Rozdział 28

491 31 1
                                    

Astrid

– Astrid, stój! Zatrzymaj się!

Nie słucham wołania. Nie zatrzymuję się. Nie mogę. Czuję, że jeśli się zatrzymam nie uda mi się nigdy uciec. I nie ważne, że nie mam zasięgu z własnym smokiem. Mogę uciec do lasu, do jaskini, dokądkolwiek. Gdzieś, gdzie nie ma szans na zetknięcie się z odkrytą prawdą.

Las spowija mrok. Wokół drzewa i ich gałęzie pokryte białym puchem. Nie wiem dokładnie gdzie jestem, jak daleko od wioski, ale ważne, że nikt mnie nie widzi. Tata mnie tu nie znajdzie.

A jednak.

Łomot za mną zmusza mnie bym się odwróciła. Serce podskakuje mi do gardła, kiedy moje oczy zauważają czarnego jak noc smoka, a na nim jego jeźdźca. Cofam się powoli.

Nie boję się go. Ale coś wewnątrz mnie odbiera mi odwagę na konfrontację z kimkolwiek, a już w szczególności z nim.

– Astrid – odzywa się miękkim głosem. Podnoszę rękę by powstrzymać go od opuszczenia siodła.

– Nic nie mów.

Znów otwiera usta i chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Moje plecy uderzają w igły świerku. Odskakuję do przodu.

– Hej, spokojniej, dobra? To tylko ja.

Aż Ty.

Moje serce ma ochotę wyrwać się z piersi. Idzie w moją stronę. Szczerbatek wpatruje się we mnie ze zmartwieniem w oczach podobnie jak jego jeździec.

– To wszystko miało inaczej wyglądać!

Jest coraz bliżej. Nim się orientuję już stoi przy mnie. Patrzy w moje oczy, a ja czuję jak obraz zaczyna mi się rozmazywać. Usta mi drżą, ręce mi się trzęsą.

– Chodź tu do mnie.

Obejmuje mnie ramionami. Przytulam głowę do jego piersi oplatając jego plecy. Chciałabym zacisnąć palce na jego koszuli. Złapać mocno by mieć pewność, że się nie odsunie, ale materiał z którego jest wykonany ubiór mi na to nie pozwala. Za to on obejmuje mnie ciasno jedną ręką, a drugą głaszcze mnie po głowie.

Czuję, że zaraz będzie lepiej.

Już jest lepiej. Przy nim zawsze jest lepiej.

– Zabiorę cię, gdzie jest cieplej, okej? Porozmawiamy spokojnie. Sami. – mówi cicho.

– Nie chcę. – szepczę kręcąc głową.

– Stało się coś złego, a ja nie mam pojęcia co. Nasi rodzice prawdopodobnie się teraz awanturują i szczerze wątpię, by ten wieczór skończył się dobrze. Wiesz, co się stało. Wiesz o co ta cała afera. Powiedz mi, żebym mógł coś na to zaradzić.

Wciskam głowę bardziej w jego pierś. Czuję jak patrzy na mnie z zaskoczeniem, ale przytula mnie mocniej.

– Nie mam siły. Zabierz mnie stąd.

– Okej. – Wyciska pocałunek na moich włosach.

Schyla się. Wsuwa rękę pod moje kolana i bierze na ręce. Obejmuję go za szyję. Niesie mnie na Szczerbatka. Sadza mnie w siodle całuje moje czoło i zajmuje miejsce przede mną. Oplatam go ramionami w pasie przytulając głowę do jego pleców.

Pozwalam zamknąć sobie oczy i wciągnąć chłodne powietrze do płuc. Mimo, że wysoko jest zimno ja nie czuję chłodu. Lecimy ponad chmurami. Świst wiatru gra uspokajająco.

Szmer zwraca moją uwagę. Otwieram oczy spoglądając wyżej. Napotykam zielone spojrzenie, które bije dobrocią i miłością jakiej nigdy nie widziałam. Uśmiecha się do mnie, a ja nie mam sumienia tego nie odwzajemnić. Wskazuje ruchem głowy bym spojrzała w bok. Wykonuję nieme polecenie.

War Of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz