CHAPTER NINETEEN.

1K 58 3
                                    

      Wyciągnęła swoją różdżkę, oplatając jej rękojeść swoimi szczupłymi palcami.

      — Lumos — szepnęła jedynie, a jej oczy oślepił promieniujący blask, wydobywający się z koniuszka magicznego przedmiotu. To sprawiło, iż musiała na chwilę przymknąć powieki, aby gdy je otworzy mogła się dopatrzeć czegokolwiek, co pomogłoby jej orientacyjnie w dotarciu do miejsca.

      Jednakże korytarz przed nią zakryty był wciąż płachtą czerni, którą trudność miało rozświetlić nawet to zaklęcie. Miała wrażenie, jakoby powietrze, które wdychała cicho ustami stało się ciężkie i gęste, jednakże mogło być to skutkiem jej stresu rozprzestrzeniającego się po jej krwioobiegu w zastraszającym tempie, niczym zaraźliwy wirus, który szuka słabego punktu, aby móc zacząć działać. Jednakże nie stała długo w miejscu, gdyż w końcu, wyciągając przed siebie dłoń z różdżką, ruszyła wzdłuż holu. Jej kroki ku niechęci wydawały z siebie dźwięk szuranua, gdy próbowała przemieszczać się jak naciszej i najszybciej.

   Nagle czyjąś dłoń zakryła jej usta, a drugą unieruchomiła jej ręce, odciągnąć w bok. Adelina Shelwood zdążyła jedynie zacisnąć dłoń mocniej na różdżce, gdy zdezorientowana wpadła na ścianę. Walburga Black uniosła palec wskazujący i dotknęła jego opuszkiem swoich warg. W spojrzeniu białowłosej pojawił się błysk zirytowana oraz pewnego rodzaju gniewu. Jednakże prawdopodobnie mogła to być tylko maska, kryjąca za sobą przerażenie.

      Aczkolwiek nie miała okazji do powiedzenia czegokolwiek, ponieważ koło nich przemknęła pierwsza osoba, która zdawała się być jedynie cieniem. Czarnowłosa Ślizgonka, gdy upewniła się, iż ponownie zostały same, sięgnęła do srebrnego łańcucha zapięcia jej płaszcza i odpięła go. Adelina ściągnęła wagi i odwróciła się do niej plecami, aby niedługo później poczuć pod palcami aksamitny materiał, którym dziewczyna okryła jej ramiona, zasłaniając odpowiednio srebrno – niebiesko godło naszyte na szacie.

      Jej spojrzenie stało się lżejsze, przemknął w nim nawet cień wątpliwości. Jednakże wiedziała, że jeśli jest tutaj, musi wciąż się w garść. Zachować twarz, przepędzić ze swojej wizualności strach i zgromadzić do w duszy, aby odciąć mu drogę powrotną na zewnątrz. Poczuła się zbyt delikatna, nieprzygotowana na to, co napotka na swej drodze. Tu miała pewną wiedzę. Choć usilnie pragnęłaby to wiedzieć, aby móc zapobiegać swoim błędom, nie wiedziała, co się wydarzy na skutek jej decyzji. Mogła jedynie snuć przypuszczenia. Aczkolwiek teraz pragnęła tylko oczyścić swój umysł, zabezpieczyć go przed włamaniem, jakby wolała być przezornym człowiekiem, który chce uniknąć liczenia strat, które gdyby nie jego czyny, z pewnością by się pojawiły – nie obeszłoby się bez nich.

      Odwróciła się w stronę Walburgi, a jej wyraz twarzy stał się nagle poważny. Choć nie chciała zanieczyszczać swojego umysłu, nie potrafiła pozbyć się palącej jej rozsądek myśli.

      — To nie pierwszy raz, prawda? — zapytała, chociaż nie potrzebowała odpowiedzi na to pytanie, aby sama móc ją wybrać. Ślizgonka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednakże w jej spojrzeniu przemknęło światło, gdy spojrzała za Pannę Shelwood.

      — Wiem, że nie muszę ci odpowiadać, Adelino. Milcz, dobrze? — Black uniosła brwi w znaczącym geście, w którym krył się nacisk.

      Usta białowłosej zostały zaciśnięte w wąską linię, gdy przez dłuższą chwilę wpatrywała się w przyjaciółkę, na której twarzy o ostrych rysach kryło się zniecierpliwienie. W końcu skinęła ledwie zauważalnie, lecz wystarczająco na tyle, aby Walburga to zauważyła. Panna Black sięgnęła do kaptura swojej szafy i założyła go, jednakże Adelina nie widziała już, jak odchodzi, gdyż nie czekając zbyt długo i sama ruszyła w stronę, z której schodzili się młodociani czarodzieje. Starała się przybrać spokojny wyraz twarzy, lecz nieudalnie, gdyż zamiast tego powstał grymas. Bowiem był to sposób na wtopienie jeszcze łatwiejszy, ponieważ taka mimika lśniła już na niektórych obliczach.

      Gdy korytarz w większym stopniu opustoszał, dziewczyna poczuła w sercu zawiść. W drzwiach opuszczonej sali pojawiła się Shantall Avalon. Minimalny uśmiech, który widniał na ustach rudowlosej powoli zniknął, kiedy jej wzrok padł na Krukonkę. Jednakże ona przeniosła spojrzenie przed siebie, ignorując uczucie również zawodu. Została okłamana, ot co, ale nie pozwoliła, aby to wpłynęło na jej postawę. Uniosła delikatnie wyżej podbródek. Mimo, iż nie była szlachcianką z czystokrwistego rodu, wyglądała dumnie. Nie potrzebowała tytułu ani słynnego nazwiska.

      Gdy przechodziła obok niej, ich tęczówki na chwilę złapały wspólny lot, a Shantall wydała się w jednej chwili odczytać ból, który ukrywała przed światem Adelina. Lecz wyraz jej oczu był tak intensywny, iż rudowłosa pod presją przerwała ich krótki kontakt.

      Przeszła przez próg, a choć sala ta była bardziej oświetlona niż korytarz, ledwie udało jej się dostrzec postać stojącą przy rozpalonym i zapewne od dawna nieużywanym kominku, w którym drewno w ogniu strzelał bardzo cicho, jakoby dla samego siebie. Stanęła po zrobieniu kilku kroków w jego stronę.

      — Tom.

𝐓𝐎 𝐄𝐍𝐃.♕ TOM RIDDLE ERAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz