Two drifters, off to see the world
There's such a lot of world to see
We're after the same rainbow's end,
Waitin' 'round the bend
My huckleberry friend,
Moon River, and me
(Frank Sinatra: Moon River)Yen i Severus nie zdołali się spotkać w piątek. Po południu mistrz eliksirów otrzymał sowę i od razu rozpoznał charakter pisma.
Niestety, kiepsko się dziś czuję, więc lepiej zostanę w domu. Muszę odwołać nasze randez-vous. Mam nadzieję, że znajdziesz sobie jakieś ciekawe zajęcie zastępcze.
***
Wieczorem tego samego dnia Yenlla siedziała w małżeńskim łóżku otoczona puchatymi poduszkami w misternie haftowanych poszewkach i próbowała czytać książkę, jednak nie mogła się skupić. Bolała ją głowa i łamało w kościach. Zapłaciła wysoką cenę za sterczenie w otwartym oknie Los Cojones w zimną listopadową noc. Czuła się paskudnie i nie miała na nic siły. Oczy powoli zamykały jej się nad kolejnym akapitem, gdy niespodziewanie usłyszała zamieszanie w korytarzu, a potem delikatne pukanie Błyskotki.
– Tak? – zainteresowała się.
– Przepraszam, panienko... proszę pani. Mówiłam, że nie przyjmuje pani gości, ale...
Skrzatka nie zdążyła skończyć, ponieważ ktoś zdecydowanie pchnął drzwi. Na progu stanął mistrz eliksirów we własnej osobie.
– Sever?! – zdziwiła się Yen, prostując na poduszkach, po czym złapała się za pulsujące bólem skronie. – Co ty tu robisz?
Wzruszył ramionami. Po prawdzie sprawiał wrażenie, że sam do końca tego nie wie.
– Tylko mi nie mów, że się o mnie martwiłeś. Taka troska do ciebie nie pasuje.
– Sprawdzam jedynie, czy napisałaś prawdę. A może zalazłaś sobie inny obiekt do zabawy, co wydało mi się bardziej prawdopodobne.
– Ha, ha, ha! – zaśmiała się Yenlla i na moment straciła głos. – Cholernie zabawne. Jak wypadły oględziny? – wychrypiała.
– Jeszcze nie wiem. Pewnie powinienem zajrzeć do szafy.
Westchnęła ciężko, żeby po chwili bezradnie rozłożyć dłonie.
– Rób, co chcesz.
Snape wmaszerował do sypialni odprowadzany niechętnym wzrokiem Błyskotki. Yen kiwnęła na nią, próbując ją uspokoić, ale nie całkiem jej to wyszło. Widać był, że skrzatka mu nie ufa i najchętniej widziałaby go po drugiej stronie drzwi – nie tylko sypialni, ale całego domku marzeń. Wreszcie omiotła oboje ostatnim wymownym spojrzeniem i wyszła z obrażoną miną.
Szelma poprawiła się tymczasem na łóżku i próbowała wyglądać tak godnie, jak to tylko możliwe w podobnie niesprzyjających okolicznościach. Severus zbliżył się do niej i rzucił surowe spojrzenie z góry.
– Jak się czujesz? – zapytał sztywno.
Wzruszyła ramionami.
– A jak wyglądam?
– Okropnie – ocenił bezdusznie.
– Masz odpowiedź.
Mistrz eliksirów nie był szczery w swojej ocenie. Yen wyglądała bowiem całkiem przyzwoicie. Fakt, była blada, rozczochrana i miała czerwony nos, ale spodziewał się, że będzie znacznie gorzej. Gdy żmija mówiła, że kiepsko się czuje, Severus z przyzwyczajenia wyobrażał sobie drgawki, potoki krwi i fruwające w powietrzu przedmioty. Teraz nie dostrzegał w jej twarz złowróżbnego cienia ani innych niepokojących symptomów. Najwyraźniej tym razem Yenlli nie dręczyła żadna nadprzyrodzona choroba, tylko najzwyklejszy katar. Niezwykle rzadki przypadek.
![](https://img.wattpad.com/cover/86200838-288-k419399.jpg)
YOU ARE READING
Żona dla Śmierciojada II
FanfictionWielka wojna z Lordem Voldemortem skończyła się jakiś czas temu, ale to nie znaczy, że Yen i Severus mogą żyć w spokoju. Ostatecznie nikt nie potrafi sobie tak skomplikować życia jak ta dwójka. Obłąkana kontynuacja "Żony dla Śmierciojada". UWAGA: k...