się w jego stronę i złączam nasze usta w pocałunku. Wydaje się tym faktem tak mocno zaskoczony, że oddaje pocałunek dopiero po kilku sekundach.

— A to za co? — pyta zdezorientowany, kiedy w końcu się od niego odsuwam. Jego usta pozostają lekko rozchylone i wygląda na nieco zawstydzonego. Na jego twarzy pojawia się lekki rumieniec, co sprawia, że nie mogę powstrzymać się od cisnącego się na moje usta uśmiechu. Jest zakłopotany.

— Zawsze musi być jakiś powód? — Wtulam się w jego klatkę piersiową. — Po prostu cieszę się, że tutaj ze mną jesteś.

— Ach tak? — Łapie mój podbródek palcami i unosi moją głowę ku górze, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. Na jego ustach widzę ten łobuzerski uśmieszek, który tak bardzo uwielbiam. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się zakochałaś?

— W twoich snach może i tak — ucinam, na co przewraca oczami, ale w dalszym ciągu się uśmiecha.

Oczywiście, że się zakochałam. Wpadłam po same uszy. I to wcale nie wydarzyło się po jego powrocie z Nowego Jorku, tylko o wiele wcześniej. Po prostu nigdy nie przestałam. Ale na ten moment nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie tego, żebym mogła mu to wyznać. Prędzej zapadnę się pod ziemię.

Emmett opiera się na łokciu, a ja kładę głowę na poduszce. W dalszym ciągu jesteśmy zwróceni w swoją stronę. Każda chwila spędzona u jego boku wydaje się nie być rzeczywista.

— Cóż — rzuca zrezygnowany. — A ja w tobie tak.

Zawstydzona spuszczam wzrok. To już czwarty raz, kiedy mi to wyznaje. Na usta ciśnie mi się pytanie, które chciałam zadać mu od momentu, w którym wyznał mi to po raz pierwszy.

— Kiedy?

— Hm? — Kładzie mi rękę na ramieniu i zaczyna lekko ją gładzić, co powoduje u mnie przyjemny dreszcz.

— Kiedy się we mnie zakochałeś? — wypalam, w dalszym ciągu wbijając wzrok w kołdrę, na której leżymy. Ta spontaniczna bezpośredniość sprawia, że zaczynają piec mnie poliki.

— Prawdopodobnie wtedy, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy. — Na chwilę milknie, jakby się nad czymś zastanawiał. — Ale dokładnie pamiętam dzień, w którym w końcu to sobie uświadomiłem. Pamiętasz, jak w pierwszej klasie po zakończeniu roku wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy nad wodospad Multnomah?

Uśmiecham się i twierdząco kiwam głową. To jedne z najlepszych wspomnień, które mam z Emmettem. Upały na dworze były wtedy nie do zniesienia. Na dworze panował taki skwar, że przez całą drogę autostradą jechaliśmy z opuszczonymi oknami i musiałam przekrzykiwać się przez głośny wiatr, kiedy dawałam mu wskazówki na trasie. W przerwach wystawiałam głowę za okno i krzyczałam w niebogłosy, czując ogromną euforię z powodu rozpoczynających się wakacji. A on co jakiś czas na mnie zerkał i jedynie łagodnie się uśmiechał.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, niemalże momentalnie rzuciliśmy się do wody. Nie przeszkadzały nam spojrzenia pojedynczych turystów, którzy udali się tam jedynie w celu podziwiania tej atrakcji przyrodniczej. Woda była lodowata i przynosiła nam ogromne ukojenie od parzącego słońca. Śmialiśmy się, krzyczeliśmy i śpiewaliśmy. Pomyślałam sobie wtedy, że chcę, żeby ta chwila trwała już na zawsze. Żebym mogła spędzić z nim tak całe wakacje i nie musieć zamartwiać się niczym innym.

— Wyglądałaś wtedy tak... — urywa, jakby starając się odnaleźć odpowiednie słowa. — Stałaś po pas w wodzie, twoja koszulka była przemoczona, a z włosów kapała ci woda. Widziałem w twoich oczach szczęście. I kiedy tak na ciebie patrzyłem... Nagle mnie to uderzyło.

Milknie. Wygląda teraz, jakby złapał się na tym, że powiedział o jedno słowo za dużo. Ale nie dla mnie. Dla mnie to było wszystko, czego potrzebowałam.

Czuję, jak moje oczy zachodzą łzami. Już nie mam żadnych wątpliwości, a słowa Jasona przestały dudnić w mojej głowie, niczym za dotknięciem magicznej różdżki.

Bo to zawsze był Emmett.

Jestem zbyt przytłoczona emocjami, żeby mu cokolwiek odpowiedzieć. A więc po prostu się do niego przysuwam i kładę swoją głowę na jego ramieniu.

— Oglądamy? — pyta podekscytowany. W jego oczach widzę radosne iskierki. Sama perspektywa poznania dalszej części sitcomu sprawia, że cieszy się teraz jak dziecko.

Sama nie wiem, kiedy zasypiamy. Przez jakiś czas mam zamknięte oczy, ale w dalszym ciągu słyszę z oddali dialogi pomiędzy bohaterami serialu. Po czasie, który wydaje się trwać wyjątkowo krótko, w pewnym momencie przez zamknięte powieki uderzają mnie jaskrawe promienie słońca. Podnoszę głowę, mrużę oczy i momentalnie czuję nieprzyjemny ból w okolicach szyi i karku. Zdaję sobie sprawę z tego, że zasnęłam na wpół siedząco.

Moje poruszenie się z miejsca sprawia, że on też się budzi. Słyszę jego ciche mruknięcie, kiedy przysuwa mnie bliżej do siebie.

— Wstajemy — rzucam rozbawiona, ale pozwalam mu wziąć się w ramiona.

— Jeszcze 5 minut.

Parskam śmiechem. Kiedy jest zaspany jest jeszcze bardziej uroczy, niż zazwyczaj. Sięgam ręką po telefon. Spoglądam na zegarek i z przerażeniem uświadamiam sobie, że już dziewiąta.

Moją następną myślą jest tata. Przecież prawie codziennie wchodzi rano do mojego pokoju, żeby upewnić się, że wstałam. Spanikowana zrywam się z łóżka i rzucam w stronę okna. Jego samochodu nie ma już na podjeździe, co sprawia, że momentalnie wzdycham z ulgą. Nie mógł nas zobaczyć, bo w przeciwnym razie Emmett wylądowałby już dawno za oknem, twarzą w stronę ciemnoszarego betonu.

— Zaspaliśmy do szkoły — rzucam w jego stronę, uchylając okno w pokoju. W środku jest duszno, ale kiedy je otwieram, uderza mnie mało przyjemna fala suchego gorąca.

— No cóż, chyba trzeba ją sobie odpuścić — mruczy w poduszkę, po czym znowu zamyka oczy. Otwiera je dopiero, kiedy rzucam w niego poduszką. — Ej! Nie moja wina, że masz takie wygodne łóżko.

Po kilku minutach i bardziej oraz mniej przyjemnych prośbach, które po czasie stają się groźbami, Emmett w końcu zwlekuje się w łóżka. Ja w tym czasie w pośpiechu zarzucam na siebie białą sukienkę. Upinam włosy z tyłu głowy i myję twarz zimną wodą. Kiedy nieudolnie staram się zakryć sińce pod oczami przy użyciu korektora, chłopak wparowuje do łazienki.

— Mogę wziąć prysznic? — pyta.

I dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo absurdalna jest ta cała sytuacja. Jeszcze dwa tygodnie temu wręcz skakaliśmy sobie do gardeł, a teraz spędzamy razem poranek. Trzy tygodnie temu nie odważył się nawet na mnie spojrzeć, a teraz w spokoju obserwuje, jak próbuję wycisnąć resztki pasty do zębów z zupełnie pustej już tubki.

— Tak, tylko się pospiesz. Muszę zdążyć na drugą lekcję.

Zbieram resztę kosmetyków z blatu i wychodzę z łazienki. Decyduję się dokończyć doprowadzanie się do porządku przed lustrem mojej szafy w pokoju. Z łazienki dobiega szum puszczanej wody. Siadam na ziemi i przeczesuję brwi szczoteczką. Kiedy zaczynam tuszować rzęsy, nieoczekiwanie słyszę znajomy mi odgłos silnika.

— Cholera — klnę pod nosem. Zanim zdążę się zastanowić nad swoimi opcjami, głos taty słyszę już z dołu.

— Julia, jesteś jeszcze w domu? — wykrzykuje zdziwiony. — Wszystko w porządku?

— Tak, tato — krzyczę uchylając drzwi zaledwie o centymetr. — Zaspałam!

Kiedy na schodach rozlegają się jego kroki, zaczynam się modlić. I to do każdego boga, który akurat przyjdzie mi na myśl. Z powrotem zamykam drzwi, ale już po kilkunastu sekundach rozlega się pukanie. Rzucam w myślach wiązankę przekleństw i niewiele myśląc kieruję się w stronę do łazienki.

— Jestem pod prysznicem! — wykrzykuję, po czym z prędkością światła zamykam za sobą łazienkowe drzwi. W samą porę, bo w tej samej sekundzie zauważam jeszcze kątem okna, jak tata wchodzi do mojej sypialni.

Emmett wychyla głowę zza prysznicowej zasłonki i posyła mi przerażone spojrzenie. Jego włosy ociekają wodą, a w łazience zrobiło się bardzo parnie.

— Kochanie, potrzebuję tylko tego pendrive'a, który pożyczałem ci tydzień temu. Byłem już w biurze, ale okazało się, że mam tam zapisany jeden ważny dokument, który jest mi potrzebny na dzisiaj. Mogę go wziąć?

— Jasne — odkrzykuję. — Powinien być w...

Zamieram, kiedy zauważam, że moja czarna torebka leży na blacie wśród porozrzucanych kosmetyków. Następnie przerzucam wzrok na Emmetta, który w dalszym ciągu wystawia głowę za zasłonkę i wodzi wzrokiem po pomieszczeniu. Analizuję w głowie wszystkie możliwe opcje, ale żadna nie wydaje się przewidywać szczęśliwego finału tej całej sytuacji.

— Jules? Trochę mi się spieszy.

Klnę pod nosem i odsłaniam zasłonkę prysznica, po czym wskakuję do kabiny prysznicowej.

— Jest na blacie, wejdź — krzyczę gorączkowo zasłaniając kawałek materiału.

Kiedy napotykam łobuzerskie spojrzenie Emmetta pod prysznicem natychmiast mam ochotę spuścić wzrok, ale w ostatnim momencie orientuję się, że przecież nie mogę tego zrobić. Kabina jest cholernie mała, za co wyklinam projektanta tego pomieszczenia. Stoimy zaledwie centymetry od siebie.

— W twojej torebce?

— Tak, tato. Mała kieszonka na zewnątrz — rzucam, z całej siły starając się okryć swoje przerażenie pomieszane z zażenowaniem.

— Znalazłem! — wykrzykuje uradowany. — Nie wierzę, że o tym zapomniałem. Masz szczęście, że nie odziedziczyłaś po mnie wrodzonego roztrzepania.

W każdej innej sytuacji nie miałabym nic przeciwko przed ucięciem sobie z nim porannej pogawędki, ale teraz najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Emmett nie spuszcza ze mnie wzroku, a ja odpowiadam mu tym samym, bo nie chcę, żeby pomyślał sobie, że go podglądam. Patrzy na mnie zaintrygowany. Lewy kącik jego ust unosi się lekko ku górze w cwaniackim półuśmiechu. Przygryza wargę, a ja nie wiem, czy to przez parną temperaturę, czy przez to, że właśnie stoi przede mną całkowicie nagi, ale czuję, że lada chwila zemdleję.

— Do zobaczenia po południu, skarbie — słyszę jeszcze, zanim drzwi od łazienki się zamykają. Momentalnie wyskakuję z kabiny prysznicowej i biorę kilka głębokich wdechów. Spuszczam wzrok na moje dłonie pokryte kropelkami wody, które całe się trzęsą.

— Wiesz, jeżeli chciałaś zobaczyć mnie nago, mogłaś po prostu poprosić. Nie było potrzeby wparowywania mi pod prysznic.

Te słowa sprawiają, że mam ochotę tam wrócić i go udusić, ale jednocześnie nagły spadek adrenaliny powoduje u mnie mimowolny śmiech.

