Rozdział 55

2.1K 161 25
                                    

Egzaminy były bardzo wyczerpujące, dlatego uczniowie z ulgą przyjęli ich zakończenie. Gryfoni byli w większości usatysfakcjonowani ze swoich odpowiedzi na testach, chociaż Larisa czuła, że Historia Magii nie poszła jej za dobrze. Rudowłosa wolała jednak nie martwić się na zapas i poczekać na wyniki egzaminów, które miały pojawić się w lipcu.

Evans żyła teraz ostatnim meczem Quidditcha, oraz zakończeniem szkoły, które miało być w piątek. Mało tego, jakby brakowało jej stresu, dyrektor Dumbledore wezwał zielonooką do swojego gabinetu. Larisa nie stresowałaby się tym tak bardzo, gdyby nie fakt, że wraz z nią, zostali wezwani również jej przyjaciele.

Gdy Collenn, Ethan oraz Gryfoni doszli na drugie piętro, zobaczyli ogromnego gargulca, za którym było wejście do gabinetu dyrektora. Huncwoci i bliźniacy Prewett dobrze pamiętali, gdy profesor McGonagall zaprowadzała ich do gabinetu dyrektora, gdy byli młodsi. Albus był jednak czarodziejem, który bardzo lubił tych uczniów, więc zamiast kar i ujemnych punktów dawał im słodycze. Oczywiście, opiekunka domu lwa do dzisiaj nie wiedziała o niczym z czego jej podopieczni byli zadowoleni.

- Zna ktoś hasło? - zapytał Remus, a Fabian i Gideon zaczęli się śmiać, rozbawieni komizmem tej sytuacji. Przeszli pół zamku, ponieważ wezwał ich dyrektor, a teraz, kiedy znajdowali się prawie u celu, nie mogli dostać się do środka.

- Czekoladowa żaba - mruknęła Larisa, na co gargulec zaczął się poruszać, by w ostateczności odsłonić schody.

- Jak? - zapytała zdziwiona Aelin.

- Jestem prefekt naczelną - odpowiedziała rudowłosa i zaczęła wspinaczkę po schodach. Gdy wszyscy już weszli, James zapukał do drzwi prowadzących bezpośrednio do gabinetu.

- Proszę - Gryfoni, Collenn i Ethan otworzyli drzwi i weszli do pomieszczenia. Cały pokój był bardzo pokaźnych rozmiarów. Na stołach stały różne urządzenia, a na ścianach były powieszone obrazy byłych dyrektorów i dyrektorek Hogwartu. Na środku stało duże biurko, a za nim na półce leżała Tiara Przydziału. Przy ścianach stały regały z książkami i innymi magicznymi przedmiotami.

- Usiądźcie - mruknął Albus, a jego siwa broda zabłyszczała lekko w świetle słońca, które wpadało przez okna. Uczniowie posłusznie wykonali polecenie dyrektora. Oczywiście w pomieszczeniu musiało stać trochę krzeseł, ponieważ staruszek zaprosił do siebie aż piętnaście osób. - Chciałbym, by kwestie, które poruszę podczas naszej rozmowy, nie opuściły tego pomieszczenia.

Siódmoklasiści pokiwali głowami, patrząc na dyrektora z zaciekawieniem. James złapał Larisę za dłoń, którą następnie lekko ścisnął. Jeszcze nie zdążył z nią porozmawiać o wspólnym zamieszkaniu, ale liczył, że na spacerze, na który planowali udać się po kolacji, powie jej o wszystkim.

- Sami-Wiecie-Kto rośnie w siłę. Śmierciożercy każdego dnia mordują niewinnych ludzi. Razem z pewnymi osobami postanowiliśmy położyć temu kres. Zakon Feniksa to tajna organizacja, która zrzesza czarodziei, pragnących walczyć z Sami-Wiecie-Kim. Wiem, że wasz światopogląd jest podobny do mojego - mówiąc to, staruszek spojrzał po kolei na każdego ucznia, zatrzymując swój wzrok na dłużej przy Larisie i Collenn. - Jesteście zdolni, młodzi i odważni, dlatego postanowiłem, zaproponować wam dołączenie do tego stowarzyszenia. Oczywiście, możecie odmówić, ale liczę, że jednak zgodzicie się dołączyć do Zakonu i pomóc nam w walce. Decyzja należy do was i chciałbym, żebyście ją podjęli do środowego meczu Quiditcha. Wiem, że to mało czasu, ale nie chciałem was tym niepokoić przed egzaminami.

- Podejmijcie decyzję zgodną z waszymi przekonaniami. Nie będę zły, jeśli odmówicie. Każda misja jest niebezpieczna i wiąże się z ogromnym ryzykiem - dodał staruszek.- Macie jakieś pytania?

