5. Lucas

671 35 0
                                    

Chodziłam po korytarzu, czując na sobie spojrzenie Scott'a. Podniosłam wzrok z podłogi i spojrzałam na chłopaka, który lekko się do mnie uśmiechnął. Podniosłam lekko kącik ust i wróciłam do wydeptywania ścieżki.

Nie lubiłam szpitali. Z każdej strony dobiegały do mnie różne emocje. Radość, smutek, rozpacz... Ja sama nie wiedziałam co aktualnie czuję, bo bałam się na tym skupić.

Melissa szła w naszym kierunku, a ja zatrzymałam się w miejscu, czekając na jej słowa.

- Jest źle? - zapytał od razu Stiles.

- Mogło być gorzej - powiedziała Melissa, rozglądając się po nas. - Theo, dobra robota z paskiem. Uratowałeś ją - wystawiłam rękę i poklepałam chłopaka po ramieniu, posyłając mu wdzięczny uśmiech.

- Lydia idzie pod nóż. To potrwa. Muszę o czymś wiedzieć, czy po prostu ją zszywamy? - dopytała.

- To był ogon - powiedziała Kira.

- Tracy zraniła ją ogonem - powiedziałam, patrząc w oczy Melissy.

Kobieta posłała mi pocieszający uśmiech, który odwzajemniłam na ułamek sekundy. Wróciłam do chodzenia wzdłuż jednej linii i czytania ulotek.

- Dobrze - powiedziała Melissa i odeszła od nas.

•  •  •

Kolejnego dnia na biologii siedziałam sama. Przyłapałam się na tym, że co jakiś czas patrzyłam na miejsce, na którym powinna siedzieć Lydia. Nie wsłuchiwałam się w słowa nauczycielki, a docierały do mnie pojedyncze słowa.

DNA. Nukleotydy. Chimery.

Pani chyba to zauważyła, bo zadała mi pytanie.

- Kaylee, skąd pochodzi nazwa Chimera? - zapytała, patrząc się na mnie podejrzliwym wzrokiem.

- Z mitologii greckiej - powiedziałam, a pani kiwnęła ręką, bym kontynuowała swoją wypowiedź. - Chimera to lew z głową kozy na plecach i głową węża na ogonie - odpowiedziałam, patrząc się w ścianę.

- Dokładnie - nauczycielka uśmiechnęła się do mnie, zapisując coś w swoim notesie.

•  •  •

Kolejny raz podeszłam do recepcji, pytając się o stan Lydii, ale znowu nic nie chcieli mi powiedzieć. Usiadłam na krzesełku, patrząc się ze złością na zadowoloną z siebie pielęgniarkę. Posłała mi drwiące spojrzenie, poprawiając swoje długie, jasne włosy. Prychnęłam i zaczęłam stukać palcami o krzesło obok mnie. Wyjęłam telefon i miałam napisać do przyjaciół, gdy tuż przede mną znaleźli się Scott i Kira.

- Co wy tu robicie? - zapytałam, wstając ze swojego miejsca.

- A ty? - zapytała Kira, gdy Scott rozmawiał ze swoją mamą. - Widziałam cię na lekcjach, a potem nagle wyparowałaś.

- Chciałam dostać się do Lydii - powiedziałam, patrząc się na dziewczynę.

Jej twarz złagodniała i położyła mi rękę na ramieniu. Scott i jego mama ruszyli korytarzem, a my za nimi, nie wiedząc gdzie idziemy. Melissa mówiła coś o jakimś chłopaku, który został zaatakowany.

- Pomogę mu - powiedział McCall, gdy staliśmy w windzie.

Scott podszedł do chłopaka, a ja podeszłam do Melissy.

- Co z Lydią? - zapytałam.

- Wszystko jest w porządku - powiedziała, ale odsunęłam się od niej, gdy zauważyłam, że Scott odbiera chłopakowi ból.

McCall krzywił się i wyglądał jakby bardzo cierpiał. Nie wiele myśląc, chwyciłam pacjenta za drugą rękę. Poczułam paraliżujący ból w ciele i zaczęłam się trząść. Jednak nie chciałam, by mój przyjaciel sam odbierał taką ilość bólu.

Stanęłam pewniej na nogach, próbując wytrzymać jak najdłużej. Cicho warknęłam, a po chwili puściłam rękę chłopaka. Nie zrobiłam tego sama, bo Kira mnie odciągnęła.

- Nic mi nie jest - powiedział Scott.

Ja pokiwałam głową, potwierdzając jego słowa. Cała trójka odwróciła się do pacjenta, a ja spojrzałam się na swoją dłoń, która trzęsła się. Schowałam ją za plecy i udawałam, że wszystko jest okej.

- Muszę zobaczyć twoją rękę - powiedział Scott, zwracając się do przytomnego chłopaka.

Chłopak wystawił rękę, a ja wychyliłam się, by się przyjrzeć.

- Jad skorpiona - powiedziałam, pocierając moją rękę.

- Lucas. To był Lucas - powiedział chłopak, patrząc się na nas.

•  •  •

Pojechaliśmy pod klub, w którym ma się znajdować Lucas. Kira i Scott szli przede mną, a ja patrzyłam na moją rękę. Już się nie trzęsła, ale co jakiś czas drgała mi dłoń.

- Kaylee, idziesz? - zawołała Kira.

- Tak - odpowiedziałam. - Już was doganiam.

Zawiązałam buta i ruszyłam truchtem do przyjaciół. Podbiegłam do nich, a po chwili wchodziliśmy już do baru. Weszliśmy, ale nagle odskoczyłam, gdy usłyszałam alarm. Dobiegał on z góry, a Kira go uciszyła, rzucając czymś w niego.  Dźwięk ucichł, więc ruszyłam dalej.

- Kocham cię - powiedział Scott do Kiry, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

Wyprzedziłam ich lekko, by mogli sobie porozmawiać na osobności. Choć osobność to za dużo powiedziane. Lepiej byłoby to nazwać rozmową z przyjaciółką, która idzie trzy metry dalej i ma nadprzyrodzony słuch. Tak..., o to mi chodziło.

- Zrobiłeś coś co zmieniło wszystko, a nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy - powiedziała Kira.

- Tak? - zapytał McCall, a ja miałam ochotę uderzyć go w głowę.

Nagle usłyszałam ryk. Odwróciłam się i zauważyłam, że McCall zrobił to samo. Pobiegliśmy w kierunku hałasu. Dobiegliśmy na miejsce i zauważyliśmy Brett'a siedzącego na ziemi, który trzymał się za brzuch, wiec wywnioskowałam, że oberwał oraz Liam'a, który powalił Lucas'a.

- Trochę późno! - krzyknął do nas Liam.

Prychnęłam na słowa Liam'a i ruszyłam w kierunku Brett'a. W tym czasie Scott rzucił się na Lucas'a, a Kira wyjęła miecz. Klęknęłam przy chłopaku i obejrzałam jego ranę. Złapałam swoją koszulkę i oderwałem jej dół, przez co widać mój brzuch. Przyłożyłam materiał do rany chłopaka i kazałam Mason'owi ją przytrzymać.

Dołączyłam do walki. Udało mi się uderzyć Chimerę, ale zdążyła zadrapać mój brzuch. Jęknęłam i osunęłam się na kolana. Mason mnie zauważył i podszedł. Złapał moje ręce i przeciągnął mnie do Brett'a. Oderwał kawałek swojej koszuli i przyłożył mi do rany na brzuchu.

- Dzięki - wymamrotałam, patrząc się na Liam'a, który powalił Chimerę.

Kira wyskoczyła do góry i była gotowa zabić Lucas'a. Jednak Scott ją zatrzymał.

- Wszyscy cali? - zapytał Scott.

- Nie - jęknęłam, przewracając się na bok, by pokazać się chłopakowi.

- Mason, pomóż Kaylee - powiedział Scott. - My zabierzemy go stąd - dodał, patrząc się na Lucas'a. - Liam, pomóż.

Mason pomógł mi wstać, a później położył rękę na mojej talii, by pomóc mi iść. Liam i Scott podnieśli nastolatka, ale nagle coś w niego trafiło. Wzdrygnęłam się, gdy zobaczyłam nad nami Doktorów Strachu.

- Dlaczego to zrobiliście? - zapytał ich Scott z wyrzutem.

- Jego stan był terminalny - odpowiedział mu doktor, który stał na środku.

- Co to znaczy - zapytał Scott. - Co to oznacza? - dodał.

Doktorzy mieli już odchodzić, ale jeden z nich się odwrócił i powiedział:

- Porażkę.

Spojrzałam się na martwego chłopaka i poczułam dreszcz, który przebiegł mi po plecach.

illicit • theo raekenTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang