Rozdział 44

2.5K 161 26
                                    

Następnego dnia Larisa obudziła w okolicach godziny dziewiątej. Rudowłosa była trochę zdziwiona, ponieważ Jamesa nie było obok niej. Zielonooka poszła się ubrać i umyć zęby, a potem zeszła na dół.

Okularnik był już w kuchni i gotował śniadanie z mamą Evans. Rudowłosa uśmiechnęła się na ten widok, ale w pamięci dalej miała wczorajszą rozmowę okularnika z jej mamą. Nie wiedziała czy powinna porozmawiać na ten temat ze swoim chłopakiem, czy przemilczeć jego słowa. Będąc z nią narażał się na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Nie dość, że jego rodzice i on nie popierali ideologi Czarnego Pana, to na dodatek, James się z nią spotykał. Z mugolaczką! Szlamą, która nie była nic warta w oczach czystokrwistych rodów.

- Dzień dobry - mruknęła Larisa, wchodząc do pomieszczenia. Mama dziewczyny była uśmiechnięta, tak samo jak James.

- Dzień dobry - powiedziała wesoło Eleonora, a rudowłosej od razu poprawił się humor. Po wczorajszych smutkach nie było już śladu. James zaczął nosić jedzenie do salonu, a Larisa spojrzała na jedzenie, które przyrządził Potter oraz jej mama.

- Cześć, kochanie - James musnął krótko policzek swojej dziewczyny. Wiedział, że Larisa bardzo lubi, gdy on zwraca się do niej tym pieszczotliwym określeniem. Ona za to mówiła do niego Jamie, co nawet Aelin uważała za urocze. Syriusz gdy to usłyszał to któregoś razu, zaczął się śmiać, twierdząc, że przy prefektach naczelnych nabawi się cukrzycy.

- Pójdę po Lily - powiedziała pani Evans, stawiając na stole dzbanek z herbatą. Larisa wiedziała, że na poważną rozmowę mają za mało czasu, ale ich przyszłość stanowiła dla niej jedną wielką niewiadomą.

- James - zaczęła zielonooka, a Potter odwrócił się w jej stronę. Jego brązowe włosy były w tym charakterystycznym dla niego nieładzie. Widziała po wyrazie jego twarzy, że jest szczęśliwy. Ona też była, ale... Czuła, że to wszystko ją przerasta.

- Możemy po śniadaniu pójść na spacer? - zapytała, a okularnik pokiwał głową.

~

Całe śniadanie rudowłosa starała się pozbierać myśli, które krążyły po jej głowie. Chciała porozmawiać z Jamesem o tym co ją trapi. Okularnik chyba wyczuł jej nastrój, ponieważ również był bardzo milczący podczas posiłku.

Pani Evans oraz Lily widziały, że coś jest nie tak, więc rozmawiały tylko między sobą i nie przeszkadzały prefektom naczelnym w pozbieraniu myśli.

Larisa czuła się dziwnie rozdarta. Kochała Jamesa, ale czy jej miłość była wystarczająca? Nie mieli nawet pewnej przyszłości. A będąc z nim, skazywała go na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Wiedziała, że Potter jest stały w uczuciach i nie zostawi jej w potrzebie, ale czy to wszystko co stało się w całym roku szkolnym nie było zbyt idealne?

Miała przyjaciół, pogodziła się z siostrą, została dziewczyną Jamesa...

Gryfoni, których poznała byli albo czystej krwi, albo pół-krwi. Narażali się na niebezpieczeństwo przez samą przyjaźń z nią, a co dopiero Potter przez chodzenie...

Po posiłku, podczas którego prawie nic nie zjadła, Larisa pomogła swojej mamie posprzątać. James w tym czasie odpisał na list od swojej mamy, który doszedł, gdy jedli śniadanie.

- Idziemy? - odezwała się rudowłosa, a Potter pokiwał głową. Założyli buty oraz bluzy i wyszli z domu zielonookiej.

- Co się dzieje? - zapytał okularnik, gdy odeszli już kawałek od budynku. Rudowłosa spojrzała na niego i westchnęła głośno. To tylko James, możesz mu ufać, powiedziała sobie w myślach.

- Słyszałam wczoraj twoją rozmowę z moją mamą... - zaczęła Larisa, a Potter od razu się zatrzymał. Domyślił się o co chodziło rudowłosej.

- Wiem, co myślisz, ale co jej miałem powiedzieć? Kocham cię i na dzień dzisiejszy chciałbym, żebyś za kilka lat została moją żoną. Ale za czy to się nie zmieni za na przykład dwa tygodnie? Tego nie mogę ci powiedzieć. Może za ten czas to ty ze mną zerwiesz? Nie wiemy tego, Lars, ale dzisiaj cię kocham. I nie sądzę by to się miało w najbliższym czasie zmienić.

- Jamie, martwię się, że sama miłość nie wystarczy. Zobacz, wszyscy się narażacie na niebezpieczeństwo przeze mnie. Jestem szlamą. Sam-Wiesz-Kto tępi takie czarownice jak ja.

- Dla mnie nie jesteś szlamą czy mugolaczką. Nie zwracam na to uwagi i inni też nie. Nawet jeśli masz wątpliwości, to pamiętaj, że to też nasz wybór. My chcemy z nim walczyć i zrobimy to bez względu na cenę. Sądzisz, że Syriusz patrzy na ciebie w inny sposób, ponieważ jesteś innej krwi? Nie. Wszyscy polubiliśmy ciebie pomimo twojego pochodzenia. I nikt nie uznaje tego za twoją wadę.

Larisa przytuliła Jamesa z całej siły. Strach i obawa dalej w niej były, ale nie wiedziała co ma powiedzieć. Z jednej strony razem byli silniejsi, ale z drugiej narażeni na większe niebezpieczeństwo.

- Tak bardzo cię kocham - mruknęła płaczliwie Evans, a okularnik odpowiedział jej tym samym.

Potter już wcześniej zauważał, że Larisa nie była pewna siebie. Starał się jej pokazywać jaka jest piękna czy wartościowa, ale wiedział, że jeśli zielonooka nie będzie chciała, to nigdy tego nie zauważy.

Jej momentami niska samoocena potrafiła wyprowadzić go z równowagi, ponieważ twierdził, że prefekt naczelna jest naprawdę dobrym człowiekiem. Dziewczyna mimo wszystko nie wierzyła w siebie oraz swoje możliwości i chociaż stawała się odważniejsza, to dalej była zakompleksiona w głównej mierze przez swoją krew.

- Rodzice pytają czy wpadniemy do nich chociaż na kilak godzin. Odpisałem, że przyjdę dzisiaj na obiad, ale jeśli nie chcesz iść ze mną, to nie musisz - oznajmił nagle James, a rudowłosa się od niego odsunęła. Nie widziała Euphemia i Fleamonta Potterów od zakończenia przerwy świątecznej.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Ostatnio nie mogłeś spędzić rodzinnie świąt, bo ja u was byłam. Może twoi rodzice chcą pogadać z tobą sam na sam? - odezwała się Larisa.

- Moja mama pytała o ciebie w liście, ale wiem, że tęskniłaś za swoją mamą, więc może robimy tak, że każde z nas spędzi czas ze swoimi rodzicami, a najwyżej wieczorem pójdziemy na jakiś spacer we dwoje? - zaproponował James, a Larisa zgodziła się na taki pomysł.

~

Larisa, Lily i mama dziewczyn postanowiły razem pozajmować się ogródkiem na tyłach domu. Rudowłose wyrywały chwasty i rozmawiały o tym co się u nich działo.

- A jak przygotowania do egzaminów? - zapytała Eleonora Evans, wrzucając kolejnego chwasta do żółtego wiaderka.

Mama zielonookich od zawsze uwielbiała spędzać czas w ogrodzie na pielęgnacji roślin. Dzięki niej wiosną i latem po całej działce roznosił się zapach kwiatów i wszędzie było kolorowo.

Larisa i Lily bardzo lubiły ogród ich mamy, ponieważ miały z nim cudowne wspomnienia. Prefekt naczelna pamiętała, że zawsze jak jej rodzicielka miała jakiś problem czy coś ją trapiło, to zajmowała się rabatami kwiatów. Sam również chciała mieć w przyszłości taki ogród w swoim domu.

Często gdy tata jeszcze żył, a zapomniał o jakiejś rocznicy, to zrywał kwiaty właśnie z tego ogrodu. Śmiały się wtedy z Lily, ponieważ dobrze wiedziały, że mama i tak się wszystkiego domyśliła. W końcu wiedziała jakie kwiaty ma w ogrodzie.

Larisa przez chwilę pozwoliła sobie pomarzyć o tym, że ma własny dom, którym się opiekuje. Skusiła się nawet by pomyśleć o tym, że mieszka w nim razem z Jamesem.

Dziwnie czuła się z myślą, że taka chwila może nigdy nie nadejść.

Maska • James PotterWhere stories live. Discover now