6: Ty, ja i wszyscy inni

696 44 10
                                    

Me and Mrs. Jones
We got a thing going on
We both know that it's wrong
But it's much too strong to let it go now
We gotta be extra careful
That we don't build our hopes too high
'Cause she's got her own obligations, and so do I
(Michael Bublé Me and Mrs. Jones)

Severus Snape stał przed niewielką knajpką, opierał się o parapet i palił papierosa. Czekał, a Yen się spóźniała. I chociaż było to w jej wypadku absolutnie naturalne, przez moment czuł obawę, że się nie zjawi... Nie było to przyjemne uczucie. Nowa Yenlla okazała się znacznie bardziej (przynajmniej pozornie) ostrożna i (o bogowie!) rozsądna, dlatego wydawała się zdolna do wszystkiego. Nie wspominając o tym, że teraz zdecydowanie nie miał nad nią takiej kontroli jak dawniej.

W końcu ją dostrzegł. Jechała wzdłuż ulicy na wściekle fioletowym rowerze.

Moment... Co?!

– Chyba sobie żartujesz – rzucił, gdy zatrzymała się obok niego.

Zadowolona z efektownego wejścia szelma wyszczerzyła się do niego radośnie. Zeskoczyła z roweru i z pełnym profesjonalizmem przypięła go do płotu za pomocą błękitnej kłódki. Wprawdzie mistrz eliksirów powoli przyzwyczajał się do jej nowego, mocno przesłodzonego wizerunku, ale niektóre stylizacje nadal go szokowały (a najbardziej chyba sam fakt, że znaczenie słowa „stylizacja" nie było mu dłużej obce). Dziś Yen miała na sobie krótką, ale za to szeroką jak parasol, czarną sukienkę w wielkie białe grochy, ściśniętą w talii czerwonym paskiem. Do tego zapobiegawczo owinęła głowę szerokim szalem i nałożyła na nos ciemne okulary, które zasłaniały jej pół twarzy. Na zwyczajnej mugolskiej ulicy jej ekscentryczny ubiór rzucał się w oczy bardziej, niż gdyby pojawiła się nago.

– Yen, na Salazara! – odezwał się znowu Snape, który mimo intensywnego wysiłku umysłowego nie zdołał wykrzesać z siebie dość dobrego komentarza na opisanie całej sytuacji.

– No co? – zdziwiła się nieszczerze, chociaż chabrowe oczy błyszczały jej figlarnie.

– Rower? Serio?

Pani Lupin wzruszyła ramionami.

– Świat nie stoi w miejscu, mój drogi, trzeba iść z duchem czasu. Zdrowy tryb życia jest teraz modny. Poza tym zawsze tak wracam z zumby.

– Czego? – Severus wybałuszył na nią oczy.

– To taki rodzaj fitnessu...

– Słucham?!

Zakręciło mu się w głowie od nadmiaru dziwacznego słownictwa, które – był o tym absolutnie przekonany – szelma wymyślała na poczekaniu, aby go podrażnić. Yen nie tylko zjawiała się przebrana za kogoś zupełnie innego, ale do tego mówiła do niego w obcym języku. Co do cholery działo się z tym światem? Czy nie ma końca udręki dla poczciwego mistrza eliksirów?

– Powinieneś spróbować – zachęcała koszmarna kobieta, bezczelnie się z niego podśmiewając. – Trochę sportu na pewno by ci nie zaszkodziło.

– Oczywiście, że nie. Od razu by mnie zabiło. Nie poznaję cię, słońce dni moich. Sport? Przecież ty nie znosisz wysiłku.

– Och, nie mam absolutnie nic przeciwko odrobinie wysiłku. Wszystko zależy od wykonywanej... czynności – rzuciła kompletnie bez zastanowienia i z najbardziej dwuznacznym uśmieszkiem, jaki tylko znajdował się w jej bogatym repertuarze.

Żona dla Śmierciojada IIWhere stories live. Discover now