Epilog

1K 43 185
                                    

Brown-eyed boy meets blue-eyed girl
Oh oh oh, the sweetest thing
You can sew it up but you still see the tear
Oh oh oh, the sweetest thing
Baby's got blue skies up ahead
But in this I'm a rain cloud
You know we got a stormy kind of love
Oh oh oh, the sweetest thing
(U2: The Sweetest Thing)


Kitty błyskawicznie podniosła się z leśnej ściółki i z właściwą sobie energią otrzepała się z kurzu i igliwia. Na koniec wyjęła z rozczochranych włosów gałązki, po czym westchnęła nieco melancholijnie. Rosmerta i tak miała gorzej. Wylądowała w jeżynach.

– Jestem pewna, że zrobił to specjalnie – stwierdziła z przekonaniem osoby niezwykle w tej materii doświadczonej.

– Daj spokój, Ros. To mógł być przypadek.

– „Mógł" a „był" to dwie zupełnie różne rzeczy.

– Khm.

Zielona ściana lasu jakby nieco się rozstąpiła, gdy Severus wychynął zza najbliższego drzewa niczym diabeł z pudełka. Nie uczynił przy tym, naturalnie, najcichszego nawet dźwięku. Ramiona splótł obronnie na piersi, ale uśmiechał się podejrzane radośnie, co Rosmerta zinterpretowała jako potwierdzenie tezy o zamachu.

– Bo zrobiłeś to specjalnie, prawda? – oskarżyła go.

– Bynajmniej – odpowiedział z kamienną twarzą. – Możecie mnie obwiniać o całe zło tego świata, proszę bardzo, jednak źle skalibrowany świstoklik to lekka przesada. Pozostałe trafiły do miejsca przeznaczenia.

– Byłoby prościej, gdybyście z Yen zwyczajnie podali nam adres. Jak cywilizowani ludzie. – Kitty podrzuciła pomysł, który mistrzowi eliksirów wydał się tak rewolucyjny, że aż się skrzywił.

– Zaklęcia ochronne to uniemożliwiają.

– Zapewne te zaklęcia są o wiele bardziej wymyślne niż czary osłaniające ministerstwo – rzuciła złośliwie Ros.

– Naturalnie.

Severus prawdopodobnie uznał jej słowa za komplement, bo spojrzał na nią nieco łaskawszym okiem. Machnął od niechcenia różdżką, usuwając z jej ubrania plamy z jeżyn, a następnie do reszty odkurzył Kitty.

– Proszę za mną – polecił, odwracając się i natychmiast znikając za zasłoną zieleni.

Kobiety podążyły za nim w obawie, że jeżeli nie będą dostatecznie szybkie, gospodarz wykorzysta pierwszą nadarzającą się okazję, żeby je zgubić. Znały go dobrze, zbyt dobrze. Yenlla mogła próbować (i Merlin wie, że próbowała zawzięcie), ale nigdy nie zdołałaby go zmienić. Zresztą, efekt końcowy takiego zabiegu na pewno by jej się nie spodobał. Ta dwójka była siebie warta.

– A więc ten wypadek ze świstoklikiem... to absolutny przypadek? – drążyła Rosmerta, która nigdy nie wiedziała, kiedy przestać. Ani jak dobierać sobie przeciwników na odpowiednio niskim poziomie.

– Tak – odpowiedział Snape zaskakująco spokojnie, choć ani na moment nie zwolnił kroku, ignorując fakt, że kobiety za nim nie nadążają.

– Drobny wypadek losowy?

– Jak najbardziej.

– Cichutki chichot losu?

Kitty trąciła przyjaciółkę ramieniem, ale Severus nadal zachowywał nadludzki spokój. Spojrzał na nie tylko w taki sposób, że pani Johnson od razu pomyślała o zadaniu domowym, którego nie odrobiła dwadzieścia kilka lat temu w Hogwarcie.

Żona dla Śmierciojada IIWhere stories live. Discover now