CHAPTER ONE.

5.6K 235 50
                                    

Zawiązała na szyi krawat w barwach swojego domu i wyszła z dormitorium

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zawiązała na szyi krawat w barwach swojego domu i wyszła z dormitorium. Do pierwszej lekcji, którą miała Eliksiry, miała jeszcze dużo czasu. Skierowała się więć do Wielkiej Sali, gdzie przy stole Krukonów siedzieli jej przyjaciele. Usiadła koło rudowłosej dziewczyny i podrapała się po nosie. Zamrugała parę razy, starając się, by obraz stał się ostrzejszy. Tej nocy w ogóle mogła zmrużyć oka. Cały czas miała przed oczami scenę z zeszłej niedzieli. Gryzło ją sumienie, chociaż wyraziła swoje zdanie. W niczym nie zawiniła. Chyba.

Wiedziała, że to, co powiedziała nie może zranić Riddle'a, bo on nie ma uczuć lub świetnie je maskuje. Kiedyś taki nie był.

Po tym, jak ją uderzył, został czerwony ślad. Nie zwracała jednak na to uwagi. Nie miała przyjacielowi tego za złe, bo każdego mogą ponieść emocje.

Ona tylko chce mu pomóc. Chce, by na chwilę przestał myśleć o sobie i zaczął myśleć, co czują inni.

W tym samym momencie do Wielkiej Sali wszedł on. Był sam, lecz dziewczyna zdołała już zauważyć Malfoy'a, Mulcibera i Blacka oraz cała jego świtę siedzącą przy stole Slytherinu. Większość płci pięknej patrzyła w stronę chłopaka, jak na bezcenną rzecz. Jednak on nie był rzeczą tylko żywą istotą. One ponoć go kochały, ale kochanie za wygląd to pożądanie. Inne kochały go ze względu na inteligencję, ale to się nazywa podziw. Jeszcze inne 'kochają' go za sławę, ale to nie miłość tylko zainteresowanie. Tak przynajmniej sądziła.

Gdy zjadła wyszła z Wielkiej Sali. Udała się do lochów, gdzie czekała na nauczyciela. Gdy profesor Slughorn się zjawił, usiadła w drugiej ławce od przodu. Zaczęła bawić się palcami. Po niedługiej chwili usiadła obok niej przyjaciółka.

Lekcja się zaczęła. Eliksiry w tym roku będą mieli z Ślizgonami. Kiedy Slughorn stanął przy biurku, westchnął.

- Na początek roku trochę was poprzesadzam - powiedział, jak zwykle wesołym tonem i zaczął robić to, co zamierzał. - No to teraz Pan Smith usiądziez Panną Avalon. Panna Shelwood z Panem White'm.

Blondynka wstała, wzięła swój podręcznik i usiadła w ławce na drugiej stronie sali.

- Witaj, Collumie - uśmiechnęła się w stronę przyjaciela.

- Witaj, Adelino - odwzajemnił ten drobny gest i przeciągnął się.

- Pocahontas uciekła? - zapytała i oparła głowę na podbródku.

- Ślimak przesadził Florence do Yasmine - odparł.

Do końca lekcji się nie odezwał.

Po skończonych zajęciach usiadła na łóżku w dormitorium. Oparła głowę o ścianę, westchneła i odpłynęła wraz z myślami. Tę chwilę przerwała jej przyjaciółka.

Shantall Avalon usiadła przed dziewczyną i spojrzała na nią zmartwiona. Jednak w pewnym momencie zmartwienie ustąpiło miejsca złości. Zmarszczyła brwi, zacisnęła usta w wąską linię i uniosła dłoń. Położyła ją na policzku blondwłosej.

- On ci to zrobił? - zapytała nie ukrywająć złości.

Shantall zawsze była wrogo nastawiona do młodego Riddle'a. Uważała, że kiedyś ją zrani nie tylko psychicznie, ale i fizycznie również. W tym momencie wszystkie negatywne uczucia do Ślizgona, które w sobie tłumiła, zaczęły się z niej wylewać jak z fontanny.

Wstała z łóżka i już miała odejść do drzwi, ale została zatrzymała przez Pannę Shelwood. Gdy się odwróciła zobaczyła płynące po twarzy Krukonki łzy. Natychmiast wróciła na posłanie i objęła twarz przyjaciółki dłońmi.

- Ty płaczesz, Adelina? - zapytała z troską w oczach.

- Nie, fontannę udaję - odpowiedziała sarkastycznie. W takich momentach łatwo było wywołać u niej nawał sarkazmu. Rudowłosa przytuliła ją do siebie mocno i zaczęła głaskać po głowie.

- Co spowodowało, że marnujesz swoje nrwy i łzy na tego imbecyla? - zapytała nie zaprzestając czynności Panna Avalon.

- Staram się. Staram się mu pomóc zmienić się. Na początku miałam wielkie nadzieje, ale teraz one z każdym jego złym czynem maleją. Wiem, że wszystko, co robię idzie na marne. Ja tak bardzo nie chcę, aby się zatracił w szaleństwie i rządzy władzy, by z każdą rzeczą, którą wykonuje, staczał się. Jednak teraz czuję się winna, że nie potrafię mu pomóc. To boli, Shantall, to boli - łkała, co chwila gwałtownie zaczerpując powietrza.

- Tacy ludzie jak on się nie zmieniają, kochana. Ich nie da się zmienić, chociażbyśmy bardzo mocno tego pragnęli - wytłumaczyła Shantall Avalon i podała jej chusteczkę ze stolika nocnego.

- Nie rozumiesz - zaprzeczyła, kręcąc głową i pociągając nosem. - To wszystko przeze mnie. Mogłam temu zapobiec już na początku. Przecież on nie był taki. Przyjął taką strategię dopiero po pierwszym roku. Ostatnio czytał o Horkruksach, Shantall. Tom chce zabic człowieka - przerwała i wybuchła jeszcze większa histeria. - Intuicja mi podpowiada, bym do tego nie dopuściła, że jeśli nic nie zrobię to będzie moja wina. Nie chcę śmierci człowieka, ale nie chcę też go stracić. To mój przyjaciel. Jestem świadoma tego, że jeśli będę siedziała bezczynnie to będzie się liczyło jako współudział w morderstwie i nie wybaczę sobie tego do końca życia... - nie było dane jej dokończyć, ponieważ przerwała jej współlokatorka.

- Adelino, tak nie można. Ponoć Riddle to twój przyjaciel, a ty teraz martwisz się wyrzutami sumienia i tym, że będziesz współwinna morderstwa?

- Na Brodę Merlina! To nie miało tak zabrzmieć. Nie chodzi o mnie. Nie wiem, jak to powiedzieć. Nie panuję już nad tym, co mówię.

- Kochasz go? - wypaliła rudowłosa i odsunęła od siebie dziewczynę.

Blondwłosa miała spuchnięte od płaczu powieki. Na policzkach znajdowały się resztki jej skromnego makijażu, który składał się jedynie z tuszu do rzęs. Miała czerwone białka,a źrenice nieznacznie powiększone. Wyglądała jak prawdziwa czarownica. N dodatek jej włosy sterczały na wszystkie strony. Shantall pocałowała ją w czoło. Odkąd wpadły na siebie w pociągu są jak siostry.

- Kochasz go? - Krukonka ponowiła swe pytanie.

- Nie wiem - odpowiedziała po chwili namysłu.

- A co ci mówią rozum i serce?

Między nimi znów zapadła krępująca cisza.

- Adelino.

- Nie wiem! Ja już nic nie wiem. To wszystko jest bezsensu. Próbuje połączyć fakty, ale to jest tak, jakbym miała tylko jedną czwartą puzzli - załamała ręce, a następnie zamrugała parę razy, by spędzić z powiek kolejną fale, nawiedzających ją łez.

W pewnej chwili do dormitorium ktoś zapukał. Adelina Shelwood krzyknęła „proszę" i do środka weszła wysoka szatynka, a za nią blondynka.

Walburga Black - bo tak miała na imię brązowowłosa -, gdy tylko zobaczyła przyjaciółkę położyła torby z tajemniczą zawartością na podłodze i podbiegła do dziewczyny. Blondwłosa Hannah Kohl podążyła za Ślizgonką.

- Co się stało, Adelino? - zapytała Hannah.

- Jeśli nie chcesz rozmawiać to nie wnikam - Panna Black podniosła ręce w geście poddania i po chwili kontynuowała. - Idź się ogarnij. Mamy coś, co napewno poprawi ci humor - powiedziała szatynka tryskając energią, a Hannah tylko przytaknęła.

𝐓𝐎 𝐄𝐍𝐃.♕ TOM RIDDLE ERAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz