22: Goście, goście

603 39 33
                                    

Two drifters, off to see the world
There's such a lot of world to see
We're after the same rainbow's end,
Waitin' 'round the bend
My huckleberry friend,
Moon River, and me
(Frank Sinatra: Moon River)

Yen i Severus nie zdołali się spotkać w piątek. Po południu mistrz eliksirów otrzymał sowę i od razu rozpoznał charakter pisma.

Niestety, kiepsko się dziś czuję, więc lepiej zostanę w domu. Muszę odwołać nasze randez-vous. Mam nadzieję, że znajdziesz sobie jakieś ciekawe zajęcie zastępcze.

***

Wieczorem tego samego dnia Yenlla siedziała w małżeńskim łóżku otoczona puchatymi poduszkami w misternie haftowanych poszewkach i próbowała czytać książkę, jednak nie mogła się skupić. Bolała ją głowa i łamało w kościach. Zapłaciła wysoką cenę za sterczenie w otwartym oknie Los Cojones w zimną listopadową noc. Czuła się paskudnie i nie miała na nic siły. Oczy powoli zamykały jej się nad kolejnym akapitem, gdy niespodziewanie usłyszała zamieszanie w korytarzu, a potem delikatne pukanie Błyskotki.

– Tak? – zainteresowała się.

– Przepraszam, panienko... proszę pani. Mówiłam, że nie przyjmuje pani gości, ale...

Skrzatka nie zdążyła skończyć, ponieważ ktoś zdecydowanie pchnął drzwi. Na progu stanął mistrz eliksirów we własnej osobie.

– Sever?! – zdziwiła się Yen, prostując na poduszkach, po czym złapała się za pulsujące bólem skronie. – Co ty tu robisz?

Wzruszył ramionami. Po prawdzie sprawiał wrażenie, że sam do końca tego nie wie.

– Tylko mi nie mów, że się o mnie martwiłeś. Taka troska do ciebie nie pasuje.

– Sprawdzam jedynie, czy napisałaś prawdę. A może zalazłaś sobie inny obiekt do zabawy, co wydało mi się bardziej prawdopodobne.

– Ha, ha, ha! – zaśmiała się Yenlla i na moment straciła głos. – Cholernie zabawne. Jak wypadły oględziny? – wychrypiała.

– Jeszcze nie wiem. Pewnie powinienem zajrzeć do szafy.

Westchnęła ciężko, żeby po chwili bezradnie rozłożyć dłonie.

– Rób, co chcesz.

Snape wmaszerował do sypialni odprowadzany niechętnym wzrokiem Błyskotki. Yen kiwnęła na nią, próbując ją uspokoić, ale nie całkiem jej to wyszło. Widać był, że skrzatka mu nie ufa i najchętniej widziałaby go po drugiej stronie drzwi – nie tylko sypialni, ale całego domku marzeń. Wreszcie omiotła oboje ostatnim wymownym spojrzeniem i wyszła z obrażoną miną.

Szelma poprawiła się tymczasem na łóżku i próbowała wyglądać tak godnie, jak to tylko możliwe w podobnie niesprzyjających okolicznościach. Severus zbliżył się do niej i rzucił surowe spojrzenie z góry.

– Jak się czujesz? – zapytał sztywno.

Wzruszyła ramionami.

– A jak wyglądam?

– Okropnie – ocenił bezdusznie.

– Masz odpowiedź.

Mistrz eliksirów nie był szczery w swojej ocenie. Yen wyglądała bowiem całkiem przyzwoicie. Fakt, była blada, rozczochrana i miała czerwony nos, ale spodziewał się, że będzie znacznie gorzej. Gdy żmija mówiła, że kiepsko się czuje, Severus z przyzwyczajenia wyobrażał sobie drgawki, potoki krwi i fruwające w powietrzu przedmioty. Teraz nie dostrzegał w jej twarz złowróżbnego cienia ani innych niepokojących symptomów. Najwyraźniej tym razem Yenlli nie dręczyła żadna nadprzyrodzona choroba, tylko najzwyklejszy katar. Niezwykle rzadki przypadek.

Żona dla Śmierciojada IIWhere stories live. Discover now