1: Długi powrót do domu

1.3K 59 73
                                    

Somewhere beyond the sea
somewhere waiting for me
my lover stands on golden sands
and watches the ships that go sailin'
(Beyond The Sea Frank Sinatra)

Severus Snape przekręcił klucz w zamku i po raz pierwszy od dwóch lat przekroczył próg swojego londyńskiego mieszkania. Przywitał go tam nieprzyjemny zapach niewietrzonych pomieszczeń, kurz, brud i pustka. Zresztą, czego innego mógł się spodziewać po tak długim czasie? Ciepłego powitania? Przecież zawczasu zadbał o to, aby nie miał go kto witać...

Mistrz eliksirów krzywił się, przedzierając przez kolejne warstwy pajęczyn. Wreszcie stracił cierpliwość, wyciągnął różdżkę i uporał się z nimi jednym sprytnym zaklęciem podpalającym. Trochę szkoda, bo nie wiadomo jakie interesujące składniki do eliksirów mogły zamieszkać lub ewentualnie samodzielnie ewoluować w porzuconym, magicznie zainfekowanym lokum. Nie miał jednak czasu tego badać. Był zmęczony i bolała go ręka. Lewa. Jak zwykle.

Przedpokój wydawał się taki ponury bez kolekcji kolorowych jedwabnych szali Yen, które zawsze wiły się jak węże i atakowały go po powrocie do domu. Zaczarowano je w taki sposób, aby niezależnie od okoliczności przyrody zawsze romantycznie powiewały. Stanowiło to pewien problem w ciasnym korytarzu mieszkania Severusa.

Mężczyzna przedzierał się przez zapuszczone wnętrza, posyłając kolejne chłoszczyść na lewo i prawo. Salon wyglądał strasznie. Gdy otworzył drzwi, kurz wzbił się w powietrze, rozpętując we wnętrzu coś na kształt burzy piaskowej. Profesor Snape cofnął się i coś zatrzeszczało pod jego stopami. Zerknął w dół i rozpoznał skorupy talerzy, którymi Yenlla rzucała w niego na do widzenia. Najwyraźniej podczas wyprowadzki nie uznała za stosowne ich posprzątać. Zabrała za to piękne stare lustro w misternie rzeźbionej oprawie, przy którym zawsze ćwiczyła teatralne miny, choć Snape był pewien, że kwestia jego przynależności nie została do końca rozstrzygnięta. Zniknęła również jego kolekcjonerska edycja dzieł wszystkich Shakespeare'a, a po szczątkach gramofonowych płyt z Beethovenem przespacerował się chwilę później w drodze do kuchni. Yen nie dała winylom żadnych szans... Za to przygarnęła antyczny gramofon.

„Żmija", ocenił mistrz eliksirów, patrząc ze smutkiem na zwłoki ulubionych płyt.

W kuchni już zupełnie zabrakło mu słów. Szelma wytłukła tam wszystko, co jeszcze pozostało z zastawy, naczyń i pomniejszych bibelotów. Skorupy zasnuwały całą podłogę, wszystkie półki i szafki. Pomieszczenie wyglądało jak po przejściu tornada... albo jednej bardzo złej kobiety. Na brudnej szybie ktoś nabazgrał krwistoczerwoną szminką kilka całkiem dosadnych słów, a pod spodem nieco bardziej proste i cywilizowane: „Nienawidzę cię!". Przez lata do tłustego napisu przylepiły się całe kolonie much, ciem i komarów, przez co efekt końcowy okazał się cokolwiek upiorny.

Severus parę razy bez przekonania machnął różdżką, ale wiedział, że długo nie upora się ze wszystkimi zniszczeniami, więc szybko skapitulował. Uciekł z kuchni i ruszył na rekonesans do sypialni.

Ostatni pokój prezentował się nieco lepiej – widać Yen zabrakło inwencji albo nie znalazła tam nic godnego potłuczenia. Nawet łóżko zostawiła zaścielone... Choć spod okna zniknął jego zabytkowy sekretarzyk oraz całkiem ładna lampa z weneckiego szkła.

Snape znowu machnął różdżką i zmienił zakurzoną pościel na świeżą. Następnie przysiadł na brzegu łóżka i... wylądował na podłodze. No tak, to była pułapka. Szelma musiała przed wyjściem podpiłować wszystkie nogi i łóżko najzwyczajniej w świecie się pod nim złożyło.

Mężczyzna westchnął, rozmyślając o niespecjalnie wygodnej kanapie w salonie, i ruszył pod prysznic.

Chwilę później wrzasnął, gdy z rur zamiast wody poleciała gorąca brunatna ciecz. Na lustrze w łazience znalazł kolejny spis krwistoczerwonych inwektyw. Oj, była kreatywna. Niech ją szlag!

Żona dla Śmierciojada IIWhere stories live. Discover now