Transcripts

By letsflytotokyo

27.3K 1.3K 1.4K

Pierwsza część trylogii Melancholy. (ZAKOŃCZONE) Emmett Harris nienawidzi wszystkiego i wszystkich. A w szcze... More

ZWIASTUN I INFO
prolog
pierwszy
drugi
trzeci
czwarty
piąty
szósty
siódmy
ósmy
dziewiąty
dziesiąty
jedenasty
dwunasty
trzynasty
czternasty
piętnasty
szesnasty
siedemnasty
osiemnasty
dziewiętnasty
dwudziesty
dwudziesty pierwszy
dwudziesty drugi
dwudziesty trzeci
dwudziesty czwarty
dwudziesty piąty
dwudziesty siódmy
dwudziesty ósmy
dwudziesty dziewiąty
trzydziesty
trzydziesty pierwszy
trzydziesty drugi
trzydziesty trzeci
epilog
podziękowania
zapowiedź części II

dwudziesty szósty

424 24 38
By letsflytotokyo

!!!TW!!!

W tym rozdziale występują sceny związane z atakami paniki oraz nawiązania do myśli s*mobójczcyh. Jeżeli te tematy wywołują u Ciebie negatywne emocje, zastanów się, czy chciał(a)byś przeczytać ten rozdział. Moim czytelnikom w razie czego mogę wszystko streścić na priv, pomijając wrażliwe tematy.

Jeżeli jesteś osobą zmagającą się z wymienionymi wyżej problemami pamiętaj, że nie jesteś sam(a).

Telefon wsparcia (czynny 24/7): 800 70 2222

Miłego czytania, kocham Was!

Julka :)

***

Julia; chwilę wcześniej

— Jason?

Schodzę w dół po szarych, kamiennych schodach i robię kilka kroków w stronę chłopaka. Jego obecność tutaj jest dla mnie na tyle zaskakująca, że przez pierwsze kilka sekund nie do końca to mnie do dociera. Dopiero kiedy przybliżam się do niego bardziej i zauważam charakterystyczne, dwukolorowe tęczówki świecące w słońcu, uświadamiam sobie, że to naprawdę on.

A w tych tęczówkach widzę ból. Wyraz jego twarzy na codzień wyraża skupienie, bardzo rzadko cokolwiek innego. Ten ból uderza mnie szczególnie mocno, bo wiem, z jakiego powodu tutaj teraz jest.

Ostatnim razem widziałam go w domu Emmetta i Ryana, parę dni temu, kiedy to dowiedziałam się wszystkiego o prawdziwym obliczu Bruna. Ostatni raz spojrzał na mnie podejrzliwie, zanim wyszłam z Harrisem przez drzwi, a ja posłałam mu przepraszający uśmiech. Od tamtej pory po prostu przestałam się do niego odzywać.  Trzy pełne dni bez żadnego wyjaśnienia. Jedynie odebrałam od niego wczoraj telefon, bo wydzwaniał już któryś raz z rzędu. Zaprosił mnie do braci Harris, a ja odmówiłam. Jak mogłabym się zgodzić? Pomijając już to, że mam szlaban, spędzanie czasu w obecności ich dwójki jednocześnie nieuchronnie zakończyłoby się katastrofą.

Potraktowałam go naprawdę okropnie. Nasza znajomość od początku była burzliwa, kiedy dowiedziałam się, ile przede mną ukrywał, ale wiem, że tym razem to ja zachowałam się naprawdę źle.

Ale nie byłam w stanie postąpić inaczej. Cały mętlik  związany z moimi uczuciami do Harrisa był już na tyle duży, że dołożenie sobie jeszcze do tego sprawy Jasona nie było dla mnie fizycznie możliwe. Jego wyznanie i tamten pocałunek całkowicie zamąciły mi w głowie, sprawiając, że zaczęłam kwestionować po kolei każdy aspekt mojego życia. A jednocześnie podświadomie czułam, że robię coś złego. Bo wprawdzie nigdy nie zostaliśmy z Jasonem oficjalnie parą, ale spędzaliśmy razem naprawdę dużo czasu i w zasadzie to zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy byli w związku.

— Cześć, Julia.

Jego głos jest niski i chropowaty, a słysząc go przechodzą mnie znajome ciarki. Ma na sobie swój czarny płaszcz, tego samego koloru luźne jeansy i okulary przeciwsłoneczne podsunięte na głowę. Kosmyki jego czarnych włosów zaczesane są do tyłu. Zaciska usta w cienką linię, błądząc wzrokiem po mojej twarzy. Jakby próbował z niej coś wyczytać.

— Co ty tu...

— Możemy porozmawiać? — pyta nagle, robiąc krok w moją stronę. Przełykam ślinę.

— Nie wiem, czy...

— Proszę — dodaje stanowczo, łapiąc mnie mocno za ramię. O wiele zbyt mocno. Jego palce zatapiają się w mojej nagiej skórze, sprawiając mi ból. W jego oczach zauważam przebłysk złości.  Spanikowana rozglądam się dookoła za kimś znajomym, ale widzę jedynie pojedyncze grupy osób, które znam tylko z widzenia. Widząc moje wystraszenie Jason momentalnie luzuje swój uścisk. — Przepraszam. Po prostu naprawdę muszę z tobą porozmawiać.

Jestem mu to winna. Kiwam więc głową, a on z ulgą malującą się na jego twarzy przekłada swoją dłoń na moje plecy i zaczyna prowadzić mnie w stronę samochodu.

W ciszy wsiadamy do środka, a mnie uderza znajomy zapach wzbudzający we mnie mieszanie emocje. Zakładam nogę na nogę i odwracam się lekko w stronę okna, żeby stworzyć pomiędzy nami większy dystans. Jason okrąża parking i wyjeżdża przez bramę.

— Tak w zasadzie to gdzie jedziemy? — pytam po kilku minutach niezręcznej ciszy.

— Na przejażdżkę — odpowiada nieco dziwnym głosem.

A ja powoli zaczynam się zastanawiać, czy wejście z nim do tego samochodu było dobrym pomysłem. Mijamy starą piekarnię i stację kolejową, a Jason wjeżdża na autostradę.

— Dlaczego przestałaś się do mnie odzywać? — pyta, nie spuszczając wzroku z jezdni. Jego głos nie wyraża żadnych emocji.

— Ja... — zaczynam, ale przerywam w połowie zdania, bo tak naprawdę nie do końca wiem, co mogę mu odpowiedzieć. To pierwszy raz, kiedy jest w stosunku do mnie aż tak bezpośredni. — Zaczekaj, mógłbyś trochę zwolnić?

Z przerażeniem spoglądam na licznik, który przekracza teraz już 90 mil na godzinę.

— Odpowiedz mi na pytanie, Julia— kontynuuje, ignorując moje prośby.

Wyprzedzamy samochód po samochodzie. A ja czuję znajomy ucisk w żołądku i mam wrażenie, że z sekundy na sekundę w pojeździe jest co raz mniej tlenu. Zaczynam panikować. Moje serce wali jak oszalałe, a ja jestem kompletnie zdezorientowana. Nie mogę odwrócić wzroku od licznika, który stale tylko się powiększa, a jednocześnie próbuję normalnie oddychać,  bezskutecznie. Jeżeli on nas teraz nie zabije, to w takim tempie sama za chwilę tu zejdę. Gorączkowo staram się przypomnieć sobie wszystkie rady dawane przez moją terapeutkę w sytuacji ataku paniki, ale w mojej głowie panuje pustka. Chcę tylko przetrwać.

— Julia? — Słyszę z oddali. — Wszystko okej?

Mam wrażenie, że samochód powoli hamuje, ale być może to tylko moja wyobraźnia. Jestem zbyt zajęta braniem głębokich wdechów i kontrolowaniem trzęsienia się mojego całego ciała. Zaciskam oczy i liczę do dziesięciu.

Kiedy je otwieram uświadamiam sobie, że stoimy. Z przerażeniem rozglądam się naokoło. Jason zaparkował przy jednej z przydrożnych zajezdni. Kilkadziesiąt metrów dalej widać stację benzynową, a wokół nas jest sporo ludzi, co nieco mnie uspokaja. 

— Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć — mówi spanikowany. — Hej, już wszystko w porządku.

Nagle sięga ręką do schowka umieszczonego nad moim fotelem. Przez myśl przechodzi mi, że zaraz wyciągnie z niego jakąś broń, więc mentalnie przygotowuję się do szybkiej ucieczki. Ale on zamiast tego podaje mi brązową, papierową torbę.

— Oddychaj przez to. — Podsuwa mi torbę pod nos. Całkowicie zdezorientowana wykonuję jego polecenie. Biorę głębokie wdechy i wydechy obserwując, jak torba rytmicznie napełnia się powietrzem. Mija kilkadziesiąt sekund, a ja uświadamiam sobie, że czuję się już o niebo lepiej. Bicie mojego serca się uspokaja, a oddech staje się miarowy. W tym czasie Jason wysiada z samochodu, otwiera bagażnik, i przynosi mi butelkę wody mineralnej. — Powoli — dodaje, podając mi napój.

