26: Czas siewu i czas żniw

609 37 26
                                    


Life is a cabaret, old chum!
It's only a cabaret, old chum!
And I love a cabaret!
(CABARET: Cabaret)

– Nie, Yenka, nie zgadzam się.

– Nic mnie to nie obchodzi. Idę i koniec.

– Nie ma mowy.

– Spróbuj mnie zatrzymać.

Remus chwycił zbuntowaną żonę za ramiona i poważnie spojrzał jej w oczy. Mierzyli się wzrokiem w mroku korytarza, tuż obok wieszaka na ubrania. Yen prawie zdołała wymknąć się cichcem z domu, Lupin złapał ją w ostatniej chwili.

– Yenlla, proszę.

– To moja rola! – fuknęła na niego. – Moja sztuka. Marisol i Fiona zabrały mi wszystko, a teraz praktycznie leżą u moich stóp. MUSZĘ tam pójść.

– Zaledwie tydzień temu odbierałem cię ze szpitala. Zemdlałaś na ulicy! A gdyby nikt się tobą nie zainteresował? Gdyby nikt nie wezwał pomocy? Chcesz się znowu narażać? W imię czego?

Żona odtrąciła jego dłonie i głęboko zaczerpnęła oddech, szykując się do dalszej kłótni, ale... Nagle straciła zapał. Wedle wyliczeń jej lekarza nieubłaganie zbliżał się piąty miesiąc. Czuła się coraz bardziej zmęczona i senna. Sama zauważyła też, że się zmienia. Dziecko... rosło i powoli zaczynało ją zdradzać, mimo że nadal starannie się maskowała. Nosiła nieco luźniejsze ubrania (ale nie zbyt luźne, bo to mogłoby wzbudzić podejrzenia) i raczej dwuczęściowe komplety niż sukienki (które mogłyby się zdradziecko opinać na brzuchu lub niewłaściwie układać). W lekkim sweterku i odpowiednio dobranej spódnicy wyglądała jednak zupełnie normalnie.

– Masz swój film, Les Mis i Narzeczoną dla czarnoksiężnika – perswadował cierpliwie Remus. – Wystarczy. Czas zakończyć ten sezon i odpocząć, zanim pojawi się dziecko. Po co ci nowy projekt?

Yen skrzyżowała wojowniczo ramiona na piersi i tupnęła nogą.

– Jeżeli jeszcze nie zauważyłeś, Narzeczona znajduje się obecnie w stanie zawieszenia. Właśnie z powodu Fiony.

– Tym bardziej powinnaś dać sobie spokój.

– Nie ma mowy!

– Dobrze! Świetnie! – Remusowi powoli puszczały nerwy. – W takim razie powiedz mi, jak to sobie wyobrażasz? Mamy marzec, Yenka, a twoje przedstawienie jest w rozsypce. A próby? A premiera? O ile dobrze pamiętam, wypada niedługo przed porodem. Jak zamierzasz to pogodzić?

– Nie wiem! Pomyślę o tym później – rzuciła rozwścieczona i zdecydowanie sięgnęła go wiszący na haku płaszcz. – Na razie przećwiczymy wszystko od początku, a gdy spektakl będzie gotowy... Och, po prostu urodzę, a potem jak najszybciej wrócę... Chyba poczekają na mnie chwilę, skoro cała sprawa i tak przeciąga się w nieskończoność.

– Yenka, na litość boską!

Stała przed mężem w krzywo zapiętym płaszczu i szaliku niedbale zakutanym wokół szyi. Nie potrzebowała ochrony przed chłodem. Wściekłość rozgrzewała ją skuteczniej niż jakiekolwiek ubranie.

– Czy ty w ogóle wiesz, o czym mówisz?! – wybuchł sfrustrowany Lupin, który nie mógł dłużej słuchać podobnych idiotyzmów. – Wiesz, jak wygląda poród?

– Rozumiem, że ty jesteś wybitnym znawcą tematu. Ile dzieci sam już urodziłeś?

– Nie o to mi chodzi. Skąd wiesz, że wszystko przebiegnie bez komplikacji? Naprawdę uważasz, że uda ci się tak szybko pozbierać i wrócić do podrygiwania na scenie? A dziecko? Co będzie z dzieckiem? Dla ciebie to zabawa? Nie zachowujesz się rozsądnie.

Żona dla Śmierciojada IIWhere stories live. Discover now