Rozdział 35 | Część.2

586 29 2
                                    

Astrid

Moczę szmatkę w ciepłej wodzie, po czym drżącymi dłońmi dotykam rany na ramieniu Czkawki. Obmyłam każdą szramę, każde powarzenie obłożyłam zimnym okładem, a mimo to wiem, że potrwa sporo czasu, aż rzeczywiście rany się zagoją.

Szczerbatek pomrukuje, więc podnoszę na niego wzrok. Mordka Nocnej Furii rozmazuje mi się. Znowu te głupie łzy. Nie odszedł ani na chwilę, odkąd weszliśmy do starej chaty Brietty. Dom stał pusty od ponad miesiąca. Kurz osiadł się na meblach, cóż nikt nie dba o dom zatem nie można się dziwić.

Zabieram szmatkę, kiedy rana jest już całkiem obmyta. Nie krwawi, po prostu został ślad. Wędruję od nóg do brzucha, na ręce i wyżej do ramienia, aż do twarzy. I chociaż pragnę tego całą sobą, wiem, że nie potrafię pomóc tak jak trzeba. Mogę się tylko modlić i błagać bogów o zostawienie go przy życiu.

Patrzę na jego zamknięte oczy, pamiętam ich kolor. Patrzę na każdy zarys jego twarzy. Dosięgam jego włosów i przeczesuję palcami czując ich miękkość. Ręka zjeżdża do rysy na brodzie, a później odwracam dłoń tak bym mogła zewnętrzną stroną utulić policzek jeźdźca.

– Musisz żyć, Czkawka. To się nie może tak skończyć. – szepczę wpatrując się w jego twarz. – Straciłam tak wiele. – Nie jestem wstanie powstrzymać łez, które spływają mi po twarzy. Łapię powietrze.

Układam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Łzy uwalniają się jedna za drugą. Już nie powstrzymuję płaczu.

Gdyby istniała szansa odwrócenia tego wszystkiego skorzystałabym z niej. Wszystko, żeby tylko nikt nie cierpiał.

Narrator

Nagle coś opada delikatnie na jasne włosy wojowniczki. Jest pogrążona w tak wielkiej rozpaczy, że nawet tego nie czuje.

Wtapia swoje palce w złote pasma napawając się ich miękkością. Odzywa się szept i dopiero po tych trzech słowach zbiera się w sobie, aby spojrzeć na ukochanego.

– Nie zostawię cię, Milady. – podnosi ostrożnie dłoń nie bacząc na szczypanie. Poprawia jasne pasemko chowając je za ucho. Wierzchem dłoni głaszcze jej policzek. – Nie zostawię cię nigdy.

Uwalnia ostatnią łzę, która wyraża ulgę i radość. Naciąga się, aby złączyć swoje usta z jego.

Szczerbatek trąca przyjaciela w rękę. Zakochani odrywają się od siebie, spoglądając na smoka. Podnosi dłoń, aby położyć ją na głowie smoka.

– Co tam, Mordko? – Furia pomrukuje w odpowiedzi. – Dobrze się trzymasz.

Już jest spokojny. Już jest blisko nich. Żywy.

– Ty płaczesz? – Uśmiecha się słabo do niej. Ociera łzę, ale kolejna spada. – Przecież wojowniczki nie płaczą.

– Kto naopowiadał ci takich bzdur?

Śmieje się. To śmiech ulgi i spokoju.

Wrócił. Jest tutaj. Patrzy na nią, słyszy jego głos, czuje jego ciepło. Znowu czuje bezpieczeństwo.

Loren zastyga na ostatnim schodku omal nie upuszczając grubego koca na podłogę. Wstrzymuje oddech z wrażenia, a uśmiech ulgi rozjaśnia wcześniej zmartwioną twarz. Patrzy przez chwilę na parę, która śmieje się ze Szczerbatka, który domaga się pieszczot. Wzdycha ze spokojem.

Pokonuje ostatni stopień, rusza do córki i Czkawki. Trzy pary oczu podnoszą się na kobietę. Szczerbatek odsuwa się minimalnie, aby mogła pochylić się nad szatynem i narzucić mu koc na ramiona.

War Of HeartsМесто, где живут истории. Откройте их для себя