Rozdział 51

2.2K 159 67
                                    

Larisa siedziała na jednej z kanap w Pokoju Wspólnym, czekając na Petera. Planowała iść razem z chłopakiem na krótki spacer, a później do biblioteki.

Na dworze było gorąco. Maj zapowiadał się naprawdę słonecznie, co bardzo cieszyło przyjaciółki prefekt naczelnej. Ona sama wolała jednak zimę, ponieważ jej zdaniem była bardziej klimatyczna. Atmosfera jaka wtedy panowała bardziej odpowiadała rudowłosej, ale co kto lubi.

Larisa westchnęła, po raz kolejny zaglądając na schody do dormitoriów chłopców. Pettigrew powinien się pojawić już kwadrans temu.

Rudowłosa poprawiła swoją czarną spódnicę do mundurku. Miała na sobie podkolanówki zamiast rajstop, a w pokoju zostawiła krawat. W końcu na dworze było gorąco.

Larisa wstała z czerwonej kanapy i już zamierzała iść na górę, gdy nagle na dole pojawił się Peter.

- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać ale nie mogłem znaleźć mojej różdżki - wyjaśnił chłopak, a Evans machnęła ręką.

- Nic ma sprawy - mruknęła dziewczyna, kierując się w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.

Jej włosy były rozpuszczone, czego pożałowała od razu, gdy wyszła ze szkoły. Wiał mocny wiatr, przez co pasma jej włosów plątały się ze sobą i zasłaniały jej widoczność.

- Może zamiast spaceru pójdziemy na herbatę do kuchni? Strasznie wieje - zaproponowała Larisa, a Peter zgodził się.

Wrócili z powrotem do zamku, po drodze rozmawiając o przygotowaniach do egzaminów. Pettigrew tak samo jak Evans miał duże zaległości w wiedzy o historii magii.

- Remus podobno coś tam z tego rozumie, może zgodzi się nam pomóc? - powiedziała zielonooka.

- Próbowałem już wiele razy uczyć się z nim i bez niego. Za każdym razem podnoszę porażkę - oznajmił Peter, a Larisa pokiwała głową.

- A jak się czujesz? Już jest lepiej? - zapytała rudowłosa, a chłopak westchnął ciężko. Od ataku minął nieco ponad miesiąc, ale i tak większość uczniów jeszcze nie doszła do siebie.

- Są momenty kiedy czuję się dobrze, ale zaraz potem mam przebłyski tego co się działo. Zginęło tyle osób. Sam prawie umarłem - odezwał się po dłuższej chwili Peter. W jego głosie było tyle bólu.

Gryfon widział ciała zmarłych, sam prawie do nich dołączył, ale na szczęście uratował go jakiś Puchon, który później zginął. Peter miał sobie za złe, że tamten chłopak był w stanie go uratować, a on go nie. Przyjaciele próbowali go pocieszać, ale wychodziło im to z marnym skutkiem.

- Czuję się okropnie, przez to co się stało - dodał, a Larisa zatrzymała się żeby go przytulić. Wiedziała jak ta cała sytuacja wpływa na Petera i naprawdę mu współczuła. Nie mogła jednak nic innego zrobić, jak być przy nim i go wspierać.

- Wiem, że jest ci ciężko, ale nie jesteś sam. Pamiętaj o tym - mruknęła, odsuwając się od niego. Jej oczy były zaszklone, tak samo jak chłopaka.

- Dziękuję, że mi pomagasz. Wiem, że wszyscy chcecie mi pomóc, ale mam wrażenie, że oni mnie nie rozumieją. Jestem chyba najmniej uzdolnionym Huncwotem, poza tym nie wyróżniam się niczym specjalnym. Nie jestem taki pewny siebie jak Syriusz, odważny jak James, uparty jak Aelin czy mądry jak Remus.

- Peter, nawet tak nie mów. Zawsze mogę na ciebie liczyć jeśli potrzebuję twojej pomocy. Jesteś najbardziej cierpliwą osobą jaką znam. Nikt nie wytrzymał ze mną tyle godzin w bibliotece czy na spacerach ile ty. Nawet Lunatyk ma mnie dość. Wspierasz każdego z nas, doradzasz i za to ciebie kochamy. Nigdy o tym nie zapominaj.

~

Larisa po spacerze oraz nauce z Peterem postanowiła pogadać z bliźniakami Prewett. Ostatnio chłopcy byli trochę zajęci robieniem kawałów i pisaniem listów z Molly, przez co Evans zaniedbała z nimi kontakt. Z resztą rudowłosa miała również swoje obowiązki przez co jej czas wolny w ostatnio zmniejszył się do minimum.

Zielonooka zapukała do drzwi dormitoriów rudzielców, które chwilę później otworzył Fabian.

- Cześć, macie czas dla swojej ukochanej przyjaciółki? - zapytała z uśmiechem, słysząc jak Gideon, który leżał na swoim łóżku parska śmiechem.

- Dla Aelin? Zawsze - mruknął Fabian, za co oberwał w ramię od Larisy.

- Mówię poważnie - oznajmiła, a rudzielec westchnął.

- Bracie, mamy czas dla tej jakże urodziwej i agresywnej damy? - zapytał Fabian, za co znowu oberwał w ramię.

- Myślę, że z pewnością znajdziemy trochę czasu by zagrać z panią Potter w Eksplodującego Durnia - oznajmił Gideon, starając się powiedzieć to wszystko poważnie i wyniośle, ale w połowie zdania parskając śmiechem.

- Zapraszamy, pani Potter - Fabian otworzył szerzej drzwi, wpuszczając Larisę do środka. Evans czuła się dziwnie, gdy mówili do niej ,,pani Potter", ale podobało jej się to. Jasne, nie była żoną Jamesa i na dzień dzisiejszy nie myślała o tym, że ma jakiekolwiek szanse nią zostać, ale to określenie było przyjemne.

- Co tam u waszej siostry i jej dzieci? - zapytała rudowłosa, gdy usiadła na łóżku Gideona. Pokój bliźniaków Prewett, Franka i Malcolma wyglądał tak samo jak dormitorium Huncwotów. Może z tą różnicą, że tutaj było czyściej. Larisa z zaciekawieniem przyglądała się pomieszczeniu. Na szafce nocnej Longbottoma stało kilka jego zdjęć z Alicją oraz jedno -  jak się rudowłosa domyślała - z rodzicami.

- Fred i George dają jej w kość, Charlie szaleje na miotle, ale co mu się dziwić w końcu ma prawie sześć lat. Bill wpadł ostatnio w szał czytania, przez co jego pokój stał się jedną wielką biblioteką, a Percy będzie miał dwa latka w sierpniu i jak na razie nie sprawia jej jakiś kłopotów. Molly twierdzi, że jak na razie to jest jej najgrzeczniejsze dziecko. Zero kłopotów dopóki ma jakieś zabawki i jedzenie - powiedział rozbawiony Gideon, a jego brat roześmiał się.

- Percy nie ma w sobie nic z Huncwota, ale sądzę, że Fred i George to wszystko nadrobią - oznajmił Fabian, rozbawiając tym wszystkich w pomieszczeniu.

- Larisa, mogę ci zadać takie trochę osobiste pytanie? - odezwał się Gideon, a dziewczyna spojrzała na niego i marszcząc brwi, pokiwała głową.

- Co byś powiedziała, gdyby James zaproponował ci wspólne mieszkanie po skończeniu szkoły?

Evans otworzyła szerzej oczy. Nie spodziewała się takiego pytania, a już szczególnie od bliźniaków Prewett. Bardziej podejrzewałaby o takie coś Syriusza czy Aelin, ale nie rudowłosych. Jednak największym zdziwieniem było to, że nie wiedziała co powiedzieć. Jeszcze kilka tygodni temu, przed atakiem sądziła, że jest na to stanowczo za wcześnie, ale przez to wszystko co się wydarzyło, wolała mieć Jamesa obok siebie. Z drugiej strony jej mama była osobą starszą, potrzebowała opieki i czasu z córkami, który zabrał jej Hogwart.

Z resztą zielonooka nie sądziła, żeby James wpadł na taki pomysł. Nigdy nie rozmawiali o wspólnym mieszkaniu, nawet wtedy kiedy Potter pokazał jej dom, w którym chciałby zamieszkać.

- Skąd takie pytanie?

- Po prostu odpowiedz - mruknął Fabian.

Larisa poczuła ścisk w żołądku, a jej serce zaczęło szybciej bić. Lily mogłaby zostać w domu z mamą i w razie czego wysłać do niej patronusa z jakąś wiadomością. Jednak czy siedem miesięcy związku to nie było za mało? W końcu Franki Alicja odważyli się na taki krok po dwóch latach.

Evans westchnęła, postanawiając powiedzieć rudzielcom to, co podpowiadało jej serce.

- Gdyby zaproponował mi wspólne mieszkanie, to bym się pewnie zgodziła.

Maska • James PotterWhere stories live. Discover now