Transcripts

Galing kay letsflytotokyo

27.3K 1.3K 1.4K

Pierwsza część trylogii Melancholy. (ZAKOŃCZONE) Emmett Harris nienawidzi wszystkiego i wszystkich. A w szcze... Higit pa

ZWIASTUN I INFO
prolog
pierwszy
drugi
trzeci
czwarty
piąty
szósty
siódmy
ósmy
dziewiąty
dziesiąty
jedenasty
dwunasty
trzynasty
czternasty
piętnasty
szesnasty
siedemnasty
dziewiętnasty
dwudziesty
dwudziesty pierwszy
dwudziesty drugi
dwudziesty trzeci
dwudziesty czwarty
dwudziesty piąty
dwudziesty szósty
dwudziesty siódmy
dwudziesty ósmy
dwudziesty dziewiąty
trzydziesty
trzydziesty pierwszy
trzydziesty drugi
trzydziesty trzeci
epilog
podziękowania
zapowiedź części II

osiemnasty

591 31 65
Galing kay letsflytotokyo

ROZDZIAŁ BYŁ PISANY OD NOWA 16/05/22 (druga część) ze względu na to, że wattpad mi go usunął. Nie zmienia to nic w fabule, ale wydarzenia opisane są nieco inaczej. Miłego czytania!


Emmett

Ten pieprzony dzień w szkole nareszcie się skończył.

Wydawało mi się, że ciągnął się w nieskończoność. Byłem dzisiaj w naprawdę podłym humorze. Być może jest to skutek tego, że ostatnio prawie w ogóle nie sypiam, lub wyznania Chloe, albo starcia z tym zgrzybiałym taksówkarzem. W każdym razie czuję się okropnie. Już od dłuższego czasu nie było mi aż tak źle.

Moment, w którym Julia podeszła do mnie na korytarzu i zaczęła rzucać oskarżenia w moją stronę przelał czarę goryczy. Zachowałem się wobec niej źle, ale to ona pierwsza mnie sprowokowała. No dobrze, może i nigdy nie byłem typem wycieczkowicza. Może i nawet zdecydowałem się na wpisanie się na listę z jej powodu. Ale to wcale nie znaczy, że miała prawo w tak otwarty sposób na mnie naskoczyć. Nie znoszę być obrażany i oskarżany o rzeczy, które są tylko domysłami.

W głębi duszy wiem, że mój wybuch kierowany był obawą o to, że już niebawem stracę ją na zawsze. W zasadzie to już ją straciłem, ale w dalszym ciągu mogę ją widywać. Czuć jej zapach, kiedy siada obok mnie na porannych lekcjach biologii. Ale za dwa i pół miesiąca to wszystko się skończy. Ukończymy liceum, a ja zobaczę ją po raz ostatni. Na pewno dostanie się do wymarzonej szkoły wyższej, a ja do końca swoich dni będę skazany na to zasrane miasto, w którym nie czeka mnie nic dobrego.

Chciałbym móc cofnąć czas.

Przekręcam kluczyk w zamku i wchodzę przez drzwi na klatce do mieszkania. Jest jakoś dziwnie spokojnie, więc przez chwilę mam nadzieję, że nikogo nie ma w domu. Jednak już po chwili słyszę głos mojego brata. Rozmawia z kimś przez telefon w swoim pokoju i mówi bardzo cicho. Drzwi są lekko uchylone, a ja nie mogę powstrzymać się od podsłuchania prowadzonej przez niego rozmowy. Przysuwam się do framugi.

Jason, nie mam na to teraz czasu. Załatwiłeś to z nią? — Na chwilę następuje cisza, a mój brat najwyraźniej słucha odpowiedzi osoby po drugiej strony słuchawki. Jak to za wcześnie? Przecież wiesz, że działamy na czas! Słyszę, jak mój brat wstaje i zaczyna chodzić po pokoju, a więc przyklejam się do ściany, starając się pozostać niezaważonym. — To się musi wydarzyć do końca tego tygodnia. W przeciwnym razie obaj będziemy mieli przejebane. — Słychać jego westchnienie i dźwięk przerwanego połączenia.

Nagle mój brat wychodzi przez drzwi, a ja zastygam w bezruchu. Zastanawiam się, czy zorientował się, że właśnie go podsłuchiwałem.

— Cześć, braciszku — rzuca beztrosko. Jego ton głosu jest zupełnie inny, niż jeszcze przed kilkoma sekundami. — Nie usłyszałem, jak wróciłeś.

— Gdzie mama i Charlie? — pytam, starając się zachować zimną krew. W rzeczywistości panikuję. To, co przed chwilą usłyszałem zmroziło mi krew w żyłach. Jednocześnie wszystkie elementy układanki w mojej głowie zaczynają zbierać się w jedną całość.

— Mama pracuje dzisiaj do późna, a przed chwilą odwiozłem Charliego na trening piłki nożnej. — Mój brat zaczyna kierować się do kuchni, a ja idę za nim. Siadam przy stole, podczas kiedy on szpera w lodówce. Po chwili wyciąga z niej dwie puszki coli. — Napijesz się? — W milczeniu kiwam głową. Ryan zajmuje miejsce na przeciwko mnie i podaje mi napój. — Nie wyglądasz za dobrze. — Wydaje się, że dopiero zauważył ranę umieszczoną nad moją lewą brwią.

— Ta... — Nie wiem, co więcej mu odpowiedzieć. Cały czas jestem w szoku.

— Znowu dałeś się sprać dla tej blondyny, co? — Unosi jeden kącik ust ku górze, rzucając mi rozbawione spojrzenie. Dopiero po kilku sekundach dociera do mnie, że mówi o Julii.

— Nie — rzucam na bezdechu. — Nie wiem, o czym mówisz — dodaję, już nieco pewniej. Nie mam zamiaru dać mu się sprowokować.

— Braciszku, przecież to widać na kilometr. Ewidentnie się w niej zakochałeś.

Czuję, jak cała krew odpływa mi z twarzy. Właśnie wydarzyło się to, czego obawiałem się od przeszło czterech tygodni. Mój brat jednak zdaje sobie sprawę z moich uczuć do Julii.

Jestem pewny, że to o niej przed chwilą rozmawiali z Jasonem. Przez chwilę miałem co do tego pewne wątpliwości, i bardzo chciałem wierzyć, że to wszystko jest tylko jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności. Ale dopiero teraz wszystko łączy mi się w całość. Ryan jakimś cudem dowiedział się o mojej relacji z Julią i postanowił wykorzystać to przeciwko mnie. Nasłał na nią jednego ze swoich szemranych wspólników, żeby w przyszłości móc mnie szantażować. Żeby zrobić ze mnie swoją marionetkę i zmusić do robienia tego, co mu się tylko żywnie podoba.

Zaciskam palce na puszce z colą.

— Dlaczego to robisz? — pytam ze wściekłością. Czuję, że za chwilę stracę nad sobą panowanie.

— Hej, spokojnie. — Widząc moje obruszenie uśmiech momentalnie znika mu z twarzy. — Tylko się z tobą droczę. Nie martw się, nie mam zamiaru ci jej odbijać.

— Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. Dlaczego nasłałeś na nią Jasona?

— Co? — Marszczy brwi, a na jego twarzy zaczyna malować się zaskoczenie.

— Chcesz mieć mnie owiniętego wokół własnego palca, prawda? — Gwałtownie wstaję, na co on robi to samo. Mam ochotę go uderzyć. Czekam tylko na odpowiedni moment, żeby móc się na niego rzucić. — Chcesz mnie szantażować do końca życia?

— Emmett, o czym ty mówisz? — pyta zrezygnowany. — Ktoś cię szantażuje?

Udawanie zaskoczonego wychodzi mu naprawdę nieźle. Zamiast ścieżki kryminalnej powinien był zostać raczej aktorem. Ale ja znam te jego sztuczki aż za dobrze. Udało mi się go rozgryźć.

— Nie uda ci się mnie zastraszyć — rzucam, po czym szybkim krokiem udaję się w stronę swojej sypialni. Siadam na łóżku i próbuję uspokoić swój oddech. Najchętniej bym mu teraz przywalił, ale wiem, że nie przyniosłoby to niczego dobrego. Teraz liczy się czas. Muszę jak najszybciej wymyślić coś, żeby odsunąć Julię od niebezpieczeństwa, jakim jest Jason. Tylko jak mam to zrobić? Nie widzę scenariusza, w którym ona w ogóle chciałaby mnie wysłuchać, a co dopiero mi uwierzyć. Chowam twarz w dłoniach. Mój najgorszy koszmar właśnie się spełnił.


Julia

— Halo? — Słyszę znajomy głos po drugiej stronie słuchawki.

— Cześć, Bruno — rzucam uprzejmie. — Jesteś dzisiaj na zmianie?

— Tak, siedzę tu sam do zamknięcia — informuje. — Dlaczego pytasz?

— Będę za dziesięć minut — mówię, po czym rozłączam się i chowam telefon do kieszeni spodni.

Już jakiś czas nie było mnie w Semaforze, a dzisiaj mam wolne popołudnie, więc postanawiam się tam udać. Egzaminy końcowe zbliżają się wielkimi krokami, a ja ostatnio zupełnie nie miałam czasu, żeby się uczyć. Zaszycie się w kącie z kubkiem ulubionej kawy i podręcznikiem brzmi jak idealny sposób na spędzenie reszty dnia. Najpierw jednak musiałam upewnić się, że Emmetta nie będzie na zmianie. Ten pieprzony dupek co raz bardziej działa mi na nerwy. Nie wiem, o co mu chodzi, ale najwyraźniej obrał sobie ostatnio za cel wyprowadzanie mnie z równowagi.

Otrząsam się lekko. Nie chcę już nawet o nim myśleć.

W końcu docieram do kawiarni. Popycham szklane drzwi i wchodzę do środka.

— To co zawsze? — Bruno jak zwykle wita mnie ciepłym uśmiechem.

— Tak, poproszę — odpowiadam. Od razu kieruję się w stronę stolika, bo brunet zawsze rozlicza się ze mną dopiero przy moim wyjściu.

Rozsiadam się wygodnie na fotelu, wyjmuję z torby segregator, podręcznik oraz laptopa. Przypinam słuchawki do wejścia od telefonu i puszczam playlistę, której słucham zawsze przy nauce. Zaczynam przeglądać zagadnienia z chemii, które muszę przerobić do egzaminów. Jest tego naprawdę sporo. Z moich ust wydobywa się jęk niezadowolenia. Ten przedmiot jakoś nigdy niespecjalnie mi się nie podobał. Zdecydowanie bardziej wolałam biologię, bo miała dla mnie zwyczajnie więcej sensu.

Bruno podchodzi do mojego stolika i podaje mi napój w wysokim, białym kubku. Uśmiecham się do niego ze wdzięcznością.

— Dużo pracy? — pytam, uprzednio wyjmując jedną słuchawkę z ucha.

— Ostatnio trochę więcej. Emmett jest teraz mniej dyspozycyjny, niż wcześniej. Zaczął przychodzić tylko w weekendy — rzuca beztrosko.

— Och. — Kiwam głową, unikając jego wzroku. Nie chcę po raz kolejny zaczynać rozmowy na jego temat.

— Pewnie jest teraz zajęty swoją dziewczyną — dodaje. Dopiero teraz podnoszę wzrok znad podręcznika.

— Dziewczyną? — pytam, a mój głos mimowolnie się łamie. — Myślałam, że tylko... No wiesz... Ze sobą sypiają. — Staram się brzmieć na jak najbardziej opanowaną.

— Jakiś czas temu oficjalnie zostali razem — mówi, drapiąc się po głowie. — Czekaj, to Chloe ci się nie chwaliła? Przecież się przyjaźnicie, prawda?

Czuję ogromne ukłucie w sercu. Na tyle silne, że mam ochotę zgiąć się w pół. Ale nie mogę tego tu zrobić. Skupiam się więc na kontrolowaniu swojego oddechu, bo czuję, że w każdej chwili mogę go utracić.

— Ostatnio straciłyśmy kontakt — rzucam. — Dziękuję za kawę, Bruno. Porozmawiałabym z tobą dłużej, ale muszę się trochę pouczyć. — Uśmiecham się przepraszająco i z powrotem wkładam słuchawkę do prawego ucha. Podkręcam głośność na cały regulator, żeby móc zagłuszyć własne myśli.

Ale to nie pomaga. Nie jestem w stanie ich powstrzymać.

A więc to tak. Znają się jakiś miesiąc, a dziwnym trafem nie miał żadnego problemu, żeby akurat z nią się zobowiązać. Najwyraźniej problem wcale nie leżał w tym, że Emmett nie potrafił nawiązać jakiejkolwiek relacji. To ja byłam dla niego niewystarczająca.

I to dlatego zdecydował się wziąć udział w wycieczce do Bay City. Zrobił to dla niej.

W zasadzie to dobrze, że zdałam sobie z tego sprawę teraz. Mogę oficjalnie uznać rozdział z nim za zakończony i skupić się na innych, zdecydowanie ważniejszych rzeczach. Na przykład na notatkach z chemii. Wbijam długopis w kartkę i staram się zapisać jeden ze wzorów, ale przypadkowo przedzieram papier przez siłę nacisku. Wyrywam kartkę i próbuję jeszcze raz. I kolejny. W końcu się poddaję, zamykam zeszyt i decyduję się najpierw wypić kawę. Napój parzy mi język.


Emmett

Następnego dnia

Dzisiaj lekcje minęły mi zdecydowanie szybciej, niż poniedziałek. Być może jest to zasługa tego, że z powodu zastępstwa na ostatnich zajęciach z chemii zostaliśmy wypuszczeni z klasy pół godziny przed czasem.

Ucieszony z tego powodu kieruję się w stronę parkingu. Chcę się stąd zmyć jak najszybciej. Uprzednio jednak postanawiam zapalić papierosa. Staję pod betonową ścianą, opieram się o nią i wyciągam paczkę czerwonych Marlboro z bocznej kieszeni bluzy. Odpalam papierosa przy pomocy zapalniczki z wizerunkiem Statuy Wolności.

