8.Rany nie do końca Boskie

308 16 15
                                    

Rozdział po remoncie- 27.10.2021 i 02.11.2021

Raf

     No więc, pora na kolejną część eksperymentu. Odpaliłem most ziemny w miniaturowej wersji i przeszedłem przez niego kiedy Ratchet nie patrzył. Znalazłem się dokładnie tam gdzie chciałem, przed starą opuszczoną kopalnią węgla kamiennego, opuszczoną jeszcze przez pierwszych osadników. Kopalnia była ukryta w skale w leśnym zagajniku. Z wnętrza dobiegał świst chłodnego powietrza. Zrobiło mi się bardzo zimno. Wiedziałem, że w kopalni nie ma powietrza poza tym jest pełno toksyn i gazów trujących. Kopalnia od wielu lat nie była wentylowana więc w niższych partiach nie było nawet czym oddychać. Wyciągnąłem z plecaka woreczek z ,,Chloroformą" jak to nazwałem i wysmarowałem się cały jak dnia poprzedniego. Od razu przestało mi doskwierać zimno. Wyciągnąłem latarkę z plecaka i odważnym krokiem wszedłem do kopalni.

Miko

Jednak matka miała rację by nie wybiegać na dwór z mokrym łbem. Odkąd wróciłam zaczął mi doskwierać ból głowy oraz pieczenie wokół ranki na kostce. Odkaziłam ją, wzięłam jakieś tabletki i okryłam się kołderką. Czułam się źle. Choć nie, źle to mało powiedziane, fatalnie. W nocy zaczęła piec mnie skóra wokół rany na nodze, a potem pieczenie zamieniło się w ból dochodzący aż do kości, które powoli zajmowało coraz większy obszar ciała. Leżałam w bólu na łóżku, kiedy mama rozmawiała przez telefon z doktorem opisując mu moje objawy. Doktor stwierdził tylko, że naraziła swoje ciało na zbyt wielki wysiłek fizyczny i jej mięśnie w końcu zaczynają protestować. Przepisał proszki przeciwbólowe i rozkurczowe ale one nic nie dawały. Moje ciało zaczęły przechodzić niekontrolowane drgania, które w chwile zamieniły się w wstrząsy. Z moich ust wypływała gęsta mieszanka krwi z śliną. Byłam cała rozgrzana, jakbym była bałwanem potraktowanym suszarką. Ostatnim co usłyszałam był pisk mojej matki, następnie już tylko cisza i ciemność.

***

Powoli otworzyłam oczy, obraz był bardzo rozmyty, a wszystkie kolory i kształty wymieszane.. Ponownie je zamknęłam, czułam silne łupanie w głowie jakbym miała tam paru niskopłatnych górników z łomami. Reszty ciała nie czułam, byłam sparaliżowana. Ponownie otworzyłam oczy i zamrugałam parokrotnie. Mózg potrzebował trochę czasu by zaakceptować ilość światła w pomieszczeniu i wyostrzyć obraz. Wzięłam kilka głębszych oddechów by dotlenić mózg. Po chwili poczułam mrowienie na na czubkach palców rąk i stóp. Wzrok też zaczął się powoli wyostrzać. Po chwili  maje ciało przeszywała fala bolesnego mrowienia ale zdusiłam to w sobie bo to oznaczało, że powraca mi władza w ciele. Wszystkie mięśnie zastały się jakbym nie ruszała się co najmniej od kilku dni. Podniosłam powoli drżącą rękę i przetarłam niezgrabnie oczy ścierając z nich mgiełkę i ropę. Rozejrzałam się wokół byłam... w szpitalu.

Moje ciało było podłączone do aparatury badającego akcje serca, która raz po raz wydawała irytujące piknięcia. Do  żyły na przedramieniu miałam zaaplikowany welflon od którego odbiegała rurka wprost do zawieszonej kroplówki, w której znajdowała się przezroczysta substancja. Byłam bardzo słaba ale udało mi się zmusić mięśnie by usiąść.

***

Do jej pokoju wszedł młody mężczyzna w kitlu ukłonił się na powitanie. Który widząc ją przytomną zrobił wielkie oczy i natychmiast podbiegł do jej łóżka wyciągając z kieszeni małą latarkę.

-Spokojnie jestem lekarzem. Czy może panienka powiedzieć jak się nazywa, ile ma lat i jaki mamy dzień?- spytał świecąc mi latarka w źrenicę.

Na wszystkie pytania (prócz ostatniego) odpowiedziałam poprawnie. Skąd miałam wiedzieć jaka jest data, nawet nie pamiętałam co ja tu robię. A no właśnie.

Transformers prime (Życie Po) Jack, Miko i RafaelWhere stories live. Discover now