Rozdział 32

412 20 0
                                    

Czkawka

Siadam przy palenisku w domu Brietty. Szpera w kufrze wyjmując ciepłe futra. Gdyby nie ogień tlący się naprzeciw mnie w chacie byłoby ciemno i chłodno. Eret przejmuje okrycia na swoje ramiona. Jedno mi podaje, a ja muszę założyć futro na plecy przypinając klamrą ze zdobieniem Nocnej Furii, którą wykonałem dziś po południu. Eret ma podobną, ale klamra przedstawia głowę Gruchotnika.

Cóż, miałem się czymś zająć po tym jak Brietta przedstawiła plan dostania się na Sollar. Żeby nie szwendać się po Berk postanowiłem zrobić coś użytecznego. Brietta powiedziała, że noc będzie zimna i nie wypuści nas bez ciepłego okrycia, zatem radziła mi zrobić coś co nie wzbudzi podejrzeń u Pyskacza czy nawet rodziców. Zrobiłem klamry. Tylko godzina roboty z hakiem przy jednej. Pomnożyć razy dwa to ponad dwie godziny. Zajmujące, a efekt jest świetny. Można chwalić.

– Skierujecie się do północnej jaskini. – przypomina. – Astrid miała tam swoją małą kryjówkę, kiedy była młodsza. Na pewno nikt tam już nie zagląda. A co najlepsze, jest stamtąd świetny widok na wioskę.

Podaje nam po bochenku chleba i butelce wody. Smoki dostały porcję kolacji chwilę temu, pewnie właśnie kończą swój rybny posiłek. My nie mamy czasu. Godzinę temu zapadł całkowity zmrok, więc tylko teraz mamy szansę wymknąć się z Berk niepostrzeżenie.

– Żaden z was nie może pójść wioski, co ważniejsze do domu Hoffersonów. To Astrid musi przyjść do was. I lepiej, żeby nikt nie wiedział, że się wymknęła. Wtedy wy zginiecie i jej się oberwie.

Przełykam ślinę, czując obawę.

Nie. Nie ma znaczenia czy ten plan jest szalony czy też niebezpieczny. Muszę się dostać na Sollar bez względu na ryzyko. Muszę się dostać do Astrid.

– Ale skąd będzie wiedziała, że jesteśmy na wyspie? Co, ptaszki jej wyćwierkają?

Eret się śmieje. Nie ja. Brietta ma poważną minę.

– To nie są żarty. – Jej wzrok gdzieś ucieka w zamyśleniu. – Chwilka. Rzeczywiście. O tym nie pomyślałam. Całkiem mi wypadło z głowy.

Biegnie na chwilę do góry do sypialni. Deski skrzypią pod jej skokami z stopnia na stopień. Spoglądam na bruneta. On też nie wie co brązowooka miała na myśli. Nie czekamy na nią długo. Po chwili wraca z piętra niosąc drewniane pudełko.

– Potrzebny wam ktoś kto nie wzbudzi podejrzeń Edgara, zostanie wpuszczony na Sollar i jest godny zaufania.

– Po tym co się stało, Edgar nie zaufa nikomu spoza wyspy. – cedzi Eret przez zęby.

– Jest jedna taka osoba.

Brietta otwiera pudełko unosząc kącik ust w górę. Eret się wzdryga patrząc na to co wyprawia. Uśmiecham się krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

Nie jestem ślepy. Gołym okiem widać, że między tą dwójką coś się dzieje.

Brązowooka zamyka na moment oczy i wciąga głęboko powietrze. Wzdycha, spogląda do wnętrza skrzyni i wyjmuje z niej piękny złoty diadem. Trzyma go w dłoniach wpatrując się w niego z utęsknieniem w oczach.

– Co to jest?

Podnosi wzrok na nas obu, aby z powrotem spojrzeć na bogaty przedmiot.

– Cacuszko. Nie ma co. – Szturcham Ereta w ramię. Ma wyczucie. – Co? – szepcze pytanie. Przewracam oczami.

– To moja jedyna pamiątka, którą zabrałam ze sobą z domu. Z Vollgraver. Przypomina mi kim byłam, skąd jestem i dokąd już nie wrócę. – Uśmiecha się łagodnie, choć w jej oczach kryje się smutek. – Nigdy nie mówiłam nikomu gdzie wcześniej mieszkałam. Ani tobie Eret, ani Astrid. Uznałam, że nie ma co wracać do przeszłości. Opuszczając swój kraj i rodzinę, zrzekłam się korony.

War Of HeartsWhere stories live. Discover now