— Za pięć minut wychodzimy — rzucam ostrzegawczo, kiedy w końcu udaje mi się uspokoić napad śmiechu. Wychodzę z łazienki. Przez okno widzę jeszcze tatę, który cofa samochód z podjazdu i po chwili odjeżdża już z piskiem opon.

Dokładnie siedem minut później siedzimy już w samochodzie Emmetta. Zaparkował go wczoraj przecznicę dalej, tak, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń, więc przez całą drogę do auta zniecierpliwiona ciągnęłam go za rękę. Docieramy pod budynek szkoły idealnie przed rozpoczęciem drugiej godziny lekcyjnej.

— Dziękuję, że mogłem u ciebie wczoraj przenocować — wypala zanim zdążę nacisnąć na klamkę.

— Przestań. — Uśmiecham się szeroko. — W końcu dwa tygodnie temu ty też zrobiłeś dla mnie to samo.

On też się uśmiecha, ale widzę, jak przez jego spojrzenie przelatuje strach. Marszczę brwi i kładę swoją dłoń na jego.

— Emmett, nie przejmuj się. Jestem pewna, że ta cała sprawa z policją lada chwila się rozwiąże.

W ciszy kiwa głową i przyciska moją dłoń do swoich ust. Całuje ją, po czym jeszcze raz gładzi mnie po policzku.

Po wejściu do budynku rozdzielamy się, bo idziemy w różne strony, a ja przyłapuję się na tym, że momentalnie zaczynam za nim tęsknić. Cóż, tyle by było z niezależnej kobiety, którą próbowałam się stać przez ostatnie dwa lata. Nieco poirytowana tym faktem otwieram drzwi do sali, która została ustanowiona siedzibą naszego szkolnego samorządu.

— Cześć wszystkim — rzucam uprzejmie, po czym kładę torbę na krześle.

Każdy odpowiada mi tym samym, oprócz Chloe, która wbija wzrok w podłogę. Podchodzę do kąta, w którym trzymamy zapasy przekąsek, napoje i czajnik, po czym zagotowuję wodę i wsypuję do kubka kilka dużych łyżek sypanej kawy.

— Ktoś tu się chyba nie wyspał? — pyta Xavier, z uwagą obserwując moje poczynania.

— Nie, po prostu nie zdążyłam się napić w domu — tłumaczę. — A przed nami pracowity dzień.

Dzisiaj cała nasza piątka została zwolniona z zajęć, bo musimy dopiąć wszystkie formalności związane z wyjazdem czwartoklasistów. Egzaminy, które trwają w sumie trzy dni są już za tydzień, a wyruszamy dzień po ostatnich zaliczeniach.

Przez dłuższy czas byłam dosyć negatywnie nastawiona do tego wyjazdu, ale odkąd pomiędzy mną a Emmettem jest poniekąd lepiej, czuję coraz większe podekscytowanie perspektywą spędzenia z nim większej ilości czasu. No i przecież będą tam moi przyjaciele, których po ukończeniu liceum być może nie zobaczę już przez bardzo długi czas. Peggy wybiera się ze mną do Los Angeles, gdzie będzie studiować projektowanie mody, ale Ana, Xavier i cała reszta rozjeżdżają się po całym kraju. Michael dostał się już nawet na studia do Londynu, gdzie będzie studiował ekonomię. Mnie za to samego myślenia o otrzymaniu wyników mojej aplikacji zaczyna boleć głowa.

— Ja tam już jestem gotowy. Dwie butelki jabłkowej wódki, leki na kaca i sprej na komary. Czego więcej potrzeba do szczęścia? — rzuca niebieskowłosy. Uśmiecha się szeroko, prezentując przy tym mocno odznaczające się dołeczki na jego policzkach. W odpowiedzi przewracam oczami i przecieram twarz rękoma. To będzie długi dzień.

— Ilu mamy zapisanych uczniów? — pyta Ana, przerzucając notatki na biurku.

