Rozdział 4

687 40 0
                                    

Czkawka

Słońce zachodziło, kiedy Szczerbatek i ja wróciliśmy do domu. Niebo przybierało kolor brzoskwiń, malin i cytryny. Nie widać było ani jednej chmurki, a ciepłe powietrze zwiastowało przyjemną noc.

Kiedy Szczerbatek wylądował w centrum wioski, chciałem zejść z siodła i zatańczyć taniec szczęścia. Powstrzymałem się, ale uśmiech wielkości banana nie znikł.
Obróciłem się na pięcie, by spojrzeć mordce w wielkie oczy. Przypatrywał mi się z tym swoim bezzębnym uśmiechem. Pałałem radością jak dziecko, które dostało szansę na zabawę ze Szczerbatkiem.

– Dzięki, że mnie tam zabrałeś. Nie wiem jak ci dziękować przyjacielu.

– Dziękować za co?

Zamarłem. Przestałem głaskać Szczerbatka i oboje spojrzeliśmy w miejsce, skąd dochodził głos. To był Sączysmark.

A już myślałem, że ten dzień skończy się tak pięknie.

– Lataliśmy.

– Codziennie latacie. Nie usiedzielibyście na Berk pół dnia.

O Thorze!

– Co jest Sączysmark? Co się takiego arcyważnego stało, że zaszczyciłeś mnie swoją obecnością?

Zaśmiał się chrapliwie, a później warknął wrednie.

– Zamknij się Haddock. – Spłynęło po mnie jak po kaczce. – Cały dzień cię nie było.

– Miałem coś do załatwienia. – rzuciłem i ruszyłem do kuźni. Sączysmark, oczywiście musiał dorównać mi kroku.

– Ty wiesz, że ja też, ale oczywiście musiałem wziąć twój patrol, bo zniknąłeś. Odbębniłem twój patrol, słyszysz?!

Zatrzymałem się. Głęboki wdech Czkawka. Uśmiech i się odwróć. No dalej. Dasz radę, nie zabijesz go.
Położyłem mu dłoń na ramieniu, patrzył na mnie w zaskoczeniu. A ja powiedziałem do niego najpoważniejszym, najspokojniejszym tonem na jaki było mnie stać:

– Sączysmark, jestem ci wdzięczny. Naprawdę. Ale nie zrobiłeś czegoś nadzwyczajnego.

Odwróciłem się i wszedłem do kuźni. Fuknął oburzony i kontynuował skarżenie się.

– Pff! To, że twój ojciec sprowadził ci narzeczoną...

– To nie jest moja narzeczona...

– Nie przerywaj mi! – Chwyciłem za dwa miecze. Jeden zacząłem ostrzyć, a po skończeniu miałem w planach sprawdzenie co z wyrzutnią do owiec. Podczas ostatnich wyścigów coś w niej strzeliło i nie wyrzuciła owcy. Pewnie mała usterka, ale wyrzutnia to poważna sprawa. – To, że Stoick znalazł ci narzeczoną, to nie znaczy, że możesz sobie znikać z Berk, kiedy ci się podoba.

Uśmiechnąłem się, bo nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Czy mi się zdawało, czy w głosie Smarka słyszałem złość przyprawioną troską?

– Ty się o mnie martwisz, Sączysmark. To urocze.

– To nie jest śmieszne! Ja się o ciebie nie martwię. Chodzi mi o to, że przez to twoje znikanie, twoje obowiązki spadają na mnie. A wyobraź sobie, że ja mam swoje życie. Może miałem dzisiaj w planach...

Moja dłoń zastygła w ostrzeniu miecza i wzrok poleciał na przyjaciela. Stał z otwartą buzią i myślał jak skończyć zdanie, a ja wiedziałem, że niczego nie wymyśli, bo Smark to leń. Jeśli ma wolny czas, to pije, je i śpi. Pije. Je. Śpi. Istnieje też opcja podbijania do Szpadki, lub wygłupy z bliźniakami.

War Of HeartsWhere stories live. Discover now