Larisa nie wiedziała co powiedzieć. Oczywiście, że chciała walczyć z Lordem Voldemortem, ale otwarcie wypowiadając mu wojnę sprowadzała jeszcze większe zagrożenie na swoją rodzinę. Rudowłosa nie chciała by jakaś krzywda stała się jej mamie czy starszej siostrze tylko dlatego, że ona podjęła taką, a nie inną decyzję. Chociaż z drugiej strony, i tak nikt nie był w stu procentach bezpieczny, a walcząc z tą szarańczą mogła się przynajmniej przyczynić do uratowania wielu niewinnych ludzi i czarodziei.

- A co z Aurorami? Dlaczego my mamy walczyć z Sam-Pan-Wie-Kim, a nie oni? W końcu byli do tego szkoleni - odezwała się Mary, a Dumbledore pokiwał głową.

- Ponieważ, panno McDonald, Aurorzy są zależni od Ministerstwa i jeśli okaże się, że Ministrem Magii zostanie nieodpowiednia osoba, to mugole zostaną bez pomocy. Poza tym, nie powinno się powierzać losu całego świata magii w ręce jednej grupy osób. Jeśli możemy pomóc, to dlaczego, by tego nie zrobić? Jeżeli zdecydujecie się dołączyć, to na spotkaniach wszystko zostanie wam jeszcze raz wyjaśnione. Macie jeszcze jakieś pytania?

Tym razem nikt się nie odezwał.

~

Wieczorem grupa przyjaciół siedziała w pokoju Huncwotów.  Dzisiaj Gryfoni, Collenn i Ethan nie byli zbyt rozmowni. Nawet Fabian i Gideon, którzy zazwyczaj rozbawiali towarzystwo, patrzyli tępo przed siebie, zachowując milczenie.

Larisa siedziała pomiędzy nogami Jamesa, opierając się o jego klatkę piersiową plecami. Chłopak mocno obejmował ją swoimi ramionami. W tamtym momencie nie wiedział co ma powiedzieć, więc postanowił zastąpić słowa, bliskością cielesną.

- Ja chcę dołączyć - powiedział w pewnym momencie Syriusz. Siódmoklasiści spojrzeli na niego z zainteresowaniem. Prefekt naczelna poczuła jak uścisk okularnika się wzmacnia.

- My też - oznajmili w tym samym momencie bliźniacy Prewett. Larisa wiedziała, że chłopcy są na tyle odważni i mądrzy, by dołączyć do Zakonu, ale w ten sposób narażali Molly, jej męża oraz dzieci na większe niebezpieczeństwo. W końcu Lord Voldemort nie jeden raz zabijał całe rody czarodziei. Co miałoby go powstrzymać tym razem?

- Ja też - mruknęła pewnie Aelin. - Rowan, Millie i moi rodzice na pewno są w Zakonie.

Rudowłosa spojrzała na przyjaciółkę z troską. Wiedziała, że jest ona dzielna, ale nie sądziła, że na tyle by w razie ostateczności zmierzyć się z Kaidenem czy Katherine.

- Jestem z wami - oznajmił Ethan, a Collenn spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Każdy zasługuje na szczęście, bez względu na czystość krwi.

Krukon spojrzał znacząco na swoją dziewczynę, a ona mocniej ścisnęła jego dłoń. Larisa wiedziała, że chłopak robił to w większości dla Puchonki. Oczywiście, on sam również nie pragnął śmieci mugolaków, ale to Collie była dla niego najważniejsza.

- Lara? - zmartwiony James spojrzał na swoją dziewczynę. Wszyscy siódmoklasiści już powiedzieli na głos, czyją stronę wybierają i tak naprawdę tylko prefekt naczelna jeszcze w ogóle się nie odezwała.

Rudowłosa przeklęła ślinę i spojrzała na swoich przyjaciół. Jak to możliwe, że w tak młodym wieku musieli już podejmować takie decyzje? Jeszcze rok temu wszyscy żyli w tym pięknym przekonaniu, że wrócą do bezpieczniej szkoły. A teraz?

Dorosłe życie nie zapowiadało się kolorowo. I czy walka w Zakonie mogła cokolwiek zmienić? Czy tylko narazić ich na zbędne ryzyko.

Twarze siódmoklasistów były zwrócone w kierunku Larisy. Dlaczego życie zgotowało im taki los? Śmierć mogła przyjść do nich w każdym momencie. Czy ktokolwiek z zebranych tutaj na to zasługiwał?

- Jesteśmy rodziną, a rodzina trzyma się razem - odezwała się Larisą, czując jak ramiona Jamesa z całej siły przyciskają ją do niego.

Przerażenie ogarnęło ją, gdy zrozumiała, że te osoby, które ją teraz otaczały, za niedługo mogły skończyć trzy metry pod ziemią.

Maska • James PotterWhere stories live. Discover now