Zaciągam się dymem i lekko przymykam oczy. Moje ciało oblewa przyjemne uczucie. To jeden z tych momentów w ciągu dnia, kiedy mogę tak naprawdę się odstresować. Chociażby na kilkanaście sekund. Pomimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś uda mi się rzucić palenie. Śmierć spowodowana rakiem płuc raczej mi się nie uśmiecha, a już szczególnie w młodym wieku. Ale z drugiej strony na coś przecież trzeba umrzeć, prawda?

Cały wczorajszy wieczór spędziłem na gorączkowej analizie sytuacji, w którą zamieszany jest mój brat, Ryan, Julia i ja. Doszedłem do pewnych wniosków, natomiast nie udało mi się jeszcze znaleźć żadnej drogi wyjścia. Mimo wszystko spróbuję porozmawiać z Julią, chociaż jestem niemalże pewny, że odprawi mnie z kwitkiem. Musiałbym najpierw zebrać jakieś dowody na to, że Jason wcale nie jest taki grzeczny, na jakiego się kreuje. To może być raczej problematyczne, bo mój brat już od dłuższego czasu nie zmusza mnie do wykonywania żadnych zleceń. To swoją drogą też jest podejrzane. Mam wrażenie, że może planować coś o wiele gorszego, niż do tej pory.

Nagle zrywam się z miejsca, bo w oddali zauważam znajomą mi sylwetkę. Od razu rozpoznaję charakterystyczny, trenczowy płaszcz. Najwyraźniej jest tutaj po Julię. Jason kieruje się w stronę wejścia, a ja przez chwilę rozważam swoje opcje. W końcu decyduję się do niego podejść. Być może będzie bardziej wylewny, niż mój kochany braciszek.

— Hej — wołam, na co ten odwraca się zaskoczony.

Podchodzę bliżej w jego stronę i staję w odległości kilku kroków od niego. Szatyn przez chwilę wygląda na zmieszanego, ale już po chwili wydaje się mnie rozpoznać.

— O, cześć. — Jego głos jest bardzo uprzejmy. — Jesteś bratem Ryana, prawda?

— Tak — odpowiadam z powagą.

— Wybacz, że na początku cię nie rozpoznałem. W ogóle nie jesteście do siebie podobni. — Na jego ustach pojawia się serdeczny uśmiech. — Wyciąga w moją stronę dłoń.

— Co ty tutaj robisz? — wykrzykuję, ogarnięty nagłym przypływem adrenaliny. — Mój brat cię tutaj nasłał, prawda?

— Och — odpowiada, opuszczając uprzednio wyciągniętą rękę. — Nie, ja dzisiaj... Prywatnie, nie w pracy. — Na chwilę odwraca wzrok w drugą stronę. — Przyszedłem spotkać się ze znajomą.

A więc od niego też niczego się nie dowiem po dobroci. Trudno, zamierzam sam do tego dojść.

— Zostaw Julię w spokoju — syczę przez zęby, robiąc krok w jego stronę. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienia. Jeszcze sekundę temu wyglądał potulnie, a teraz w jego oczach widzę coś szalenie groźnego. Ale mnie to nie rusza. Podchodzę jeszcze bliżej i łapię go za kołnierz niebieskiej koszuli.

— Puść mnie, dobrze ci radzę. — Jego głos jest dziwnie spokojny.

Nie zdążam już nic odpowiedzieć, bo nagle za jego ramieniem zauważam Julię. Stoi w miejscu, a skórzana torba wypada jej z ręki. Wygląda na przerażoną.

— Co się tutaj dzieje? Emmett, puść go! — wykrzykuje, jednocześnie biegnąc w naszą stronę. Wykonuję jej polecenie i robię kilka kroków w tył. Julia staje obok Jasona i przygląda się mi w kompletnym szoku, który już chwilę później przeradza się w złość. — Już do reszty ci odbiło? Szukasz sobie kolejnych przypadkowych osób do bójki?!

— Julia, spokojnie. To było tylko nieporozumienie. — Jason gładzi ją lekko po ramieniu, a ona bierze głęboki wdech. Następnie łapie ją za rękę. Nie wierzę, że ma czelność ją teraz pocieszać i uspokajać. Mam ochotę się na niego rzucić.

— On nie jest kimś nieznajomym — mówię z szyderczym uśmiechem. — No już, powiedz jej, skąd się znamy.

Na twarzy Jasona zaczyna malować się przerażenie, co z kolei daje mi dziką satysfakcję. Julia patrzy na niego kompletnie zaskoczona.

— Znacie się, bo Emmett to brat twojego przyjaciela, prawda? — zwraca się do niego z zawahaniem, jednak Jason nie odwraca się w jej stronę. Jego spojrzenie sugeruje, że ma ochotę mnie udusić. Ja jednak nie mam najmniejszego zamiaru odwracać wzroku. Wytrzymuję tę walkę i przez następne kilka sekund patrzymy na siebie w ciszy. — Jason?

— Chodźmy stąd, Julia. — Bierze ją pod ramię i zaczyna prowadzić w stronę samochodu. Blondynka rzuca mi jeszcze jedno spojrzenie, a po chwili już znikają z mojego pola widzenia.

Drżącą dłonią wyciągam z paczki jeszcze jednego papierosa.


Julia

Pierwsze kilka minut jazdy samochodem spędzamy w ciszy. W końcu nie wytrzymuję i decyduję się odezwać.

— O czym on mówił, Jason?

Na początku szatyn nie odpowiada. Zatrzymujemy się na czerwonym świetle, a on nagle zwraca się w moją stronę.

— Nie wiem — mówi po chwili. — Myślę, że chciał mnie tylko sprowokować. Kilka razy słyszałem od Ryana, że jego młodszy brat lubi się wdawać w bójki.

To wytłumaczenie poniekąd ma sens, ale w dalszym ciągu nie rozumiem, co tak właściwie się tam wydarzyło. Mam wrażenie, że jest coś, czego Jason nie chce mi powiedzieć. To z kolei sprawia, że czuję się okropnie. Od początku naszej znajomości miałam go za osobę, której można zaufać. Teraz już nie jestem tego taka pewna.

— Przepraszam — wypala nagle. — Czy mogę cię zabrać do jakiejś restauracji i tam porozmawiamy o tym na spokojnie?

— Chyba wolałabym jednak wrócić dzisiaj do domu — odpowiadam cicho. Chłopak patrzy na mnie smutno, ale po chwili kiwa głową. Światło zmienia się na zielone i jedziemy dalej.

Kiedy stajemy pod domem, decyduję się raz jeszcze na niego spojrzeć. Czy naprawdę mogłam się co do niego pomylić? Pierwsza myśl, jaką miałam na jego temat była taka, że na pewno można mu zaufać. Ostatnie dni spędzone z nim tylko mnie w tym utwierdziły. Ale teraz mam wrażenie, że jest coś, co próbuje przede mną ukryć. To sprawia, że nie czuję się już obok niego tak bezpiecznie, jak na początku. Odpinam pas i pociągam za klamkę.

— Poczekaj. — Nagle czuję, jak on łapie mnie za nadgarstek. Odwracam się w jego stronę, a on przyciska swoje usta do moich. Nagle czuję, jak mój mózg dostaje zwarcia. Nie jestem w stanie mu się oprzeć. Oddaję pocałunek z podwojoną siłą. Wbijam paznokcie w jego klatkę piersiową, a on przyciska mnie do siebie jeszcze mocniej. Pocałunek staje się bardzo gwałtowny i intensywny. W pewnym momencie Jason sięga dłońmi w stronę guzików mojej lnianej koszuli i zaczyna po kolei je rozpinać.

Nagle słychać mocne pukanie w szybę.

Odrywamy się od siebie w mgnieniu oka. Z przerażeniem obserwuję, jak osoba, która przed chwilą nam przerwała, teraz przygląda nam się z widocznym niezadowoleniem. Jason wygląda na bardzo zmieszanego. Przeczesuje ręką włosy i lekko odchrząkuję. Otwieram okno samochodu po stronie pasażera.

— Cześć, tato.

Kątem oka zauważam, że Jason momentalnie robi się blady jak ściana. Mój ojciec krzyżuje ramiona na klatce piersiowej, a ja czuję ogromne zażenowanie.

— Chyba czas już wejść do domu — mówi z kamienną twarzą. Ma na sobie szlafrok i białe kapcie. Zdążyłam zupełnie zapomnieć, że do końca tygodnia wziął chorobowe.

W pewnym momencie Jason zrywa się ze swojego siedzenia i wychodzi z samochodu. W osłupieniu przyglądam się, jak wyciąga rękę w stronę mojego taty.

— Dzień dobry — mówi uprzejmie. — Bardzo miło mi pana poznać. Mam na imię Jason. — Tata patrzy na mnie z uniesionymi brwiami, ale już po chwili decyduje się ścisnąć jego dłoń, a ja oddycham z ulgą. Chwilę później sama opuszczam swoje siedzenie i staję obok nich.

— Mi również. Nazywam się Darius. Dziękuję, że podwiozłeś Julię do domu. — Z jego wyrazu nie jestem już w stanie wyczytać, czy ma szczere intencje. — Może chciałbyś wstąpić do nas na herbatę w ramach podziękowania?

— Och, to bardzo miłe z pana strony. Niestety obawiam się, że będę musiał się już zbierać. Niedługo zaczynam zmianę w pracy.

— Następnym razem. — Tata uśmiecha się w jego stronę. Jason patrzy na mnie z czułością, po czym kiwa głową. Wsiada do samochodu, odpala silnik i odjeżdża w mgnieniu oka.

— Ten chłopak wygląda na starszego. — Mój ojciec odzywa się dopiero po dłuższej chwili. — Ile ma lat?

— Dziewiętnaście — kłamię. Gdybym powiedziała mu, że tak naprawdę ma dwadzieścia cztery, z całą pewnością już nigdy nie wypuściłby mnie z domu.


Emmett

Następnego dnia

Budzę się na kilka minut przed zadzwonieniem budzika, wyjątkowo wyspany. Siadam na brzegu łóżka z rozkopaną pościelą i się przeciągam. Przez bardzo krótką chwilę jest mi dobrze i dopada mnie dziwne uczucie braku żadnych zmartwień.

Ale już po kilkunastu sekundach zaczynam sobie wszystko przypominać.

— Kurwa — mruczę pod nosem, przecierając twarz dłońmi.

Julia jest w niebezpieczeństwie. A ja jestem niemalże pewien, że niebezpieczeństwem jest mój brat. Ona nie chce mnie znać. Tak bardzo chciałbym móc cofnąć czas. Odwrócić wszystkie te idiotyczne decyzje, które podjąłem. Dostać jeszcze jedną szansę od losu i tym razem zachować się inaczej. Być w stanie obronić ją przed całym tym gównem, które Ryan przywiózł ze sobą z celi z Nowego Jorku.

Jest z Jasonem, a to tak okropnie boli. Chciałbym, żeby nie bolało, ale nic na to nie poradzę. W zasadzie to sam jestem sobie winien.

Wiem, że muszę pogodzić się z tym, że ona już nigdy nie będzie moja. Tylko jak mam to zrobić? Teraz, kiedy już wiem, że jest tą jedyną?

Zbieram w sobie wszystkie ostatki sił, żeby się podnieść. Nie mam siły na prysznic. Przekopuję górę ubrań rzuconą na krzesło w poszukiwaniu czystego t-shirta. Bezskutecznie. Otwieram szafę i wyciągam z niej ostatnią czystą koszulkę. Jest jaskrawożółta, z wizerunkiem rysunkowego psa. Zajebiście.

Narzucam na siebie czarną bluzę i jasnoniebieskie jeansy. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze umiejscowionym na szafie i niemalże od razu żałuję tej decyzji. Wyglądam jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Moje włosy są poplątane, a skóra ma szary, wyblakły odcień, jakby ktoś mnie wypluł. Mam wrażenie, że od powrotu do Portland sporo schudłem, przez co moja twarz wydaje się być jeszcze bardziej koścista, a w zestawieniu z moim kolosalnym wzrostem wyglądam jak pierdolony szkielet.

Przeczesuję ciemne loki palcami. Potrzebuję kawy.

Kieruję się w stronę kuchni, gdzie nalewam wody do czajnika i go włączam. Jak na tę porę w domu jest dziwnie cicho i pusto. Mama pewnie jest już w pracy na pierwszej zmianie, więc trzeba będzie podwieźć Charliego do szkoły. Wzdycham pod nosem.

Słyszę odgłos otwieranego zamka w drzwiach, a po chwili ciężkie kroki, przerywane pojedynczymi uderzeniami o ścianę. Po niecałej minucie we framudze drzwi staje mój starszy brat.

Od razu zwracam uwagę na podłużne przecięcie na jego policzku, a pod nim zaschniętą już strużkę brązowawej krwi. Ryan opiera się o ścianę, żeby złapać równowagę. Jest kompletnie pijany.

— Cześć, braciszku — bełkocze, a na jego twarzy maluje się nieobecny uśmiech.

— Dopiero wracasz z imprezy? — Mój głos przepełniony jest dezaprobatą, a zadając pytanie nie mogę się powstrzymać od przewrócenia oczami.

— Chciałbym — kwituje. — Idę spać.

— Zajebiście, nie ma problemu, podwiozę Charliego — rzucam wściekle w jego stronę, ale on albo już mnie nie słyszy, albo nic sobie nie robi z mojego komentarza. Otwiera drzwi od swojego pokoju i po sekundzie za nimi znika.

Podejrzewam, że przez noc razem z Jasonem planował kolejne etapy szantażowania mnie. Nie, jestem tego pewien. Ktoś zapewne mógłby zarzucić mi, że popadam w paranoję. Ale ten ktoś nie znałby mojego brata. Tylko ja wiem, jak bardzo nieprzewidywalny i niebezpieczny może być Ryan, i tylko ja tak naprawdę znam jego ciemną stronę.

Na co dzień jest zwykłym łobuzem, do którego wzdycha praktycznie każda kobieta, niezależnie od wieku. Nietrudno im się dziwić, bo wygląda jak pierdolony model. Mi niestety niedane było odziedziczyć idealnie wyeksponowanych kości policzkowych i szczęki, a także naturalnej opalenizny, która komponuje się z czarnymi włosami, zarostem i w intrygujący sposób kontrastuje z lodowato niebieskimi oczami. Już w nastoletnim wieku, ilekroć gdzieś razem przebywaliśmy, oczy wszystkich osób przechodzących obok nas kierowały się ku niemu. Kobiety chciały, żeby chociaż na nie spojrzał, a mężczyźni najprawdopodobniej skrycie marzyli o tym, żeby wyglądać tak, jak on. Nigdy mi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie — od zawsze nienawidziłem przebywać w centrum uwagi, a mój starszy brat, który wyglądem przypomina półboga, skutecznie mi ją odbierał.

Na co dzień mój brat jest zabawny, sarkastyczny i nieco porywczy. Jestem jedyną osobą, która tak naprawdę zna go na wylot.

Ryan jest trucizną. A ja z każdym dniem co raz bardziej się zatruwam.

Przez kolejne pół godziny dobudzam mojego młodszego brata, doprowadzam go do porządku, jemy śniadanie i udajemy się w stronę jego podstawówki. Przez to całe zamieszanie nie udaje mi się zdążyć na pierwszą lekcję. Zajebiście. W całym absurdzie mojego życia i pogmatwanych sytuacji, które tylko się namnażają, brakuje mi jeszcze tego, żeby przez nieobecności zawalić ostatnią klasę liceum.

Mocno zdenerwowany poranną konfrontacją z Ryanem i ciągle powtarzających się obrazem Julii z Jasonem przed moimi oczami kieruję się w stronę dziedzińca. Muszę zapalić.


Julia

Pierwsza godzina lekcyjna bardzo mnie męczy. To kurs z rozszerzonej matematyki, na którym muszę stale być skupiona, bo chwila nieuwagi może skutkować niezrozumieniem reszty omawianego tematu. Wycieńczona opuszczam salę lekcyjną i ruszam wzdłuż korytarza. Kilka osób się do mnie uśmiecha, jeszcze inne podchodzą do mnie i się ze mną witają.

Pozycja przewodniczącej i „tej" dziewczyny w szkole zobowiązuje mnie do odwzajemnienia uśmiechów i nawiązywania bezsensownych rozmów z wszystkimi tymi osobami.

Ale prawda jest taka, że mam ochotę się rozpłakać. Zakopać w pościeli i nie wychodzić z niej miesiącami, a najlepiej już nigdy.

Liczyłam na nowy początek z Jasonem. Bez żadnych tajemnic i niedomówień. Ale wczoraj okazało się, że on od samego początku coś przede mną ukrywał. Jeszcze nie wiem co, ale po jego minie, kiedy się o tym dowiedziałam i samym fakcie, że postanowił to przede mną zataić zgaduję, że to nie może być nic dobrego. Na domiar złego to coś ma związek z pieprzonym Emmettem Harrisem, który jakimś dziwnym trafem jest zamieszany w tę całą historię. Dlaczego zawsze wszystko w moim życiu musi się sprowadzać do tego dupka? Mam tego już dosyć i jestem naprawdę cholernie tym zmęczona. Ale wiem, że teraz nie mogę pozwolić, żeby fałszywy uśmiech chociaż na sekundę zszedł z moich ust, a więc wkładam w to całą swoją energię.

Następne zajęcia to francuski. Żeby dostać się do Sali pana Farazowskiego muszę przejść do wschodniego skrzydła budynku. Droga do niego prowadzi przez szkolny dziedziniec. Aż do momentu przekroczenia przeze mnie progu łudzę się, że ten idiota dzisiaj postanowił odpuścić sobie swój durny rytuał w postaci papierosa po pierwszej godzinie lekcyjnej, a ja będę w stanie spokojnie dostać się na zajęcia.

Ale zauważam go niemalże od razu. Opiera się o ścianę, odchyla głowę do tyłu i wypuszcza siwą chmurę dymu z płuc. Moje serce wykonuje kilka mocniejszych uderzeń, co z kolej sprawia, że jestem sama sobą obrzydzona. Nienawidzę tego, że pomimo jego okropnego zachowania w moją stronę i faktu, że jest bezdusznym dupkiem, mój organizm w dalszym ciągu reaguje na niego w taki sposób.

Na mój widok Emmett przewraca oczami. Nie mam zamiaru wdawać się z nim w kolejną przepychankę, a więc mijam go z uniesioną głową. W pewnym momencie przypominam sobie jednak, że w torbie w dalszym ciągu mam zapakowaną jego koszulkę. Zatrzymuję się w miejscu. Naprawdę nie mam teraz ochoty na konfrontację z nim, ale chcę już być w stanie całkowicie się od niego odciąć. A ta koszulka cholernie mi ciąży.

Idę w jego stronę i zatrzymuję się w odległości około metra od niego. Czuję dym papierosowy i wodę kolońską.

— Musiałaś tu przychodzić? — rzuca z politowaniem krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Wiem, że stara się mnie sprowokować. Ale ja nie mam zamiaru mu na to pozwolić. Nie odpowiadam więc na jego pytanie, tylko otwieram torbę i wyjmuję z niej plastikową siatkę. Wyciągam wyprostowaną rękę z siatką w jego stronę, a on w odpowiedzi rzuca mi pytające spojrzenie. Na jego ustach w dalszym ciągu spoczywa sarkastyczny uśmieszek.

— Twoja koszulka — mówię ze zniecierpliwieniem.

Jego uśmiech się rozszerza, a ja czuję, jak narasta we mnie frustracja. Ręka zaczyna mi drętwieć.

— Jesteś pewna, że chcesz mi ją oddawać? — pyta znienacka. — Podejrzewam, że śpisz w niej co noc.

Te słowa działają na mnie jak płachta na byka. W jednym momencie z całej siły ciskam reklamówką w okolice jego klatki piersiowej. Robię to na tyle niespodziewanie, że nie zdąża jej złapać i siatka upada na ziemię. Zaciskam pięści i rzucam mu rozwścieczone spojrzenie.

— Pomóż mi zrozumieć jedną rzecz — syczę przez zęby. — Dlaczego jesteś dla mnie takim chujem?

To pytanie najwyraźniej wybija go z tropu, bo sarkastyczny uśmieszek momentalnie znika z jego twarzy. Wygląda teraz na zmieszanego, a ja przybijam sobie mentalną piątkę, bo wiem, że właśnie wygrałam tę walkę na słowa. A powód wydaje się prosty: on sam nie wie, dlaczego się tak zachowuje. A więc siłą rzeczy nie jest w stanie odpowiedzieć mi na to pytanie.

Wypuszczam powietrze nosem i kiwam lekko głową, spoglądając na niego z niedowierzaniem. Właśnie pokonałam go jego własną bronią. On za to wbija wzrok w ziemię. Mam wrażenie, że na jego twarzy przez ułamek sekundy przelatuje coś w rodzaju smutku. Rzucam mu ostatnie, kpiące spojrzenie, po czym odwracam się tyłem i kieruję się z powrotem w stronę budynku.

I nagle coś do mnie dociera. Ta myśl uderza mnie znienacka, ale jednocześnie jest dla mnie jak objawienie. Sama nie wiem, dlaczego dojście do prawdy zajęło mi tak dużo czasu. Zdaję sobie sprawę, że znam już odpowiedz na pytanie zadane przeze mnie zaledwie przed minutą.

Zatrzymuję się w miejscu i powoli odwracam w jego stronę. Dzieli nas już dobre dziesięć metrów i zauważam, że w czasie, kiedy szłam w stronę budynku, on wyciągnął z kieszeni jeszcze jednego papierosa. Trzyma go w ręce i już ma go odpalać od zapalniczki, ale widząc, że się odwróciłam, momentalnie zastyga w miejscu.

— Jesteś zazdrosny — wypalam, a wymawianie przeze mnie słowa są jak grom z jasnego nieba. Wszystko nagle składa się w logiczną całość. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, a chwilę później wybuchem suchym śmiechem.

— Co? Chciałabyś — ucina, unikając mojego wzroku.

— Nie wierzę — kontynuuję, całkowicie zbywając jego zaprzeczenia. — Jesteś niemożliwy, Emmett. Wycofujesz się w momencie, w którym zaczyna się robić poważnie, ale jednocześnie w twoim chorym mniemaniu ja nie mam prawa być szczęśliwa z kimś innym!

— Wmówiłaś coś sobie — odpowiada stanowczo, cały czas błądząc wzrokiem gdzieś za moimi plecami. — Idź lepiej na lekcję, bo jeszcze się spóźnisz. A w twoim przypadku to nie do pomyślenia.

Po tych słowach na jego ustach pojawia się ten jego charakterystyczny, łobuzerski uśmieszek, który każdorazowo wyprowadza mnie z równowagi. Ale nie teraz. Teraz jestem zbyt skupiona na swoim osobistym odkryciu.

Robię krok w jego stronę.

— Chcesz mieć mnie owiniętą wokół własnego palca. Chcesz, żebym dalej za tobą latała, tak jak dwa lata temu. — Z każdym wymawianym przeze mnie słowem mój głos robi się bardziej donośny. — Ty pieprzony egoisto. Podnieca cię to?!

Na te słowa Emmett odrywa się od ściany i zaczyna iść w moją stronę. Przez chwilę panikuję, bo w jego oczach widzę furię. Przez myśl przelatuje mi, że rzuci się na mnie z pięściami tak, jak na tego mężczyznę w uliczce kilka dni temu.

Ale on tylko mnie mija, przy okazji mocno szturchając mnie w ramię. Mimowolnie wydaję z siebie syknięcie spowodowane niemałym bólem.

— Skup się na swoim związku z Chloe i daj mi w końcu spokój! — wykrzykuję, zanim znika za rogiem budynku. Ale on już się nie odwraca.

Poliki mnie pieką i dopiero teraz zauważam, że cała się trzęsę ze złości. Siadam na pobliskiej ławce i chowam twarz w dłonie. Staram się uspokoić mój oddech.


Emmett

Kurwa. Kurwa. Kurwa.

Rozwścieczony wchodzę na zajęcia z chemii. Kilka osób rzuca mi ciekawskie spojrzenia, ale mam ich wszystkich w dupie. Rzucam plecakiem o ławkę i siadam na miejscu.

Do końca dnia w szkole irytuje mnie każda, nawet najmniejsza rzecz. Kiedy nareszcie nadchodzi upragniony ostatni dzwonek kieruję się prosto w stronę parkingu. Ten dzień nie mógłby być gorszy. Mijam grupę pierwszoklasistek, które na mój widok zaczynają coś między sobą szeptać. Mam je gdzieś. Chce po prostu jak najszybciej znaleźć się w domu.

Ciężkim krokiem podchodzę do auta i wyciągam kluczyki z tylnej kieszeni spodni. Już mam się nachylić, żeby otworzyć zamek w samochodzie, kiedy nagle za wycieraczką zauważam małą, prostokątną karteczkę. Jest złożona, ale zauważam też prześwitujący przez nią czarny atrament. Zdezorientowany rozglądam się dookoła siebie. Na parkingu jest dużo ludzi. Kilka samochodów wyjeżdża przez bramę, a przy głównym wejściu do liceum stoją tłumy ludzi poustawiane w większe i mniejsze grupki.

Nieco zmieszany wyciągam kartkę zza wycieraczki samochodu. Rozprostowuję ją i przyglądam się napisanej na niej wiadomości.

Potem wszystko dzieje się już bardzo szybko. W ułamku sekundy wskakuję do samochodu i z całej siły naciskam pedał gazu. Przy jednym ze skrzyżowań nie zatrzymuję się przed znakiem stop, a kilka osób zaczyna na mnie wściekle trąbić. Ale w ogóle o tym teraz nie myślę. Działam jak w amoku. Muszę jak najszybciej dostać się do domu.

Parkuję auto, wybiegam na podwórko i kieruję się w stronę mojego bloku. Wjeżdżam windą na górę i czuję narastającą we mnie złość. Mam wrażenie, że jak na złość jedzie o wiele wolniej, niż zazwyczaj.

Ryan może mi grozić, ile mu się żywnie podoba. Po jakimś czasie jego szantaż przestał już nawet mnie ruszać. Przestałem się go bać, a jego groźby stały się dla mnie czymś w rodzaju śmiesznych bajeczek, które opowiada się małym dzieciom, żeby powstrzymać je od złego zachowania.

Ale nie pozwolę na to, żeby wciągał w to Julię.

Po czasie, który wydaje się być wiecznością, nareszcie na wyświetlaczu pojawia się numer jedenaście. Drzwi od windy otwierają się, a ja wyskakuję z nich jak oparzony.

Staję przed drzwiami i nerwowym ruchem sięgam do kieszeni bluzy po klucze. Ku mojemu zdziwieniu jest pusta. Sprawdzam kolejną kieszeń, w której wyczuwam jedynie paczkę papierosów i zapalniczkę. Moje dłonie z każdą sekundą trzęsą się co raz bardziej. Sprawdzam kieszenie jeansów, w których również panują pustki. Jak w amoku łapię za plecak, który wcześniej rzuciłem gdzieś o ziemię, odsuwam zamek i jednym ruchem wysypuję całą jego zawartość na wycieraczkę przed drzwiami.

Z tego wszystkiego niemalże nie zauważam odgłosu otwieranego zamka. Podnoszę głowę dopiero w momencie, kiedy słyszę głośne odchrząknięcie.

— Tego szukasz? — Napotykam rozbawione spojrzenie Ryana. Wymachuje mi przed twarzą pękiem kluczy z breloczkiem.

Niewiele myśląc rzucam się na niego. Robię to na tyle niespodziewanie, że mój brat nie ma czasu na zareagowanie. Upadamy na ziemię. Ryan z hukiem uderza plecami o drewnianą posadzkę i wydaje z siebie bolesny jęk. Ja opadam na niego, twarzą zwrócony w jego stronę. Podnoszę się z łokci i jedną ręką przytrzymuję jego klatkę piersiową, a drugą wymierzam cios w środek jego twarzy. W ostatniej chwili robi unik i moja pięść trafia o podłogę.

— Pojebało cię?! — wykrzykuje zdezorientowany, próbując wyrwać się z mojego uścisku.

— Zabiję cię — syczę przez zęby.

Przez kilkanaście pierwszych sekund mam nad nim przewagę. Trzymam go na tyle mocno, że nie jest w stanie mi się wyrwać, a ciężar mojego ciała przytrzymuje go przy ziemi. Kilkukrotnie uderzam go z pięści w twarz. Ale już po chwili czuję, że zaczyna brakować mi sił. Jego opór jest co raz mocniejszy. Kiedyś byliśmy z Ryanem podobnej budowy, ale odkąd wrócił z celi zdążył znacznie nabrać masy mięśniowej. W końcu wykorzystuje chwilę mojej nieuwagi, łapie mnie za nadgarstki i przewraca nas w taki sposób, że teraz to on jest na górze. Jedną dłonią unieruchamia moje nadgarstki, a ręką wykonuje blokadę na mojej szyi. Przez chwilę tylko na siebie patrzymy, ciężko oddychając.

— Może porozmawiamy na spokojnie? — Jego głos jest stanowczy, ale spokojny. Patrzy na mnie w bardzo dziwny sposób. Mam wrażenie, że wygląda na zmartwionego.

Dopiero w momencie, w którym kiwam głową, mój brat luzuje nieco uścisk.

Kilka minut później siadamy przy stole w kuchni. Ryan otwiera nam po butelce piwa, a ja bez słowa podaję mu wyjęty wcześniej z zamrażarki zimny okład w postaci mrożonego groszku.

Napięta atmosfera pomiędzy nami powoli opada. Ale nie jestem ani trochę mniej zły. Skoro mój brat chce rozmawiać ze mną na spokojnie, to mam zamiar wyciągnąć z niego wszystkie odpowiedzi.

— Martwię się o ciebie. — Jego głos brzmi ciężko. Zauważam podłużną zmarszczkę na jego czole. Wygląda, jakby nagle postarzał się o co najmniej 10 lat. — Od jakiegoś czasu zachowujesz się naprawdę dziwnie.

— Ja? — pytam słabo. Nie mam już dzisiaj siły krzyczeć. — Ryan, jeżeli masz zamiar nadal mi grozić, to miej przynajmniej tyle jaj, żeby robić to w twarz. I przestań wysługiwać się swoimi kolegami.

Mój brat rzuca mi pytające spojrzenie.

— Mógłbyś jaśniej?

Kręcę głową z niedowierzaniem, ale sięgam do tylnej kieszeni spodni i praktycznie rzucam w niego pogniecionym kawałkiem papieru, który znalazłem za wycieraczką niecałe 20 minut wcześniej.

Ryan szybkim ruchem rozprostowuje kartkę. Spogląda na nią zaledwie przez ułamek sekundy, a ja obserwuję, jak wyraz jego twarzy momentalnie się zmienia. Z zaskoczenia połączonego ze zmieszaniem na gniew.

— Od jak dawna ktoś ci grozi? — pyta lodowatym tonem głosu.

— Ty mi grozisz, odkąd wróciłeś do miasta — poprawiam go. — A tego typu kartkę dostałem dzisiaj pierwszy raz.

Ryan zrywa się z krzesła i podchodzi w stronę blatu kuchennego. Opiera dłonie o jego kant, po czym bierze głęboki wdech.

— Emmett, to nie byłem ja. — Z tej pozycji widzę tylko tył jego głowy. Nagle odwraca się w moją stronę i patrzy mi prosto w oczy. Jego spojrzenie jest równie lodowate, jak ton jego głosu, a jego tęczówki wydają się być jeszcze bardziej bladoniebieskie niż zazwyczaj. —Zastanów się przez chwilę, co? Jaki miałbym w tym interes?

— A kto cię tam wie? — odpowiadam, uparcie wytrzymując jego spojrzenie. — Nie zawsze działasz racjonalnie. Może po prostu chcesz mi dopiec?

— Do kurwy nędzy, Emmett. — Jego głos cichnie i nagle staje się zrezygnowany. — Zdaję sobie sprawę z tego, że nasza relacja nie zawsze była... idealna — kwituje, najprawdopodobniej mając na myśli wydarzenia ostatnich paru tygodni. Na chwilę milknie, a ja słyszę tylko jego miarowy oddech. — Ale zadam ci pytanie.

Spoglądam na niego podejrzliwie, ale kiwam głową w oczekiwaniu.

— Jak myślisz, dlaczego tamtego dnia w Nowym Jorku cię nie wydałem? — pyta, dokładnie artykułując każde wypowiedzenie słowo. — Przecież mogłem bez wahania im wszystko wyśpiewać, w zamian za krótszy wyrok. Wiedzieli, że mam wspólnika, i chcieli nawet iść ze mną na ugodę, ale nic im nie powiedziałem. Dlaczego?

— Bo...

— Bo jesteś moją krwią — dopowiada, nie dając mi dojść do głosu. — Moim pierdolonym młodszym bratem, którego obiecałem chronić bez względu na wszystko. — W jego spojrzeniu widzę nieopisany ból. — Już nie pamiętasz?

10 lat wcześniej

Skuliłem się, chowając głowę między kolanami i zakładając na nią ramiona. Czułem przeszywający ból w okolicach prawego boku. Zamknąłem oczy oczekując na to, aż dobrze znany mi koszmar się nareszcie się skończy.

Słyszałem głośny, ciężki oddech mojego ojca. W pokoju unosiła się woń alkoholu. W takich momentach często wyobrażałem sobie, że to wcale się nie dzieje. Że w zasadzie to mnie tam nie było, to był tylko film. Pomagało, chociaż nie zawsze. Ale miałem tylko osiem lat i nie za bardzo potrafiłem inaczej sobie z tym poradzić.

Zacisnąłem oczy jeszcze mocniej, słysząc jego ciężkie kroki. Czekałem na jego uderzenie, modląc się o to, żeby było jak najmniej bolesne. A przynajmniej nie zostawiło na moim ciele siniaków, z których musiałbym się później tłumaczyć. Mój ojciec nienawidził, kiedy mieliśmy siniaki.

Ale ku mojemu zdziwieniu uderzenie nie nadeszło. Zamiast tego usłyszałem nagły huk i następujący po nim jęk mojego ojca. Zdezorientowany otworzyłem powieki. Ojciec cały czas stał zwrócony w moją stronę, ale wyglądał na nieco nieobecnego. Sekundę później opadł na kolana, a potem runął twarzą w stronę dywanu.

Dopiero wtedy zauważyłem Ryana. W rękach trzymał duży, metalowy wazon, który od zawsze był nieodłączną częścią wystroju naszego salonu. Obok jego stóp porozrzucane były lekko uschnięte już kwiaty.

Przez chwilę po prostu na siebie patrzyliśmy. Oboje oddychaliśmy ciężko. Kilka sekund później mój brat lekko się ocucił i podbiegł w moją stronę.

— Nic ci nie jest? — zapytał, łapiąc mnie za ramiona i przyglądając mi się uważnie z każdej strony.

— Nie — odparłem, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie nic więcej.

Ryan pokiwał głową i udał się w stronę ojca, który leżał na brzuchu twarzą w dół. Na chwilę przybliżył głowę w jego kierunku.

— Oddycha — rzucił jak gdyby nigdy nic. — Ale jest tak pijany, że pewnie nie wstanie jeszcze przez dobre parę godzin.

Moje ciało oblała fala ulgi.

— Dlaczego to zrobiłeś? — wypaliłem nagle.

— Nie zadawaj głupich pytań — odparł, podając mi rękę, żebym mógł wstać. — Jesteś moim młodszym bratem. Zawsze będę cię chronić.

Teraz

— Pamiętam — odpowiadam cicho, wzdrygając się na przywołane w moich myślach wspomnienie. — Ale i tak...

— Chcę, żebyś mnie teraz dokładnie wysłuchał, Emmett. — Po raz kolejny przerywa mi w środku zdania. Przewracam oczami, ale pozwalam mu mówić dalej. — Przepraszam cię za Nowy Jork. Przepraszam cię za to, co działo się po moim powrocie do domu. Ale to już koniec, rozumiesz? — Rzucam mu pytające spojrzenie. — Koniec ze zleceniami. Nigdy nie powinienem był cię w to wciągać.

— Racja, nie powinieneś był — rzucam oschle.

Patrzę mu prosto w oczy próbując zadecydować, czy powinienem mu zaufać. Po tym wszystkim, co musiałem przez niego przechodzić, to wydaje się absurdalnym pomysłem. Ale jednocześnie wiem, że pomimo wielu wad mój brat zawsze był bardzo szczery. Można mu zarzucić wiele, ale na pewno nie to, że nie jest prawdomówny.

— Razem złapiemy osobę, która ci to podłożyła — mówi z powagą.

Jeszcze raz rzucam wzrokiem na kawałek papieru, który wywołał burzę w mojej głowie.

Zerwij kontakt z Julią, albo tobie i jej stanie się krzywda

Następnego dnia

W mojej głowie w dalszym ciągu krążą miliony pytań, na które nie znam jeszcze odpowiedzi. Ale dzisiaj jestem zdecydowanie spokojniejszy niż wczoraj, co uznaję za swoje osobiste zwycięstwo.

Siedzę w tylnej ławce na chemii. To ostatnie zajęcia dzisiejszego dnia i odliczam minuty do upragnionego ostatniego dzwonka.

Przez chwilę zawieszam wzrok na ciemnobrązowym kucyku Chloe, która siedzi kilka ławek przede mną. Od naszej ostatniej rozmowy dziewczyna traktuje mnie jak powietrze, a ja byłem na tyle zajęty innymi sprawami, że nawet nie miałem czasu na zastanowienie się, co zamierzam zrobić z tą całą sytuacją.

Bo prawda jest taka, że na samym początku liczyłem na to, że coś do niej poczuję. Nie jestem w końcu aż takim chujem, jak mogłoby się wydawać, i to wcale nie było tak, że zależało mi tylko i wyłącznie na seksie. Ale skłamałbym mówiąc, że nie zacząłem tej relacji ze względu na Julię. Chciałem poczuć to, co czułem z nią przy każdym naszym spotkaniu. Albo przynajmniej tego namiastkę.

A zamiast tego zabawiłem się uczuciami dziewczyny, która zdecydowanie zasługiwała na więcej. Nic, tylko mi pogratulować. Może jakaś owacja na stojąco?

Zajęcia dobiegają końca. Wychodzę na dziedziniec. Brunetka stoi tam w towarzystwie dwóch koleżanek, a ja kierowany nagłym impulsem decyduję się na zrobienie czegoś, co powinienem był zrobić już dawno temu.

— Chloe, możemy porozmawiać?

Dziewczyna odwraca się w moją stronę. Dwie koleżanki, z którymi najwyraźniej przerwałem jej rozmowę, wpatrują się we mnie w osłupieniu. W jej oczach przez chwilę widzę zawahanie, ale koniec końców kiwa tylko głową i razem odchodzimy w bardziej ustronne miejsce. Mijamy róg sali gimnastycznej i kierujemy się w stronę tyłów budynku biblioteki.

— Podjąłeś już decyzję? — pyta, kiedy odpalam papierosa.

Jest, jak zwykle, bardzo bezpośrednia. Patrzy mi prosto w oczy. Chloe jest naprawdę piękną dziewczyną. Długie, ciemnobrązowe włosy opadają jej taflą na ramiona. Ma zielononiebieskie tęczówki i jasną, wręcz porcelanową cerę. I naprawdę świetną figurę, którą mógłbym podziwiać godzinami. Próbuję odnaleźć w jej wyglądzie jakikolwiek mankament, ale wygląda wręcz idealnie. Bez żadnej skazy. W tej jednej kwestii mają z Julią wiele wspólnego.

— Tak, Chloe — odpowiadam ciężkim głosem. Zaciągam się papierosem i wbijam wzrok w jedno ze zbitych okien pobliskiego budynku. — Posłuchaj, jesteś cudowną dziewczyną. Problem w tym, że ja... ja... — zająkuję się.

Dlaczego to właśnie te najprostsze słowa najtrudniej jest wykrzesać przez gardło?

W jej oczach widzę malujące się cierpienie. Wiem, że postępuję teraz dobrze, ale nie powstrzymuje mnie to przed ogromnym poczuciem winy. Chloe zasługuje na to, żebym był z nią szczery.

— Ja kocham Julię — wypalam, wbijając wzrok w kamienny chodnik.

Kiedy w końcu zdobywam się na odwagę, żeby go podnieść, ku mojemu zdziwieniu wygląda na bardzo spokojną. Po jej twarzy spływa pojedyncza łza, ale ona lekko się uśmiecha. Kiwa głową, podchodzi do mnie i składa krótki pocałunek na moim prawym policzku. Po tej czynności odwraca się na pięcie i wolnym krokiem udaje w stronę głównej bramy.

A do mnie dociera to, że właśnie po raz pierwszy wymówiłem na głos to, co już od tak dawna siedziało w mojej głowie. Czuję się tak, jakby z serca spadł mi kamień ważący co najmniej dziesięć ton. Wypowiedzenie tych słów sprawia, że to nagle staje się bardziej realne.

Chcę o nią zawalczyć.

Będę o nią walczyć.

Myśli przerywa mi odgłos stukających o kamienną posadzkę obcasów dobiegający zza moich pleców. Odwracam się i wstrzymuję oddech, kiedy zauważam znajomą mi postać.

— Masz zamiar jej o tym powiedzieć? — pytam, uprzednio przełykając ślinę.

— Nie — zaprzecza Peggy, łagodnie się uśmiechając. — Ty to zrobisz. 

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

9.3K 549 39
Druga część opowiadania "Mechanical love". Zdaję się, że prawdziwej miłości nie można rozdzielić. Jednak co jeśli powraca przeszłoś? Co jeśli podejmi...
70.9K 3.9K 48
Każdy w życiu popełnię błędy. Są one nieuniknione, gdyż nikt z nas nie jest nieomylny. Niestety niektórzy popełniają błędy tak wielkie i znaczące, że...
183K 7.9K 42
Shawn Mendes, dla swoich fanów prawdziwy ideał, dla znajomych król imprez, dla kobiet obiekt westchnień. Powracając z trasy koncertowej do swojego ro...
172K 5.2K 23
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...