Posłusznie biorę kilka łyków wody. Czuję, że w końcu wracam do rzeczywistości. W końcu czuję się obecna, a to sprawia, że przepełnia mnie spokój.

— Dziękuję. — Opadam lekko w fotel.

Dopiero po chwili uświadamiam sobie, co tak właściwie się wydarzyło. Po tym wszystkim nie jestem już pewna, czy powinnam mu zaufać, czy też nie.

— Naprawdę nie chciałem cię zdenerwować. Po prostu... — Zwraca się w moją stronę. — Możemy porozmawiać na spokojnie?

Kiwam twierdząco głową.

— Skąd wiedziałeś, co zrobić? — pytam, wskazując palcem na papierową torbę.

— Moja siostra ma ataki paniki od śmierci naszej matki — odpowiada takim tonem, jakbyśmy właśnie ucinali sobie pogawędkę o pogodzie. Nie wiedziałam nawet, że ma siostrę. Mam ochotę zapytać go o więcej, ale wiem, że najpierw musimy wyjaśnić to, co już od dłuższego czasu wisi w powietrzu. Zamiast tego więc jedynie kiwam głową.

— Nie odzywałam się do ciebie, bo mam w głowie ogromny mętlik. — Przełykam ślinę. — Sama już nie wiem, co czuję, i strasznie mnie to przytłacza.

— Mówisz o Emmetcie, prawda?

Unoszę wzrok i nasze spojrzenia się spotykają. Po raz kolejny dzisiejszego dnia widzę w jego oczach ból.

— Czekaj, skąd ty...

— Może i mam heterochromię, ale nie jestem ślepy — rzuca z westchnieniem. — Poza tym mi o nim opowiadałaś, już nie pamiętasz? Pierwszej nocy, kiedy się poznaliśmy. Wypiłyście wtedy z twoją rudą przyjaciółką co najmniej po dziesięć drinków. — Nagle wbija wzrok w szybę i spogląda gdzieś w dal. — Nie wymieniałaś jego imienia, ale kiedy po raz pierwszy zobaczyłem was razem, to stało się dla mnie jasne. Jesteś w nim zakochana.

Przecieram twarz dłońmi, próbując jakoś uporządkować natłok nowych informacji. On wiedział. Jason wiedział o tym od samego początku, a mimo to nie odezwał się ani słowem.

— Przepraszam — wyszeptuję przez łzy.

— Nie przepraszaj mnie. Ale chcę, żebyś zrobiła dla mnie coś innego. — Z powrotem zwraca się w moją stronę i niepewnie kładzie swoją dłoń na mojej. — Chcę, żebyś mnie wysłuchała. Zrobisz to dla mnie, Julia?

Znowu kiwam głową, a on wzdycha głęboko. Przenoszę wzrok na nasze splecione dłonie. Dopiero teraz zauważam, że kostki na jego pięści są pozdzierane.

— Cierpiałaś przez niego. Cholernie przez niego cierpiałaś. — Jego głos staje się bardziej stanowczy. — Z dnia na dzień tak po prostu cię zostawił, przy okazji łamiąc ci serce.

— Tak, ale potem...

— Tak, ale potem wrócił z Nowego Jorku jako odmieniona osoba, prawda? To chciałaś powiedzieć? — Uśmiecha się sarkastycznie. — W porządku, a co działo się później? Bo jeżeli dobrze pamiętam twoje nocne zwierzanie pod wpływem, to w momencie, kiedy znowu zaczęło robić się pomiędzy wami poważnie, zrobił ci dokładnie to samo.

Otwieram usta żeby coś powiedzieć, ale zastygam w bezruchu.

— Wytłumacz mi, dlaczego myślisz, że tym razem będzie inaczej. — Wpatruje się we mnie z dziwną intensywnością.

Chcę odpowiedzieć mu na to pytanie, ale nie jestem w stanie. Bo nie znam odpowiedzi. Nie mam pojęcia, dlaczego znowu wpakowałam się w to wszystko z Emmettem. Moje uczucia całkowicie mną zawładnęły, pozbawiając mnie jakiejkolwiek zdolności logicznego myślenia. Kiedy z nim przebywam, część mózgu odpowiadająca za przypominanie mi o konsekwencjach moich czynów dostaje zwarcia i przestaje działać.

A słowa Jasona przywracają mnie do rzeczywistości i uderzają z taką siłą, że czuję ogromne ukłucie w brzuchu. Jakbym dostała tam z pięści. Momentalnie przestaję dryfować gdzieś nad ziemią i upadam mocno na twardy grunt.