— Chyba sześćdziesięciu. Mam tu gdzieś schowaną listę — Michael schyla się po plecak, po czym wyciąga z niego kilka kartek papieru. Cała reszta momentalnie podbiega do niego, żeby zobaczyć, kto finalnie się zapisał. Podchodzę do grupki i zerkam na kolumny, ukradkiem szukając wśród nich nazwiska Emmetta. Zauważam je po chwili, a obok odnotowane jest, że dokonał wpłaty.

— No, i każdy wpłacił już zaliczkę. Przynajmniej to mamy z głowy. — Uśmiecham się. — Dobra, lecimy z tym dalej.

Reszta dnia mija nam w bardzo zapracowanej atmosferze, i kiedy w końcu wychodzę na zewnątrz, momentalnie oddycham z ulgą. Jest już grubo po osiemnastej i parking opustoszał. Razem z Xavierem kierujemy się w stronę jego samochodu, bo chłopak zaproponował mi podwózkę do domu. Kiedy wsiadamy do środka czuję mocny zapach gumy balonowej. Od razu zwracam też uwagę na futrzaną nakładkę o kolorze różowym i pokrowce na fotele w takim samym stylu.

— Nareszcie sami! — wykrzykuje podekscytowany, podłączając telefon do głośnika radiowego przy pomocy kabla. Zaczynają wybrzmiewać pierwsze dźwięki jednej z piosenek Taylor Swift. — Mam wrażenie, że nie spędzaliśmy razem czasu od wieków — fuka lekko urażony.

— Wiem, przepraszam — odpowiadam szczerze. — Bardzo dużo się działo.

— Jak chyba u nas wszystkich — wzdycha. — Serio, wyobrażałem sobie ten ostatni rok liceum o wiele inaczej. Nikt nas nie ostrzegał, że to w większości aplikacje na studia, zaawansowane kursy i gonitwa za ocenami. — Spogląda w prawo, po czym wyjeżdża z parkingu. — Tęsknie za trzecią klasą. Nasza piątka była wtedy nierozłączna.

Uśmiecham się smutno, uświadamiając sobie, że ma całkowitą rację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio razem gdzieś wyszliśmy. Nasza grupa oddalała się od siebie stopniowo, a kiedy Chloe odwaliła tę całą szopkę z Emmettem, przestałam już nawet przychodzić na sporadyczne spotkania organizowane przez Xaviera, aby uniknąć z nią konfrontacji. Kiedyś było zupełnie inaczej i kłamałabym mówiąc, że za tym nie tęsknię.

— Przed nami jeszcze całe wakacje — zauważam z pocieszeniem.

— Tak, racja — rzuca nieprzekonany. — Ale skoro już zostaliśmy we dwójkę, będę potrzebował od ciebie wszystkich szczegółów.

— Szczegółów?

— Czas na ploteczki! — krzyczy, podgłośniając regulator radia przed nadchodzącym refrenem. — Możesz zacząć od wytłumaczenia mi, dlaczego od jakiegoś czasu Chloe za każdym razem, kiedy wchodzisz do pomieszczenia milknie i boi się odezwać.

— Naprawdę chcesz wiedzieć? — odpowiadam powątpiewająco.

— Jasne, że tak.

Zaczynam więc streszczać mu całą moją historię z Emmettem. Poczynając na tym, co było przed Nowym Jorkiem, a kończąc na dzisiejszym poranku. Z jakiegoś powodu nie czuję się już aż tak zażenowana i zawstydzona opowiadając o mojej relacji z nim. Może mieć to związek z tym, że naprawdę szczerze ufam Xavierowi, ale jednocześnie czuję, że powoli coś zaczyna się zmieniać. Coraz bardziej otwieram się na ewentualność, w której wszystko pomiędzy mną a Emmettem będzie dobrze.

Być może tym razem będzie nam dane szczęście?


Emmett

Czekałem na Julię po zajęciach pod budynkiem, ale się nie pojawiła. W końcu nieco zawiedziony udałem się do domu i teraz siedzę w salonie i wpatruję się w ścianę, podczas kiedy Ryan uczy naszego młodszego brata gry na konsoli.

