Stałam w klinice, przyglądając się poczynaniu Deaton'a. Patrzyłam na to jak bada Tracy, a sama marzyłam tylko o tym by nic nam nie zrobiła, gdy się obudzi.
- Źrenice reagują normalnie - powiedział weterynarz, świecąc latarką w oczy dziewczyny. - Puls 250 - podwinął lekko jej koszulkę. - Przeszczep skóry na prawym ramieniu - spojrzał na moją koszulkę, która obecnie jest w srebrnej cieczy. - Ta srebrna substancja z jej ust to coś dziwnego. Wygląda jak rtęć - dodał, patrząc na jej usta, które dalej miały na sobie ten płyn.
Nachyliłam się nad dziewczyną, by się jej przyjrzeć. Patrzyłam na jej spokojną twarz, nie mogąc uwierzyć, że w szkole zachowywała się w taki sposób. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Malii.
- Daj jej zastrzyk - powiedziała.
- Nic jej nie boli - odpowiedział Deaton, patrząc się to na Malię, to na Tracy.
- Zastrzyk żeby ją zabić - dopowiedziała Malia.
Stiles zacisnął wargi i spojrzał na Malię. Ja zrobiłam to samo, a patrząc na pewną minę dziewczyny, poczułam dreszcz na plecach.
- Moja etyka mi na to nie pozwala - powiedział Deaton, patrząc się na kojotołaka.
- Nie zrobimy tego - odparłam, patrząc na Scott'a, który potwierdził moje słowa kiwnięciem głowy.
- Nie zabije nas? - zapytała Malia, rozglądając się po nas.
- Dobry argument - powiedział Stiles, wyjmując telefon. - Muszę w koncu dać ojcu znać, że Tracy tu jest.
- Zgoda - powiedział weterynarz, rozglądając się po sali. - Mogę się nie godzić na eutanazję, ale nie jestem przeciw - wziął do ręki słoiczek z jarzębiem - dodatkowemu bezpieczeństwu - dodał.
Deaton rozsypał jarząb w progu, by Tracy nie mogła stąd uciec. Tak samo jak ja, Scott i Malia.
Stiles spatrzał na próg i nie wyglądał na zachwyconego tym planem. Wzrok Deaton'a powędrował na chłopaka.
- Nie przejmuj się - powiedział Deaton. - Tracy nie przejdzie przez linię jarzębia. Nigdzie nie pójdzie - zapewnił.
- Tego się boję - odparł Stiles, odwracając się od drzwi do Deaton'a.
- My stąd wyjdziemy bez problemu - zapewnił, posyłając Stiles'owi lekki uśmiech. - Gorzej będzie z waszą trójką - powiedział, patrząc na mnie, Scott'a i Malię.
Malia podeszła do progu drzwi i wystawiła przed siebie rękę. Wysunęła ją, a przed nią była barierą, której nie mogą przekroczyć stworzenia nadprzyrodzone.
- Dziwne - podsumowała.
Oparłam się o ścianę i napisałam cioci, by się nie martwiła, że jeszcze mnie nie ma, bo wrócę dziś później. Obkręciłam telefon w dłoni i z powrotem włożyłam go do kieszeni spodni.
- Scott, przytrzymaj ją - powiedział weterynarz. - Zrobimy jeszcze kilka testów - zarządził, przygotowywując potrzebne rzeczy.
Scott i Stiles złapali dziewczynę za ręce, a ja trzymałam ręce na jej obojczykach. Deaton zaczął nacinać skórę dzoewczyny, ale nie miała nawet zaczerwienienia. Natomiast nóż wyglądał na stępiony.
- Weź większe ostrze - powiedział Stiles.
• • •
Siedziałam sobie na podłodze, odpisując cioci, gdy usłyszałam głos Deaton'a. Stał on nad dziewczyną i patrzył się na jej szyję. Podniosłam się z ziemi i otrzepałam spodnie. Podeszłam do nieprzytomnej nastolatki i spojrzałam na jej skórę. Skórę, która wyglądała, jakby cos pod nią pełzało. Stiles podszedł do Scott'a, który przed chwilą rozmawiał z Melissą.
YOU ARE READING
illicit • theo raeken
Fanfiction•••wolno pisane••• akcja zaczyna się z początkiem piątego sezonu teen wolf'a wzoruję się na serialu, dlatego niektóre sceny, cytaty mogą być takie same, ale nie muszą