— Zasługujesz na wszystko najlepsze, co świat ma do zaoferowania. I... — Przysuwa się do mnie, na tyle blisko, że czuję ciepło jego oddechu na moim chłodnym policzku. — Chcę ci to wszystko dać. Gdybym to był ja, nigdy bym cię nie skrzywdził. Nigdy, przenigdy bym cię nie zostawił. — Spuszczam wzrok, nie będąc w stanie dalej patrzeć mu w oczy. Jesteśmy niebezpiecznie blisko siebie. — Przemyśl to, dobrze?


Emmett

Siedzę w samochodzie już od trzydziestu minut, ale w dalszym ciągu nie ruszyłem z parkingu. Zdążyło się zrobić już całkowicie pusto. Mój samochód jest ostatnim tutaj.

Chcę stąd jechać, ale każdy ruch wywołuje u mnie ból.

Moja pierwsza myśl była taka, żeby za nimi pojechać. I prawie to zrobiłem. Wycofałem się w ostatniej chwili, pozostawiając Julię samą z nim.

W zasadzie to sam jestem sobie winien. Jason jest tutaj dzisiaj przeze mnie.


Poprzedniej nocy

— Pij! Pij! Pij!

Tłum całkowicie obcych mi ludzi wykrzykiwał ochoczo moje imię, podczas kiedy ja mało zgrabnie pochylałem się nad lejkiem. Niewiele myśląc przytknąłem rurkę do ust i zacząłem brać duże łyki. Słychać było wiwaty.

Wyprostowałem się, co niestety okazało się być złym pomysłem, bo momentalne straciłem równowagę. Poczułem, jak grawitacja ze mną wygrywa i opadam w dół do tyłu. Zacisnąłem oczy, gotowy na zetknięcie z twardym gruntem, ale zamiast tego poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramiona.

— Uwaga. — Rozpoznałem ten głos niemalże od razu. Przeniosłem wzrok na Jasona, który uśmiechał się sarkastycznie, zapewne obserwując to, w jakim byłem stanie.

Zamrugałem kilkukrotnie i starałem się wytężyć wzrok. Wytarłem usta brzegiem rękawa bluzy. Zdążyłem już zapomnieć, jakim cudem doprowadziłem się do aż tak mocnego upicia. Po przyjściu do domu od Julii wypiłem kilka drinków, bo towarzystwo tego czarnowłosego dupka sprawiało, że czułem się niekomfortowo. Ale pierwsze kilka nie pomogło, a potem...

— Może już czas się położyć, co? — Jego głos wyrwał mnie z przemyśleń. Otrząsnąłem się lekko. Mówił do mnie takim samym tonem, jaki Ryan często miał w zwyczaju. To było coś w stylu udawanej troski, która według mnie była przykrywką dla prawdziwej motywacji, czyli wyśmiania mnie i wydania mi rozkazu dla samej zasady.

— Nie jesteś moją matką — wycedziłem przez zęby, robiąc krok w jego stronę.

Alkohol zawsze wzbudzał we mnie zapędy do agresji. Odziedziczyłem to po moim ukochanym tatusiu.

— Znowu chcesz się ze mną bić? — Uniósł jedną brew, przyglądając mi się z rozbawieniem.

— Nie — odparłem. — Chcę, żebyś zostawił Julię w spokoju.

Dopiero po kilkunastu sekundach, podczas których oboje milczeliśmy uświadomiłem sobie, że wypowiedziałem te słowa na głos. Ale byłem trochę za bardzo pijany, żeby się wtedy tym przejmować. Jego reakcja była mi conajmniej obojętna. Chciałem, żeby się mnie posłuchał i faktycznie nie kontaktował się już więcej z Julią.

— Powtarzasz się — odrzekł z tajemniczym uśmiechem, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

— Nie żartuję, Jason. — Zacisnąłem zęby, czując znajomy mi przypływ złości. Czułem, że lada chwila nie będę już dłużej w stanie się pohamować. — Dobrze wiem, jakimi sprawami zajmowałeś się z moim bratem przed jego wyjazdem do Nowego Jorku. Ona ma się trzymać od tego z daleka.

— Myślę, że Julia sama już o tym zadecyduje. — W dalszym ciągu był szalenie spokojny. — Dobranoc, Emmett. Wyśpij się. — Poklepał mnie po ramieniu.

Odwrócił się na pięcie i zaczął kierować w stronę korytarza. Przez chwilę walczyłem sam ze sobą, ale pokusa okazała się być silniejsza.

— Pocałowałem ją — wykrzyczałem. Na te słowa Jason zastygł w miejscu. — Więc daj sobie już z nią spokój, bo jak nie, to...

Potem już wszystko działo się bardzo szybko. Nawet nie zdążyłem zarejestrować, kiedy czarnowłosy w ułamku sekundy odwrócił się w moją stronę i się do mnie zbliżył. Nie zorientowałem się nawet, że mnie uderzył, dopóki nie leżałem już na podłodze z zakrwawionym nosem.

— Kurwa! — Usłyszałem głos Ryana. Miałem zamknięte oczy, ale wydawało mi się, że uklęknął obok mnie. — Jason, co z tobą? Przecież on jest kompletnie pijany!

— Ja...

— Złap go za nogi, zaniesiemy go do pokoju. — Usłyszałem jego westchnięcie. — I nigdy więcej nie dotykaj już mojego brata. Zrozumiałeś?


Teraz

Otrząsam się lekko i uświadamiam sobie, że moje palce są mocno zaciśnięte na kierownicy. Pomimo tego, że dużo wczoraj wypiłem, pamiętam każde słowo. Chociaż lepiej byłoby pewnie zapomnieć. A już w ogóle najlepiej byłoby ich nigdy razem nie zobaczyć na tym pieprzonym parkingu, ale na to już  niestety za późno.

Wkładam kluczyki do stacyjki, ale zanim je przekręcę czuję wibrację w tylnej kieszeni. Wyciągam z niej telefon i ku mojemu zdziwieniu zdaję sobie sprawę, że dzwoni do mnie szefowa.

— Halo, Susan?

— Och, Emmett. Jak dobrze, że cię złapałam. — Jej głos jest jak zwykle ciepły, ale brzmi na bardzo zestresowaną.

— Wszystko w porządku? — pytam.

— Nie. To znaczy... — Na chwilę przerywa. — Przepraszam cię, wiem, że masz dzisiaj wolne, ale mógłbyś przyjechać do pracy? Bruno nie pojawił się na swojej dzisiejszej zmianie.

***

Parkuję samochód wzdłuż szerokiego chodnika i wychodzę z auta. Kieruję się w stronę budynku kawiarni. Wchodzę do środka, czując charakterystyczny zapach kawy, który paradoksalnie kojarzy mi się ze zmęczeniem. Susan, moja szefowa, stoi za blatem i obsługuję jakąś parę nastolatków. Jej długie blond włosy upięte są w niedbały kok. Pierwszy raz w życiu widzę ją nieumalowaną, a pod fartuszkiem założonym na lewą stronę ma na sobie dres.

— Och, skarbie, już jesteś! — wykrzykuje radośnie, ale jednocześnie ze słyszalnym zmęczeniem. Przeciera czoło grzbietem dłoni. Podchodzę do niej i witam ją uśmiechem. — Nie mam pojęcia, co się stało. Bruno jeszcze nigdy nie odstawił mi takiego numeru, a pracuje tutaj już przecież trzeci rok!

— Nie martw się, Susan. Już tutaj jestem. — Próbuję ją nieco udobruchać, bo pierwszy raz widzę ją w tak opłakanym stanie. W odpowiedzi kobieta posyła mi ciepły uśmiech. — Lecę się przebrać.

Przechodzę przez drzwi dla obsługi i zaczynam zastanawiać się, co do cholery mogło stać się z Brunem. Do głowy przychodzą mi różne myśli, od tych najbardziej prawdopodobnych do najmroczniejszych. Ale postanawiam się nieco otrząsnąć i na razie o tym nie myśleć. Otwieram szafkę, z której wyciągam czarny t-shirt i brązowy fartuch. Zarzucam na siebie uniform i po chwili jestem już gotowy.

— Ratujesz mi życie, wiesz? — mówi, kiedy z powrotem wchodzę za blat. — No dobrze, to ja będę już się zbierać. Mam masę spraw do pozałatwiania. Masz klucze, tak?

— Mam — odpowiadam. — Leć już i niczym się nie przejmuj.

— Masz u mnie premię! — wykrzykuje jeszcze zanim wychodzi przez szklane drzwi. Odpowiadam jej machnięciem ręki.

W zasadzie to dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą, a kiedy pracuję, przynajmniej mogę skupić się na czymś innym niż rozmyślaniu o tej całej zagmatwanej sytuacji z Julią i Jasonem. Biorę głęboki wdech i doprowadzam się do porządku.

