o18 Jughead and Archie... ✍

1.1K 62 16
                                    

Ostatnimi czasy wszystko szło nie tak, więc nie spodziewałam się, że stanie się coś dobrego. Widać ktoś tam na górze się za mną wstawił i stwierdził, że dość mojej życiowej niedoli. No, może przesadziłam z tą radością, ale wiadomość wciąż była wyborna. 

Nigdy nie sądziłam, że będę z uśmiechem jeść podwieczorek i wpatrywać się w szkolną gazetkę, gdzie na pierwszej stronie będzie widniało zdjęcie z młodości Alice Cooper. Wtedy jeszcze Smith, ale to mało ważne. Ważniejsze było to, że Betty wysmarowała całkiem pokaźny artykuł szkalujący jej własną matkę, która, o ironio, w młodości należała do Southside Serpents. 

Idealna matka i żona z Northside w końcu obnażona na oczach całego miasta.

— A to zasługuje na jeszcze jedną miskę lodów... — mruknęłam sama do siebie, wstając. Podeszłam do zamrażarki i wyciągnęłam pudełko, by chwilę później włożyć sobie pokaźną porcję. 

— Gorzej ci?

Uniosłam wzrok, słysząc głos mojego wyrodnego brata. Chyba powinnam naprawdę zacząć czcić ten dzień, bo było to pierwsze zdanie, które od kilku dni wypowiedział do mnie Archie. 

— Dlaczego? — zapytałam. Sama zdziwiłam się swoją uprzejmością, ale wyglądało na to, że świetny humor spowodował, że nie miałam ochoty być uszczypliwa. Jeszcze. 

— Od kiedy nucisz pod nosem? 

— Mam zacząć śpiewać? Wtedy będziesz miał nie tylko śliwę pod okiem, ale i krew w uszach — ostrzegłam. 

Rudzielec zmarszczył brwi, podchodząc bliżej. Sięgnął po łyżeczkę, zabrał mi pudełko lodów i tak po prostu zaczął jeść. Widziałam, że coś było zdecydowanie nie tak. Coś go trapiło, martwiło. 

— Arch, wszystko okej? Wyglądasz...

— Nie — przerwał natychmiast, kręcąc głową. — Nie będziemy rozmawiać o mnie. Nie będziesz pytać, czy wszystko dobrze, bo dobrze wiesz, że nie. Wiesz też, dlaczego jestem na ciebie wściekły.

Owszem, byłam świadoma tego, że wciąż burzy się za mój powrót do gangu. Nie mógł jednak pojąć tego, że kompletnie mnie to nie obchodziło. Tłumaczenie, że dzięki temu zarówno ojciec, jak i on będą bezpieczniejsi, także na wiele by się nie zdało. Klakier wiedział swoje i nie wykazywał jakiejkolwiek chęci, by choć spróbować zrozumieć mój punkt widzenia. 

Ja z kolei nie miałam zamiaru siwieć, próbując cokolwiek mu tłumaczyć. 

— Chcesz to się dąsaj. — Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się do Archie'ego. — Nawet ty nie zepsujesz mi humoru, Klakier. 

Nie czekając, aż Archie poprosi, podsunęłam mu pod nos numer Blue and Gold. Zerknął jedynie pobieżnie, a to oznaczało, że zdążył już zapoznać się z artykułem.

— To cię tak bawi? — prychnął.

— Tak — odpowiedziałam, patrząc twardo w jego oczy. 

— Mama Betty popełniła błąd, ale wyszła z tego...

Wywróciłam oczami. Jeśli Archie chciał wybielić przede mną Cooper, mógł już zamknąć buzię. Szkoda strzępić język.

— Ty nie zrozumiesz mojego punktu widzenia... — westchnęłam, oblizując łyżeczkę. — Ja twojego... A Alice Cooper na zawsze zostanie hipokrytką... 

— Mickey... pani Cooper jest żywym dowodem tego, że z gangu można wyjść. Nie skończyła, jak ci wszyscy narkomani z Serpents...

Odłożyłam z impetem łyżeczkę, która zabrzęczała po spotkaniu z blatem. Oparłam się o stół i zmarszczyłam niebezpiecznie brwi. Dobry humor to jedno, ale kolejny napad na Serpents, to drugie.

One Last Time || FP JonesDonde viven las historias. Descúbrelo ahora