Jak daleko może zajść człowiek, stąpając po dywanie usłanym z trupów? Czy w pewnym momencie jest możliwość, że źle stanie i upadnie, łamiąc sobie własne ciało na kościach innych? Czy wtedy ciemność, która tkwi z zakamarkach dywanu powoli przez otwarte rany przedostaje się do umysłu, aby go zatruć i nie pozwolić właścicielowi myśleć rozsądnie? Czy może da się znów wstać i ruszyć do przodu tak, jakby nic się nie zdarzyło? Jakby ta chwila słabości w ogóle nie nastąpiła?
Raven Blake skutecznie ignorowała każde słowo Elizabeth Grey. Jakby była w transie, zastanawiała się nad jednym i tym samym bez większego celu. W niczym jej to nie mogło ponoć – w ogóle nie postępowała w sposób, nad którym tak bardzo rozmyślała. Jednak nie wiedzieć skąd naszło ją na poruszenie tego tematu podczas jej wewnętrznych rozterek. A podczas ich trwania nie miała nawet ochoty wracać ciągle do osoby Toma Riddle'a, który wydawał się być cieniem tej szkoły. Widywała go, ale nie w sposób, na jaki przystało najpopularniejszej osobie w Hogwarcie. Teoretycznie zachowywał się swobodnie – o ile w ogóle można tak to nazwać, nigdy nie wiadomo, kiedy Ślizgon czuł swobodę, zawsze miał ten sam arystokratyczny krok, chociaż krążyły plotki, że pochodzi z sierocińca i nigdy nie był wychowywany przez godnych czarodziei, a mugoli. Jednak w praktyce wydawało jej się, że jest inaczej. Coś zmieniło się w sposobie, w jakim stawiał swoje kolejne kroki, aczkolwiek nie wiedziała, co dokładnie.
— Lizabeth — przerwała przyjaciółce, a raczej jej marnej imitacji i spojrzała na drugi kraniec biblioteki, gdzie Adelina Shelwood rozmawiała z Cheryl Mendes. Żadna z nich najwyraźniej nie była w humorze, chociaż po rudowłosej widać było o wiele bardziej, że miała gburowaty nastrój, ponieważ było to do niej niepodobne. – A może Lisabeth? Czy oprawca Mendes ma przy sobie trofeum?
— Wyciągnął je z szaty rudej ponoć zanim jedna z tych wariatek ją zaczęła bronić...
— Czy ma je przy sobie? Bo wiem, w jaki sposób możemy kontynuować nasz plan — odparła i bez żadnego słowa pożegnania, zabrała swoje podręczniki ze stolika i ruszyła w stronę wyjścia, wymijając po drodze dwie dziewczyny.
Troy Macintosh dołączył do niej w momencie, gdy zaczęła wspinać się na schody Wieży Astronomicznej. Pomiędzy nimi panowała niezręczna cisza, której Raven nie śmiała nawet przerywać. Im mocniej trzymała się świadomości, że tylko w kilka sposób może dotrzeć do obranego przez siebie celu. Gdy stanęła przy barierce, spojrzała na Hogwart z góry. To miejsce było iście wyjątkowe, wątpiła, aby jakakolwiek inna szkoła magiczna miała tak oryginalną atmosferę. Spojrzała na migające w oddali jezioro, które odbijało pojedyncze promienie słońca raz po raz więzionego i uwalnianego przez zachmurzone niebo. Chmury coraz bardziej zaczynały przypominać te destrukcyjne, będące w stanie niszczyć wszystkie drogie rzeczy człowiekowi. Miała wrażenie, że tę samą lub przekonywująco podobną moc posiada teraz ona sama.
— Jak się czujesz? — zapytała, nie spoglądając nawet na swojego towarzysza.
— Jestem obolały. I to tak bardzo, że ledwo wszedłem po tych schodach. Ale raczej cię to nie interesuje.
YOU ARE READING
𝐓𝐎 𝐄𝐍𝐃.♕ TOM RIDDLE ERA
Fanfiction[BRAK KONTYNUACJI} "You're giving up, I'm tired The tug of War that we're playing I'm not giving up in truing to tell you" "Grip your hands tired of what's your worth Watch yourself beg hanging on to Earth Love, War, Pain, Life everything's the same...