Rozdział 3

789 44 3
                                    

Czkawka

Nie znalazłem jej. Przeszukałem wyspę na piechotę, a nawet z lotu ptaka. Miałem nadzieję, że tu będzie. Że znów będę mieć okazję ją zobaczyć. Jednak szczęście postanowiło sobie wziąć urlop na czas nieokreślony. Dlaczego tak myślałem? Cóż miałem mnóstwo powodów by tak sądzić.

– Przecież mi się nie przewidziała. Ty też ją widziałeś. – rzuciłem do Szczerbatka. Nawet nie mruknął.

Leżeliśmy w cieniu pod drzewem. Opierałem się o ciepły brzuch smoka i spoglądałem w niebo. Może ją ujrzę, a może zacznę widzieć zwidy bo dostanę udaru.
W międzyczasie obmyślałem plan działania. Co zrobić po powrocie do domu. Pogadać jeszcze raz z tatą? Poradzić się Śledzika, albo zgłosić o pomoc do Pyskacza? Z pewnością nie pójdę do Sączysmarka. Choć nie miałbym mu za złe, gdyby zdobył względy i serce Valeri. O bliźniakach nawet nie myślałem. Przez myśl przebiegła mi nawet ucieczka z Berk, ale od razu odwiodłem siebie, od tego zwariowanego pomysłu. Nie mogłem zostawić ojca, przyjaciół, domu.

Usłyszałem skrzeczenie, a później coś wylądowało na ziemi. Gwałtownie podniosłem się do siadu, a Szczerbatek obudził z popołudniowej drzemki.

Uśmiechnąłem się na widok jaki ujrzałem.

Kaptur opadł na plecy odsłaniając złote włosy. Uśmiechnęła się do mnie. Zeskoczyła z grzbietu Zębacza. Wstałem otrzepując spodnie i zrobiłem kilka kroków w jej kierunku. Ona ruszyła ku mnie. Wolno. Tak jakby każde z nas myślało, że rozmyje się w powietrzu.

– Cześć – przywitałem się.

– Cześć – odpowiedziała mi.

Spuściła głowę, a sekundę później znów mogłem poczuć zaszczyt błękitnego spojrzenia. Byłem bliżej nieba niż ktokolwiek.

– Co tu robisz?

– Mówiłem, że chcę cię znów zobaczyć.

– A ja mówiłam, że to moja wyspa.

Nie mogłem się nie zaśmiać.

– To wciąż moje tereny.

Uśmiechnęła się pięknie. Nasze spojrzenia na moment uciekły do naszych smoków, które postanowiły zagrać w berka.

– Znowu uciekłaś?

Spogląda w moje oczy i już znam odpowiedź na swoje pytanie. Skina głową na potwierdzenie.

– Może mały rewanż? – Uśmiecha się, a jasna brew unosi się w zapytaniu.

– Za to co ostatnio? Remis nie odpowiada?

– Wolę wynik ustalający wygranego.

Śmieję się. Po chwili zgadzam na propozycję.

– Niech będzie. Jeśli to ma cię usatysfakcjonować.

Nim zdążyłem coś dodać wyciągnęła siekierę. To był znak, że jest gotowa do pojedynku. Najwyraźniej lubi rywalizację.

Podążam za nią wzrokiem i wyjmuję swój ognisty miecz. Nazwałem go piekło, ponieważ płonie jak pochodnia.

Krążymy przed sobą, obserwujemy swoje ruchy. Jest skupiona. Mruży oczy, a następnie naskakuje na mnie z bronią. Gwałtownie unoszę miecz, krzyżujemy naszą broń. W oczach tańczą jej płonienie odwagi.

– Zawsze taka jesteś? – pytam, gdy wznosi nogę w górę mając na celu odepchnięcia mnie. Odskakuję w bok, więc mnie nie kopie.

– Co masz na myśli? – Uśmiecham się. Obracam miecz w dłoniach. Kieruję ogień ostrza na nią, lecz kuca powstrzymując mnie toporem.

War Of HeartsWhere stories live. Discover now