3: Pierwsza rocznica - papierowa

865 37 64
                                    


What the world needs now
is love, sweet love
it's the only thing
that there's just too little of
What the world needs now
is love, sweet love,
no not just for some
but for everyone

(Jackie DeShannon What the world needs now)


I say a little prayer for you!

Yen miała kolejny sen. Stała na Grimmauld Place 14 przed wielce szlachetnym przybytkiem Blacków, a ponad jej głową Zakon Feniksa wyśpiewywał dźwięczny refren wybranej przez nią piosenki. Szło im okropnie, ale przecież nie to było najważniejsze. Panna Honeydell uśmiechała się szeroko, bo wiedziała, co będzie dalej. Absolutnie nieuniknione, złote prawa rozwoju fabularnego zapewniały ją o tym ponad wszelką wątpliwość...

Teraz, właśnie teraz, dostanie wreszcie swój wielki i widowiskowy happy end. Nie może być inaczej.

Severus pochylał się nad nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy... Tak, na pewno wreszcie to usłyszy! Odgarnął kosmyk włosów z jej ucha i szepnął:

– Przecież nigdy niczego ci nie obiecywałem.

Nigdy nie obiecywałem.

Nie obiecywałem.

NIE.

***

Yenlla Lupin obudziła się zlana potem. Było wyjątkowo wcześnie. Poranne słońce dopiero przedzierało się przez kwieciste zasłony, a mąż (ten nowy) oddychał miarowo po drugiej stronie łóżka. Potrzebowała dłuższej chwili, aby otrząsnąć się z okropnego wspomnienia. Co za obrzydliwy sen! Musiała go jak najszybciej wyrzucić z pamięci. Tak jak całe tamto życie.

Raz na zawsze i ostatecznie.

Cóż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tego dnia wczesna pobudka była bardziej niż wskazana. Yen przeciągnęła się rozkosznie i natychmiast wstała, chociaż normalnie potrzebowała na to znacznie więcej czasu. To był jednak wyjątkowy dzień, więc potrzebowała dużo czasu, aby właściwie się do niego przygotować.

Pierwszy maja. Ranek po Nocy Walpurgii. Jej urodziny. Oraz pierwsza rocznica ślubu z Remusem. O, radosny dniu!

Yen zerwała się lekko, zwinnie i ze śpiewem na ustach, a jednocześnie na tyle delikatnie, aby nie obudzić śpiącego męża. Następnie popędziła do łazienki i przygotowała sobie długą i pachnącą kąpiel. Czekały ją maseczki, peelingi tudzież rozmaite inne zabiegi upiększające – po kilka na każdą część ciała. Wykonała je starannie i z wielką uwagą, a potem przeszła do makijażu i oczywiście zaklęć zdolnych poprawić to i owo. Tego dnia zwyczajnie miała obowiązek wyglądać pięknie, powabnie i młodo, więc zamierzała osiągnąć ten efekt za wszelką cenę. Kiedy wreszcie skończyła, nieomal nie poznała się w lustrze – a była to zaledwie prosta poranna toaleta, a nie wieczorowy rytuał, na który miała jeszcze kilkanaście innych pomysłów!

Szczęśliwa Yen, odziana tylko w powiewny peniuar, sfrunęła po schodach na dół i wpadła do kuchni. Czekało już tam na nią przygotowane przez Błyskotkę obfite brytyjskie śniadanie i świeżo zaparzona, gorąca i aromatyczna kawa. Nie czekolada, bo to już nigdy nie miała być czekolada. Pani Lupin przełożyła co smaczniejsze kąski na tacę i sama – własnoręcznie i własnonożnie – zaniosła ją do sypialni. Zbliżała się dziesiąta, a zatem idealna pora na obudzenie męża i zaserwowanie mu śniadania do łóżka.

– Rem? – szepnęła, siadając na brzegu i odstawiając tacę na nocną szafkę. Potem delikatnie potrząsnęła jego ramieniem.

To wystarczyło. Remus zawsze spał czujnie, płytko, jak... Cóż, jak zwierzę. Błyskawicznie przechodził do stanu pełnej świadomości, bez stanów pośrednich. Prawie jak Snape, tyle że u niego wynikało to z nieuleczalnej paranoi. Lupin otworzył oczy, spojrzał na nią i od razu się uśmiechnął – a właściwie cały rozjaśnił, jakby padły na niego promienie słońca.

Żona dla Śmierciojada IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz