o37 We can ✍

1K 69 10
                                    

— To dobrze, że dali wam policjanta do ochrony — powiedział FP, kładąc przede mną kubek z herbatą.

— Żartujesz? — Uniosłam kpiąco brew. — Henderrson nawiedza mnie nie tylko w koszmarach. Dosłownie widzę go, gdy wstaję!

Jones uśmiechnął się delikatnie, po czym złożył pocałunek na moim czole i sam zajął miejsce na przeciwko. Dobrze, dla takich chwil żyłam, ale nie mogłam o tym rozmyślać zbyt długo, bo mieliśmy ważniejsze sprawy do omówienia. Fakt, że nasz dom był chroniony przez ludzi szeryfa, to jeden z najmniejszych problemów. Gorszym był Fangs w więzieniu. 

— Dziwne, że McCoy zgodziła się bronić Fangsa — mruknął FP.

— Nienawidzi Lodge'a bardziej niż Serpents. — Wzruszyłam ramionami. — Zrobi wszystko, by utrzeć im nosa...

— Może to i lepiej — westchnął mężczyzna, łapiąc moją dłoń, spokojnie leżącą na stoliku. — Przynajmniej ty nie będziesz się w to pakować. Dość masz problemów.

— O wypraszam sobie — oburzyłam się. — Ostatnio nic nie zrobiłam. Nawet byłam miła dla taty...

— Oczywiście. Poza wypisaniem się na własne życzenie ze szpitala, zignorowaniem zaleceń lekarza...

Wywróciłam oczami, wstając. Usiadłam na kolana FP, skutecznie go tym uciszając. Wpatrywał się we mnie migocącymi oczami zupełnie, jakby na coś czekał. I tym oto krótkim ruchem miałam go w garści. 

— Mimo wszystko Fangs mnie przebił. Więc teraz myśl, jak go wyciągnąć. 

— Szeryf nie chce współpracować — westchnął Jones. — Nie pałam specjalną miłością do Kellera, ale... on przynajmniej nie był na każde polecenie Lodge'a... 

W tej kwestii absolutnie się zgadzałam. Nowy szeryf to chodząca pomyłka.

— Może... powinniśmy poprosić Kellera o pomoc w... znalezieniu prawdziwego mordercy?

Ciemne oczy Jonesa powiększyły się dwa razy. Mężczyzna wpatrywał się we mnie zupełnie, jakby zobaczył ducha. Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo już wygłaszał swoje mądrości. 

— Zgłupiałaś już zupełnie. Chcesz mieć jeszcze jedną dziurę w brzuchu?! Nawet nie myśl o szukaniu mordercy tej dziewczyny, Mickey. Do Kellera też nie idź... w ogóle zostaw ten temat w spokoju... wymyślę coś, tylko...

— Dobra ucisz się — westchnęłam, łapiąc policzki FP. — Wspominałam już, jak bardzo za tobą tęskniłam?

— Zdecydowanie za mało... — mruknął, oplatając mnie ciasno ramionami. 

W tym momencie już praktycznie odpłynęłam i jedyne czego chciałam, to zapomnieć na chwilę o Fangsie w więzieniu i innych problemach. Zamknęłam oczy, gdy usta Jonesa znalazły się na mojej szyi. Palce zagłębiłam w jego ciemnych włosach, z podekscytowaniem oczekując na więcej.

Ale moje więcej nie nadeszło. Zamiast tego Jones oderwał się ode mnie i złapał za podbródek zmuszając, bym na niego spojrzała.

— Nie chcesz iść na debatę Freda? 

Pokręciłam zdecydowanie głową. Rozważałam to, wielokrotnie byłam świadkiem tego, jak tata i Arch rozmawiają o debacie, jednak ani razu nikt nie wspomniał o tym, abym się pojawiła. Poza tym, przez przypadek usłyszałam, jak Archie rozmawiał z ojcem na temat tego, że Hermione zechce przypomnieć wszystkim moją przynależność do Southside Serpents, a to przyniosłoby tacie raczej negatywny rozgłos.

— Mickey? 

— Chciałam — westchnęłam, powoli rozpinając guziki koszuli FP. Utkwiłam spojrzenie w materiale, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to zabolało. Naprawdę chciałam wspierać tatę, ale skoro moja obecność mogła mu tylko zaszkodzić, nie było warto. — Chciałam, ale... Arch stwierdził, że to niezbyt dobry pomysł...

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now