Rozdział 30

466 25 1
                                    

-◽-

Czasem trzeba podjąć kroki,
których serce nie jest wstanie zrozumieć.
Czasem musimy zrobić coś wbrew sobie tylko po to,
aby ci których kochamy byli bezpieczni.
Czasem trzeba zakończyć coś na co tak długo czekaliśmy,
żeby nie stracić tego całkowicie.

Życie zmusza nas do podejmowania trudnych decyzji,
które zmieniają wszystko dokoła.

-◽-

Astrid

Pamiętam jak się przebudziłam. Pamiętam, że kiedy zaczęłam wracać do rzeczywistości odbiegając od krainy snów, mój nos wyczuł zapach ziół wszelkiego rodzaju. Pamiętam, że zebrało mi się na wymioty, ale nie mogłam nic z siebie wyrzucić. Nic nie jadłam. Gothi chciała bym coś zjadła. Przygotowała mi świeży kawałek chleba i gorące mleko, ale nie byłam wstanie nic przełknąć, więc byłam zmuszona odmówić. Nie spodobało jej się to. Pokazała palcem na mój brzuch. W jej bladoniebieskich oczach dostrzegłam zdenerwowanie i troskę. Wiedziała, że jestem w ciąży. Czkawka jej powiedział.

Podziękowałam jej za pomoc. Podziękowałam za opiekę. Zapytałam jeszcze czy z dzieckiem wszystko w porządku. Przytaknęła. Wcale nie poczułam się spokojniejsza.

Pamiętam, że wyszłam z domu siwej szamanki wczesnym rankiem, kiedy było jeszcze ciemno. Niebo przybrało wtedy odcień granatowy, a bliżej ziemi pojawił się fiolet. Świtało. Czkawka nie przyleciał. Musiałam sama jakimś sposobem zejść z stromej góry. Nie tyle co się bałam o upadek i zabicia się przez nieostrożność, lecz co mnie spotka, kiedy stanę na stabilnej ziemi.

Jakoś jednak udało mi się zejść. Wróciłam żywa do wioski. Nic mi nie było. W zasadzie nie wiedziałam gdzie pójść. Chciałam udać się do domu Czkawki, możliwe, że tam był i rozmawiał z rodzicami, ale ja nie chciałam się z nimi widzieć. Byłam strasznie głodna. Burczało mi w brzuchu. Zaczęłam żałować, że nie skorzystałam z posiłku, którym chciała mnie nakarmić staruszka, tylko ja naprawdę nic bym nie przełknęła w jej domu. Zapachy dusiły mnie i wywoływały u mnie mdłości.

Wtedy ktoś mnie zawołał. To był Śledzik. Wracał skądś, a obok niego kroczyła jakaś dziewczyna. Dopiero kiedy byli bliżej ich obraz się wyostrzył, a ona już wiedziała. To była Heather. Czarnowłosa dziewczyna z uczty, która nazwała ją dziewczyną Czkawki.

Astrid, dzięki ci Thorze, jesteś cała.

Przytaknęłam, ale nic nie powiedziałam.

Ciemnowłosa podeszła bliżej i objęła mnie niepewnie. Nie znam jej dobrze. Nic o niej nie wiem. Tylko tyle, że jest przyjaciółką jeźdźców, że ma czarne jak smoła włosy i oliwkowe zielone oczy. A mimo tak małej wiedzy o dziewczynie wtuliłam się w nią jak w najlepszą przyjaciółkę. Chciało mi się płakać. Naprawdę nie miałam siły na nic. I potwornie się bałam co będzie dalej.

Widzieliście Czkawkę? – zapytałam z nadzieją. Przede mną stał Śledzik, a ja nadal tkwiłam w ramionach brunetki. Śledzik zaprzeczył ruchem głowy, a na jego twarzy zawitał smutek.

Bądź spokojna, niedługo wróci. – rzuciła mi do ucha dziewczyna. Kiwnęłam głową na znak, że usłyszałam, ale mimo tego poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. – Cała się trzęsiesz. Dobrze się czujesz?

Tak. Jest w porządku. To tylko zdenerwowanie. – Odsunęłam się nieco, ale wciąż trzymała mnie za ręce i nie pozwoliła całkiem odejść. – Jestem trochę głodna. Mogłabym coś u was zjeść? Nie chcę iść do twierdzy. Tam są wszyscy i...

War Of HeartsWhere stories live. Discover now