Już po chwili do kawiarni wchodzą kolejne klientki. To grupa dziewczyn, na oko około piętnastoletnich. Mam wrażenie, że mogą chodzić do naszego liceum, ale jest u nas tak dużo uczniów, że wszystkie twarze po jakimś czasie zaczynają mi się razem zlewać. Na mój widok jedna z nich, najwyższa blondynka ze sporym dekoltem i krótką, jeansową spódniczką uśmiecha się porozumiewawczo do jej trzech kompanek, a już po chwili zaczynają coś do siebie szeptać. Czuję się z tym trochę niekomfortowo, ale postanawiam to zignorować.

— Cześć, witamy w Semaforze. Co mogę wam podać? — recytuję wyuczoną formułkę fałszywo uprzejmym tonem głosu.

— Cztery truskawkowe frapuccino — odzywa się blondynka. — I twój numer telefonu.

Jest nieco irytująca, ale cały absurd tej sutuacji i jej pewność siebie wydają mi się być dziwnie komiczne, więc mimowolnie się uśmiecham.

— Obawiam się, że tego ostatniego nie ma w naszym menu — rzucam rozbawiony. — I to będzie razem dwadzieścia dolarów.


Julia

Jason odstawia mnie pod domem około piątej. Witam się z tatą, podgrzewam sobie przygotowany przez niego wcześniej obiad i z pełnym talerzem kieruję się w stronę pokoju. Czuję się nieco oderwana od rzeczywistości. Jakbym nie do końca odczuwała swoje własne istnienie. Wpatruję się w makaron, nie będąc w stanie wykonać żadnego ruchu. Jest mi źle, ale nie mam ochoty płakać.

Rozmowa z Jasonem miała na celu nieco rozwiązać mętlik panujący w mojej głowie. Ale prawda jest taka, że tylko go powiększyła.

Jestem już cholernie zmęczona tym całym analizowaniem sytuacji, zachowań Emmetta, tego, co się pomiędzy nami dzieje. Chciałabym na jakiś czas nacisnąć w moim życiu przycisk "stop". I jedynie sobie leżeć. Nie wstawać z łóżka, nie chodzić do szkoły, nie uczyć się do egzaminów — po prostu leżeć. Istnieć, ale nie istnieć jednocześnie.

I chociaż na dłuższą metę ten plan niestety nie ma szans się udać, to dzisiaj postanawiam zrobić właśnie to. Odstawiam jedzenie, bo nie mam teraz na nie najmniejszej ochoty. Zrzucam z siebie jeansy, wskakuję pod kołdrę i wbijam wzrok w sufit.

Sama nie wiem, kiedy zasypiam. Zdaję sobie sprawę z tego dopiero kiedy otwieram oczy, a w pomieszczeniu jest zupełnie ciemno. Sięgam po telefon na biurku. Wyświetlacz mnie oślepia. Cyferki na nim wskazują kilka minut po godzinie dwudziestej. 

Podnoszę się do pozycji siedzącej i przecieram twarz rękoma.

Trochę żałuję, że mój sen nie trwał wiecznie. Wszystko byłoby wtedy łatwiejsze.

Postanawiam zagłuszyć natrętne myśli przeglądaniem mediów społecznościowych. Wchodzę na Instagrama i przesuwam palcem w górę, oglądając różne posty. Peggy wstawiła zdjęcie z Bruce'm, które momentalnie wywołuje u mnie uśmiech. Leżą na kanapie w szarych bluzach, a Bruce trzyma jej podbródek pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Wyglądają razem na naprawdę szczęśliwych.

Po kilkunastu minutach przeglądanie przerywa mi ciche pukanie do drzwi.

— Tak?

Drzwi otwierają się, a w ich framudze staje mój tata. Ma na sobie swój granatowy szlafrok i oprawki, które zakłada tylko do czytania.

— Kochanie, wszystko u ciebie w porządku? Przespałaś całe popołudnie.

Wygląda na bardzo zmartwionego. Siada na brzegu łóżka i przygląda mi się uważnie, szukając u mnie jakichkolwiek znaków choroby. Wymuszam z siebie sztuczny uśmiech.

— Tak, tato, jest dobrze. Po prostu się wczoraj nie wyspałam.

— Powiedziałabyś mi, gdyby działo się u ciebie coś złego, prawda? — pyta, gładząc mnie po włosach.

— Jasne, że tak — kłamię. Odpocznij i niczym się nie przejmuj.

Tata całuje mnie jeszcze w czoło i wychodzi z pokoju. Wzdycham głęboko, a po chwili znowu uderza mnie znajome poczucie nicości. Muszę jakoś powstrzymać te myśli. Jeżeli pozwolę im za bardzo się zagalopować, przydarzy się to, co dwa lata temu. Nie chcę znowu tak się czuć. Tym razem tego nie przeżyję.

Lekko podskakuję, kiedy niespodziewanie dostaję wiadomość SMS.

20:22

Śpisz?

Jego imię na wyświetlaczu sprawia, że moje serce mimowolnie zaczyna bić w przyspieszonym tempie, a ja zaczynam odczuwać znajomy mi przypływ gorąca. Nie widziałam go zaledwie od kilku godzin, ale zdążyłam już cholernie stęsknić się za jego dotykiem.

20:22

Nie

Nie mija nawet minuta, a ja nagle słyszę ciche pukanie w szybę. Momentalnie zrywam się z łóżka. Podchodzę do okna, żeby je otworzyć.

— Co ty tu robisz? — pytam zdezorientowana, podczas kiedy Emmett, podobnie jak wczorajszego dnia, nieudolnie wdrapuje się na parapet. Podpiera się na łokciach i po chwili jest już w moim pokoju.

— Muszę z tobą porozmawiać — rzuca obojętnie, prostując się i chowając ręce do kieszeni bluzy.

Dopiero teraz mam okazję uważniej przyjrzeć się jego twarzy. Pod okiem ma siniaka, który jest większy i ciemniejszy, niż dziś rano. Przecięta warga, która jest skutkiem jego ostatniej bójki, i która zdążyła już prawie się zagoić, teraz wygląda o wiele gorzej.

— Więc postanowiłeś tak po prostu się tutaj pojawić? Co, gdyby mój ojciec był w pokoju? Wyszedł dosłownie minutę temu! — wykrzykuję, po chwili jednak nieco schodząc z tonu po zorientowaniu się, że w każdej chwili możemy zostać przyłapani.

— Przecież zapytałem, czy śpisz — przewraca oczami.

— Faktycznie, to takie wspaniałomyślne — odgryzam się.

Wymawiając te słowa zdaję sobie sprawę, że Emmett lustruje mnie właśnie wzrokiem od góry do dołu. Ma lekko rozchylone usta. Dopiero teraz dociera do mnie, że mam na sobie jedynie podkoszulek i bieliznę. Przed moją drzemką zdjęłam z siebie spodnie, które leżą teraz pod jego nogami. Jego wzrok zatrzymuje się na moich nagich udach. Widzę, jak przełyka ślinę. Czuję narastające we mnie zażenowanie, ale jednocześnie dziwną ekscytację. Patrzy na mnie w nieopisany sposób, a atmosfera między nami robi się szalenie napięta.

Po dłuższej chwili odchrząkuję porozumiewawczo, a on jakby się ocuca.

— Siadaj, ubiorę się. — Wskazuję ręką na łóżko, po czym powoli wypuszczam powietrze z płuc.

— Nie musisz — rzuca pośpiesznie. Posyłam mu pytające spojrzenie. — Nie, nie o to mi chodziło! — wykrzykuje, najwyraźniej dopiero zdając sobie sprawę ze swoich słów. Wygląda trochę, jakby zaraz miał się udusić. — Zostań tak, jeżeli ci wygodnie.

— Okej. — Wzruszam ramionami. — To ty zdejmij koszulkę.

Kiedy obserwuję, jak momentalnie robi się blady, nie jestem w stanie powstrzymać triumfującego uśmieszku cisnącego się na moje usta. Jego dolna warga zaczyna lekko drżeć.

— Przestań mnie prowokować, Walton. — Robi krok w moją stronę.

— Bo co? — pytam, również się do niego przysuwając. Nasze ciała dzielą centymetry, a napięcie między nami sięga zenitu.

— Bo tym razem nie będę się powstrzymywał — odpowiada, a jego dłonie wędrują w stronę mojej talii. Przymykam oczy.

Mój mózg krzyczy, żebym tego nie robiła. Ale inne części mojego ciała krzyczą głośniej.

Zaciska swoje palce na mojej koszulce. Wpatrujemy się w siebie ciężko oddychając. To trochę jak cisza przed burzą. Patrzę na niego spod lekko przymrużonych oczu.


Emmett

Przez moją głowę przechodzą coraz to gorsze myśli na temat tego, co chciałbym z nią teraz zrobić. Nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, niż o zerwaniu z niej reszty ubrań. Przysuwam jej biodra do swoich, żeby móc bardziej ją poczuć. Przymyka oczy. Głowę ma lekko spuszczoną, ale nie odrywa ode mnie wzroku. Boże, jak ona na mnie patrzy.

Zamierzałem jeszcze chwilę się z nią podroczyć, ale pokusa okazuje się być silniejsza. Agresywnie wpajam się w jej usta, a ona oddaje pocałunek niemalże od razu. Wydaję z siebie cichy jęk, kiedy łapie mnie za kołnierzyk t-shirta i przyciąga jeszcze bliżej do siebie. Zaczynam składać pocałunki na jej szyi, a ona odchyla głowę do tyłu i jej oddech robi się coraz cięższy. W końcu łapię ją za nagie uda i podnoszę, a ona oplata mnie swoimi nogami, w dalszym ciągu oddając moje pocałunki. Robię kilka kroków w przód i delikatnie, tak, żeby w żaden sposób jej nie skrzywdzić, opuszczam ją na materac łóżka. Stoję teraz nad nią. Jej włosy rozkładają się na śnieżnobiałej pościeli, a na jej twarzy zauważam sporej wielkości wypieki. Wygląda przepięknie. Przez chwilę tylko na nią patrzę, napawając się jej urodą.

— Jesteś tego pewna? — pytam na bezdechu. 

— Tak — odpowiada pewnie. 

Kiwam głową i zrzucam z siebie koszulkę, czując coraz większe uniesienie. 

— Julia? — rozlega się głośny krzyk dochodzący z dołu. — Kochanie, zejdziesz na chwilę?

— Kurwa — rzuca blondynka, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. 

Chowam twarz w dłoniach i powoli wypuszczam powietrze z nosa. 

— Już idę, tato!— wykrzykuje. Posyła mi przepraszający uśmiech, po czym kieruje się w stronę szafy, z której wyciąga szare dresy. — Zaczekaj tutaj chwilę, dobrze? — pyta. W jej głosie słychać zawiedzenie. Wsuwa na siebie spodnie i po chwili zamyka za sobą drzwi, a ja dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że pomimo tego, że stoję teraz w samych spodniach, zrobiło się tu cholernie gorąco. 


Julia

Schodzę na dół bardzo powoli, tak, żeby mieć chwilę czasu na ustabilizowanie swojego oddechu. Idąc przygładzam również dłońmi swoje włosy, bo podejrzewam, że mogą być teraz w opłakanym stanie. Kiedy znajduję się mniej więcej w połowie schodów zaczynają dobiegać mnie dwa męskie głosy. Zdezorientowana marszczę brwi. Jest prawie dziewiąta, a więc już trochę późno na gości. No, może za wyjątkiem takich, którzy wchodzą przez okno. 

Przekraczam próg kuchni, a moim oczom ukazuję się dwójka mężczyzn w ciemnoniebieskich uniformach. Jeden z nich jest starszy, ma na oko pięćdziesiątkę. Jest tęgi i łysy, za wyjątkiem obszaru z tyłu jego głowy, gdzie widoczne jest jeszcze kilka kosmyków szarobrązowych włosów. Jego partner wygląda na znacznie młodszego i nieco wystraszonego. 

To policjanci. Tylko co oni robią w moim domu?

Pierwsza moja myśl jest taka, że to musi mieć związek z pracą mojego taty. W końcu jest prawnikiem, a więc na codzień pracuje z funkcjonariuszami policji. Rzucam mu pytające spojrzenie, ale on wygląda na bardzo spiętego. Mam ochotę zapytać go, o co chodzi, ale nic nie jest w stanie przejść mi przez gardło. 

— To moja córka — ogłasza pozostałej dwójce, która dopiero teraz odwraca się w moją stronę. — Julia, panowie chcieliby z tobą porozmawiać. Chodzi o twojego przyjaciela Bruna. 



Continue Reading

You'll Also Like

252K 10.3K 34
Ministerstwo Magii, a w nim dwoje niechętnych sobie prawników. Draco i Hermiona staną naprzeciw siebie w najtrudniejszej dotąd sprawie. Jak bardzo ic...
137K 4.7K 22
Gdyby tak być w złym miejscu, o złym czasie. Pociągnąć wszystkiw możliwe sznurki i nie liczyć się z konsekwencjami, które przyszły zaraz po Hogwarcie...
12.9K 993 23
I zawirował nagle świat. Powstało ogromne zamieszanie, a w samym jego środku - Hermiona Granger i Draco Malfoy. Garść nieporozumienia. Szczypta zaci...
6.6K 150 9
Ariana Grande to siedemnastoletnia dziewczyna, która mieszka w sierocińcu. Jest ona znana z kanału na youtube'ie lecz nikt nie wie jak ona wygląda.