Podczas krótkiej rozmowy, którą odbyliśmy paląc papierosa na balkonie udało mi się dowiedzieć, że policjanci byli w naszym domu zaledwie kilka minut. Zależało im tylko na spotkaniu ze mną, bo wiedzą, że pracuję z Brunem, a Ryan powiedział im, że zostałem na noc u swojego kolegi. Ustaliliśmy też wspólną wersję, według której w noc jego zaginięcia wróciłem do domu od razu po swojej zmianie. Kolejne kłamstwo, które może mieć bardzo złe konsekwencje, kiedy prawda w końcu wyjdzie na jaw. Odkąd pamiętam wszystkie te kłamstwa w moim życiu po prostu się nawarstwiają i trudno już mi połapać się w tym, co jest prawdziwe, a co jedynie powstało w mojej głowie.

Biorę głęboki wdech przez płuca. Wiem, że zamartwianie się tym wszystkim w niczym mi teraz nie pomoże, a jedynie dołoży stresu. Staram więc skupić się na tu i teraz.

— Emmett, zagrasz z nami? — Charlie wbija mi palec w ramię. Rzucam mu ostrzegawcze spojrzenie.

— Czyli w końcu zwróciłeś się do mistrza — mówię podniośle. — Słuchaj, maluchu, jeżeli naprawdę chcesz nauczyć się grać, nie słuchaj żadnych rad twojego starszego brata. — Wyrywam Ryanowi konsolę z rąk. — To teraz pokażę wam, jak to się robi.

*

Następne kilka dni mija mi na przygotowaniu do egzaminów. W tym celu konsumuję masowe ilości redbulli i palę jeszcze więcej, niż zazwyczaj, aby zwalczyć ogarniający mnie stres. Im bliżej do egzaminów, tym bardziej orientuję się, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłem. Liceum wieczorowe w Nowym Jorku nie nauczyło mnie niczego oprócz kombinowania, a w Portland zawsze znajdywałem sobie ciekawsze zajęcia, niż nauka.

A więc spędzam godziny na robieniu notatek, czytaniu podręcznika i przerabiania zadań z chemii. W przerwach od nauki chodzę do pracy. Susan zatrudniła do kawiarni nową pracownicę, ale zdjęcia twarzy Bruna cały czas wywieszone są przy wejściu do lokalu. Ślad po nim wydaje się zaginąć już na dobre, a moja jedyna nadzieja jest taka, że po prostu postanowił się spakować i wyjechać. W takim wypadku śmieciu wyniosłyby się same.

Poza tym czekam. Czekam na jej telefon, ale nie chcę naciskać. Widuję ją na korytarzu i okazjonalnie po szkole. Mam wrażenie, że nasza relacja poniekąd utknęła w martwym punkcie, bo żadne z nas nie odważy się na ten następny, kluczowy krok. Chcę od niej deklaracji, ale powoli zaczynam mieć wrażenie, że nigdy się tego nie doczekam. Z drugiej strony za każdym razem kiedy ją widzę wszystkie wątpliwości odchodzą w niepamięć. Bo kiedy widzę, jak na mnie patrzy, nawet jeżeli to trwa tylko kilka sekund, to wiem, że ona też to czuje.

W piątek po południu zamykam swoją szafkę po raz ostatni. Wyciągam z niej przedmioty, które przeleżały tam całe cztery lata i w końcu ją zatrzaskuję. Samo to głupie działanie, chociaż dziecinnie sentymentalne, przynosi mi ogromną ulgę. Dzisiaj jest ostatni dzień zajęć. Jakimś cudem udało mi się przejść przez to piekło, które niektórzy nazywają szkołą.

Obserwuję grupy ludzi stojących na korytarzu. Widzę kilka płaczących dziewczyn i jeszcze więcej tych obsesyjnie się śmiejących. Widzę kilku outsiderów, którzy wydają się w końcu być w stanie odetchnąć z ulgą. Widzę nauczycieli, z których niewielka część wygląda na wzruszonych, ale zdecydowana większość na zadowolonych faktem, że nasz rocznik opuszcza mury tej placówki. I widzę też Julię. Stoi oparta o swoją szafkę, w rękach trzyma stos grubych podręczników i rozmawia z grupą swoich znajomych z samorządu. Od samego patrzenia na nią zaczyna kręcić mi się w głowie.

Mam zamiar popatrzeć jeszcze tylko chwilę i zbierać się do wyjścia, ale nagle łapię kontakt wzrokowy z jednym ze stojących w jej grupce chłopaków. Jest niski i ma niebieskawe włosy z odznaczającymi się blond odrostami. Patrzy na mnie spod lekko przymrużonych oczu, ale w końcu szeroko się uśmiecha i pokazuje mi gestem ręki, żebym do nich podszedł. Na ten ruch Julia i reszta grupy – Peggy i jakaś inna dziewczyna – podążają wzrokiem za chłopakiem i w końcu mnie zauważają. Wzdycham pod nosem i robię kilka niepewnych kroków w ich stronę.

— Emmett Harris we własnej osobie — komentuje niebieskowłosy, patrząc na mnie z uznaniem. Dopiero wtedy uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia, jak on sam się nazywa. Znamy się tylko z widzenia i nie wiem o nim nic więcej niż tyle, że też jest w samorządzie.

— Hej — rzucam obojętnie, unikając wzroku blondynki. Czuję na sobie wyczekujące spojrzenia reszty grupy, więc cicho odchrząkuję i w końcu spoglądam na Julię, która tylko łagodnie się uśmiecha. — Co u was?

W zasadzie to nie rozumiem, dlaczego mnie tutaj zawołał, ale zignorowanie jego machania byłoby raczej niegrzeczne. Przerzucam ciężar ciała z nogi na nogę i czuję narastające we mnie skołowanie.

— Właśnie rozmawialiśmy o dzisiejszym ognisku dla czwartoklasistów. Zastanawiamy się, jakie ilości alkoholu są nam potrzebne na przepicie tych czterech lat katorgi. — Uśmiecha się serdecznie, pokazując dwa idealnie symetryczne dołeczki na swoich polikach.

— Ognisku? — pytam zdezorientowany. Na te słowa niska brunetka stojąca po prawej strony Julii otwiera szeroko oczy.

— Nic nie słyszałeś? Cała szkoła o tym trąbi od tygodnia.

— Byłem zajęty nauką — tłumaczę wymijająco. Prawdziwe wytłumaczenie jest takie, że w zasadzie to nie mam bladego pojęcia o życiu społecznym wśród naszego rocznika. Łatka Pana Samotnika ma swoje przywileje, a jednym z nich jest to, że w szkole nie mam żadnych bliższych znajomych.

— Ale chyba nie chcesz powiedzieć, że cię nie będzie? — kontynuuje chłopak. — To największa impreza tego roku, a jednocześnie nasza ostatnia. Nie może cię zabraknąć.

Posyłam pytające spojrzenie Julii, ale jej twarz nie wyraża żadnych emocji. Łagodny uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Wygląda dzisiaj naprawdę ładnie; zakręciła włosy i ma na sobie zwiewną, jasnoniebieską sukienkę.

— Wpadnę — rzucam krótko. Dopiero teraz blondynka unosi ku górze jedną brew. Niebieskowłosy chłopak zaczyna klaskać z ekscytacją.

— To świetnie! Prawda, Julia? — przerzuca wzrok na blondynkę. Ona za to w dalszym ciągu wpatruje się we mnie podejrzliwie i przez dłuższy czas nic nie mówi. Dopiero, kiedy Peggy daje jej kuksańca w bok, nagle się otrząsa.

— Jasne, że tak — mówi niepewnie. — Będziemy się świetnie bawić.



***

Obiecuję Wam, że w następnym rozdziale akcja się w końcu rozkręci XD

Continue Reading

You'll Also Like

652 74 7
Osiemnastoletnia Roseanne Davis wraz z jej cztery lata starszym bratem Noahem, pod naciskiem matki lecą na wakacje do Włoch. Rodzeństwo zatrzymuje s...
171K 5.2K 23
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
The Storm By Red Gun

Teen Fiction

70.9K 3.9K 48
Każdy w życiu popełnię błędy. Są one nieuniknione, gdyż nikt z nas nie jest nieomylny. Niestety niektórzy popełniają błędy tak wielkie i znaczące, że...
183K 7.9K 42
Shawn Mendes, dla swoich fanów prawdziwy ideał, dla znajomych król imprez, dla kobiet obiekt westchnień. Powracając z trasy koncertowej do swojego ro...