CHAPTER TWENTY TWO.

841 36 4
                                    

      — Lumos — szepnęła, a korytarz przed nią rozświetlony został białym światłem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

      — Lumos — szepnęła, a korytarz przed nią rozświetlony został białym światłem. Na jej plecach pojawiła się gęsia skórka, gdy wraz z zamknięciem przejścia, powstał zimny podmuch. Przymknęła na chwilę powieki, starając się pozbyć zadyszki, która powstała po zawziętym biegu i wydawała się nie mieć zamiaru jej opuścić w ciągu najbliższych minut. Lecz wbrew jej obawom, jej oddech mozolnie, lecz skutecznie zaczął się uspokajać, a serce bić wolniej w swoim prawidłowym tempie.

      Kiedy znów otworzyła oczy, oślepiło ją zaklęcie wydobywające się z jej własnej różdżki, więc zamrugała szybko. I właśnie, gdy przyzwyczaiła się do jasności otoczenia, zwróciła uwagę na wygląd korytarza. Łukowe sklepienie było w rzeczywistości znacznie niższe niż te w otwartych holach Hogwartu, lecz wciąż na tyle wysokie, że ponad jej głową pozostawał ponad metr wolnej przestrzeni. Ściany zdobiła czerwona cegła, nadająca wąskiemu korytarzowi pewien wyraz ciepła, acz przez ciemność ten kolor wydawał się stawać brunatny lub w niektórych miejscach nawet czarny. Uniosła dłoń z magicznym przedmiotem nad siebie, gdy przed nią jak miraż pojawiły się schody prowadzące w dół. Adelina wiele razy przemykała się tym przejściem, więc nie zawahała się przez zbiegnięciem po kolejnych stopniach.

      Ślepy zaułek, przed którym stanęła, w niektórych momentach lśnił wilgocią. Wiedziała, jakie mogą być konsekwencje tego, jeśli spotka kogokolwiek po drugiej stronie, a było to niemalże pewne. Chociaż nikt nie zdziwiłby się, jeśli by ją tu zobaczył to zapewne w końcu ktoś dowiedziałby się o tym od innych. Nie darzyła mieszkańców lochów na tyle dobrym zaufaniem, aby móc im wierzyć, iż zachowają dyskrecję. Nie mniej jednak, włożyła dłoń w uszczelkę w ścianie i chwyciła znajdujący się za nią łańcuch. Gdy go przekręciła, usłyszała prawie niemy syk, a cegły przed nią się rozsunęły. Szybko wyciągnęła rękę i jednym ruchem zgasiła światło swojej różdżki. Wypuściła mocno powietrze ustami i palcami wyprostowała swoją brudną od ziemi szatę. Mimo niepewności wyszła z tajnego przejścia i dumnym krokiem ruszyła w stronę przeciwną niż grupka Ślizgonów, która najwyraźniej w ogóle nie zwracała na nią uwagi, rozmawiając z uśmiechami na ustach.

      Sama, nie mogąc się powstrzymać, uniosła zadowolona kąciki ust. Jednakże zaraz opadły, kiedy jej myśli nawiedziło wspomnienie sprzed kilkudziesięciu minut. Nagle zrobiło jej się zimno. Zacisnęła dłonie na swoich ramionach i przycisnęła ręce do piersi. Skrzywiła się nieznacznie. Czy powinna się tak czuć? W końcu to nie ona rzuciła Cruciatusa. Ale... To ona do tego doprowadziła. Raczej. Czy jeśli zauważyłaby cokolwiek wcześniej, mogłaby temu zapobiec? Bzdura. To Shantall sama wybrała, co ma zamiar robić, a ona tylko w tym uczestniczyła.

      Nagle na końcu korytarza, prowadzącego na schody, usłyszała podniesiony głos profesora Slughorna. Jej poczoliczki zarumieniły się ze zdenerwowania.

      Zimne palce oplotły jej przedramię. Poczuła mocne szarpnięcie, a już po chwili jej plecy bezboleśnie otarły się o chłodną ścianę i postać Panny Shelwood zasłonięta została cieniem kątu, w którym się znalazła. Zacisnęła powieki, zaczynając błagać Merlina, aby udało jej się przeczekać ten czas, nie zważywszy na osobę, która pomogła jej się zakamuflować.

      — Oh, Tom! — westchnął Horacy Slughorn z widocznym zadowoleniem z przypadkowego spotkania ze swoim faworytem. Adelina otworzyła oczy i wtedy ujrzała swojego wybawcę w pełnej okazałości. Ubrany w zwykły czarny sweter z godłem Slytherinu i śnieżnobiałą koszulę z pewnością prezentował się lepiej niż znaczna większość Ślizgonów, a jasnowłosa była przekonana, że on o tym doskonale wie.

      — Dzień dobry, profesorze. Jeśli profesor pozwoli, czy jest coś w czym mógłbym pomóc? — Riddle zapytał o to tonem tak spokojnym i jednocześnie cicho niewinnym, że serce Adeliny wydawało się ścisnąć.

      — Oczywiście. Czy widziałeś może pannę Shelwood?

      Krukonka spojrzała odruchowo na dłonie nauczyciela. Pocierał je nerwowo, zahaczając o swój pierścień na palcu. Zdążyła już zauważyć, iż zawsze tam robił, kiedy tylko się denerwował. Lecz zaraz jej wzrok znów znalazł się na idealnym profilu Toma Riddle'a.

      — Niestety, profesorze, ale zakładam, że może być w bibliotece. Zapewne pisze wypracowanie na jutrzejsze zajęcia z Eliksirów. Z tego, co pamiętam to na temat Eliksiru Spokoju, nie mylę się?

      Wciąż nie zdołała pojąć, jak udaje mu się być aż tak spokojnym i opanowanym w sytuacjach, kiedy kłamie. Wydawał się być tak pewny, języka swojego ciała, że potrafił opanować najmniejsze gesty wskazujące na fałsz. Chociaż jeszcze kiedyś myślała, że on po prostu potrafił, nie musiał się w żaden sposób wysilać.

      — Oh, tak się składa, że już tam szukałem — Ślimak wymruczał pod nosem, unosząc palec wskazujący ku górze i zaczął nim machać. — Tak, tak, tak, dokładnie — powiedział szybko i uniósł w charakterystyczny dla niego sposób brew, lecz postarał się uśmiechnąć, nie ukazując tego, iż mu się śpieszy z powodu, który podejrzewała dziewczyna. — A! Jeszcze jedno, Tom. W przyszłą sobotę odbędzie się spotkanie Klubu Ślimaka, o tej samej porze jak ostatnio. Liczę, że zaszczycisz towarzystwo swoją obecnością.

      — Pojawię się, profesorze, jak zawsze zresztą.

      Nauczyciel przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, lecz gdy tylko otworzył usta, aby coś powiedzieć, pokręcił do siebie głową. Posłał swojemu ulubieńców uprzejmy uśmiech i odwróciwszy się, odszedł.

      Jednakże Adelinę zastanawiało to, dlaczego profesor szukał jej akurat w lochach, gdzie nie pojawiała się tak naprawdę więcej niż cztery razy w ciągu całej swojej, pięcioletni nauki w Hogwarcie, ponieważ z Tomem spotykała się na Błoniach, a Walburga i Hannah były dość częstymi gośćmi w Wieży Ravenclawu – przynajmniej do dość niedawnego okresu. Nie miał, więc, zbytnich powodów, aby móc dostrzec jej osobę wśród tłumu uczniów domu, nad którym sprawował pieczę. Zanim uświadomiła sobie, co to może oznaczać, zorientowała się, że już po wszystkim. Unosząc spojrzenie, natrafiła na ciemne tęczówki wpatrzone prosto w jej. Po pewnego rodzaju serdeczności w stosunku do pedagoga, nie pozostał ślad, zastąpiony beznamiętnością. Jakoby tą samą ślizgońską maską, którą zakładała większość wychowanków Salazara.

      — Dlaczego Slughorn cię szuka? — zapytał, zaplatając dłonie za swoimi plecami, a Adelina być może nawet nieświadomie zauważyła ten delikatny gest, gdy opuszkiem palca musnął krawędź swojego sugnetu.

     — Nie wiem — powiedziała zgodnie z prawdą. Nastolatka wcale go nie okłamywała. Świadoma była jedynie tego, że jednym z powodów mogła być sytuacja ze zbocza, chociaż była święcie przekonana, że nikt nie zdołał jej rozpoznać, gdyż zaczęła biec zaraz po tym, jak z mostu wyszły postaci, których tożsamości nie zdążyła poznać.

      Starała się całkowicie ignorować sposób, w jaki na nią patrzył. Nie mogła mu powiedzieć, a przynajmniej nie teraz. Poczuła nagły skok adrenaliny i niemal podskoczyła, gdy minął ich nieznany jej Ślizgon.

      — Albo mogę wiedzieć — dodała po dłuższej chwili namysłu, ulegając surowością jego wzroku.

      — W Pokoju Wspólnym Slytherinu po kolacji — Adelina zauważyła, jak jego brew unosi się delikatnie, a podbródek wysuwa do góry. Obserwowała, jak odwraca się z pewną arystokratyczną gracją, która towarzyszyła mu pryz wykonywaniu nawet najmniejszego ruchu. Wpatrywała się w jego plecy, aż całkiem nie zniknął z jej pola widzenia, a temperatura powietrza wydawała się stać wyższa, jakby wraz z jego obecnością opadła. I dopiero, kiedy Tom Riddle się oddalił, ona ruszyła w przeciwną stronę, kierując na Wielkie Schody. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że przez cały ten czas pociły jej się dłonie w oznace.

𝐓𝐎 𝐄𝐍𝐃.♕ TOM RIDDLE ERAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz