CHAPTER SIXTEEN

1.6K 112 3
                                    

     Wysoki sufit, przy którym znajdowały się posągi gargulców. To pierwsze, co zobaczyła. Następnego dnia siedziała na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, a jej wzrok przez cały czas był utkwiony w paśmie włosów, które zaplotła na środkowym palcu. Obserwowała go, nie potrafiąc za bardzo się skoncentrować nad własnymi myślami, a to do jakiegoś czasu pomagało jej się zrelaksować. Mimo, że na zewnątrz wyglądała spokojnie to w środku szalał istny sztorm, który kłuł ją w sercu i nie dawał o sobie zapomnieć. Jej mięśnie praktycznie, co chwila drętwiały lub doświadczył skurczów, dlatego jedynie w tych momentach się poruszała, aby je rozmasować.

     Prawie miesiąc. Tyle leżała, zamknięta we własnym umyśle, trzymana w kleszczach swoich najgorszych leków, którymi była samotność i jej własne odbicie. To był koszmar, którego do końca życia nie zapomni. Będzie jej towarzyszył noc w noc, nawiedzał ją dopóki nie nadejdzie jej czas, w którym wykaże się ostatkiem sił czymś, co możnaby było porównać do poświęcenia. Jeśli miała być szczera to gdzieś w głębi duszy czuła, że to nadejdzie. Koniec, który może na zawsze wszystko zmienić. Jednak nie wiedziała kiedy i to właśnie przyprawiało ją o gęsia skórkę na całym ciele. Ta niewiedza. Dla niektórych może się wydawać, że jest ona dobrym rozwiązaniem, ale nie dla niej. Chciałaby być świadoma tego, kiedy wszystko się skończy, aby móc się do tego przygotować, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Bo to w końcu psychika ucierpi najbardziej. Świadomość dnia swojej śmierci jest bolesna, jednak daje możliwość zrobienia czegoś przed nią, wykorzystać to, że jeszcze się oddycha i myśli, aby zrobić coś niezwykłego, nie zmarnować tego czasu, który pozostał. Tej myśli się trzymała.

      Nagle drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się na całą szerokość. Towarzyszył temu okropny skrzyp, który wydały. Pani Pomfrey wyszła ze swojego gabinetu i stanęła niedaleko jej łóżka, opierając dłonie na biodrach. Adelina spojrzała na kobietę kątem oka, po czym swoje spojrzenie stalowych tęczowek przeniosła spowrotem na wejście do przestronnego pomieszczenia. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się tamtego dnia gości, gdyż Pani Pomfrey kazała jej odpoczywać, a uczniom zabroniła w ten dzień przychodzić.

      Tom Riddle dosyć szybko zjawił się obok łóżka Panny Shelwood z tym samym obojętnym wyrazem twarzy, kiedy widzieli się ostatni raz. Promfey już nie było – gdy tylko zobaczyła Prefekta Naczelnego wróciła do swojego gabinetu. Młody Riddle wzbudzał respekt nawet u nauczycieli, był ich pupilkiem, dzięki czemu niemalże wszystko uchodziło mu na sucho. Nie podejrzewali oni, jednak, że Tom może być potworem, który tylko czeka, aż nadarzy się okazja, żeby zacisnąć swoje obślizgłe cielsko wokół szyi. Jedyną osobą z grona pedagogicznego, którą potomek Slytherina próbował omamić, lecz z marnym skutkami był Albus Dumbledore, według Adeliny, jeden z najpotężniejszych czarodziejów na świecie, co rzeczywiście mogło mieć swoje przełożenie na realistyczność.

      Riddle usiadł na tobołku, który stał obok łóżka i beznamiętnym wzrokiem zaczął wpatrywać się w dziewczynę. Ta zaś specjalnie unikał jego spojrzenia, gdyż wiedziała, że jak jego wzrok oraz jej się spotkają, on będzie mógł wyczytać z jej oczu wszystkie towarzyszące jej emocje, czego za wszelką cenę chciała uniknąć.

      — Czułam ból — zaczęła, bez względu na to, czy chłopak ma ochotę jej słuchać, czy też nie. — Wierzyłam kiedyś w szczęście, nie takie, kiedy coś się stanie i jesteś z tego powodu szczęśliwy. Tylko takie, które przychodzi niespodziewanie i pomaga przetrwać trudny czas. Nie przyszło. Błądziłam jak głupia po najgorszym koszmarze w moim dotychczasowym życiu, bez celu, niczym dziecko, które zgubiło się na dworcu kolejowym. Często trafiałam na ślepe zaułki, lecz starałam się myśleć pozytywnie, jednak pewnego dnia to wszystko szlag trafił. Gdzie nie poszłam widziałam ciebie. Patrzyłeś na mnie, jakbyś chciał mnie wypatroszyć — zawiesiła spojrzenie na swoich dłoniach, pokrytych małymi pęcherzykami, które były pewnie skutkiem ubocznym wypicia soku z Mandragory. — Wygrałeś — mówi to otwarcie, bez żadnego zająknięcia, które zazwyczaj w takich momentach dawało się u niej we znaki.

      Mogła się domyślić, że Ślizgon poczuł gdzieś w duchu niemałą satysfakcję, ale wolała o tym nie myśleć. Narazie chciała się skupić tylko, na oglądaniu swoich bladych i chudych dłoni, które po miesięcznym spertyfikownaiu wyglądały okropnie. Czuła, że być może za bardzo się rozgadała, że mogła powiedzieć to jedno słowo od razu, jednak nie żałowała tego. Jej burza w minimalnym stopniu się uspokoiła, gdy powiedziała chłopakowi wprost, jak się czuła.

      W pewnej chwili przed jej oczami pojawiła się dłoń chłopaka, która w ułamku sekundy wzięła jej. Tom Riddle schował jej dłoń w swoich i spojrzał na nią intensywnym spojrzeniem swoich tęczówek. Ta sytuacja doprowadzał wnętrze Adeliny do jeszcze większego szaleństwa i w mniejszym stopniu trwogi.

      — Już dawno wygrałem, Adelino — mówiąc to wstał i ruszył się kierunku drzwi. Ona zaś siedziała zdezorientowana i zarazem wściekła na są siebie. Znowu mu pozwoliła przejąć stery nad jej własnym statkiem życia.

𝐓𝐎 𝐄𝐍𝐃.♕ TOM RIDDLE ERAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz