2: Pani Remusowa Lupin

984 41 48
                                    


It's not fair
And I think you're really mean
I think you're really mean
I think you're really mean

Oh, you're supposed to care
But you never make me scream
You never make me scream
(Lily Allen Not Fair)

To był jeden z pierwszych dni wiosny – 25 marca 1998 roku, aby być dokładnym – wczesny poranek. Yenlla obudziła się na piramidzie z poduszek i z lubością wdychała świeże, choć nadal chłodne powietrze wpadające przez uchylone okno sypialni. Sypialni – dobre sobie! Czasem zastanawiała się, czy pomieszkując dalej ze Snape'em zdoła się jeszcze kiedykolwiek w życiu wyspać. Jeżeli zaś chodziło o niego, cóż, naturalnie zdążył już gdzieś zniknąć. Yen często rozważała, jak ktokolwiek może w ogóle egzystować, chodząc spać tak późno i wstając tak wcześnie jak Severus. Doprawdy, ten facet był z żelaza! Przez tak długi czas nawet ona, mimo niewątpliwych starań, nie była w stanie wymacać żadnych jego słabych punktów. No... może z wyjątkiem gorącej czekolady z chili. To rzeczywiście był celny strzał, i chyba jedyny.

Yen przeciągnęła się leniwie i odrzuciła na bok kołdrę. Zrobiła to raczej niechętnie, ale nie lubiła być sama. Wolała patrzeć, jak Severus szykuje się do wyjścia (rzucając kreatywnymi inwektywami), spacerować krok w krok za nim i drażnić. Uwielbiała, kiedy się złościł, chociaż – oczywiście – bez przesady. Wstała i podreptała do drzwi.

Nowe mieszkanie Snape'a różniło się od starego jedynie położeniem geograficznym. Mistrz eliksirów starannie odtworzył wygląd zniszczonego lokum, włącznie z rozkładem pokoi, wystrojem i ścianami idiotycznie wystylizowanymi na kamienne mury. Yenlli to nie przeszkadzało. Przeciwnie, nawet całkiem jej się podobało. Tym bardziej, że zachował też jej pokój, z którego jednak nie miała okazji zbyt często korzystać. No i kuchnia była o wiele większa i lepiej wyposażona, skoro pozwolił się tym zająć jej i Błyskotce.

Aha, no i najważniejsze – już od bardzo, bardzo, baaardzo dawna nie musiała sypiać na kanapie...

Yen uśmiechnęła się do siebie łobuzersko pod nosem, gdy przekraczała próg salonu. Jednak kiedy tylko znalazła się w środku, zamarła w totalnym szoku. Ubrany na mugolską modłę Severus miotał się po pokoju w otoczeniu stosów ubrań, książek, fiolek z eliksirami i mnóstwa innych rzeczy, które pakował, sukcesywnie pomniejszając, do niewielkiego neseseru. Zajęty sobą nie zwrócił na nią uwagi. Może jej nawet nie zauważył.

– Sever, co ty robisz? – zapytała, gdy tylko nieco się opanowała, choć była pełna jak najgorszych przeczuć.

– Wyjeżdżam – rzucił obojętnie.

– Co proszę?! Gdzie?

– Do Berlina.

– Tego w Niemczech?

– A znasz jakiś inny? – prychnął po swojemu.

– Ale... – Yen zabrakło słów. – Ale jak to? Dlaczego?

– Na stypendium. Podpisałem dwuletni kontrakt z Instytutem Faustusa – raczył łaskawie wyjaśnić.

Yen zaśmiała się swobodnie, ponieważ wtem wszystko stało się dla niej jasne. Żartował sobie z niej, jakie to typowe!

– Przestań się zgrywać. O co naprawdę chodzi z tym pakowaniem?

– Mówię poważnie.

– Daj spokój, chyba nie myślisz, że dam się nabrać.

Mężczyzna po raz pierwszy oderwał się od neseseru i spojrzał prosto na nią. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto żartuje. Kogoś, kto w ogóle jest do tego zdolny.

Żona dla Śmierciojada IIWhere stories live. Discover now